Jak Hiszpanie i Portugalczycy wyparli Czechów i Słowaków z ekstraklasy


Skauci drużyn ekstraklasy zamiast kluby zza południowej granicy zaczęli obserwować Półwysep Iberyjski. Dlaczego i z jakim skutkiem?

26 lipca 2021 Jak Hiszpanie i Portugalczycy wyparli Czechów i Słowaków z ekstraklasy
Artur Kraszewski/ŁKS Łódź

Od kilku okienek transferowych obserwujemy w Polsce nowy trend. Zamiast transferów zawodników z ligi czeskiej czy słowackiej do naszej ekstraklasy przychodzą zawodnicy z Półwyspu Iberyjskiego lub krajów hiszpańskojęzycznych. Szczególnie widać to w tym okienku transferowym, kiedy liczba tych zawodników jest największa od lat. Dlaczego tak jest? I czy to dobrze, że polskie kluby w końcu zrozumiały, że nasi południowi sąsiedzi na ogół nie grają w piłkę lepiej od nas. O tym w dzisiejszym artykule. Zapraszamy!


Udostępnij na Udostępnij na

Liczba Czechów i Słowaków w naszej lidze spada. Tylko w ciągu dwóch ostatnich sezonów ich liczba zmniejszyła się z 36 w sezonie 2020/2021 do 34 w tym sezonie. Ktoś powie, że bez różnicy. Okej, ale należy pamiętać, że mamy w tym sezonie o dwie drużyny więcej. Czyli mniej więcej o 60 piłkarzy więcej niż przed rokiem, a i tak naszych południowych sąsiadów jest mniej. Za to liczba Hiszpanów i Portugalczyków rośnie. Od 26 w poprzedniej kampanii po 30 w tej właśnie się rozpoczynającej. Gdy dodamy do tego Brazylijczyków, różnica rośnie z 34 do 40. Co jeszcze ważniejsze, zaczynają oni pełnić coraz większą i ważniejszą rolę jako wyróżniający się piłkarze. Dziś więcej dobrego możemy powiedzieć właśnie o nich niż o zawodnikach zza miedzy.

Południowa granica już nieatrakcyjna dla ekstraklasy

Przez lata piłkarzy, którzy przychodzili do naszej ekstraklasy z Czech czy Słowacji, było bardzo, bardzo dużo. Ten kierunek nadal jest oczywiście wybierany przez nasze kluby, ale już zdecydowanie rzadziej. Polskie kluby już nie sięgają po zawodników z tego kierunku tak hurtowo, jak miało to miejsce jeszcze sześć czy siedem lat temu. Najlepszym wyznacznikiem są liczby, a te mówią jasno. W tym okienku w ekstraklasie pojawiło się tylko sześciu Czechów i trzech Słowaków. Za to zawodników z Półwyspu Iberyjskiego znacznie więcej, bo w sumie 16. Prawie dwa razy tyle. Czy piłkarze zza naszej południowej granicy stali się mniej atrakcyjną do wyboru opcją?

Wydaje się, że tak. W klubach chyba w końcu zauważono, że ogół zawodników ściąganych z Czech oraz Słowacji nie wyróżnia się niczym szczególnym. Nie bez powodu wzięło się pojęcie „starego Słowaka”. Ani nie są lepsi od młodych Polaków, ani od tzw. „ligowego dżemiku”. Nie są lepiej wyszkoleni technicznie ani też taktycznie – przynajmniej ci ściągani do ekstraklasy. Oczywiście ktoś powie, że są w naszej lidze bardzo dobrzy obcokrajowcy z tych krajów, którzy się wyróżniają. I tak jak najbardziej jest. Frantisek Plach, Tomas Pekhart czy Martin Pospisil są dobrzy w swoim fachu. Tylko takich zawodników można policzyć na palcach. A takich, którzy się nie wyróżniają, a umiejętnościami nie są lepsi od naszych rodzimych zawodników, jest więcej.

Półwysep Iberyjski daje możliwości

Nie ma co ukrywać, że pierwsze, z czym kojarzy nam się hiszpański czy portugalski piłkarz, to bardzo dobre wyszkolenie techniczne. A nawet jeśli indywidualnie nie jest ono aż tak dobre, to i tak o klasę lepsze od naszych piłkarzy. Nie ma co dyskutować. Praktycznie 99% zawodników z tego regionu potrafi zrobić efektowny i efektywny zwód czy okiwać obrońcę. A to daje duże możliwości. Bo w Polsce cierpimy po prostu na deficyt – spory deficyt – takich zawodników. Tak samo w Czechach i na Słowacji. Ich tam nie ma, a jeśli są, to są szybko wyciągani przez mocniejsze kluby z silniejszych lig. A to właśnie tacy piłkarze robią różnicę na boisku. Szczególnie na boiskach ekstraklasy. Nie trzeba przecież daleko sięgać pamięcią po efektowne akcje Jesusa Imaza, Flavio Paixao czy Iviego Lopeza.

To wszystko powoduje, że kluby naszej ligi zaczynają przeszukiwać tamte stosunkowo dalekie rynki zawodników. Co jeszcze jest dodatkowym plusem, to fakt, że dobrych piłkarzy można wyciągnąć nawet z tamtejszego drugiego poziomu rozgrywkowego. A czasami nawet trzeciego. Tak przecież jest w przypadku Jesusa Jimeneza, który grał w 3. lidze hiszpańskiej, a obecnie w ekstraklasie jest jednym z czołowych napastników. Przykłady można oczywiście mnożyć. Więc oprócz tego, że zawodnicy z trzeciej czy też drugiej ligi hiszpańskiej stają się po czasie gwiazdami naszej ligi, to są atrakcyjną finansowo opcją. Co dla wielu klubów jest bardzo ważne.

Zmiana pałeczki

Coraz więcej wskazuje na to, że jesteśmy świadkami zmiany pałeczki wśród najchętniej sprowadzanych do Polski obcokrajowców. Czechów i Słowaków wypierają Hiszpanie i Portugalczycy oraz na ogół piłkarze portugalskojęzyczni. Skauci już nie obserwują zawodników Dynama Czeskie Budziejowice czy AS Trencin, tylko klubów z lig hiszpańskich czy portugalskich. To nowy trend w polskich klubach, który ma przynieść lepsze efekty. Bo przecież o ilu piłkarzach z tamtego kawałka Europy możemy powiedzieć, że w poprzednim sezonie byli słabi? O pięciu? A o ilu Słowakach i Czechach? 10?

Tak więc piłkarze z Półwyspu Iberyjskiego naprawdę dają radę w ekstraklasie. Jest ich coraz więcej i z coraz lepszymi umiejętnościami. Kluby ekstraklasy zaczynają to dostrzegać. Zmienia się ich spojrzenie na grę. Potrzebują coraz więcej dobrych technicznie zawodników, a takich najłatwiej znaleźć właśnie w tamtym regionie. Dlatego właśnie Hiszpanów, Portugalczyków czy Brazylijczyków jest w ekstraklasie coraz więcej. Czy to dobrze, że widać taką zmianę w kierunku transferowym obranym przez kluby? Wydaje się, że tak. Mecze staja się bardziej atrakcyjne, gra wygląda ładniej i w choć małym stopniu oddaje to, co dzieje się na zachodnich stadionach. Ostatni bardzo dobry przykład to Filipe Nascimento z Radomiaka. Zawodnik z luzem, potrafiący rozegrać piłkę, wziąć grę na siebie, duży przegląd pola. Aż przyjemnie się patrzy. A po drugiej stronie Samuel Stefanik czy Filip Leśniak. To chyba mówi samo za siebie.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze