Trudne losy polskich trenerów za granicą


Czyli jak na przestrzeni ostatnich lat nasi szkoleniowcy tracą pozycję poza krajem

13 listopada 2018 Trudne losy polskich trenerów za granicą

Rokrocznie przy okazji kolejnych klęsk naszych zespołów w europejskich pucharach pojawia się temat trenerów. Oczywistym jest, że dobry szkoleniowiec może wznieść się na wyżyny ze swoją ekipą, która musi prezentować jednak określony poziom, by móc osiągać sukcesy. Tak samo słaby trener może spowodować, iż dobra drużyna będzie grała słabo. Od lat panuje przekonanie, że polscy szkoleniowcy są dobrzy jedynie na naszą ligę. A i to nie do końca, bowiem od jakiegoś czasu klaruje się trend oddawania sterów drużyny w ręce obcokrajowców.


Udostępnij na Udostępnij na

Dawne dzieje – Gmoch, Górski, Kasperczak

Chyba nikt z nas nie lubi, gdy podczas dyskusji o piłce z kimś z nieco starszego pokolenia słyszymy tradycyjne „kiedyś to było…”. Niemniej doszukując się sukcesów polskich trenerów za granicą, musimy cofnąć się aż do lat 80. ubiegłego wieku. Wówczas renomę polskim szkoleniowcom za granicą szczególnie budowało trio Jacek Gmoch, Andrzej Strejlau i Kazimierz Górski. Nie wszyscy wiedzą, iż ten pierwszy dotarł ze swoim Panathinaikosem do 1/2 Pucharu Europy Mistrzów Klubowych w sezonie 1984/1985.

Strejlau może pochwalić się m.in wicemistrzostwem Chin z Shanghaiem Shenhua. Osiągał również dobre wyniki w greckim AE Larisa, z którym dotarł do 1/4 Pucharu Zdobywców Pucharów. Górski jako swoisty nauczyciel tej dwójki odnosił sukcesy w Grecji. Z Panathinaikosem i Olympiakosem zdobył trzy mistrzostwa już po najważniejszych osiągnięciach z kadrą Polski.

Czy oprócz tej trójki był ktoś jeszcze? Przez chwilę na bazie ich sukcesów do Grecji trafili Jerzy Kopa (Iraklis Saloniki) oraz Janusz Pekowski (Panachaiki). Oboje nie odnosili jednak zbyt dobrych rezultatów, czego skutkiem był ich szybki powrót do kraju.

Osobne słowa należą się Henrykowi Kasperczakowi , który już wcześniej, bo w 1979 roku rozpoczął pracę z FC Metz. Cztery lata później z tym zespołem zdobył nawet Puchar Francji. We Francji trenował łącznie prawie czternaście lat, by potem z sukcesami prowadzić afrykańskie reprezentacje (m.in. drugie miejsce w Pucharze Narodów Afryki z Tunezją).

Obiecujące lata 90.

Wbrew temu, co działo się na arenie międzynarodowej, jeśli chodzi o seniorską reprezentację, to koniec lat 80. i początek 90. mogły wlać nieco optymizmu do serc polskich trenerów. Antoni Piechniczek jako jeden z pierwszych rozpoczął egzotyczne przygody za sterami tunezyjskiego Esperance Tunis. Przez chwilę pracował nawet równocześnie jako trener klubu i tunezyjskiej kadry. Z pewnością pozytywny wpływ na opinię o polskich trenerach mógł mieć  również wynik osiągnięty przez Janusza Wójcika na igrzyskach olimpijskich w 1992 roku. Ponadto ledwie dwa lata później Widzew awansował do fazy grupowej Ligi Mistrzów UEFA, gdzie całkiem przyzwoicie prezentował się na tle europejskich tuzów. Łódzką drużyną dowodził wtedy z ławki nie kto inny jak Franciszek Smuda.

Wójcik jako kolejny z tamtego pokolenia trenerów rozpoczął egzotyczne, zagraniczne wojaże. Po dwuletniej nieudanej przygodzie z Legią w 1994 roku objął posadę trenera kadry olimpijskiej Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Następnie prowadził tamtejsze I-ligowe kluby.

Zapomniani Wojtowicz i Gzil

Niewiele osób zdaje sobie sprawę, że jeszcze na przełomie wieków mieliśmy dwóch cenionych za granicą szkoleniowców. Byli nimi Rudolf Wojtowicz oraz Stanisław Gzil. Ten pierwszy jako piłkarz wyrobił sobie w Bundeslidze na tyle solidną markę, że pomimo braku większego doświadczenia objął posadę trenera Fortuny Duesseldorf w 1996 roku. Niestety jego kariera trenerska na tym poziomie skończyła się dość szybko, bowiem zwolniono go już po 26 meczach, w których zdobył zaledwie 22 punkty. Obecnie według niemieckich źródeł Wojtowicz nadal pracuje za naszą zachodnią granicą. Jest członkiem sztabu szkoleniowego Herthy Berlin. Po nieudanej przygodzie z Fortuną nie dostał już więcej szansy jako pierwszy trener seniorskiego zespołu.

Na podobnej zasadzie szkoleniowcem Germinalu Ekeren w 1995 roku został Stanisław Gzil. Przez lata grał w I-ligowych belgijskich klubach, później zdobywał pierwsze trenerskie szlify w niższych ligach. W końcu doczekał się swojej szansy w najwyższej lidze, którą wykorzystał lepiej niż Wojtowicz. W sezonie 1997/1998 zajął trzecie miejsce z Germinalem w belgijskiej Jupiler Pro League. Obecnie podobno wciąż związany jest z klubem, w którym debiutował jako trener – Royal Cappellen FC (IV liga).

Współczesna „bryndza”

Jak widać, na przestrzeni ostatnich kilkudziesięciu lat nie było aż tak źle, jeśli chodzi o poczynania naszych trenerów za granicą. Był Kasperczak, był Gmoch, był mniej znany Gzil. Mogliśmy pochwalić się pewnymi sukcesami. Niestety od początku XXI wieku wygląda na to, iż kryzys w tym temacie wciąż postępuje.

Pod współczesne osiągnięcia można podpiąć lata 2001–2002 oraz 2006–2008, kiedy to czołowe afrykańskie reprezentacje (Mali i Senegal) trenował Kasperczak. Poza tym im dalej w las, tym gorzej. Był oczywiście jeszcze krótki epizod Michała Probierza w Arisie Saloniki. Na przełomie wieków Stefan Majewski dwa lata trenował rezerwy Kaiserslautern w niemieckiej III lidze. Wspomniany wcześniej Smuda otrzymał szansę w 2. Bundeslidze, gdzie spuścił jednak ligę niżej Jahn Regensburg. Gołym okiem widać, iż  przygody polskich szkoleniowców za granicą w XXI wieku to tylko epizody. Nic nieznaczące chwile bez większych sukcesów.

Nadzieja u sąsiadów

Gdzie szukać jakiejkolwiek nadziei na odmianę losu? Wydaje się, iż właśnie w Niemczech. Tam bowiem niedawno szansę w III lidze otrzymał młody Polak, Tomasz Kaczmarek. 34-latek był ostatnio jednym z kandydatów do objęcia posady trenera Zagłębia Sosnowiec. Ostatecznie wylądował w Fortunie Koeln.

Jego początki w nowym klubie  są – delikatnie mówiąc – nieciekawe. Jego zespół przegrał 0:7 i 0:6 w dwóch pierwszych meczach pod jego wodzą. Miejmy jednak nadzieję, iż ten katastrofalny debiut będzie odzwierciedleniem powiedzenia „złe miłego początki”.

Oprócz Kaczmarka trenerskie szlify w niższych ligach zbiera dwójka byłych reprezentantów Polski: Tomasz Zdebel w IV-ligowym TV Herkenrath oraz Tomasz Wałdoch (jako asystent) w rezerwach Schalke. Poza nimi SV Lippstadt (IV liga) prowadzi 32-letni Daniel Berliński. O awans w lidze niżej walczy natomiast Tomasz Gregorczyk z TSG Neusterlitz. Miejmy nadzieję, że któryś z nich prędzej czy później będzie miał okazję przejąć klub z wyższej ligi. W końcu piłkarze od lat robią nam tam świetną reklamę. Oby również szkoleniowcy kiedyś do nich dołączyli i zatarli nie najlepsze wrażenie, które pozostawił po sobie ostatni polski trener w Bundeslidze, wspomniany wyżej Rudolf Wojtowicz.

Każdy z wymienionych szkoleniowców zawodu uczy się w Niemczech, co nie wydaje się być przypadkiem. Ichniejsza szkoła trenerska doceniana jest na całym świecie. Trenerzy z naszej ligi nie są natomiast cenieni poza granicami naszego kraju. Niewiele wskazuje, by miało się to zmienić, szczególnie przy takich wynikach w Europie. Przynajmniej nie w ciągu najbliższych kilku lat.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze