Miedź Legnica – zespół na miarę ekstraklasy?


“Miedzianka” poznaje trudy bycia debiutantem i walczy o ligowy byt. Gdzie zobaczymy ją na finiszu?

4 grudnia 2018 Miedź Legnica – zespół na miarę ekstraklasy?
Krzysztof Porębski / PressFocus

Przed startem premierowej rundy jesiennej legniczanom nie wróżono wielkich podbojów i sukcesu w postaci chociażby mistrzowskiej ósemki, ale zakładano, że problemów w walce o utrzymanie nie będzie. Przemawiały za tym jakość sportowa, ciekawy trener i zdrowo zarządzany klub, czyli elementy potrzebne do zaistnienia w polskiej elicie. Niestety losy naszych krajowych beniaminków są zazwyczaj brutalnie weryfikowane i przedstawiają się w jeden, ten sam sposób: ucieczka przed spadkiem (najczęściej nieudana) aż do ostatniej kolejki. Czy piłkarze z Legnicy potrafią wyłamać się z założeń tego scenariusza?


Udostępnij na Udostępnij na

MKS ma spory problem, gdy rywal atakuje śmielej

Gdybym miał wymienić mocne punkty Miedzi Legnica, na pewno pominąłbym blok defensywny. W świecie futbolu utarło się powiedzenie, że atakiem można wygrywać pojedyncze mecze, a obroną trofea. O tych ostatnich „Miedzianka” nie powinna marzyć nawet w najbardziej abstrakcyjnych wyobrażeniach, ponieważ jej niemoc pod własną bramką ociera się momentami o kryminał. Tylko Zagłębie Sosnowiec straciło więcej goli (36, czyli o dwa więcej), co wcale nie jest żadnym pocieszeniem, a wręcz przeciwnie – poważnym alarmem dla legnickiego debiutanta.

Owszem, Miedź zdołała zachować do tej pory kilka czystych kont, wygrywając z Pogonią, Lubinem i o dziwo Wisłą, jednak wciąż mówimy o zespole, którego pochwalić za grę obronną nie możemy. Osyra, Cruz, Bozović czy Bartczak to zawodnicy, którzy jak na realia ekstraklasy nie wyróżniają się niczym szczególnym (wyjątkiem jest Cruz – gol samobójczy i żółte kartki), więc pod naporem lepiej zorganizowanych ataków są po prostu bezradni. Wyniki rzędu 1:4, 0:5 i 0:4 doskonale o tym świadczą, a nie wymieniłem być może najdotkliwszej porażki, czyli tej z drugim beniaminkiem. Z Zagłębiem Sosnowiec (1:3) trzeba zdobywać punkty, gdy w grę wchodzi bezpośrednia rywalizacja o miejsce niezagrożone spadkiem, a jedna z dwóch szans ku temu celowi została niepotrzebnie zaprzepaszczona.

W tej chwili „Zagłębiacy” znajdują się na dnie ze stratą sześciu „oczek”, ale to wcale nie oznacza, że legniczanie mogą być o swoją sytuację spokojni. Będąc czerwoną latarnią rozgrywek, muszą patrzeć w przyszłość, w której czeka ich spotkanie z Górnikiem Zabrze, czyli kolejnym kandydatem do gry w 1. lidze. Optymizm po wygranej z Wisłą Kraków z pewnością piłkarzom się udzielił, dlatego warto byłoby pójść za ciosem i wygrać kolejny mecz. Dwóch z rzędu Legnica jeszcze nie wygrała i ktoś mógłby powiedzieć, że dobra passa musi przecież kiedyś nastąpić, jednak o nią będzie niezwykle trudno z wcześniej wspomnianych powodów.

Warto również wymienić jeszcze jedną przyczynę, która dopełnia całokształt miernej gry w defensywie. Miedź nie pomaga sobie przy zatrzymywaniu przeciwników, notuje bowiem drugą najmniejszą liczbę żółtych kartek w lidze (obok Piasta, średnia 1,69 na mecz). Brak agresywnej gry w połączeniu z przeciętnym zabezpieczeniem bramki to mankamenty, na które Dominik Nowak musi szybko znaleźć receptę. Bez niej legniccy kibice nie mogą liczyć na nic więcej niż drugie miejsce od końca.

Ofensywa kuleje, gdy trzeba odrabiać straty

Nie ma w ekstraklasie drużyny, która wyróżniałaby się tym, czym (niestety) może pochwalić się Miedź. Kiedy zespół przegrywa pierwszą połowę, nie zdobywa po 90 minutach żadnych punktów. Sześć meczów, sześć przegranych połówek i sześć porażek. Fatalny bilans i równie nieszczęsny wniosek, który niejako obnaża kolejną słabość legnickiej drużyny. Piłkarze nie potrafią wzbudzić w sobie wystarczającej woli walki (albo są nieskuteczni) w tych newralgicznych momentach i najczęściej zamiast odrobić straty, tracą kolejne bramki.

Łącznie MKS wygrywał swoje spotkania przez zaledwie 163 minuty, co daje ostatnie miejsce w tej niechlubnej statystyce. Śmiało można zatem stwierdzić, że „Lwy” należy napocząć możliwie jak najwcześniej, a dobry rezultat obroni się sam, ponieważ kiedy mecz nie układa się po ich myśli, nie potrafią odpowiednio zareagować. I o ile słaby punkt w postaci formacji obronnej jest problemem do przebrnięcia, o tyle nastawienie piłkarzy w trakcie przegrywania pozostaje twardym orzechem do zgryzienia.

Nadzieja na „lepsze jutro” oczywiście istnieje, ale za sprawą tylko kilku piłkarzy, których możemy policzyć na palcach jednej ręki. O sile ofensywy decyduje znany już wszystkim Forsell (osiem bramek w tym sezonie) i Ojamaa (dwa gole, pięć asyst). Za ich plecami nie pojawia się nikt, kto choć w minimalnym stopniu przybliżałby się do dokonań swoich partnerów. Nie ma w zespole Miedzi zmiennej odpowiedzialności za strzelanie goli, a ogólniej rzecz ujmując – kolektywu, który w każdej kolejce mógłby zaskakiwać czymś innym.

Dużo mówi również fakt, że podopieczni trenera Nowaka nie potrafią zamieniać rzutów różnych na konkretną korzyść (0% skuteczności jako jedyna ekipa w lidze obok Cracovii), tak jak chociażby Legia, która wykonuje podobną liczbę, ale z zupełnie odwrotnym efektem w postaci bramek. Legnicki zespół przez niektóre ograniczenia staje się tak naprawdę drużyną czytelną, ale o dziwo wciąż potrafi zaskakiwać.

Mityczne już problemy związane z rolą beniaminka dają się we znaki i widzimy tego skutki, zaglądając do tabeli, jednak warto zauważyć także pozytywne akcenty. Legniczanie nie mają absolutnie żadnej tremy w starciach z takimi rywalami jak Wisła czy Jagiellonia (oba zakończone zwycięstwem) i właśnie ta odwaga może okazać się kluczem do sukcesu. Ofensywny futbol zawsze spotyka się z pozytywnym odzewem i głównie za to mimowolnie chwalimy „Miedziankę”, ponieważ na polskim podwórku właśnie takich zespołów potrzebujemy. Bez kompleksów i z inklinacjami do otwartej gry, ale żeby móc podziwiać je przez dłuższy okres, one same muszą pracować nad swoimi wadami. Tych Miedź posiada kilka, więc jej przyszłość stoi pod dużym znakiem zapytania. Z kolei pozytywów w morzu nagan jest za mało, dlatego na tę chwilę bliżej im do powrotu na niższy szczebel niż do utrzymania w Lotto Ekstraklasie.

Komentarze
kkx (gość) - 5 lat temu

Odnosze wrażenie że redaktor napisał ten artykuł opierając się jedynie na statystykach z Flashscore’a. Owszem Miedzianka nie bryluje w defensywie, ale dopóki główny filar czyli Božić(nie Bozović) grał bez kontuzji z którą zmaga sie już od 3 miesięcy (miesiąc biegał na boisku z kontuzją), to jako tako to wyglądało. Kolejną rzeczą jest brak 3 podstawowych środkowych pomocników, którzy w sezonie 2017/2018 stanowili o sile drużyny, wywalczyli awans do ekstraklasy i na początku sezonu 2018/2019 także ciągneli gre- czyli( tu zdziwie redaktora, uwaga NIE FORSELL) Augustyniak, Santana i Marquitos. Nie jest to brak jakości w drużynie tylko chwilowa absencja zawodników więc ocenianie całokształtu siły drużyny poprzez gre zmienników jest conajmniej nie na miejscu. Gdyby redaktor rozeznał się w temacie i wiedział o kontuzjuzjach w zespole to zapewne nie pisałby też takiej bzdury jaką jest brak pomagania sobie w obronie i łapania zbędnych żółtych kartek, które jeszcze bardziej mogłyby pogorszyć sytuacje kadrową ;) Przy pisaniu następnego felietonu polecam rozeznać się w temacie i troche więcej poczytać zamiast puszczać w sieć tekst oparty na statystykach pomeczowych.

Odpowiedz
Kamil (gość) - 5 lat temu

Ma Pan rację. Temat nie został w pełni wyczerpany, dlatego też w następnym tygodniu pojawi się tekst rozwijający właśnie m.in. o tych kontuzjach. Temat Miedzi Legnica jest bardzo rozległy, a co do błędu z Bozoviciem - proszę o wybaczenie, widocznie mózg przyjmuje do wiadomości za dużo nazwisk z końcówką -vić i dlatego się zawiesił

Odpowiedz
molnar (gość) - 5 lat temu

Moim zdaniem utrzymie sie Miedz w lidze,widac tam checi i duza ambicje pilkarzy.

Odpowiedz
Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze