Nie dla psa kiełbasa


Po środowym pojedynku na Estadio Camp Nou chyba nikt nie ma już wątpliwości, że mistrza Polski znowu zabraknie w rozgrywkach elitarnej Ligi Mistrzów. Patrząc na postawę krakowskiej Wisły, wynik i styl, w jakim przegrała, trudno mieć jakiekolwiek złudzenie, że pod Wawelem uda się odrobić stratę z Hiszpanii i awansować do rozgrywek grupowych Champions League.


Udostępnij na Udostępnij na

Zawsze jak dochodzi do starcia polskiego klubu z przeciwnikiem z najwyższej piłkarskiej półki, jak Barcelona (3 konfrontacje z naszymi zespołami w XXI wieku) czy Real Madryt, wszyscy spuszczają głowy i mówią sobie: „no cóż, może następnym razem”. Praktycznie na starcie skazujemy się na pożarcie. I potem rzeczywiście przegrywamy i to z kretesem. Najbliżej dobrego wyniku była „Biała Gwiazda” w roku 2001, kiedy w byłej stolicy Polski ówczesny mistrz kraju minimalnie uleg „Blaugranie”ł 3-4, a w stolicy Katalonii 0-1, praktycznie nie podejmując walki. W pozostałych dwumeczach nasze drużyny po prostu nie istniały. W pewnym momencie wypada zadać pytanie o to, dlaczego? Jak to się dzieje, że nie potrafimy grać przeciwko najlepszym w Europie, a czasem nawet rozegrać beznadziejne spotkanie przeciwko zagranicznym słabeuszom, jak w ostatni czwartek Legia przeciwko FK Moskwa?

W czym należy upatrywać tak sromotnej porażki z Barceloną? Można mówić o złej taktyce, zbyt słabym przygotowaniu motorycznym i fizycznym, gorszej wydolności organizmu, czy braku w wyszkoleniu technicznym. Wszystko to prawda – Polacy bardzo ustępowali Hiszpanom pod każdym z tych względów. Dlaczego tak się stało? Czy winny jest szkoleniowiec Wisły, Maciej Skorża, bo źle przygotował swoją drużynę do tego meczu. W czym piłkarze Barcelony byli lepsi od naszych? Przecież to tacy sami ludzie z krwi i kości, którzy się odżywiają, męczą i mogą mieć gorszy dzień. A przecież w Polsce również są wielkie talenty, jak w każdym innym kraju na świecie, co stwierdził niewątpliwie jeden z największych autorytetów w trenerskim światku, Leo Beenhakker.

Nie od dziś wiadomo, ze Polska nie jest potęgą zarówno w futbolu, jak i w każdym innym sporcie (no, poza szybownictwem i żużlem). To chyba właśnie dlatego, że w rywalizacji międzynarodowej naszym reprezentantom po prostu nie idzie, nad Wisłą jest ogromny nacisk na sukces. A jest on tym większy, im mniej jest spektakularnych zwycięstw naszych piłkarzy. Co więcej nie dość, że nasi nie są w stanie nawiązać walki z najlepszymi zespołami Starego Kontynentu, to na dodatek coraz częściej przegrywają z zagranicznymi słabeuszami. Przykładów można podać wiele, jak chociażby porażki „Białej Gwiazdy” z Dinamem Tbilisi, Valerengą Oslo i Vitorią Guimaraes lub czwartkowe starcie warszawskiej Legii z FK Moskwa („Obywatele” walczą tylko o utrzymanie się w elicie). Równie kompromitujące porażki łatwo można znaleźć w naszej piłce reprezentacyjnej. Wystarczy wspomnieć, jak w słabym stylu teamy Jerzego Engela, Pawła Janasa i Leo Beenhakkera żegnały się Mundialami w Korei Południowej i Japonii oraz w Niemczach i z Euro w Austrii i Szwajcarii. Gdzie leży przyczyna tak złego stanu rzeczy? Dlaczego „Biało-czerwoni” z tak wielkim niesmakiem muszą się żegnać z międzynarodowymi rozgrywkami?

Jest tak, że najważniejszym powodem, dlaczego Polacy nie odnoszą w piłce nożnej sukcesów jest niewłaściwe podejście i brak odpowiednich nakładów finansowych na futbol. Trzeba zacząć od samego początku. Dzieci w piłkę zaczynają grać w wieku sześciu/siedmiu lat. Gdzie mają to robić? Na prowizorycznych boiskach przy szkołach lub w parkach, gdzie trawa jest koszona strasznie nieregularnie lub w ogóle jej tam nie ma? A może na dużych osiedlach mieszkaniowych, gdzie na każdym budynku widnieje napis „Zakaz odbijania piłki o elewację budynku”. Leo Beenhakker po obejrzeniu takiego boiska zdziwił się, że komukolwiek chce się na nim grać, bo on bałby się na takim kartoflisku wyprowadzić na spacer swojego psa, żeby nie zwichnął sobie łapy. Od samego początku w Polsce nie ma jak uprawiać futbolu, podczas gdy w Brazylii w piłkę gra się dosłownie wszędzie.

Guus Hiddink, niepodważalnie jeden z najlepszych szkoleniowców na świecie zapytany o przyczyny braku dobrych wyników osiąganych przez Polaków powiedział dwie ważne rzeczy. Pierwsza z nich: w Polsce szkolenie piłkarza zatrzymuje się w wieku dwunastu lat, a potem jego rozwój ustaje, podczas gdy w krajach zachodnich i w Rosji widoczny jest stały postęp w umiejętnościach zawodników. To zdanie wskazuje na kolejny problem naszej piłki – edukację sportową w szkołach. Załóżmy że w danej „podstawówce” istnieje sekcja futbolowa. Młodzi chłopcy zapisują się do niej, grają, przynosi im to radość, mogą realizować się w przeróżnych turniejach. Kończą szkołę podstawową, idą do gimnazjum, które sekcji futbolowej już nie prowadzi. Do czego dochodzi? Wobec braku możliwości regularnej gry ich sportowy rozwój ulega zahamowaniu i regresowi, co w konsekwencji może prowadzić do tego, że wielkie talenty, o których wspominał trener naszej kadry, najzwyczajniej się marnują. Ponadto zła jest u nas współpraca szkół z samorządami i klubami piłkarskimi. Po co w danej placówce edukacyjnej powstaje sekcja piłkarska, jak w mieście nawet nie ma dobrej drużyny futbolowej, bo o wiele opłacalniejsze jest stawianie na siatkówkę czy żużel? Tutaj mamy do czynienia ze zwykłym wyrzucaniem pieniędzy w błoto.

Obecny selekcjoner reprezentacji Rosji zauważył jeszcze jedną ważną rzecz. Nad Wisłą po treningu taka gwiazdka wsiada do swojego samochodu określonego mianem „full wypas” i jedzie do domu, podczas gdy na zachodzie po zakończeniu ćwiczeń prowadzonych przez szkoleniowca zawodnicy zostają w klubie i w zależności od chęci ćwiczą strzały lub udają się do siłowni. Oznacza to przede wszystkim braku profesjonalizmu w podejściu do futbolu zarówno piłkarzy, jaki i samych klubów. Od Niemiec po Ocean Atlantycki futboliści traktowani są jak zwykli pracownicy. I to należałoby wprowadzić w Polsce. Ci, którzy decyduję się na podpisanie kontraktu i profesjonalne uprawianie sportu, muszą mieć świadomość, że jest to ich zawód i żeby nadal się w nim liczyć, trzeba stale doskonalić swoje umiejętności. W przeciwnym razie w wielu przypadkach, jak chociażby Sebastiana Mili czy Macieja Iwańskiego zawsze będzie się mówiło, że są niespełnionymi talentami.

Ponadto nie ma w Polsce najwyższej klasy trenerów? A nie ma trenerów, bo przede wszystkim próżno w kraju nad Wisłą szukać wysokiej klasy szkół trenerskich. Bo tak naprawdę jaką wartość ma dyplom AWF? Dwa przytaczane przeze mnie ogromne autorytety szkoleniowe – Leo Beehnkakker i Guus Hiddink mogą pochwalić się najlepszą i najbardziej profesjonalną edukacją w tym fachu w Holandii. Dla odmiany o selekcjonerach, którym udało się wprowadzić naszą kadrę do Mundiali w XXI wieku można powiedzieć tyle, że mieli szczęście i trafiali ze składem.

Nie ma co ukrywać – jest źle i najprawdopodobniej będzie jeszcze gorzej. Z takim podejściem do uprawiania piłki nożnej nie mamy absolutnie żadnych szans do odniesienia sukcesu w piłce nożnej zarówno klubowej, jak i reprezentacyjnej, jeśli będziemy traktować sport po macoszemu i będziemy wymagać od naszych piłkarzy zwycięstw, nie umiejąc ich do tego porządnie przygotować. Na każdy, nawet najmniejszy sukces trzeba bardzo ciężko zapracować, zaczynając od najmłodszych lat, co w Polsce praktycznie w ogóle nie jest praktykowane. I jeśli to się nie zmieni, polskie drużyny piłkarskie nie dość, że nigdy nie będą w stanie chociażby podjąć walki z najlepszymi zespołami globu, to jeszcze coraz częściej będą kończyć swoje udziały w europejskich pucharach na najwcześniejszych rundach z mało prestiżowymi przeciwnikami. Sytuację w polskim futbolu właściwie już można porównać do olimpijskiej pływalni w Pekinie. Podczas, gdy my z niesmakiem oglądaliśmy poczynania naszych mistrzów, którzy bili krajowe rekordy i nie potrafili awansować nawet do półfinału, Amerykanie cieszyli się z ośmiu złotych medali Michaela Phelpsa. Dlatego jakże aktualne w przypadku polskiej piłki nożnej staje się zdanie: „świat odpłynął, Polska dryfuje w miejscu”.

Komentarze
~PiWo (gość) - 15 lat temu

Napisałes, że nie jestesmy potęgą w żadnym innym
sporcie poza jakims szybownictwem oraz Żużlem. Podam
ci przykład jednej dyscypliny która jest unas w kraju
uważana za potęge..siatkówka! Nasz PLS (polska liga
siatkówki) jest 3 liga na świecie i przyjeżdżaja do
nas coraz to lepsi zawodnicy ze świata a nasza
młodzierz również radzi sobie wyśmienicie i co sezony
wychodzi jakiś talent który pozwoli nam dalej walczyć
z najepszymi na arenie miedzy naodowej. Moze
powinnismy pujsc tropem siatkówki?

Odpowiedz
Sławomir Kruczek (gość) - 15 lat temu

Tak siatka u nas idzie do przodu, mamy super ligę jak
na nasze warunki i czekam teraz na sukces
reprezentacji męskiej w Pekinie.... Ten sport jest u
nas coraz bardziej popularny, jeden przykład...
ostatnio wracałem przez Polskę z wakacji, praktycznie
co chwilę widziałem jakieś "boisko" do siatkówki,
inna sprawa że są one najczęściej prywatne i
baaaardzo amatorskie (choć wyjątki się zdarzają), ale
jakoś trzeba zaczynać. I tak jest lepiej niż z
futbolem ;) Jak tak dalej pójdzie to siatka u nas
będzie nr jeden!

Odpowiedz
Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze