W drugim spotkaniu nowego sezonu Fortuna 1. Ligi jeden z faworytów do awansu do ekstraklasy – ŁKS – pokonał 4:0 na wyjeździe Odrę Opole. Dla łódzkiego klubu pierwsze spotkanie miało być pozytywnym zwiastunem nadchodzącego sezonu, który ma zostać zwieńczony powrotem na najwyższy polski poziom rozgrywkowy. Odrze przyświeca nieco inny cel – oszczędzić sobie zeszłosezonowej nerwówki i tym razem spokojnie wywalczyć utrzymanie. Po inaugurującym nową kampanię meczu lepiej przygotowani do osiągnięcia swoich zamiarów wydają się podopieczni Wojciecha Stawowego.
Łodzianie doświadczenie i wnioski z błędów w ekstraklasie zamienili na jakość w I lidze. Pewna gra, wyrachowanie i punktowanie rywala. Bez dwóch zdań ŁKS zasłużył na zwycięstwo, a różnica czterech goli oddaje realia piątkowego spotkania.
Spotkanie po 15 miesiącach
Naturalnie ełkaesiacy przystępowali do dzisiejszego meczu w roli zdecydowanego faworyta. Ostatni rok dla nich był bardzo bolesny, ale bądź co bądź jednak spędzony na poziomie ekstraklasy. Doświadczenie zeszłosezonowe i świadomość popełnianych błędów miały się przełożyć na zupełnie inne oblicze łodzian w I lidze, w której zagrali dziś po raz pierwszy od ponad roku.
A co ciekawe, ostatni mecz w I lidze wówczas jeszcze podopiecznych Kazimierza Moskala miał miejsce… właśnie w Opolu. Wtedy to ŁKS zaprezentował swoje dwa odmienne oblicza, co w kontekście zeszłego sezonu można uznać za bardzo symboliczne. Świetne pierwsze 45 minut i prowadzenie 3:0, a później proste i głupie błędy, które doprowadziły do końcowego podziału punktów.
Niemal dokładnie ta sama pora co przed rokiem i ten sam obiekt. Dziś jednak zupełnie odmienne nastroje. Odra gotowa do walki o to, aby w czwartym sezonie z rzędu na zapleczu ekstraklasy wreszcie wejść poziom wyżej i przebić granicę 50 punktów w sezonie, a ŁKS skoncentrowany na jasno postawionym przed sezonem celu – powrocie do ligowej elity.
Bez niespodzianek
Wielkich zaskoczeń w zestawieniu jedenastek meczowych się nie doczekaliśmy. Względem przegranego 1:3 spotkania pucharowego z Lechem Poznań trener Brehmer wymienił tylko trzech piłkarzy – miejsce Jakuba Szreka zajął Kacper Tabiś, Gancarczyka zastąpił Mikinić, a do bramki wrócił galowy piłkarz między słupkami opolskiego zespołu – Mateusz Kuchta. Cały czas do swojej dyspozycji Dietmar Brehmer nie ma bardzo doświadczonego Arkadiusza Piecha, w którego buty wchodzi Dawid Czapliński.
Wyjściowa jedenastka na mecz z @LKS_Lodz ⤵️#ODRŁKS #wrytmieOdry pic.twitter.com/Zcvg2klO6Q
— Odra Opole (@ODRAOPOLEpl) August 28, 2020
Podobnie sensacji nie należy doszukiwać się w składzie zestawionym przez Wojciecha Stawowego. Ta sama linia obrony jak ze Śląskiem, ofensywnie zestawiony środek pola z powracającym do gry Michałem Trąbką i z przodu bardzo skuteczny pod koniec zeszłego sezonu Corral. Galowa jedenastka, której układ w prawie żadnym stopniu nie odbiega od spodziewanego na początek nowego sezonu.
No to zaczynamy!
? Wyjściowy skład ełkaesiaków na #ODRŁKS ⤵️ pic.twitter.com/sv8eNla2qR
— Łódzki Klub Sportowy (@LKS_Lodz) August 28, 2020
Różnica klas
Mimo że przez pierwsze pięć minut meczu gospodarze narzucili swoje tempo gry, to wynik, ku niezadowoleniu opolskich kibiców, szybko otworzyli goście. Znakomity strzał zza pola karnego Michała Trąbki, przy wyraźnej pomocy Piotra Żemły, zaskoczył Mateusza Kuchtę i już w 6. minucie spotkania dał prowadzenie łodzianom. Dla pomocnika ŁKS-u było to dopiero drugie trafienie w biało-czerwono-białych barwach, ale za to znów ponadprzeciętnej urody.
Pierwszy kwadrans upłynął pod znakiem wymiany ciosów, pojedynczych strzałów Odry i kilku ciekawych ataków Łódzkiego Klubu Sportowego. Aktywna lewa strona „Rycerzy Wiosny” sprawiała mnóstwo problemów gospodarzom. Ratajczyk, Pirulo oraz podłączający się do akcji ofensywnych Klimczak z łatwością przedzierali się przez defensywne bramy Odry, a efektem tego były dwa bardzo groźne uderzenia hiszpańskich pomocników ŁKS-u – strzał Domingueza zakończył swój lot na poprzeczce, a uderzenie Pirulo o kilka centymetrów minęło prawy słupek bramki Kuchty.
Po pół godzinie gry Odrę Opole spotkało kolejne nieszczęście. Przy wybiciu piłki, będąc atakowanym przez Samu Corrala, Mateusz Kuchta doznał urazu nogi i nie był w stanie kontynuować gry. Tym samym pierwszy raz od ponad półtora roku w oficjalnym meczu miał okazję zaprezentować się Tobias Weinzettel. A jego brak ogrania dał o sobie znać jeszcze przed przerwą. Nieco przeciągnięte dośrodkowanie z rzutu rożnego Pirulo strzałem głową zamknął Corral, a nieporadna interwencja bramkarza Odry przyczyniła się do tego, że uderzenie hiszpańskiego napastnika dało łodzianom drugiego gola.
Przerwa! #ODRŁKS 0:2 https://t.co/MNf0fqKvWO
— Fortuna 1 Liga (@_1liga_) August 28, 2020
Dobre początki to za mało
Z wysokiego C drugą połowę zaczęli gospodarze, którzy już po niespełna minucie po przerwie mieli bardzo dobrą okazję na gola, ale ełkaesiacy dwukrotnie blokowali strzał gospodarzy z pola karnego. Dobre pięć minut jednak żadnej drastycznej zmiany wnieść nie może. ŁKS zaczął grać w bardzo wyrachowany sposób i długo rozgrywając piłkę, kradł czas piłkarzom Dietmara Brehmera.
Pierwszy poważniejszy sprawdzian dla Arkadiusza Malarza przyszedł dopiero po godzinie gry. Mocny strzał głową Dawida Czaplińskiego został jednak zatrzymany przez 40-letniego bramkarza. W odpowiedzi bliski bramki po strzale z pola karnego był Łukasz Sekulski, który w przerwie zmienił strzelca drugiego gola dla ŁKS-u – Samu Corrala. Trudno powiedzieć, czy rotacja była pokłosiem jakiegoś urazu czy jedynie chęci sprawdzenia drugiego z napastników „Rycerzy Wiosny” przez Wojciecha Stawowego.
Piłkarze z Opola dzisiejszego wieczoru nie mieli szczęścia do starć z Hiszpanami. Najpierw po konfrontacji z Corralem opuścić murawę musiał Kuchta, a potem mocno poturbowany przez Pirulo został Piotr Żemło, co przyczyniło się do konieczności kolejnej zmiany w drużynie trenera Brehmera.
Zapędy Odry zabił kontratak przeprowadzony przez łodzian w 71. minucie. Hiszpański duet Dominguez – Pirulo rozmontował obronę gospodarzy – ten pierwszy mądrze wyczekał prostopadłe podanie, a drugi sfinalizował je strzałem między nogami Weinzettela. Chwilę później Hiszpan miał szansę na dublet, ale idąc sam na sam z bramkarzem Odry, nie dograł piłki niepilnowanemu Sekulskiemu, tylko, jak się okazało, niepotrzebnie sam starał się kończyć akcję.
Jednak co się odwlecze, to nie uciecze. Łukasz Sekulski po przeszywającym podaniu Adriana Klimczaka w doliczonym czasie drugiej połowy pewnym strzałem pokonał Weinzettela. Grająca z bagażem trzech goli Odra nie była skora do walki o choćby jedno trafienie, a ŁKS spokojnie starał się dotrwać do końca meczu, nie narażając się ani na straty bramkowe, ani na niepotrzebne urazy, jednakże bierność gospodarzy po raz czwarty została skarcona.
90'+1 GOOOOOL! Łukasz Sekulski dobija Odrę.#ODRŁKS 0️⃣:4️⃣ pic.twitter.com/WNpj3SjQJ0
— Łódzki Klub Sportowy (@LKS_Lodz) August 28, 2020
Mimo lepszej drugiej połowy gospodarze nie byli w stanie nawiązać równej walki z ŁKS-em. Pojedyncze zrywy to znacznie za mało na zagrożenie spadkowiczowi ekstraklasy, którego celem jest jak najszybszy powrót do najwyższej klasy rozgrywkowej. Lista rzeczy do poprawy przez Odrę Opole po dzisiejszym meczu będzie bardzo długa, bo pozytywów w grze gospodarzy trudno się doszukać.
Wyjazdowe przełamanie
Dla ŁKS-u dzisiejsze zwycięstwo w Opolu było pierwszą wyjazdową wygraną w meczu o stawkę od 11 miesięcy, od czasu spotkania 1/16 finału Pucharu Polski z Zagłębiem Sosnowiec. Oprócz tego łodzianie drugi mecz z rzędu pokazali, że ekstraklasowy marazm odchodzi w zapomnienie. A Odra? Cóż, przede wszystkim dała ŁKS-owi poczuć, że czasy ekstraklasy minęły, a gra w I lidze to inny, znacznie mniejszy ciężar gatunkowy. Pozytywów i większych nadziei na lepszy wynik niż przed sezonem dla zespołu Dietmara Brehmera na razie trudno szukać.