W bardzo ważnym spotkaniu dla układu dołu tabeli górą okazała się Lechia Gdańsk. Drużyna Marcina Kaczmarka wysoko 4:0 wygrała u siebie z Miedzią Legnica po bardzo solidnej drugiej połowie. Ten wynik powoduje, że „Biało-zieloni” nie stracili dystansu do drużyn będących tuż nad strefą spadkową. Z kolei sytuacja Miedzi stała się jeszcze bardziej dramatyczna i bardzo trudno będzie jej się włączyć na nowo do walki o utrzymanie.
Zarówno dla Lechii Gdańsk, jak i Miedzi Legnica piątkowe starcie miało olbrzymią wagę. Dla obu ekip liczyło się tylko zwycięstwo, bo w innym wypadku sytuacja w tabeli byłaby już mocno skomplikowana. Położenie „Miedzianki” i tak powoduje, że każde kolejne spotkanie jest dla niej małym finałem. Dodatkowo jej ostatnia forma pozwalała mieć nadzieję na to, że jeszcze nie wszystko stracone. Zgoła odmiennie było za to w Lechii, w której forma sportowa była słaba. To powodowało, że nawet przed spotkaniem na własnym stadionie z ostatnią drużyną w tabeli była spora niepewność.
Marcin Kaczmarek na razie zostaje
Po blamażu w Poznaniu coraz częściej mówiło się o ewentualnej zmianie trenera. Jeden kandydat przebywał nawet w Gdańsku, ale po kilku dniach zniknął i temat najwyraźniej upadł. Z racji dużych trudności w poszukiwaniach na początku tygodnia dyrektor sportowy Łukasz Smolarow zakomunikował, że na razie Marcin Kaczmarek pozostaje na stanowisku.
Ostatnie trzy dni spędziliśmy na rozmowach indywidualnych z zawodnikami i trenerami. Poświęciliśmy na to dużo czasu. Takie otwarte i szczere dyskusje były bardzo potrzebne, żeby powiedzieć sobie, co nie funkcjonuje w naszej drużynie. Miało to za zadanie oczyścić atmosferę, co myślę, że nastąpiło. W odpowiedzi na liczne pytania – trener Marcin Kaczmarek przygotowuje zespół do meczu z Miedzią Legnica – mogliśmy przeczytać na stronie klubowej
Sytuacja 49-latka była jednak nie do pozazdroszczenia. Skoro w klubie trwają poszukiwania następcy, to nawet ewentualna wygrana z Miedzią Legnica nie dawała gwarancji utrzymania posady. Marcin Kaczmarek zdawał sobie sprawę ze swojego położenia, ale nie zaprzątał sobie tym aż tak bardzo głowy. Kluczem były trzy punkty w piątkowy wieczór, a w tygodniu drużyna miała wiele poważnych dyskusji wewnątrz. To miało pomóc w oczyszczeniu złej atmosfery i dać tak wyczekiwane dobre efekty na boisku.
Senny początek
Jeśli ten mecz włączyły osoby mało znające obecną sytuację PKO Ekstraklasy, łatwo mogły się zorientować, że mierzyły się ze sobą dwie najgorsze drużyny w tabeli. Zawodnicy Lechii Gdańsk od początku mieli nogi z waty, jakby presja tego spotkania ich przerastała. Trudno było im wymienić kilka składnych podań, szczególnie na połowie rywala. Miedź za to momentami starała się cokolwiek tworzyć z piłką przy nodze, ale brakowało jej konkretów pod bramką Dusana Kuciaka.
Lechia Gdańsk : Miedź Legnica. Czy można lepiej zacząć weekend? Pewnie można, tylko pytanie po co.#LGDMIE
— Filip Macuda (@f_macuda) March 10, 2023
Gdy zawodnicy Lechii zaczęli łapać więcej luzu na boisku, to z upływem pierwszej połowy ich gra była już momentami nieco lepsza. Tak było jednak tylko chwilami, bo w kluczowych sytuacjach co rusz przydarzały się zbyt lekkie podania do partnerów. Tym sposobem kilka naprawdę dobrych ataków zostało zmarnowanych. Miedź za to nie potrafiła dobrze kontrować po takich przejęciach piłki i do przerwy emocji mieliśmy jak na lekarstwo. Dobitnie obrazowały to także ogólne statystyki.
Walka o ligowy byt trwa! 🔛#LGDMIE 0:0
— PKO BP Ekstraklasa (@_Ekstraklasa_) March 10, 2023
Przebudzona Lechia
Druga połowa w idealny sposób zrekompensowała wszystkim marazm z pierwszej części. W końcu można było delektować się bramkami, a te zdobywała tylko Lechia Gdańsk. Strzelanie rozpoczęło się szybko, bo w 48. minucie. Z dosyć niepozornej akcji rozgrywanej od tyłu nagle Rafał Pietrzak posłał długie podanie w pole karne, które idealnie wykorzystał Łukasz Zwoliński. Tuż po golu gospodarze chcieli pójść za ciosem, jednak między innymi dogodną sytuację sam na sam zmarnował Dominik Piła.
Miedź Legnica przy niekorzystnym wyniku z czasem się obudziła i próbowała doprowadzić do remisu. Jej poczynania w ataku były jednak, łagodnie mówiąc, słabe. Najpierw w polu karnym o własne nogi potknął się Szymon Matuszek, a w kolejnych sytuacjach celność strzałów pozostawiała wiele do życzenia. Cofnięci lechiści przeczekali te kilkanaście minut prób rywala i w 74. minucie wyprowadzili wzorową kontrę. Jarosław Kubicki długim podaniem uruchomił Ilkaya Durmusa, a Turek fenomenalnym uderzeniem podwyższył wynik. Warto dodać, że na trafienie czekał od kwietnia 2022 roku.
DURMUS! ALEŻ TO UDERZYŁ! 😍😍😍
To TRZEBA zobaczyć! Kapitalny strzał piłkarza @LechiaGdanskSA i mamy już 2:0! ⚽
📺 Mecz możecie oglądać w CANAL+ SPORT i CANAL+ online: https://t.co/Rle32p0hCW pic.twitter.com/StyJkP1JfY
— CANAL+ SPORT (@CANALPLUS_SPORT) March 10, 2023
Następnie Lechia Gdańsk zadała rywalowi jeszcze dwa ciosy, oba w samej końcówce spotkania. Najpierw do siatki po rzucie karnym ponownie trafił Łukasz Zwoliński, a w ostatniej minucie wynik na 4:0 ustalił Flavio Paixao. Po tym piątkowym meczu Łukasz Zwoliński ma już 36 bramek w barwach Lechii na poziomie ekstraklasy. To daje mu już drugie miejsce w tabeli wszech czasów – wspólnie z Bogdanem Adamczykiem. Liderem oczywiście jest Flavio Paixao, który dołożył tego wieczoru swoje 84. trafienie.
Super fotka na Instagramie @LechiaGdanskSA. Dwóch Biało-Zielonych snajperów, którzy mają po 36 goli dla Lechii w Ekstraklasie: Bogdan Adamczyk i Łukasz Zwoliński. Więcej ma tylko Flavio Paixao, bo 84. pic.twitter.com/uO1iAFsqS5
— Lechia Historia (@LechiaHistoria) March 10, 2023
Lechia nadal w grze, Miedź bliżej spadku
Jak już wspominaliśmy, ten mecz miał wielką wagę dla obu drużyn. Lechia Gdańsk po tej wygranej nadal znajduje się w strefie spadkowej, ale dorobek 25 punktów pozwala trzymać kontakt z drużynami będącymi blisko w tabeli. Terminarz w teorii także nie jest zły dla drużyny Marcina Kaczmarka. W następnej kolejce czeka ją wyjazdowe spotkanie z Wartą, a potem starcia ze Śląskiem Wrocław i Jagiellonią Białystok. Przy dobrej grze Lechia jest w stanie w tych trzech meczach zapunktować, a to doda drużynie wiary w siebie.
Zgoła w odmiennej sytuacji jest Miedź Legnica. Do końca sezonu pozostało dziesięć kolejek, a strata do bezpiecznego miejsca wynosi już sześć punktów. Trzeba też mieć na uwadze to, że kolejka się dopiero rozpoczęła i przy niekorzystnych wynikach ta strata może być większa. Wiele osób już sugeruje wprost, że Miedź należy traktować jako pierwszego spadkowicza. Dopóki jednak matematyka jest po jej stronie i meczów trochę zostało, nadal ma prawo wierzyć. Za słabi na ekstraklasę, za dobrzy na 1. ligę? Znamy to powiedzenie i być może znowu się sprawdzi.