Beniaminków ekstraklasy możemy podzielić na dwa rodzaje. Tych, którzy po awansie do najwyższej klasy rozgrywkowej bez większych problemów się w niej adaptują. Często zdarza się, że niespodziewanie plasują się w czołówce. Drugi rodzaj, to zespoły które z miejsca osiadają w dolnych rejonach tabeli i rzadko się z niej wygrzebują, vide Sandecja rok temu.
Debiut
Takim zespołem w tym sezonie jest Zagłębie Sosnowiec. Dobry, ubiegły sezon w I lidze w ich wykonaniu to jedno, jednak patrząc na ich skład personalny raczej nikt nie spodziewał się, iż z marszu podbiją ekstraklasę. Realistycznie rzecz biorąc, już sam awans był sporym sukcesem – w klubie czekano na niego od jedenastu lat.
Bez wątpienia był on dużą zasługą trenera Dariusza Dudka, który odmienił oblicze tej drużyny. Od kilku lat kręciła się ona w czołówce tabeli, jednak zawsze brakowało konkretu. Początki wcale nie były łatwe. Dudek przejmuje drużynę po Dariuszu Banasiku, który na ostatniej prostej stracił szansę na wprowadzenie jej do ekstraklasy w sezonie 2016/2017.
Pierwsze spotkania Zagłębia w następnym sezonie są więc naznaczone rozczarowaniem. Trzy porażki w czterech pierwszych meczach stają się gwoździem do trumny Banasika. Nie wszyscy byli jednak zadowoleni z nazwiska jego następcy, bowiem dla Dudka miał to być debiut w roli samodzielnego trenera.
Pierwsze koty za płoty
Trzeba przyznać, że wieloletni asystent Marcina Brosza w Piaście Gliwice porwał się na duże wyzwanie. Już sam fakt rocznej umowy świadczył o tym, że oczekiwania wobec niego są jasne. Nikt w Sosnowcu nie wyobrażał sobie kolejnego roku na zapleczu ekstraklasy, wobec czego Dudek musiał od razu zakasać rękawy i wziąć się do roboty.
Na efekty nie trzeba było czekać długo. Zadziałał tu słynny „efekt nowej miotły” i już w pierwszym spotkaniu pod wodzą nowego trenera Zagłębie triumfowało 1:0 z Puszczą Niepołomice. To, co rzuciło się w oczy w pierwszych spotkaniach, to inny pomysł na drużynę niż u Banasika.
Pierwszych siedem spotkań Zagłębie grało formacją 4-3-3. Poza debiutanckim zwycięstwem oraz jednorazowym „wystrzałem” w meczu z GKS-em Katowice (3:0) nie przynosiła ona zbyt dobrych rezultatów. Po serii czterech spotkań bez zwycięstwa Dudek postanowił coś zmienić.
W czternastej kolejce definitywnie do łask powróciła taktyka 4-3-2-1. Wówczas Zagłębie rozbiło 5:1 u siebie Stomil Olsztyn i już niemal do końca sezonu 43-letni trener trzymał się tej koncepcji.
Gra jego drużyny opierała się o szybkie skrzydła, gdzie dobrą i równą formę prezentowali Tomasz Nawotka i Konrad Wrzesiński. Z roli napastnika świetnie wywiązywał się wypożyczony z Legii Vamara Sanogo.
Chociaż jego bilans strzelecki nie rzucał na kolana (pięć bramek), to skutecznie swoją siłą odciągał uwagę obrońców. Jego rola w drużynie i współpraca z najlepszym strzelcem, Szymonem Lewickim (czternaście bramek) była nieoceniona.
Ekstraklasowa klapa
Mimo wszystko warto zaznaczyć, że Zagłębie do samego końca nie było pewne awansu. Dopiero przedostatnie spotkanie, wygrane z Ruchem Chorzów 1:0, zapewniło klubowi wyczekiwany powrót do najwyższej klasy rozgrywkowej.
Przedsezonowe wzmocnienia Zagłębia Sosnowiec nie zrobiły jednak większego wrażenia, w dodatku drużynę opuścił najlepszy strzelec, Szymon Lewicki. Na jego miejsce sprowadzono Nigeryjczyka, Juniora Torunaringhę z czwartej ligi niemieckiej, który jak na razie nie zdobył nawet bramki w lidze.
Teoretycznie wzmocniona formacja defensywy jak dotychczas funkcjonuje fatalnie. Powracający z Rumunii Piotr Polczak miał stać się podporą obrony, tymczasem nie ma meczu, w którym nie popełniłby rażącego błędu. Niewiele lepiej wygląda Adam Kokoszka, który wrócił do gry po ciężkiej kontuzji.
Jedynym względnie udanym transferem jest ściągnięcie Michaela Heinlotha, mającego za sobą występy w Bundeslidze. Jednak dwadzieścia cztery bramki stracone w jedenastu spotkaniach nie przynoszą chluby całej drużynie Zagłębia Sosnowiec. Podobnie jak piętnasta lokata w tabeli ekstraklasy, z zaledwie siedmioma punktami.
Dlatego, czując zmęczenie „materiału”, Dariusz Dudek postanowił zrezygnować z posady szkoleniowca beniaminka. Ostatecznie jego bilans zatrzymał się na czterdziestu dwóch meczach, w których zdobywał średnio 1,48 punktu.
Na ratunek Dariusz Dudek
Mimo wszystko 43-letni szkoleniowiec wyrobił sobie renomę na rynku trenerskim. Jego pracę docenił GKS Katowice, który niemal od razu po jego odejściu z Zagłębia postanowił go zatrudnić.
Można tu dostrzec pewną analogię w wyborze nowego zespołu, jakiego dokonał Dariusz Dudek. Wystarczy spojrzeć na obecną sytuację GieKS-y w I-ligowej tabeli, by uzasadnić również decyzję podjętą przez jej zarząd.
Nowy klub Dudka po trzynastu kolejkach zdobył zaledwie dwanaście punktów i zajmuje miejsce w strefie spadkowej. Niewątpliwie jest to dalekie od przedsezonowych oczekiwań, okoliczności objęcia zespołu przez Dariusza Dudka są więc bardzo podobne do tych w Sosnowcu.
Czy tym razem Dudkowi uda się osiągnąć cel, jaki od dobrych kilku lat próbują osiągnąć w Katowicach? Z pewnością są podstawy ku temu, by tak sądzić. W końcu już raz udało mu się wyciągnąć zespół z aspiracjami z I-ligowego niebytu i kto wie, może uda się mu to po raz drugi.