Po wpadce w poprzedniej kolejce zespół Lecha Poznań udał się do Lubina, aby się zrehabilitować. „Kolejorz” nie miał łatwego zadania, ponieważ musiał mierzyć się z drużyną, która w zeszłym tygodniu pokonała Legię Warszawa. Dodatkowo „Miedziowi” po raz ostatni przegrali w 23. kolejce. W spotkaniu inaugurującym 32. kolejkę główną rolę odegrał VAR.
Pierwsza połowa do zapomnienia
Od pierwszych minut Lech Poznań został zmuszony do gry w obronie. Gospodarze prowadzili grę, ale od czasu do czasu poznaniacy próbowali odpowiedzieć. Jednak nic z tego nie wynikało. Żadna z drużyn nie miała stuprocentowych okazji. Obie ekipy miały jakiś plan na ten mecz, ale nie do końca on wypalił. Podsumowując pierwszą połowę, można powiedzieć, że była ona bez historii.
W 32. minucie Robert Gumny dostał pierwszą żółtą kartkę, a kilka minut później powinien otrzymać drugi żółty kartonik i co za tym idzie, przedwcześnie udać się do szatni. Arbiter jednak oszczędził prawego obrońcę „Kolejorza”. W pierwszej połowie Robert Gumny grał bardzo nerwowo, popełniał sporo błędów, a jego podania były niedokładne.
najsłabszy mecz Gumnego jaki widziałem #ZAGLPO
— Sympatyczny Żabol?????? (@sirtimon90) April 20, 2018
Robert Gumny i jedna akcja
Na drugą część tego spotkania piłkarze Lecha wyszli o wiele bardziej zmotywowani. Od razu przystąpili do działania, czego efekt pojawił się już w 52. minucie. Z prawej strony boiska piłkę w pole karne idealnie wrzucił Robert Gumny, który miał lepszy fragment w meczu. Futbolówka została trącona przez Situma i trafiła do Gytkjaera, który kolanem wpakował ją do bramki.
https://twitter.com/HubertMichno/status/987416595940208640
Asystę i asystę drugiego stopnia zaliczyli dwaj piłkarze, którzy byli najsłabszymi zawodnikami poznańskiej drużyny. I tak pozostało do końca spotkania. Ta jedna akcja była tylko miłym wyjątkiem.
Po objęciu prowadzenia lechici umiejętnie się bronili i dowieźli wynik do końca meczu. Szczerze powiedziawszy, Zagłębie nie zrobiło nic, aby zdobyć chociażby jeden punkt. Mieli większe posiadanie piłki, ale to zespół Lecha bardziej kontrolował przebieg spotkania. „Miedziowi” oddali nawet więcej strzałów (13), ale żaden z nich nie był celny. To mówi samo za siebie.
Co dalej?
Dzięki zwycięstwu Lech pozostanie na pozycji lidera przynajmniej do następnej kolejki. Po bolesnym upadku w Poznaniu podopieczni Nenada Bjelicy zrobili ważny krok w kierunku mistrzostwa. Pozostało jeszcze tylko pięć kroków do pucharu.
Walczące o europejskie puchary Zagłębie może spaść na ósme miejsce. Jednakże cały czas będzie miało matematyczne szanse, aby zająć lokatę premiowaną awansem do europejskich kwalifikacji. Przed tą kolejką tracili tylko cztery punkty. Teraz muszą czekać na to, co zrobią ich rywale.
Oporny początek
W meczu inaugurującym 32. kolejkę LOTTO Ekstraklasy Śląsk Wrocław wybrał się do Niecieczy, aby zmierzyć się z miejscowym Bruk-Betem Termalica. I nie ma się co oszukiwać, nie był to hit tej kolejki. Mimo wszystko jednak piłkarze obu zespołów stworzyli widowisko, które stało na dobrym poziomie.
Początek spotkania przypominał walkę dwóch bokserów, którzy znają się na wylot. Żaden z nich nie chciał się otworzyć, dlatego wzajemnie się klinczowali. Dopiero w okolicach dwudziestej minuty goście podeszli wyżej i to się opłaciło. W 23. minucie otrzymali rzut karny, którego na gola zamienił Marcin Robak.
Nagle po zdobytej bramce przez Śląsk Wrocław mecz się otworzył. Podopieczni Jacka Zielińskiego ruszyli do ataku i już po zaledwie trzech minutach doprowadzili do wyrównania. Gospodarze podkręcili tempo, co się na nich zemściło.
Piłkarze Śląska zrobili jedną akcję, po której w polu karnym przewrócił się jeden z wrocławskich zawodników. Na początku sędzia nic nie pokazał. Po jakimś czasie jednak arbiter dostał podpowiedź, aby skorzystać z VAR-u. Decyzja o przerwaniu gry rozwścieczyła nie tylko kibiców, ale też piłkarzy Bruk-Betu Termaliki. Nagle, gdy sędzia po długich konsultacjach wskazał na „wapno”, naprawdę się zagotowało.
Zawodników z Niecieczy poniosły emocje, a piłkarzem, który okazał się mieć najsłabsze nerwy, był Martin Miković. Słowak rzucił piłką w kierunku sędziego, za co najpierw obejrzał tylko żółtą kartkę. Po chwili arbiter skonsultował swoją decyzję z VAR-em i postanowił zamienić karę na coś surowszego. Pokazał Mikoviciowi czerwony kartonik. Nie dość, że piłkarze Bruk-Betu stracili zawodnika, to jeszcze przegrywali 1:2 (Robak x2).
https://twitter.com/h_demboveac/status/987382717489860609
Widmo spadku
Mimo tego, że gospodarze grali w osłabieniu, to w końcówce pierwszej połowy nie było tego widać. Podopieczni Jacka Zielińskiego zaryzykowali i prawie im się to opłaciło. Prawie, bo stuprocentowej okazji nie wykorzystał Artem Putivtsev. Ten sam zawodnik nie wykorzystał również dogodnej sytuacji w drugiej odsłonie meczu.
Po przerwie gospodarze próbowali zdominować swojego rywala, ale nie za bardzo mieli pomysł, jak to zrobić. W doliczonym czasie gry kilkukrotnie swój zespół uratował Jakub Słowik, dzięki któremu spotkanie zakończyło się wynikiem z pierwszej połowy. Zwycięstwo Śląska Wrocław jest ich pierwszym wyjazdowym triumfem w tym sezonie. Aż trudno w to uwierzyć, ale to jest właśnie polska ekstraklasa.
Sytuacja klubu z Niecieczy robi się coraz bardziej dramatyczna. Spadek jest już naprawdę blisko.