Chaos, dezorganizacja i niestabilność – tymi trzema rzeczownikami można byłoby określić ostatnie lata, jeśli chodzi o losy krakowskiej Wisły. 13-krotny mistrz Polski dopiero w tym sezonie zdaje się stawać na nogi, choć problemów wciąż nie brakuje. Czy potencjał sportowy pozwala „Białej Gwieździe” realnie myśleć o walce o zwycięstwo w kraju?
E viva Espana!
Opierając się chociażby na niedawnym spotkaniu z Legią Warszawa, odpowiedź powinna być jednoznaczna. Fatalna, przegrana 2:0 pierwsza połowa zupełnie nie zniechęciła wiślaków do walki. Wręcz przeciwnie – trener Maciej Stolarczyk na tyle zmobilizował swój zespół, że był on w stanie wyciągnąć wynik na 3:2. To cecha charakterystyczna tej drużyny. Stolarczyk, jako prawdziwy wiślak, zaszczepił w swoich zawodnikach DNA walki.
Odpowiadając jednak na pytanie z tytułu, powinniśmy cofnąć się do roku 2016, kiedy to z Wisły definitywnie wycofał się Bogusław Cupiał. Mając zarys ostatnich dziejów drużyny z Krakowa, to właśnie ta decyzja okazała się niezwykle ważna. Klub, który wcześniej mógł pozwolić sobie na tak wiele pod względem finansowym, nagle stracił główne źródło dochodów. Wydawało się, że kwestią czasu będzie pozyskanie odpowiedniego sponsora… Ten jednak nieubłaganie płynął, a na horyzoncie pojawiali się tylko łgarze pokroju Jakuba M. Do akcji wkroczyć musiała więc TS Wisła, ratując klub od upadku.
Dyrektorem sportowym był wówczas Manuel Junco, który wprowadził koncepcję opierania klubu na hiszpańskich zawodnikach. W maju 2017 roku doszło do historycznego momentu, gdyż stery w Wiśle po raz pierwszy objął również hiszpański szkoleniowiec. Nikomu nieznany Kiko Ramirez trafił do Krakowa z tamtejszej III ligi. Mimo sceptycznych głosów szybko zyskał przychylność fanów dzięki początkowej poprawie wyników zespołu.
Postępująca „hiszpanizacja” drużyny stawała się faktem. W ataku strzałem w dziesiątkę było postawienie na Carlitosa, w pomocy brylował Pol Llonch, a w obronie Fran Velez. Wyniki były niezłe, styl gry już gorszy – z czasem niestety liczba zdobywanych punktów się zmniejszała, a styl nie poprawiał. Ponadto coraz więcej osób dostrzegało opieranie zespołu na indywidualnościach, co skutkowało tym, że bez Carlitosa Wisła znacznie traciła na wartości.
Cudze chwalicie, swego nie znacie
Koniec końców Kiko Ramireza zwolniono, a jego następcą został Joan Carrillo. Trener, na którego Wisła chrapkę miała już rok wcześniej, gdy prowadził Videoton. Wyrzucono z tego klubu z powodu nadmiernej władzy, jaką chciał tam posiadać. Do Wisły trafił po zwolnieniu z Rijeki, gdzie przydarzyła mu się seria słabszych spotkań, jednak ogólnie Carrillo miał opinię solidnego fachowca z niezłymi sukcesami w ligach porównywalnych do ekstraklasy.
Hiszpański projekt definitywnie spalił na panewce po tym, jak Wisła w sezonie 2017/2018 nie zakwalifikowała się do europejskich pucharów. Szczęście było blisko, wystarczyło tylko wygrać z Górnikiem Zabrze. Niestety „tylko” zamieniło się w „aż” i porażka 0:2 ostatecznie zniszczyła te marzenia. Carrillo odszedł, skonfliktowany ze sztabem szkoleniowym i takimi legendami jak Arkadiusz Głowacki czy Paweł Brożek. Z Hiszpanów pozostał tylko Jesus Imaz. Llonch odszedł do Holandii pomimo deklaracji o pozostaniu, Gonzalez natomiast w związku z licznymi kontuzjami rozwiązał kontrakt.
Niewielu wierzyło w to, że po takich osłabieniach nowy trener będzie w stanie stworzyć zespół chociaż na czołową ósemkę. Po Hiszpanach pozostała niemalże spalona ziemia, zespół stracił kluczowych zawodników na każdej pozycji. W czerwcu 2018 roku nowym szkoleniowcem Wisły został Maciej Stolarczyk. Człowiek kojarzony jednoznacznie ze złotymi latami „Białej Gwiazdy”, jednak bez żadnego doświadczenia jako samodzielny trener. Stanowisko dyrektora sportowego objął Arkadiusz Głowacki, kolejny członek tamtej ekipy.
Na zarząd z prezes Marzeną Sarapatą na czele spadła słuszna fala krytyki związana właśnie ze srogo przepłaconym hiszpańskim projektem. Tym bardziej, że co rusz słyszało się o problemach finansowych Wisły. Nie pomogły też wyemitowane w telewizji materiały o szemranych powiązaniach klubu. Jak w takich warunkach stworzyć silny, zgrany zespół, mogący przeciwstawić się każdej drużynie w lidze? Wydawało się to nierealne.
„Stolar” wszechmogący
Stolarczyk pokazał, że niemożliwe nie istnieje. Ze swojego byłego klubu, Pogoni, ściągnął krnąbrnego Dawida Korta, który niemal z miejsca stał się liderem drugiej linii. Defensywę oparł na weteranie, Marcinie Wasilewskim, który przeżywa swoją trzecią, a może i czwartą młodość. Atak? Nie ma problemu, króla strzelców zastąpił 30-letnim Ondraskiem, który w ciągu trzech sezonów nie zdobył tylu bramek, co w ciągu dziesięciu pierwszych spotkań w tym sezonie.
Przede wszystkim jednak stworzył drużynę. Drużynę, która trzykrotnie potrafiła odwrócić losy spotkania, przegrywając różnicą dwóch bramek. Okazało się, że Stolarczyk nie jest przypadkową osobą. Zawodnicy wypowiadają się o nim w samych superlatywach, mówiąc przede wszystkim o równowadze, jaką wprowadził do zespołu. Podobnie sprawa ma się w relacjach z piłkarzami, o czym w rozmowie z „Gazetą Krakowską” wspominał Jakub Bartkowski:
– (…) Mnie cieszy nastawienie mentalne całej drużyny. Jest świetna atmosfera, tworzymy prawdziwy zespół. Wszyscy wspieramy się wzajemnie. W głównej mierze to właśnie wyniki wpływają na atmosferę. Jak się wygrywa, to pewnych rzeczy się nie zauważa. Jak są porażki, to najmniejszy szczegół może zacząć być problemem. W tym momencie na pewno jednak wszystko jest w porządku. Myślę, że każdy z moich kolegów to potwierdzi.
Wygląda na to, że na razie największym problemem Wisły są względy pozaboiskowe. Mimo że od kilku tygodni wciąż pojawiają się plotki o zainteresowaniu krakowskich, ale też chińskich inwestorów, to wciąż brakuje konkretu. Regularnych informacji na ten temat dostarcza m.in związany z krakowskim środowiskiem piłkarskim Mateusz Miga:
Tekst po aktualizacji https://t.co/zEHujzK0QJ. o wypowiedź Pawła Gricuka https://t.co/1Tsb90g5YT
— Mateusz Miga (@MateuszMiga) November 15, 2018
Pytanie „Czy Wisłę stać na walkę o mistrzostwo?” można zatem potraktować nieco przewrotnie i odpowiedzieć, że finansowo nie. Personalnie, pod względem gry i „ogarnięcia” szkoleniowca, wygląda to jednak nieco inaczej. „Biała Gwiazda” nie powinna mieć problemów z utrzymaniem się w czołowej ósemce, a w niej… Kto wie, być może tym razem marzenie nie okaże się tylko senną marą.