Raków Częstochowa coraz pewniejszym liderem PKO Ekstraklasy


Ivi Lopez wejście do naszej ligi miał skromne, lecz w ostatnim czasie rozszalał się na dobre. Cztery bramki w dwóch meczach sprawiają, że Raków Częstochowa umacnia się na pozycji lidera

26 października 2020 Raków Częstochowa coraz pewniejszym liderem PKO Ekstraklasy
Łukasz Sobala / Press Focus

Jeśli ktoś przed rozpoczęciem sezonu przypuszczał, że Raków Częstochowa po ośmiu spotkaniach będzie liderem z co najmniej trzema punktami przewagi, mógł zostać uznany za odważnego „typera". Niekoniecznie wariata, ponieważ już w zeszłym sezonie ówczesny beniaminek miewał dobre momenty, lecz mało kto przypuszczał, że częstochowianie będą drużyną najprzyjemniejszą dla oka.


Udostępnij na Udostępnij na

Marek Papszun stworzył „potwora”. Zespół, którego po prostu nie można lekceważyć – zwłaszcza, że w ich szeregach rozkręca się Ivi Lopez. Zawodnik, który w ostatnich dwóch spotkaniach zanotował aż cztery trafienia. 

Transfery kluczem do sukcesu

Hiszpan, o którym jeszcze wspomnimy, nie jest jedynym ciekawym wzmocnieniem Rakowa przed trwającym sezonem. Oprócz niego zakontraktowany został między innymi wyróżniający się w barwach Korony Kielce Marcin Cebula czy powracający po trzech latach grania w Rosji Maciej Wilusz. Wyciągnięty z pierwszoligowej Termaliki  został również Vladislavs Gutkovskis. Reprezentant Łotwy strzelił dla „Słoni” 33 bramki w 112 meczach, a w barwach Rakowa ma już pięć trafień w ośmiu spotkaniach.

Drużynę „Czerwono-niebieskich” opuścili natomiast zawodnicy, po których spodziewano się trochę więcej. Ruslan Babenko wrócił na Ukrainę, Jarosław Jach próbuje swoich sił w Holandii, a Felicio Brown Forbes przeszedł do Wisły Kraków. – Przyszedłem do Wisły, żeby jej pomóc, żeby strzelić dla niej jak najwięcej goli. Mam nadzieję, że niedługo wszyscy będę zadowoleni z mojej postawy na boisku – mówił napastnik niedługo po ogłoszeniu transferu. Chociaż Kostarykanin poprzedni sezon mógł zaliczyć do udanych, to w obecnym w barwach Rakowa rozegrał zaledwie 19 minut.

Raków wszedł do ligi dopiero w zeszłym sezonie, a jego gra wygląda, jakby znał ligę od podszewki. Jeszcze jako beniaminek sprawiał spore problemy wielu drużynom i nie pękł, jak inne zespoły, które awansowały do najwyższej ligi (jak chociażby ŁKS Łódź, Zagłębie Sosnowiec czy Miedź Legnica).

Drużyna Marka Papszuna z kolei do samego końca liczyła się w walce o górną ósemkę. Ostatecznie nie udało się to, lecz zdobycie 53 punktów zapewniło spokojne utrzymanie na kilka kolejek przed końcem. Do strefy spadkowej mieli aż 13 „oczek” zapasu. Problemem nie jest również granie w Bełchatowie, o co wiele osób się martwiło. – Pierwszy mecz, w którym przegraliśmy z Koroną Kielce 0:1, zupełnie nam nie wyszedł. Później wszystko udało się poukładać. Myślałem jednak, że będziemy bić się o utrzymanie do końca – przyznał trener Papszun po zakończeniu poprzedniego sezonu.

Trudny początek sezonu

Podbudowany udanymi rozgrywkami Raków Częstochowa już w pierwszej kolejce stanął przed niezwykle trudnym zadaniem. W Bełchatowie podejmował mistrza Polski, Legię Warszawa. Chociaż „Legioniści” mieli swoje problemy, pokonali Raków 2:1. Debiut niczym z najgorszego koszmaru zaliczył Maciej Wilusz, który kompletnie nie radził sobie z Luquinhasem i jeszcze w pierwszej połowie opuścił boisko za drugą żółtą kartkę.

Jak się później okazało, starcie z Legią było wypadkiem przy pracy. W następnych siedmiu spotkaniach częstochowianie wygrali sześciokrotnie, a w międzyczasie zremisowali 2:2 z Cracovią. To sprawia, że Raków Częstochowa ma już na swoim koncie 19 punktów, co czyni go liderem PKO Ekstraklasy.

Ivi Lopez rozkręcił się na dobre

Duża w tym zasługa Iviego Lopeza. Zawodnik ten dołączył do Rakowa 1. września, czym zaskoczył wielu sympatyków naszej ligi. Ma on CV, którego nie powstydziłby się niejeden zawodnik – 41 występów w LaLiga, 63 mecze w LaLiga 2. Reprezentował barwy takich klubów, jak Levante, Getafe czy Real Valladolid. Oczekiwania wobec tego transferu mogły być więc spore.

Hiszpan dość powoli wchodził do zespołu trenera Papszuna. Dwa tygodnie po ogłoszeniu transferu nie wszedł z ławki w spotkaniu z Zagłębiem Lubin, a w starciu z Podbeskidziem Bielsko-Biała, Cracovią oraz Wisłą Płock otrzymał kolejno 19, 32 oraz 11 minut. Dopiero w meczu z Górnikiem Zabrze Hiszpan wybiegł w pierwszym składzie. Skorzystał co prawda na kontuzji Marcina Cebuli, co nie zmienia faktu, że napastnik zapakował faworyzowanym zabrzanom dwie bramki, co sprawiło, że Raków pierwszy raz w historii zasiadł na fotelu lidera.

W dzisiejszym spotkaniu ze Stalą Mielec Ivi udowodnił swoją klasę. W pierwszej części spotkania świetnie obsłużył podanie od Marko Poletanovia, dzięki któremu Raków prowadził już od 27. minuty. Druga połowa była dla Lopeza równie dobra jak nie lepsza. W 66. minucie pięknym strzałem z rzutu wolnego nie dał żadnych szans Rafałowi Strączkowi. I chociaż jedenaście minut później były zawodnik Rakowa, Maciej Domański strzelił kontaktową bramkę dla Stali, częstochowianie utrzymali prowadzenie do końca. Spora w tym zasługa również Jakuba Szumskiego, który obronił strzał Petteriego Forsella również ze stałego fragmentu gry. Fin, który znany jest ze świetnego uderzenia z dystansu pozazdrościł Hiszpanowi efektownej bramki, lecz Szumski udowodnił, że jest w równie wysokiej dyspozycji, co jego koledzy z pola.

Raków Częstochowa nie odda prędko pierwszego miejsca

Oprócz wspomnianych zawodników, na pochwałę zasługuje również Patryk Kun oraz Tomas Petrasek. Pierwszy z nich strzelił jak dotąd jedną bramkę oraz zanotował trzy asysty. Czecha z kolei można nazwać jednym z najlepszych środkowych obrońców w lidze, jeśli nie najlepszym. Nagrodą za wysoką formę było powołanie do reprezentacji Czech, w której Petrasek zadebiutował w meczu z Cyprem.

Wiadomo już, że „Medaliki” zostaną na czele tabeli co najmniej do 6 listopada. Wtedy to podejmą w Bełchatowie rozpędzającą się Wisłę Kraków. W przypadku zwycięstwa nad „Białą Gwiazdą”, Raków udowodni, że może stać się czarnym koniem w walce o europejskie puchary, a może nawet mistrzostwo Polski. W naszym niedawnym tekście zastanawialiśmy się, na co stać „Czerwono-niebieskich”. Czas pokaże, czy częstochowianie, na czele z Ivim Lopezem, utrzymają tak wysoką formę. 

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze