Operacja „jesień” zakończona. Termalica i Zagłębie – jak nowi poradzili sobie w ekstraklasie?


30 listopada 2015 Operacja „jesień” zakończona. Termalica i Zagłębie – jak nowi poradzili sobie w ekstraklasie?

Lubin i Nieciecza. Dwa… miasta – określenie to byłoby w tym przypadku sporym nadużyciem. Dwie miejscowości, w których latem hucznie witano ekstraklasę. Minęło blisko pół roku i nadszedł czas na to, aby podsumować dotychczasowe poczynania beniaminków. Jaka była runda jesienna dla Zagłębia i Termaliki?


Udostępnij na Udostępnij na

Frycowe Niecieczy

Historyczny debiut, dziewiczy występ – takimi epitetami określano pierwszy mecz Termaliki na poziomie ekstraklasy. Rywalem był – z perspektywy czasu czasu, nie byle kto, bo aktualny lider – Piast Gliwice. „Słoniki” mogły zaskoczyć niedzielnego widza konsekwencją w budowaniu akcji od samego bramkarza. Patrząc na Niecieczę, można było odnieść wrażenie, że oglądamy delikatnie niedorobioną Barcelonę. Trener Mandrysz koniecznie chciał przenieść styl, który Termalica wypracowała w pierwszej lidze, na ekstraklasowe podwórko. Było to jednak trudne. Dlaczego?

Rywale na najwyższym szczeblu rozgrywek nie rzucali się do szaleńczego, często chaotycznego pressingu, jak miało to miejsce na zapleczu ekstraklasy. Spokojnie ustawiali szyki i czekali na błąd Termaliki w wyprowadzeniu piłki. A takich nie brakowało. W trzech pierwszych meczach, które – warto zaznaczyć – beniaminek rozgrywał na wyjazdach, Nieciecza nie zdobyła nawet oczka, a w dodatku miała na koncie pięć straconych goli i żadnego zdobytego. Na beniaminku nie pozostawiono suchej nitki i już wieszczono szybki powrót do I ligi.

Tymczasem trener Mandrysz wyciągnął wnioski, zmienił nieco styl pracy z zespołem, rezygnując z utopijnej wizji małopolskiej tiki-taki. Co więcej, ściągnął do Niecieczy człowieka, który z niejednego piłkarskiego pieca jadł chleb, a walkę o utrzymanie w ekstraklasie ma we krwi. Tym kimś był Pavol Stano – 38-letni Słowak, który po rozwiązaniu kontraktu z Podbeskidziem pozostawał bez pracy. Ten ruch transferowy, z pogranicza odwagi i szaleństwa, szybko przyniósł oczekiwane skutki.

Odwrócona karta

7 sierpnia 2015 roku, godzina 20:30, 4. kolejka ekstraklasy. Pierwszy gwizdek w meczu beniaminków – Termalica podejmuje Zagłębie na własnym stadionie w… Mielcu. Pełne trybuny, ale trudno się dziwić – ekstraklasa wróciła, chociaż przez chwilę, na Podkarpacie. I to właśnie w Mielcu stała się rzecz niesłychana – Termalica nie dość, że zdobyła „dziewiczą bramkę” , której strzelcem był niedoszły emeryt Stano, to jeszcze zainkasowała „historyczne punkty”, pokonując „Miedziowych” 1:0. Szok i niedowierzanie.

Tydzień później do Mielca zawitał Górnik Zabrze i dla Ślązaków nie była to podróż przyjemna. Trzy bramki w worku i długa droga powrotna do Zabrza. Termalica zachwyciła nie tylko samym zwycięstwem, ale unikalnym stylem. Na grę „Słoników” patrzyło się z przyjemnością.

Niecieczy brakowało jednak punktów zdobywanych na wyjazdach. Wyprawa do Chorzowa w piątej kolejce nie przyniosła żadnych zmian – Termalica w delegacji wciąż była synonimem klęski. Wyjazdowe zwycięstwo przyszło dopiero w 8. kolejce, kiedy to po kapitalnym meczu beniaminek pokonał rozpędzoną Cracovię 3:2. Na marginesie – był to chyba jeden z lepszych jak dotychczas meczów ekstraklasy w tym sezonie. Nieciecza zaprezentowała wszystko to, czego wymaga się od klasowego zespołu. Z kronikarskiego obowiązku warto też podkreślić, że tydzień wcześniej beniaminek odprawił z kwitkiem Lecha Poznań, choć tak naprawdę w tamtym okresie nie był to żaden wyczyn, liga funkcjonowała wówczas na zasadzie „bij mistrza!”.

I właśnie w ten sposób Termalica z zespołu wyszydzanego, a nawet wyzywanego od „wieśniaków”, stała się ewenementem na niespotykaną w Polsce skalę. Był to pierwszy od dawien dawna ligowy średniak z własną piłkarską tożsamością, który nie ogranicza się do bezsensownego kopania piłki do przodu. Systematycznie ciułane punkty dają nadzieję, że Nieciecza w ekstraklasie zostanie. I choć dziś znajduje się w dolnej połówce tabeli, to coś nam się wydaje, że państwo Witkowscy i trener Mandrysz mogą być zadowoleni z rozwoju sytuacji. Mogło być lepiej, ale nie jest źle. Termalica RACZEJ z ekstraklasy nie spadnie, a przecież z pewnością taki cel przyświeca wszystkim osobom w klubie, od woźnego, przez Baszczyńskiego, po Mandrysza i prezesów.

Powrót z banicji

Zagłębie Lubin w ciągu roku przeszło niesamowitą metamorfozę. Klub, który z hukiem spadał z ekstraklasy dwa sezony temu, mając w składzie całą masę przepłaconych piłkarzy z przerośniętym ego, zaczął wreszcie prowadzić odpowiednią politykę kadrową. Mając pod nosem prężnie działającą akademię piłkarską, najlepszą w Polsce kuźnię młodych talentów, w Lubinie zaczęto odważnie stawiać na młodzież. Trener Stokowiec dostał wolną rękę w doborze piłkarzy do zaplanowanego stylu gry, który podobnie jak styl Niecieczy, nijak nie pasował do pierwszoligowych boisk.

Trudno powiedzieć, czy w Lubinie zakładali tak szybki powrót do ekstraklasy, ale awans stał się faktem i trzeba było coś z tym zrobić. Cieszy jednak to, że zarząd nie zmienił dotychczasowej linii współpracy z trenerem i nie ściągnął do zespołu zagranicznego szrotu, jak to miało miejsce w poprzednich latach. Średnia wieku w Zagłębiu wynosi dziś 24,6 roku, co jest piątym wynikiem w ekstraklasie. Warto jednak podkreślić, że jak na beniaminka jest to zespół bardzo młody, bo chociażby Termalica ma średnią wieku na poziomie 29 lat. Cztery lata to dość spora różnica.

Mimo tak młodego składu zespół Stokowca przyzwoicie rozpoczął rozgrywki. W przeciwieństwie do Termaliki Zagłębie zaczęło punktować od samego początku sezonu. Dziś w Lubinie mogą strzelać szampany, bo na dwa mecze przed przerwą zimową beniaminek zgromadził 24 punkty i zajmuje 5. miejsce.

Jedyne, czego w Lubinie zabrakło, to seria przekonujących zwycięstw. Gdy Zagłębie wychodzi na boisko, możemy być pewni tego, że zobaczymy jasno określoną wizję futbolu. Może czasem toporną i nieokrzesaną, ale jednak wizję. Mimo wszystko trudno jest przewidzieć, czy lubinianie zejdą z boiska z tarczą czy bez. Brak systematyczności, gra w kratkę to główne mankamenty beniaminka i problemy, nad którymi sztab na czele ze Stokowcem musi się pochylić.

Co dalej?

Mimo wszystko, biorąc pod uwagę wszystkie plusy i minusy, należy stwierdzić, że jesień była udana dla obydwu beniaminków. Nie było spektakularnej klapy, o której ze strachem myślał z pewnością niejeden klubowy działacz. Zamiast tego były w miarę systematycznie zdobywane punkty, ciekawe mecze, które przyciągnęły na stadion niemałe rzesze kibiców, a także duma z tego, że gra się w ekstraklasie. Jesień, zarówno w Lubinie, jak i Niecieczy, była udana, a to powinno zwiastować jeszcze lepszą wiosnę.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze