Piast bezbramkowo zremisował z Zagłębiem na własnym stadionie. Obie ekipy miały swoje szanse, by wygrać to spotkanie, ale zabrakło po prostu szczęścia. Nie pomogła też pogoda, która utrudniała grę w Gliwicach. W Poznaniu Lech rozgromił Lechię 3:0 po golach Trałki, Gytkjaera i Jevticia. Poznaniacy gonią Legię i Jagiellonię w wyścigu o mistrzostwo Polski.
Atmosfery do grania nie było
Piątkowe mecze rozgrywane o 18 nie są przeważnie spotkaniami, o których przed, jak i po meczu mówi cała Polska. Tak było i tym razem. Piast podejmował przy ul. Okrzei „Miedziowych”. Na stadionie zabrakło zorganizowanej grupy kibiców gospodarzy, którzy pokutują za swoje skandaliczne zachowanie podczas spotkania z Górnikiem Zabrze. Klub chcąc zaprosić kibiców na mecz, ogłosił promocję. Do każdego biletu dawano okazjonalny szalik, a o atmosferę miał zadbać spiker.
Jeśli chodzi o frekwencję, liczbę 5397 kibiców można uznać za bardzo dobry wynik. Gorzej wyglądała sprawa z dopingiem. Przez większość meczu słuchaliśmy wymiany zdań między piłkarzami i sztabem trenerskim. Jeszcze gorsza niż atmosfera na trybunach była pogoda. Zacinający deszcz ze śniegiem z pewnością nie pomagał obu ekipom. Boisko (choć raczej trzeba nazwać je klepiskiem) było w złym stanie, a w niektórych częściach zamiast trawy było błoto.
Mecz jednak do najgorszych w tym sezonie nie należał, choć wybitny też nie był. Piłkarzom obu drużyn mimo złej pogody chciało się grać. Spotkanie głównie toczyło się w środkowej strefie boiska, przez co nie porywało. Najlepszą sytuację na strzelenie gola w pierwszej połowie miał Tosik, który szukał swojej szansy strzałem z dystansu, ale świetną interwencją popisał się Jakub Szmatuła.
Druga połowa była lepsza od pierwszej. Do ataku zdecydowanie ruszyli gospodarze, którzy kontrolowali przebieg gry. Zagłębie postawiło na grę z kontry i znów byli blisko strzelenia gola, kiedy po jednej z takich akcji piłka po uderzeniu Maresa wylądowała tuż obok słupka.
Ostatnie dziesięć minut należało do Piasta. Najpierw z rzutu wolnego huknął rezerwowy Konstantin Vassiljev. Potem po kilku nieudanych centrach i zablokowanych strzałach gospodarze mieli w ostatniej sekundzie piłkę meczową. Po dośrodkowaniu z narożnika boiska futbolówkę stracił Papadopulos, ale znakomitą paradą popisał się Hladun.
Remis nie zadowala żadnej z ekip. Zagłębie komplikuje sobie walkę o grę w grupie mistrzowskiej, z której może wypaść po weekendzie. Piast natomiast nie powiększył przewagi nad gdańską Lechią, która mierzyła się z Lechem o 20:30.
Poznańska Lokomotywa rozjechała Lechię
Mimo słabej gry Lechii w tym sezonie mecz z Lechem w Poznaniu zapowiadał się emocjonująco. Zwłaszcza że w ostatnich pojedynkach obu drużyn na brak wrażeń nie mogliśmy narzekać.
Obie ekipy znajdują się w odmiennej sytuacji. Lech po zwycięstwie tydzień temu z Jagiellonią 5:1 walczy o mistrzostwo kraju. Gdańszczanie z kolei po porażce z Legią u siebie 1:3 są coraz bliżej strefy spadkowej, nad którą przed tym meczem mieli zaledwie dwa punkty przewagi.
Początek w wykonaniu Lechii był świetny. „Biało- zieloni” rzucili się na gospodarzy i już w 5. minucie bramkę mógł zdobyć Simeon Sławczew, ale w sytuacji sam na sam uderzył w boczną siatkę. Potem do głosu zaczynali dochodzić gospodarze. Pierwszą okazję do zdobycia gola miał Vujadinović, ale po strzale głową z rzutu rożnego trafił prosto w Kuciaka. Mecz zaczynał się rozkręcać, obie drużyny starały się atakować. Zarówno bramkę rywali, jak i samych przeciwników. Tradycyjnie najbardziej „elektryczny” był Sławomir Peszko, ale po obejrzeniu żółtej kartki nieco ochłonął.
Wynik spotkania otworzył w 17. minucie Łukasz Trałka, oddając strzał zza pola karnego. Po straconym golu goście próbowali odrobić stratę, jednak bezskutecznie. Istotną sytuacją była kontuzja bramkarza gospodarzy, Jasmina Buricia, który przy próbie wybicia piłki złapał się za udo i musiał opuścić boisko. Zastąpił go Mathus Putnocky, jednak zanim wszedł na plac gry, chwilę to trwało. Po tej wymuszonej przerwie Lechia zaczęła grać słabo, sprawiała wrażenie wybitej z rytmu, a Lech powiększał przewagę na boisku. Udokumentował to bramką autorstwa Gytkjaera na 2:0 w doliczonym czasie gry pierwszej połowy. Co ciekawe, w pierwszych czterdziestu pięciu minutach trener Nenad Bjelica wykorzystał komplet zmian, wszystkie były wymuszone urazami piłkarzy Lecha.
Druga połowa to absolutna dominacja „Kolejorza”. Robił, co chciał i jak chciał, a Lechia zdawała mu się pomagać nieporadnymi zagraniami, często tracąc piłkę nawet w sytuacjach, kiedy nie była atakowana. Nic nie pomogły zmiany Piotra Stokowca w składzie. Lechia grała coraz gorzej, a Lech coraz lepiej. W 55. minucie wynik spotkania ustalił po pięknej akcji i masie błędów graczy gości Darko Jevtić. Ta bramka praktycznie zakończyła mecz. Lechiści sprawiali wrażenie, jakby chcieli już zejść do szatni. Lech natomiast grał swoją piłkę i do końca kontrolował przebieg spotkania.
Poznaniacy po dzisiejszym zwycięstwie gonią czołówkę i coraz bardziej liczą się w walce o tytuł. Lechia natomiast jest w coraz gorszej sytuacji. Możliwe, że po obecnej kolejce będzie już w strefie spadkowej, a fatalna postawa na boisku nie napawa optymizmem. Przerwa reprezentacyjna zdaje się być zbawieniem dla Piotra Stokowca i jego podopiecznych.