Minimalizm w wydaniu Legii (FELIETON)


Legia spełniła swój obowiązek i awansowała. Jednak nie sposób wymazać z pamięci tego, co wydarzyło się na Gibraltarze

19 lipca 2019 Minimalizm w wydaniu Legii (FELIETON)
Łukasz Laskowski / PressFocus

Wczorajsze starcie pomiędzy warszawską Legią a gibraltarskim Europa FC zakończyło się zgodnie z przewidywaniami. Podopieczni Aleksandara Vukovicia wygrali 3:0 i przeszli do kolejnej fazy eliminacji Ligi Europy. Mimo zwycięstwa legionistom nawet w najmniejszym stopniu nie udało się zmazać plamy, która powstała tydzień temu w spotkaniu wyjazdowym. Mało tego, można było odnieść wrażenie, że piłkarzom Legii jakoś specjalnie na tym nie zależało.


Udostępnij na Udostępnij na

Głodni gry, naładowani sportową złością i chęcią udowodnienia, że gibraltarska kompromitacja była jedynie wypadkiem przy pracy – tacy zgodnie z oczekiwaniami kibiców mieli być legioniści. Wydawało się, że fatalny styl oraz słaby wynik w pierwszym meczu podrażnił ambicje wicemistrzów Polski. I takie wrażenie można było odnieść na początku meczu.

Miała być ambicja

W 7. minucie prowadzenie Legii dał Carlitos. Po zdobyciu gola Hiszpan, celebrując trafienie, kopnął chorągiewkę w narożniku boiska. Oglądając mecz, odebrałem to zachowanie jako chęć pokazania, jakie pokłady sportowej złości kłębiły się w piłkarzach Legii przez ostatni tydzień oraz że nadszedł czas, by dać upust tym emocjom w najlepszy możliwy sposób.

Sześć minut później wynik podwyższył Sandro Kulenović. Wydawało się, że ładunek emocjonalny drzemiący w legionistach napędzi ich do zdobywania kolejnych bramek, a mecz zakończy się pogromem. Nic bardziej mylnego.

Po 15 minutach coś w piłkarzach Legii zgasło. Byli apatyczni, niezdecydowani w poczynaniach ofensywnych oraz niekiedy brakowało im dokładności. Podopiecznych Vukovicia najwyraźniej usatysfakcjonowało prowadzenie 2:0 z półamatorami z Gibraltaru i postanowili dowieźć ten wynik jak najmniejszym nakładem sił. Warszawianie mieli swoje sytuacje – w obramowanie bramki trafiali Nagy i Carlitos, a bramkarz Europa FC był kilkukrotnie blisko sprezentowania Legii gola. Ostatecznie Legia wygrała 3:0 (w 60. minucie Carlitos dołożył drugiego gola), ale niesmak pozostał.

Kwestia wymówek

Przed spotkaniem byłem jednym z tych kibiców, którzy liczyli na grad goli oraz pełną deklasację. Ale chyba bardziej chciałem zobaczyć sportową złość, która miała w legionistach kiełkować od momentu zejścia z boiska w Gibraltarze.

Sygnałem ostrzegawczym były wypowiedzi trenera i zawodników Legii po pierwszym meczu. W pomeczowych rozmowach stwierdzili, że kompromitujący remis był spowodowany sztuczną murawą oraz faktem, iż wicemistrz Gibraltaru to bardzo waleczny i wymagający rywal. Być może tymi wymówkami nie przebili Adama Nawałki i jego już legendarnego “niskiego pressingu”, ale trzeba przyznać, że w obliczu tego, co oglądaliśmy w tamtym spotkaniu, takie tłumaczenie wyniku było wręcz komiczne.

Po wczorajszym meczu Vuković stwierdził, że wynik go satysfakcjonuje, ale gra była znacznie poniżej oczekiwań. Fakty są takie, że rezultat dwumeczu prezentuje się, delikatnie mówiąc, dosyć skromnie. Trzy bramki w 180 minut z drużyną, która nawet nie zdobyła mistrzostwa Gibraltaru. Najgorsze w tym wszystkim jest chyba to, że Legia była dzisiaj w stanie strzelić tych goli więcej. Pokazała to na początku meczu, gdy wśród zawodników autentycznie było widać głód zwycięstwa.

Minima(L)izm

Legia mogła strzelić dzisiaj więcej goli. Jestem pewien, że gdyby w tym meczu padło pięć bramek, mniej mówiłoby się o słabym stylu. W zasięgu “Wojskowych” była również wygrana tydzień temu na Gibraltarze. Co więcej, przegrane w maju mistrzostwo Polski również było na wyciągnięcie ręki. Co zatem stanęło na przeszkodzie, że żadne z tych założeń nie zostało zrealizowane?

Odpowiedzią jest legijny minimalizm. Legii wystarczy wygrać. Nic ponadto. Mówi się o tym, że ważny też jest styl, ale tak naprawdę można odnieść wrażenie, że w Legii chodzi o to, żeby wygrać i zapomnieć. To się tyczy mistrzostwa Polski oraz pojedynczych spotkań. Mecz z Europa FC pokazał, że Legia nie chce niczego więcej prócz trzech punktów lub awansu do kolejnej fazy. Nikt nie chce porywać publiki, wygrywać wysoko, a w przypadku niepowodzeń dążyć do udowodnienia, że to tylko wypadek przy pracy.

Niebawem rusza nowy sezon piłkarskiej ekstraklasy. Jak co roku warszawska Legia będzie faworytem rozgrywek. Również jak co roku jej największym rywalem będzie ona sama. Nie inaczej, przynajmniej na razie, będzie w europejskich pucharach. W następnej rundzie rywalem Legii będzie Kuopion Palloseura z Finlandii. Legioniści będą rzecz jasna faworytami tego starcia. Przekonamy się, czy usatysfakcjonuje ich skromny wynik i kiepski styl, czy zechcą pokazać, że potrafią wygrywać wysoko i ładnie dla oka. I przede wszystkim – czy skończą z minimalizmem i udowodnią, że Legię stać na więcej?

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze