Wiara może podobno przenosić góry, a w Kielcach wierzą najmocniej od lat. Szansa na zdobycie Pucharu Polski działa na wyobraźnie, co sprawiło, że gra na Stadionie Narodowym i zdobycie trofeum jest dla Korony głównym celem w obecnym sezonie.
Jest 1 maja 2007 roku. Kolumna samochodów osobowych oraz autokarów zmierza z Kielc w kierunku Bełchatowa, gdzie ma zostać rozegrany finał Pucharu Polski. Szaliki oraz flagi trzepoczące na wietrze sprawiają, że sznur pojazdów przybiera barwy Korony. Do pokonania pozostała jedna przeszkoda – Dyskobolia Grodzisk Wielkopolski. Jednak o drużynie przeciwnej nie myśli raczej żaden z kibiców. Wszyscy planują już fetę po podniesieniu pucharu. Na stadion w Bełchatowie zawitało ponad 3000 kibiców Korony, choć do miasta w województwie łódzkim sympatyków „Złocisto-krwistych” przyjechało znacznie więcej. To wywołało przedmeczowe zamieszki i starcia z policją, która użyła gazu.
– Półfinały kojarzę z tamtego okresu średnio, ale na finale byłem jako 15-latek. Stałem na trybunach w Bełchatowie jako kibic, ale dostałem gazem i niewiele z tego meczu pamiętam – wspominał Jakub Żubrowski.
Po uspokojeniu sytuacji rozegrany finał zamiast fety przyniósł sympatykom Korony stypę. W drodze powrotnej nikt już nie śpiewał, nikt nie machał szalikiem zza okna samochodu. Marzenia o zdobyciu Pucharu Polski i grze na arenie europejskiej trzeba było odłożyć. Nikt jednak wtedy nie podejrzewał, że aż na jedenaście lat.
Miasto płaci – Puchar Polski traci
Piętnaście miesięcy później właściciel Korony, Krzysztof Klicki, zdecydował się sprzedać z powodu afery korupcyjnej i karnej degradacji klub Wojciechowi Lubawskiemu – przedstawicielowi Miasta Kielce.
Szybki powrót do ekstraklasy ucieszył kibiców. Jednak przez niemal dziewięć lat walka o utrzymanie najwyższej klasy rozgrywkowej odbywała się kosztem udziału w Pucharze Polski. Korona zazwyczaj odpadała zaraz po dołączeniu do rywalizacji. Często argumentowano to brakiem szerokiej kadry. Jednak kolejne kompromitujące porażki z dużo niżej notowanymi rywalami jak m.in. Gryf Wejherowo powodowały rozgoryczenie kibiców. Sympatycy „Złocisto-krwistych” znów chcieli poczuć dreszcz emocji związany z decydującymi fazami Pucharu Polski.
W kwietniu 2017 roku wszystko uległo zmianie. Wykupienie 72% klubu przez Dietera Burdenskiego sprawiło, że Puchar Polski nie był już smutnym obowiązkiem, lecz jednym z priorytetów.
Spełnić marzenia
Obecna edycja Pucharu Polski jest niczym kolejka górska dla wszystkich związanych z kielecką Koroną. Z Zagłębiem Sosnowiec podopieczni Gino Lettieriego zwyciężyli dopiero po dogrywce. Podobnie sytuacja przedstawiała się w kolejnej rundzie, w której Korona na własnym boisku mierzyła się z Wisłą Kraków. Mimo gry w osłabieniu od 33. minuty bramkę w dogrywce na wagę awansu zdobył Djibril Diaw. Po wyeliminowaniu w dramatycznych okolicznościach „Białej Gwiazdy” w Kielcach uwierzyli, że szansa na grę w finale jest realna.
– Liga ligą, ale puchar to jest dodatkowy smaczek. Mamy szansę, aby awansować do półfinału w środę i będziemy robić wszystko, żeby tak się stało, ponieważ później zostają dwa mecze, a po nich perspektywa finału na Stadionie Narodowym. Jest o co walczyć – powiedział przed rewanżowym meczem ćwierćfinałowym z Zagłębiem Lubin Jakub Żubrowski.
Pokonanie „Miedziowych” i awans do półfinału tylko zwiększyły oczekiwania w Kielcach wobec bieżącej edycji Pucharu Polski. Ekstraklasa zeszła na dalszy plan. Na stadionie czy forach internetowych poruszany jest głównie jeden temat – sukces w Pucharze Polski. Tym bardziej, że losowanie półfinałów było dla Korony dosyć łaskawe.
– Wyniki losowania półfinałów są OK. Mogliśmy trafić gorzej. Nie będziemy jednak lekceważyli rywala, bo przecież rok temu zdobył ten puchar i nie było w tym przypadku – powiedział Gino Lettieri.
Mobilizację przed dzisiejszym starciem z Arką widać gołym okiem. Ciśnienie na sukces rosło z każdym tygodniem. Zawodnicy mówili o chęci odniesienia zwycięstwa i grze na Stadionie Narodowym oraz wpisania się na karty historii.
– Wiemy, że Arka dobrze radzi sobie w lidze i ponownie będzie chciała awansować do finału Pucharu Polski. To będzie trudny mecz, ale my również znamy swoją wartość. Kibice śpiewali, że ligę już mamy, na puchar czekamy, więc jutro trzeba będzie wyjść z takim zaangażowaniem, jakby to był nasz ostatni mecz w piłkarskiej karierze – powiedział na wczorajszej konferencji Bartosz Rymaniak.
– Meczów ligowych jest trzydzieści siedem. Jeśli popsujesz jeden, to masz jeszcze wiele innych spotkań, w których możesz zmazać plamę i odrobić stratę punktową. Tutaj zostały tylko trzy mecze. Doszliśmy wysoko w tych rozgrywkach, ale w pełni zasłużenie w nich gramy. Stać nas spokojnie, aby zagrać na Narodowym – dodał defensor Korony.
Ciśnienie rośnie z każdą godziną. W Kielcach od lat nie było takiej presji, aby odnieść sukces. Realna szansa na występ w finale przywołuje wspomnienia z Bełchatowa i działa na wyobraźnię. Wszyscy w Kielcach chcą tego samego, a kibice wraz z zawodnikami powalczą z Arką o realizację marzeń. O występ w finale na Stadionie Narodowym.