Legia lepsza od Lecha w klasyku Lotto Ekstraklasy


Dzisiejsze starcie w hicie kolejki było szansą dla obu ekip na odzyskanie zaufania fanów

16 września 2018 Legia lepsza od Lecha w klasyku Lotto Ekstraklasy
Grzegorz Rutkowski

Dzisiejszy mecz pomiędzy Legią i Lechem w naszej rodzimej lidze z urzędu nazywany jest hitem kolejki. Owo starcie miało dać nadzieję na lepsze jutro dla obu drużyn, które niewątpliwie przeżywają trudny okres. Gospodarze jeszcze nie przebudzili się po blamażu w eliminacjach Ligi Europy oraz po kompromitującej porażce na własnym stadionie z Wisłą Płock. Goście przyjechali do stolicy po dwóch porażkach i jednym remisie. Dzisiejszy mecz był najlepszym momentem na przełamanie!


Udostępnij na Udostępnij na

Z ośmiu ostatnich spotkań przy Łazienkowskiej 3 legioniści wygrali raptem dwa razy. Ich bilans bramkowy jest równie mizerny (9:11). Nic więc dziwnego, że na jednym z najładniejszych stadionów Lotto Ekstraklasy frekwencja spadła do najniższej od lat. Hit tej kolejki był więc dla Legii i Lecha meczem o odzyskanie zaufania fanów. Obaj trenerzy mieli całe dwa tygodnie przerwy reprezentacyjnej, by popracować nad ustawieniem, taktyką, ale również nad przygotowaniem fizycznym.

Raport z obozów

Djurdjević przed spotkaniem zapowiedział, że jest zadowolony z dwutygodniowej przerwy, gdyż dzięki niej niektórzy jego podopieczni pokonali problemy zdrowotne. Do pełni sił powrócili kontuzjowany Thomas Rogne, Wołodymir Kostevycz, który błyszczał na początku sezonu, oraz były kapitan lechitów Maciej Gajos. Niestety w trakcie przygotowań w kadrze urazu nabawił się Maciej Makuszewski. Jednakże trzeba śmiało przyznać, że jeśli chodzi o ofensywę, to Serb ma tutaj sporo alternatyw.

Ricardo Sa Pinto z kolei kilka dni przed meczem udzielił wywiadu dla „Przeglądu Sportowego”, w którym mówił, że w barwach Legii zobaczymy jedenaście „lwich serc”. Legioniści ostro zasuwali, pracując nad przygotowaniem fizycznym podczas przerwy. Mówił również, że jednym z podstawowych założeń będzie wyeliminowanie ostrej gry, gdyż w tym sezonie Legia dostała już pięć czerwonych kartek.

Szczęśliwe koszulki?

Legioniści na dzisiejszy mecz wyszli w nietypowych, ciemnoczerwonych strojach. Owe nietypowe trykoty miały upamiętnić 100. rocznicę odzyskania przez Polskę niepodległości.

O dużym szczęściu mistrzowie Polski mogli mówić już w 8. minucie spotkania. Z lewej strony urwał się Kamil Jóźwiak, który zdołał zagrać dobrą piłkę po ziemi do Gytkjaera, który niestety dla lechitów uderzył nieczysto, przez co futbolówka stanowiła zagrożenie jedynie dla kibiców znajdujących się za bramką Cierzniaka.

Szczęście sprzyjało legionistom również na kwadrans przed końcem regulaminowego czasu gry pierwszej połowy, kiedy to Dominik Nagy zdobył bramkę. Najpierw piłkę zagrywał na wolne pole Szymański, którego podanie przeciąć powinien Janicki, lecz się poślizgnął, co skrzętnie wykorzystał Węgier, i ominąwszy bramkarza gości, oddał strzał do pustej bramki. Od 31. minuty legioniści prowadzili 1:0!

Po stracie bramki lechici zaczęli szanować piłkę. Legia natomiast spokojnie wyczekiwała błędu ze strony drużyny ze stolicy Wielkopolski. Trzeba też przyznać, że tempo gry nie porywało. Zawodnicy obu ekip grali niezwykle spokojnie.

Lech miał jeszcze jedną dobrą okazję w doliczonym czasie gry pierwszej odsłony. Piękną górną piłkę wprost do Amarala zagrał Łukasz Trałka, ale Portugalczyk jakby za bardzo chciał się skupić na okiwaniu golkipera i niestety strzelił daleko obok bramki. Do przerwy rezultat nie uległ zmianie.

Remedium na nudę

O ile pierwsza połowa mogła się wydawać troszkę senna, o tyle druga zaczęła się o niebo lepiej. Legioniści mogli już w 49. minucie podwyższyć prowadzenie, ale tym razem to lechitom sprzyjało szczęście, gdyż Cafu był bliski zdobycia bramki głową, lecz ostatecznie zdołał oddać strzał jedynie w poprzeczkę. Miał jeszcze szansę dobić piłkę, ale lepszy był Putnocky.

Znacznie lepiej weszli w drugą połowę legioniści. Przyspieszyli tempo gry, co poskutkowało, bo chwilę później sędzia główny podyktował dyskusyjnego karnego, którego ostatecznie anulował po konsultacji z VAR-em. Powtórki pokazywały jednoznacznie, że Rogne przepisowo walczył o piłkę z Dominikiem Nagyem. Od tego momentu spotkanie wydawało się atrakcyjniejsze.

Lechici szukali bramki wyrównującej. Jednak w większości sytuacji brakowało kropki nad i w postaci wykończenia. Trzeba zauważyć, że oddanych strzałów przez Lecha było jak na lekarstwo. Bardzo aktywny był Jóźwiak na lewej stronie, który co prawda pod koniec nie miał udanych dryblingów i zdarzało mu się tracić piłkę. Dobrze układała się jego współpraca z De Marcosem. Sporo akcji ofensywnych Lecha zaczynało się właśnie od lewej strony. Jednak jak już wyżej wspomniano, nic z tego nie wynikało.

Na mniej więcej kwadrans przed końcem szansę debiutu dostał Dimitrios Goutas, zastąpił on Thomasa Rogne, który najprawdopodobniej ponownie nabawił się urazu. Minutę przed końcem Tomczyk, wygrywając pojedynek jeden na jeden z Jędrzejczykiem, mógł wyrównać, ale przeszkodził mu w ostatniej chwili Hlousek. Lechici dobrze rozegrali rzut rożny, ale Gytkjaer nie zdołał umieścić piłki w bramce.

Sędzia główny doliczył do regulaminowego czasu gry aż sześć minut. Wydawałoby się, że to wystarczająco dużo czasu, by odwrócić losy meczu. Lechici, którzy przed końcem starali się oszukać przeznaczenie, mieli dobrą okazję z rzutu wolnego w jednej z ostatnich akcji meczu, ale Gajos oddał strzał wprost w trybuny. Wynik ostatecznie nie uległ zmianie i legioniści mogli się cieszyć z arcyważnych trzech punktów.

„Będziemy cierpieć, ale na końcu będziemy się cieszyć”

Dzisiejsze zwycięstwo Legii nie było okraszone wspaniałą grą podopiecznych Ricardo Sa Pinto. Jednakże rzucało się w oczy znacznie lepsze przygotowanie fizyczne legionistów od tego sprzed dwóch, trzech tygodni. Szkoleniowiec mistrzów Polski obiecywał, że będziemy oglądać jedenastkę lwich serc i trzeba przyznać, że choć warszawiacy nie grali rewelacyjnie, to zaangażowania im nie można odmówić.

Trzeba też zwrócić uwagę, że sam szkoleniowiec mówił, że liczy się wynik. Ładna gra ma dopiero przyjść z czasem. Sam mecz atrakcyjnością nie grzeszył, ale legioniści dzięki niemu poniekąd mogli odzyskać zaufanie kibiców. Sama frekwencja na stadionie, również z racji tego, że był to mecz z Lechem – klasyk ekstraklasy, była całkiem niezła. Na stadion wybrało się nieco ponad 26200 kibiców.

Lechici mogą mówić o małym kryzysie. Po porażce z Wisłą Kraków, Zagłębiem Lubin oraz po remisie z Piastem Gliwice przyszła kolej na klasyk, w którym nie było im dane zdobycie choćby jednego „oczka”. Dla Legii może to być nowe otwarcie. Nowe otwarcie tego sezonu, który dla wielu fanów stołecznego klubu mógłby zacząć się teraz. Dzisiejsze zwycięstwo to coś więcej niż trzy punkty, bo może dodać zawodnikom z elką na piersi więcej pewności siebie.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze