Legia wygrała ligowy klasyk, ale czy zagrała dobry mecz? Czy czegoś brakuje warszawiakom po przerwie?


Legia pokonała Lecha Poznań 1:0, ale nie porwała. Czy da się zatrzymać jej drogę do mistrzostwa?

4 czerwca 2020 Legia wygrała ligowy klasyk, ale czy zagrała dobry mecz? Czy czegoś brakuje warszawiakom po przerwie?
Piotr Matusewicz / PressFocus

Sobotni mecz Legii i Lecha nie należał do tych najciekawszych. Jednak byliśmy świadkami kilku niezłych akcji, a zawodnikom nie można zarzucić braku zaangażowania. Obie drużyny usiłowały konstruować szybkie akcje ofensywne oraz stosować wysoki pressing. Taktycznie też trzeba przyznać, że mecz stał na całkiem niezłym poziomie jak na ekstraklasę. O ile Lech pokazał chyba swoją obecną pełnię możliwości, to Legia mimo zwycięstwa pokazała, że nie jest drużyną niezniszczalną i istnieją sposoby na skuteczną grę przeciwko niej.


Udostępnij na Udostępnij na

Aleksandar Vuković wykonał fantastyczną pracę. Jego drużyna wreszcie przypomina tę wybieganą Legię z czasów Macieja Skorży czy Henninga Berga. Na początku swojej pracy, mimo straty wielu punktów, zdołał uporządkować kadrę. Najpierw przez długi czas usprawniał linię defensywną, a po jej ulepszeniu zdołał zażegnać problemy w ataku. Wielu ludzi się z nim nie zgadzało, zwłaszcza w kwestii odejścia Carlitosa. Jednak trener wyszedł na swoje i pokazał, że warto go traktować jak poważnego szkoleniowca.

Vuković uwalnia potencjał

Po przerwie zimowej jego drużyna była już w pełni zorganizowana. Zaczęła regularnie atakować przeciwnika wysokim pressingiem, grać bardziej atrakcyjny futbol, a piłkarze nie potykali się o własne nogi. Na pewno proces rozwoju został zaburzony przez pandemię koronawirusa. Po pierwszym meczu w okresie „poizolacyjnym” można dostrzec kilka punktów dotyczących Legii pod wodzą Vukovicia.

Legia i jej inteligencja taktyczna

W pierwszej części spotkania z Lechem Legia była nieco lepszą drużyną. Następnie w drugiej połowie oponenci legionistów rzucili się do zdecydowanego ataku. Podopieczni Dariusza Żurawia mieli kilka klarownych sytuacji na zmianę wyniku. Trzeba tutaj zwrócić uwagę na dobrą reakcję Vukovicia. W sytuacji kryzysowej jego drużyna nie miała problemów z odpowiednim ustawieniem się na własnej połowie i trzymaniem formacji. W drugiej połowie doszło tylko do jednej kontry, kiedy piłkarze Legii mogli mieć do siebie pretensje o niepoprawne ustawienie. Wtedy zbytnio zapędzili się podczas akcji ofensywnej i narazili się na groźną kontrę. Jednak w 63. minucie strzał Marchwińskiego zdołał obronić Majecki, czym uchronił swój zespół przed stratą bramki.

Poza wspomnianą sytuacją legioniści nie mieli problemów z utrzymywaniem dystansu między sobą i trzymaniem formacji. Byli bardzo dobrze przygotowani taktycznie. Sytuacje, gdy kogoś brakowało podczas jakiejkolwiek akcji, były wyjątkiem. To jest wielki plus, jeśli chodzi o Legię.

Stałe fragmenty gry

Stałe fragmenty gry są bronią obosieczną. Dobrze wytrenowane mogą stanowić potężny atut w ofensywie. Jednakże brak umiejętności obrony podczas nich może zdecydować o porażce. Świetnie pokazał to mecz Legia – Lech. Obie drużyny kreowały sytuacje dzięki odpowiednio wykonanym rzutom rożnym. Legioniści dobrze wytrenowali ofensywne warianty. Jędrzejczyk miał swoją okazję po niezłym rozegraniu na dłuższy słupek. Potem Wieteska dostał dobrą piłkę z rzutu rożnego dzięki dograniu na środek pola karnego. W Polsce nigdy nie mieliśmy problemów z wypracowaniem tego typu schematów i to było widoczne podczas tego spotkania.

Jednak tutaj pojawia się aspekt „obosieczności” O ile przy rzucie wolnym z 56. minuty legionistom udało się zrobić minimalną pułapkę ofsajdową, to rozegranie przez graczy Lecha piłki na krótki słupek podczas rzutu rożnego prawie zakończyło się samobójem Andre Martinsa i wyrównaniem. Drużyna Vukovicia nie straciła bramki w ten sposób, ale widać, że można ją ograć dzięki prowokowaniu takich sytuacji i liczeniu na odrobinę szczęścia.

Czy skrzydłowi Lecha faktycznie zostali zneutralizowani?

Czytając różne komentarze pomeczowe „na gorąco”, można zauważyć, że dominuje opinia o skutecznym wyłączeniu z gry skrzydłowych Lecha Poznań. I to jest fakt – przez większość meczu Jóźwiak i Puchacz mieli niewiele do powiedzenia. Ale jednak trzeba zwrócić uwagę na jeden fakt. Otóż z czterech najważniejszych sytuacji Lecha z gry dwie nastąpiły po atakach ze skrzydła! Ba, gdyby Puchacz był odrobinę skuteczniejszy, to Legia mogłaby skończyć ten mecz na tarczy.

Warto zwrócić uwagę na sytuację z 11. minuty. To był prosty wyrzut z autu. Piłka trafiła do Tiby, który zagęścił boczny sektor. Szybko oddał piłkę do Jóźwiaka, który jednym krótkim podaniem do obiegającego Portugalczyka wyłączył z akcji Jędrzejczyka. Kryjący Tibę Antolić nie mógł zapobiec kontynuacji akcji, co skończyło się bardzo groźną okazją Puchacza. Gdyby na miejscu Polaka był ktoś bardziej okrzesany (np. przysłowiowy gracz Celticu), Legia musiałaby od początku gonić wynik.

Teraz przejdźmy do 94. minuty. Niepozorna akcja, piłkę dostał absolutnie niedoceniany za swoją grę Jóźwiak. Wbiegł on pomiędzy trzech zawodników Legii, pobawił się z Jędrzejczykiem (znowu!), a następnie odegrał piłkę do obiegającego Marchwińskiego. To była prawie kalka rozegrania piłki z początku meczu. Tym razem zawodnik Legii zdołał przerwać rajd młodego Polaka, ale piłka trafiła do ponownie dobrze ustawionego Tiby. Potem był strzał, zamieszanie w polu karnym Legii i futbolówka znowu trafiła do Puchacza. Jak się skończyła ta sytuacja, każdy wie. Naprawdę zastanawia, co by było, gdyby na miejscu Puchacza był tego dnia ktoś bardziej okrzesany, mający lepszą technikę strzału i bardziej widzący kolegów. Na plus dla wychowanka Lecha należy zaliczyć na pewno liczne rajdy, które utrudniały życie defensorom Legii.

Legia Warszawa lepsza w hicie. Lech Poznań przegrywa u siebie 0:1

Słowem podsumowania

Podsumowując, Legia nieźle zorganizowała się taktycznie, ale jest absolutnie do pokonania. Klucz to typowa gra z kontrataku. Legioniści mają problemy z drużynami rozgrywającymi szybkie akcje oraz podaniami przez całą formację. Dołączając do tego ewentualną możliwość wykorzystania stałych fragmentów gry, można stwierdzić, że drużyna dobrze zorganizowana w defensywie i z szybkimi graczami ofensywnymi jest w stanie wykorzystać jej słabości. Dowodem tego może być zremisowany 2:2 mecz z Rakowem, jeszcze przed pandemią. Gracze Marka Papszuna chyba pokazali wtedy najlepszą drogę do wyeliminowania atutów Legii.

Oczywiście nie można powiedzieć, że Legia gra słabo, bo byłby to absurdalny zarzut w stosunku do lidera ekstraklasy. Jednak biorąc pod uwagę, że trzy lata z rzędu żadna polska drużyna nie dostała się fazy grupowej europejskich pucharów, to naprawdę trzeba brać pod uwagę małe szczegóły. Bo można przeciwnika „nakryć” przez cały mecz, ale jedno urwanie się obrońcy lub pojedyncze dogranie powodujące sytuację jeden na jeden na wyższym poziomie mogą zadecydować o wyniku spotkania. Albo o odpadnięciu z rozgrywek międzynarodowych.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze