Jagiellonia po prawie ośmiu latach wygrywa w Gdańsku. Duża w tym zasługa niezawodnego Jesusa Imaza


Po mało emocjonującym spotkaniu Jagiellonia pokonała 2:0 Lechię, grając przez prawie godzinę z przewagą jednego zawodnika

30 stycznia 2021 Jagiellonia po prawie ośmiu latach wygrywa w Gdańsku. Duża w tym zasługa niezawodnego Jesusa Imaza
Krzysztof Porębski / PressFocus

Prawie osiem lat czekania i wystarczy. Jagiellonia Białystok w końcu zdołała wygrać w Gdańsku. Bohaterem okazał się Jesus Imaz, który strzelił gola i zaliczył asystę przy drugim trafieniu. Lechia mimo przygotowań w zimowej scenerii nie potrafiła podtrzymać formy ze sparingów, do tego sytuację skomplikowała jej czerwona kartka Jakuba Kałuzińskiego.


Udostępnij na Udostępnij na

Lechia Gdańsk na początek rundy trafiła na dosyć wygodnego dla siebie rywala. Nad morze zawitała Jagiellonia Białystok, która długo czekała na przełamanie w Gdańsku. Ostatnie zwycięstwo na tym stadionie „Duma Podlasia” odniosła 14 kwietnia 2013 roku, czyli prawie osiem lat temu.

W zespole trenera Piotra Stokowca była duża mobilizacja, by przełamać serię dwóch porażek z rzędu na własnym stadionie. Lechię przecież można pamiętać z wielu świetnych serii u siebie, ale niestety w rundzie jesiennej spory kryzys zaburzył jej poczynania. Teraz jednak po bardzo udanym okresie przygotowawczym mogło się wydawać, że wszystko wraca na dobre tory.

Defensywa główną bolączką

Goście tego spotkania także nie mogli narzekać na okres przygotowawczy. Ich postawa przeciwko lepszym rywalom napawała optymizmem przed ligą. Głównym postawionym sobie celem była ciężka praca nad grą defensywną. Z tym w rundzie jesiennej białostoczanie miewali najwięcej problemów.

W Jagiellonii od kilku miesięcy występuje były zawodnik Lechii, Błażej Augustyn, który z pewnością ma coś do udowodnienia swojej byłej ekipie. Jego doświadczenie powinno także mieć duży wkład w coraz lepszą organizację w tyłach.

„Dużo pracowaliśmy nad grą w obronie. Niemniej poprawa nie przychodzi jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Musimy się docierać. Mamy młodych zawodników w obronie, którzy muszą uczyć się na swoich błędach”.

Jagiellończycy dostali zatem idealny mecz na sprawdzenie tego, czy ich praca nie poszła na marne. W ostatnich dziewięciu spotkaniach ligowych na tym stadionie Lechia strzeliła im aż 24 gole. To też pokazuje, jaki ma na nich patent. Pewne było to, że mogliśmy spodziewać się bardzo otwartego spotkania, bogatego w sytuacje podbramkowe.

***

Przez połowę dnia aura w Gdańsku chyba chciała za wszelką cenę sprzyjać Lechii. Kilkugodzinna śnieżyca całkowicie zasypała murawę. Przed samym spotkaniem zatem rozgrzewkę mieli nie tylko zawodnicy, ale i kilkanaście osób starających się jak najlepiej przygotować płytę boiska do gry. Z przymrużeniem oka można było stwierdzić, że warunki sprzyjały Lechii, gdyż identyczne miała, trenując przez ostatni czas w Gdańsku.

Obaj trenerzy postawili na sprawdzonych zawodników

W drużynie Lechii przez zimę niewiele się zmieniło, jeśli chodzi o personalia. Cała linia defensywna zachowała swoje miejsce w składzie, na czym dalej cierpi Bartosz Kopacz przegrywający rywalizację z Kristersem Tobersem. Jedynym zaskoczeniem było posadzenie na ławce Kenny’ego Saiefa. W jego miejsce na prawym skrzydle desygnowany do gry był Omran Hayrady.

Podobna sytuacja zaszła w zespole trenera Bogdana Zająca. Trudno było się doszukać w wyjściowej jedenastce wielkich rotacji. Ostatecznie ujrzeliśmy tylko jedną i do tego wymuszoną korektę. Kontuzjowanego Ivana Runje zastąpił wspominany wcześniej Błażej Augustyn. Sam zawodnik na pewno bardzo cieszył się na ten mecz.

Szybka bramka i ostra gra zakończona czerwoną kartką

Warunki warunkami, ale to Jagiellonia potrafiła zaskoczyć swojego rywala na początku spotkania. Korzystając z jego dużego rozkojarzenia w defensywie, w 3. minucie szybką kontrę w spokojny sposób wykończył Jesus Imaz. Szybkie otwarcie wyniku w Gdańsku, które pozwoliło na większą kontrolę nad wydarzeniami na boisku.

W pierwszym kwadransie mało widzieliśmy tak ofensywnie grającej Lechii, do jakiej przyzwyczaiła nas w sparingach. Każde wyjścia do przodu były podobne do wielu spotkań w lidze, bez większych konkretów pod bramką rywala. Bardzo za to niepokoiły jej niepewna gra w defensywie i brak wsparcia ze strony środka pola. Goście byli bardzo dobrze ustawieni na całej szerokości boiska i czyhali na możliwość skontrowania Lechii.

Dalsze fazy tego spotkania niezbyt mogły się podobać. Gra z obu stron się zaostrzyła i więcej widzieliśmy fauli niż płynnych akcji. Gdy już udawało się coś stworzyć, to z reguły w drużynie gości – jednak czujność Dusana Kuciaka była na wysokim poziomie. Sytuacja gospodarzy bardzo skomplikowała się w 36. minucie, gdy Jakub Kałuziński obejrzał dwie żółte kartki. Pierwsza za atak ręką rywala, a druga za impulsywną reakcję po napomnieniu. To też potwierdzało nieco zaognione w ostatnich minutach spotkanie.

Przewaga zawodnika nie miała wielkiego wpływu na grę przed przerwą. Lechia jednak była w dramatycznej sytuacji i niewiele wskazywało na to, że będzie w stanie tutaj wygrać.

Dużo nudy i decydujący cios Jagiellonii

Zważając na grę w osłabieniu, trener Stokowiec od początku drugiej połowy zdecydował się na dokonanie dwóch roszad. Dzięki nim w fazie ofensywnej Lechia miała grać na trzech stoperów i wahadłowych. To miało upłynnić kontrataki po przejęciu piłki. Jagiellonia za to wyszła z szatni pewna siebie, co nie powinno oczywiście dziwić. Zawodnicy gości emanowali spokojem i podobnie jak ich rywal czekali na szybką kontrę.

Sam poziom po przerwie na kolana nie powalał. Lechia grała dużo piłką, przez co nie było kompletnie widać jej gry w osłabieniu. Jagiellonia czasami próbowała wyjść wyżej, ale nie przynosiło to efektów. Klarownych sytuacji z obu stron długo nie oglądaliśmy, można było się czuć jak na sparingu. Na kwadrans przed końcem szansę na korzystny wynik poczuł trener Stokowiec i zdecydował się na wprowadzenie drugiego napastnika. Jakub Arak zastąpił Macieja Gajosa. Słusznie chciał tym samym zaryzykować, widząc podejście do gry rywala.

Przejście na bardziej ofensywną grę w końcówce na niewiele się jednak zdało. Jagiellonia w końcu postanowiła się obudzić i w 84. minucie udało jej się przeprowadzić składną kontrę. Dobre dogranie ze skrzydła Imaza pewnym strzałem wykończył Puljić. To już całkowicie zamroziło marzenia Lechii o korzystnym wyniku. Mimo wszystko jej gra w drugiej połowie dała kilka pozytywów przed kolejnym meczem.

***

Drużyna trenera Bogdana Zająca dzięki tej wygranej awansowała na szóste miejsce w tabeli, przeskakując Zagłębie Lubin. Na pewno dużym pozytywem poza zwycięstwem jest dla niej mecz na zero z tyłu – nawet jeśli rywal przez prawie godzinę grał w dziesiątkę. Lechia w trakcie pisania tekstu zajmuje ósme miejsce, ale w przypadku wygranej Lecha Poznań może spaść na dziewiąte.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze