Michniewicz po latach nawiązuje do swojego najlepszego okresu


Czesław Michniewicz właśnie zdobył swoje pierwsze trofeum od sezonu 2007/2008, kiedy wygrał Superpuchar Polski jako trener Zagłębia Lubin

30 kwietnia 2021 Michniewicz po latach nawiązuje do swojego najlepszego okresu
Dawid Szafraniak

Czesław Michniewicz został przyjęty w Legii bez entuzjazmu. Kibice z Warszawy pamiętali jego wieloletnią pracę w Lechu Poznań. Kojarzyli również fakt, że dość mocno identyfikował się z poznańską drużyną. Zastanawiano się też nad sferą pozasportową – trenerowi do dzisiaj wypomina się kontakty z „Fryzjerem” oraz domniemany współudział w ustawianiu meczów przez Lecha Poznań. Jednak Dariusz Mioduski pilnie potrzebował trenera, który zapewni szybki sukces. I tym razem miał rację.


Udostępnij na Udostępnij na

Zwolnienie Aleksandara Vukovicia przyjęto z cichą akceptacją. Serb zdobył mistrzostwo Polski, jednak na początku nowego sezonu legioniści prezentowali się zupełnie bezbarwnie. Jedynym zaskoczeniem był moment rozstania – drużyna oczekiwała na ważne starcia w Lidze Europy z albańską Dritą i potem z azerskim Karabachem Agdam. Na wysokiego konia wsadzono właśnie Michniewicza, który akurat znajdował się na fali wznoszącej i bronił swoją kandydaturę pod względem sportowym.

Renesans

Michniewicz po kilku niepowodzeniach powoli odzyskiwał reputację. Z Termaliką Bruk-Bet Niecieczą związał się w 2016 roku i pracował tam przez ponad rok. W małopolskim zespole wyciągnął wynik ponad stan, drużyna zajmowała pewne miejsce w środku tabeli. Michniewicz wcześniej cudem uratował „Słoniki” od spadku na niższy poziom rozrywkowy. Jednak na działaczy zbytnio działała wizja walki o europejskie puchary. Natchnieni przez włodarzy Podbeskidzia, którzy wcześniej równie zaskakująco zwolnili Leszka Ojrzyńskiego, nacisnęli przycisk „Stop!” i rozwiązali kontrakt z Michniewiczem w marcu 2017 roku (w decyzji dopomogła im też gorsza forma zespołu na początku rundy wiosennej).

Odbicie po wcześniejszych nieudanych przygodach (np. z Polonią lub Jagiellonią) przypomniało wszystkim, że były trener Lecha Poznań nadal ma swoje ambicje. Parol na niego zagiął PZPN, który szukał selekcjonera reprezentacji U-21 z doświadczeniem w ekstraklasie. Michniewicz szybko podjął się wyzwania. A także ponownie zaczął wyciągać wynik ponad stan. Po niezłych eliminacjach awansował ze swoją kadrą do fazy grupowej Euro U-21. W grupie śmierci zdołał pokonać młodych Belgów i Włochów. Potem co prawda jego ekipa dostała łomot 5:0 od Hiszpanów i w konsekwencji Polacy nie wyszli z grupy, jednak większość kibiców kojarzyła już „catenaccio” Michniewicza. Później udało się wypromować wielu zawodników z tej drużyny, m.in. Sebastiana Szymańskiego, Szymona Żurkowskiego czy Patryka Dziczka.

Właśnie w takich warunkach Michniewicz trafiał do Legii. Wydawał się pierwszym od pewnego czasu doświadczonym trenerem legionistów. Jednak wcześniej wspomniany Karabach okazał się zbyt trudnym wyzwaniem. Trener ustawił zespół zbyt defensywnie, a piłkarze byli zupełnie niedostosowani do tego stylu. Cały mecz skończył się rzezią 3:0 i utratą szans na grę w fazie grupowej europejskich pucharów.

Legijna szkoła bramkarzy. Na horyzoncie kolejne potencjalne gwiazdy

Droga do sukcesu

Jak to mówią: „Pierwsze koty za płoty”. Michniewicz i jego Legia po porażce z Karabachem (początek października) pozostali niepokonani aż do grudnia i końca rundy jesiennej. Pogromcą rozpędzonej drużyny z Warszawy okazała się… Stal Mielec, w której dobrą pracę zaczął wykonywać Leszek Ojrzyński (swoją drogą niesłusznie zwolniony kilka miesięcy później). Po strzelaninie Legia przegrała 3:2.

W przerwie międzysezonowej Michniewicz narzekał na brak szerokiej kadry. Sam obóz przygotowawczy w Zjednoczonych Emiratach Arabskich mimo wszystko był nieźle zorganizowany. Tam zaplanowano pewną niespodziankę i niejako plan B. Trener przygotował zespół pod grę trójką obrońców. Po sensacyjnej porażce z Podbeskidziem na początku rundy następnego rywala zaskoczył ustawieniem 3-4-3. Legia później pewnie wygrała z Rakowem Częstochowa, który wydawał się najgroźniejszym rywalem w drodze do mistrzostwa.

Oczywiście finisz okazał się korzystny dla Legii, ale pewne problemy pozostały. Kadra nadal wąska i potrzeba pilnych wzmocnień. – Jeśli popatrzymy na kadrę obecną i tę, którą obejmowałem we wrześniu, to okaże się, że jest dużo, dużo węższa niż była. Nie ma Kante, Antolicia, Karbownika i wielu innych graczy. Pierwszą rzeczą, która rzuca się w oczy, jest to, że musimy dążyć, w miarę możliwości finansowych do tego, żeby rozbudować kadrę – sygnalizował Michniewicz w jednej z rozmów. Robił to tym bardziej pilnie, że legioniści swoje problemy mieli już zimą. Na pewno doskwierała mu myśl o możliwym odejściu Pawła Wszołka, który skonfliktował się z nim po meczu z Wisłą Płock (wygranym 5:2). Ponadto na pewno pamiętał, że drugi garnitur Legii zdążył już zawieść – słabszy skład odpadł w Pucharze Polski z Piastem Gliwice.

Powtórka z rozrywki?

Czesław Michniewicz po odejściu z Lecha, a przed przyjściem do Legii zdołał zdobyć trofeum z jeszcze jednym klubem. To było Zagłębie Lubin, które niespodziewanie podniosło się po kiepskim początku sezonu i sięgnęło po tytuł mistrza Polski. To był sezon 2006/2007. Michniewicz miał tam do dyspozycji m.in. Manuela Arboledę, Macieja Iwańskiego, Wojciecha Łobodzińskiego i Łukasza Piszczka.

Jednak od następnego sezonu Zagłębie znowu popadło w kryzys. Przegrało w europejskich pucharach ze Steauą Bukareszt, zaliczyło serię meczów bez zwycięstwa w lidze. Atmosfera była napięta. Michniewicz wtedy ciągle był młodym trenerem. Obecnie ma niewyparzony język, a wtedy było pod tym względem jeszcze gorzej. Trener po nieudanych meczach wskazywał konkretne nazwiska, które zawiodły go w danym momencie. Piłkarze szybko zaczęli odwracać się od Michniewicza. Nie miał też problemu z ognistymi ripostami w stronę dziennikarzy.

Jego stosunki z zarządem klubu również były coraz bardziej napięte. Michniewicz narzekał na problemy kadrowe (tak jak dzisiaj), do tego nie stronił od znaczących gestów. Po wygranym 2:1 meczu z ŁKS-em (niedługo później został zwolniony) pokazał działaczom legendarny gest Kozakiewicza. Prezes Robert Pietryszyn co chwilę wypominał trenerowi, że udziela za dużo wywiadów i powinien skupić się na pracy z zespołem. Pietryszynowi zresztą też palił się grunt pod nogami – był związany z Prawem i Sprawiedliwością, którego władza w 2007 roku powoli dobiegała końca. Medialna mieszanina nabierała rozmiarów.

A wszystko spaliło się doszczętnie, kiedy Michniewicz otrzymał maila od amerykańskiego LA Galaxy. Proponowano mu pracę i konkretne warunki. Trener ochoczo zaczął negocjować, wyśpiewał wszystkie szczegóły co do swojego kontraktu. Później okazało się, że to była prowokacja dziennikarki „Super Expresu”. Michniewicz, łagodnie mówiąc, skompromitował się, a klub zyskał „casus belli”. Szkoleniowiec chwilę później został odpalony. Przez następne lata nie był w stanie nawiązać do tego sukcesu. Na kolejne trofeum musiał czekać aż do 2021 roku.

Oczywiście zdarzało się, że czasami za dużo powiedział prezes Pietryszyn, a czasami ja, ale myślę, że z perspektywy czasu obaj żałujemy, że tak szybko się rozstaliśmy. Chociaż, jak zdradził mi prezes, nie była to jego decyzja – wspomniał po pewnym czasie na swojej stronie internetowej Michniewicz.

Zbrojenia na puchary

Zagłębie Lubin w 2007 roku walczyło o utrzymanie zespołu w podobnym składzie. Podobne wyzwanie stoi przed Legią. Odejdzie z niej wcześniej wspomniany Wszołek. Nie wiadomo, co stanie się z Arturem Borucem. Do Dynama Kijów na pewno wróci Artem Shabanov, który stanowił wartość dodaną dla Legii. Na Ukrainie ponownie pojawi się też przereklamowany Nazarij Rusyn.

Możliwe jest też odejście Valeriana Gvilii, Ariela Mosóra, Radosława Cierzniaka, Mateusza Cholewiaka i Igora Lewczuka. Do Anglii na pewno powróci bezużyteczny w tym sezonie Joel Valencia. Legia musi pilnie rozszerzyć kadrę. Tym bardziej że na wyróżniających się w tym sezonie zawodników na pewno tradycyjnie czają się kluby z zagranicy.

Najmożliwsze, że Michniewicza czeka gigantyczny test cierpliwości. W Zagłębiu zupełnie sobie z nim nie poradził. Jednak teraz jest dojrzalszy. Może uda mu się przetrzymać europejskie puchary i wytrzymać choćby pewien okres z językiem za zębami? Bo potencjał ma i szkoda byłoby go tracić.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze