Kalendarz ekstraklasy problemem polskiej piłki klubowej? (FELIETON)


Czy kalendarz ekstraklasy jest faktycznym problemem polskich klubów?

19 lipca 2019 Kalendarz ekstraklasy problemem polskiej piłki klubowej? (FELIETON)
Grzegorz Rutkowski

Kalendarz ekstraklasy jest tematem od dłuższego czasu przewijającym się w naszych mediach. Zdaniem wielu jest on problemem i przez to nasze kluby są tak słabe. Temat wraca jak bumerang przy każdej kolejnej kompromitacji w Europie. Niestety, ale nazywajmy rzeczy po imieniu. Nasze kluby w eliminacjach do europejskich pucharów w ostatnich latach się kompromitują. Nie można inaczej nazwać odpadnięcia z FC Dudelange, remisu z wicemistrzem Gibraltaru czy regularnego spadku w rankingu UEFA. Czy ktoś o FC Dudelange albo Europa FC chociaż słyszał? No właśnie...


Udostępnij na Udostępnij na

Od trzech sezonów historia zatacza koło i pojawiają się te same wątpliwości. Czy naszym piłkarzom brakuje zaangażowania? Może zarabiają za dużo? Może trenerzy to zupełne beztalencia niepotrafiące przygotować zespołu? Wśród tych wszystkich ludzi można znaleźć też takich, którzy za taki stan rzeczy obwiniają kalendarz ekstraklasy. Jednak czy faktycznie ma to taki wpływ na postawę naszych drużyn na krajowym i międzynarodowym podwórku?

Głos piłkarzy i trenerów

Co roku wielu naszych piłkarzy i trenerów mówi dokładnie te same wyświechtane frazesy. Tu murawa nie była odpowiednia, tam pogoda nie pozwoliła na grę w piłkę, a w Europie nie ma już słabych drużyn. Poza naszymi! Rzadko kiedy można usłyszeć od zawodników bądź trenerów coś konkretnego, co nie będzie tanim wytłumaczeniem blamażu. Jednak znajdują się też i tacy, którzy potrafią podać konkretne argumenty. Po odpadnięciu z Sheriffem Tyraspol w sezonie 2017/2018 na problem związany z kalendarzem zwrócił uwagę Michał Kucharczyk. Polski skrzydłowy niezależnie od tego, co powie bądź zrobi, będzie wiecznie wyśmiewany. Natomiast warto posłuchać jego słów po meczu z ówczesnym mistrzem Mołdawii:

– Nie chcę tłumaczyć się krótkimi urlopami. Ale faktem jest, że my, legioniści, gramy 50-60 meczów w sezonie. Natomiast przerwa pomiędzy jednym a drugim sezonem trwa 13 dni. Oprócz tego ja przez kontuzję nie miałem praktycznie urlopu, bo przechodziłem w tym czasie rehabilitację. Fizycznie mogłem odpocząć, jednak psychicznie to było za mało. Organizm chce, ale głowa nie może tego udźwignąć. Rok temu też kiepsko zaczęliśmy, a zimą, kiedy była dłuższa przerwa, wyglądaliśmy o wiele lepiej.

Problem, na który „Kuchy” zwrócił uwagę, jest bardzo ważny. Piłkarze, zwłaszcza tych klubów, które grają w pucharach, mają bardzo krótką przerwę między sezonami. Kończymy późno, a zaczynamy bardzo wcześnie. Zawodnicy nie mogą się odpowiednio rozluźnić, zwłaszcza psychicznie, i porządnie odpocząć. Kilka dni przerwy i rozpoczynasz przygotowania pełną parą. Niestety, ale jako że powiedział to Kucharczyk, to został stąd i zowąd wyśmiany. Jakiś czas temu w podobnym tonie wypowiadał się Michał Probierz, który nie bez powodu europejskie puchary nazywa „pocałunkiem śmierci”:

Nie rozumiem, czemu w sezonie zasadniczym nie można grać środa-sobota, żeby najważniejsze mecze rozgrywać co tydzień. To byłoby dobre pod względem logistycznym dla wszystkich zespołów. Uważam, że najważniejsze mecze powinny być rozgrywane co tydzień. W cztery tygodnie rozegramy siedem najważniejszych spotkań sezonu, a zaraz zacznie się okres przygotowawczy.

Pod słowami trenera podpisuje się między innymi Ireneusz Mamrot. Szkoleniowiec Jagiellonii twierdzi, że właśnie z tego wynikają takie, a nie inne rezultaty w europejskich pucharach. Oczywiście nie wszystko można zrzucać na kalendarz i ułożenie meczów. Sama zmiana intensywności rozgrywania spotkań nie spowoduje, że zaczniemy regularnie notować dobre wyniki w Europie.

Jednak trenerzy mieliby więcej czasu na przygotowanie piłkarzy do trudów sezonu. Natomiast sami zawodnicy w wyniku dłuższej przerwy byliby bardziej efektywni i zarówno fizycznie, jak i psychicznie wyglądaliby jeszcze lepiej. Tutaj dochodzimy do kolejnej, no właśnie, kuli u nogi naszych piłkarzy?

Nieszczęsna ESA 37

No właśnie. Czy ESA 37 jest faktycznie tak dobrym pomysłem? Rozgrywanie siedmiu najważniejszych meczów przez miesiąc to taki wspaniały i innowacyjny plan? Czy nasi piłkarze potrzebują dodatkowych siedmiu spotkań w sezonie? Nie lepiej wysłać ich miesiąc wcześniej na wakacje i dać im się w spokoju przygotować do sezonu?

Opinie, jak to zwykle bywa, są mocno podzielone. Jednak obydwie strony można zrozumieć. Ludzie dzielą się na zwolenników i przeciwników ESA 37. Głównymi argumentami zwolenników są większe przychody z dnia meczowego i dodatkowe emocje. Czy mają rację? Oczywiście, że tak.

Kluby rozgrywają dodatkowe trzy bądź cztery spotkania przed własną publicznością, co pozwala zwiększyć przychody. Dodatkowo kibice przychodzący na stadion i ci przed telewizorami mają kolejną dawkę emocji. Zazwyczaj zespoły w tym okresie zawzięcie walczą o pierwszą czwórkę bądź o utrzymanie, co zwiększa atrakcyjność widowiska i napięcie w trakcie meczu.

Natomiast są też i tacy, którzy są absolutnie przeciwni pomysłowi rozgrywania dodatkowych siedmiu spotkań. Wśród klubów walczących o utrzymanie i puchary są i takie, które grają o nic i nie traktują rundy finałowej w stu procentach poważnie. Oprócz tego piłkarze rozgrywają aż siedem meczów w miesiącu, co wpływa na ich poziom gry. Zazwyczaj poziom spotkań jest po prostu niski i trudno się ogląda grę naszych drużyn.

Dodatkowo ten miesiąc można by przeznaczyć na to, aby dać odpocząć naszym klubom i normalnie przygotować się do sezonu. Oprócz tego rozłożenie intensywności jest, lekko mówiąc, dziwne. Według wyliczeń jednego w twitterowiczów jesienią gramy średnio co 7,75 dnia, na wiosnę co 5,82, a w rundzie finałowej co 4,14 dnia.

Naprawdę nie można tego rozłożyć równomiernie? Piłkarzom w trakcie sezonu trudno jest się przestawić na wyższą intensywność. Kiedy organizm się przyzwyczaja do danej intensywności, nagle trzeba grać siedem meczów co cztery dni, co źle wpływa na naszych zawodników. Następnie po najbardziej intensywnej części sezonu czeka ich kilka dni przerwy, po której pełną parą przygotowują się do nowego sezonu. Jest to absurdalne!

Wąskie kadry

Niestety, większość naszych klubów nie jest też po prostu przygotowana kadrowo do tego, aby grać cały sezon na najwyższej intensywności. Większość trenerów jest zmuszona wystawiać przez całą kampanię praktycznie identyczną jedenastkę, co odbija się czkawką w końcowej fazie rozgrywek.

W ubiegłym sezonie świetnie się o tym przekonał Piotr Stokowiec z Lechią Gdańsk. Kiedy wszystkim się wydawało, że to ten sezon „Biało-zielonych”, ekipa Piotra Stokowca opadła z sił. Powodem była zbyt krótka kołdra. Wraz ze zwiększeniem intensywności w Lechii zaczęły się drobne urazy i przemęczenie zawodników, a trener gdańszczan nie miał w kim wybierać.

Jedynie 14 piłkarzy Lechii zagrało przynajmniej 1000 minut w ubiegłej kampanii. Pokazuje to, jak mocno ograniczony był wybór graczy, którzy byliby w stanie wnieść coś ekstra do gry zespołu. Legia Warszawa? Dokładnie taka sama liczba zawodników!

Nie dajmy się zwariować

Jednak nie dajmy się zwariować. Zmiany w kalendarzu czy rozciągnięcie intensywności bardziej równomiernie nie spowodują, że nagle sobie przypomnimy, jak się gra w piłkę. Nie spowodują, że nagle zaczniemy wysoko wygrywać z tymi na papierze słabymi zespołami. Tak samo nie spowodują, że będziemy w stanie zagrozić tym na papierze lepszym.

Faktem jest to, że kalendarz ekstraklasy jest ułożony w sposób niezrozumiały. Jednak wina nie leży tylko po stronie dziwnie ułożonego kalendarza. Większość naszych klubów od lat kopie dół pod sobą, który z każdym kolejnym dniem jest coraz większy. Przecież nie może być winą kalendarza to, że jedziemy na Gibraltar na mecz z półamatorami i remisujemy.

Ba, ci półamatorzy byli nawet blisko wygrania tego spotkania! Jak to się dzieje, że Legia, która trzy lata temu remisowała z Realem, teraz kopie się po czole? Lech, będąc drużyną zaciekle walczącą w europejskich pucharach, ledwo wchodzi do pierwszej ósemki? My z każdym kolejnym sezonem zamiast stawiać krok do przodu, robimy dwa w tył! Niestety, żadna zmiana systemu nam w tym nie pomoże.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze