Jeszcze tydzień temu wydawało się, że w finale zagrają drużyny, które zwyciężyły w pierwszym meczu. Jednakże tegoroczne rewanże to dowód na to, by nigdy się nie poddawać, by walczyć do upadłego i po prostu robić swoje. Z takiego założenia wyszli w tym sezonie m.in. obecni finaliści – Liverpool oraz Tottenham, którzy musieli odrabiać straty. I to niemałe... Liga Mistrzów całkowicie zaskakuje!
Dwie wymienione wyżej drużyny to niejedyne ekipy, które w tym sezonie Ligi Mistrzów odwracały losy dwumeczów. Tegoroczna faza pucharowa to bowiem kwintesencja walki do samego końca. Bardzo trudno wybrać jeden najlepszy rewanż. Strasznie trudno wskazać najlepszy powrót do żywych. Jednak za co zapamiętamy tę edycję? Czy istnieje w futbolu „niemożliwe”? Przypomnijmy najważniejsze comebacki i zwroty akcji tej edycji Ligi Mistrzów.
Młodziutki Ajax, fantastyczne „Czerwone Diabły” i Mr. Champions League
Jeśli chodzi o 1/8 finału, grzechem byłoby nie wspomnieć o dwóch znakomitych dwumeczach. Jeden z nich zakończył się na Estadio Santiago Bernabeu, a drugi na Parc des Princes w Paryżu. Ekipy gości jechały na rewanż z nożem na gardle. Obie ze stratą do odrobienia – Ajax 1:2, a Manchester United 0:2. Jednakże obie potrafiły odwrócić losy dwumeczu.
—Ajax own the Bernabeu
—United stun PSG
—Ronaldo's comeback hat-trick
—Mane spins Neuer
—Spurs-City second leg
—Ajax knock out Juve
—Messi’s free-kick
—Liverpool’s comeback
—Tottenham’s comebackTHIS. KNOCKOUT. STAGE. ? pic.twitter.com/qIAUm8hRZw
— B/R Football (@brfootball) May 9, 2019
Jeśli chodzi o amsterdamczyków, wydawało się, że niespodzianki raczej nie sprawią. Real był podburzony niedawną porażką z Barceloną w Pucharze Króla, zresztą w meczu, w którym grali lepiej, ale byli strasznie nieskuteczni. Ponadto „Królewscy” grali u siebie i co najważniejsze – mieli jednobramkową zaliczkę. Ajax by awansować, musiał zdobyć co najmniej dwa gole. I młodziutcy mistrzowie Holandii zrobili to bez problemu już w pierwszej połowie. Ostatecznie rozgromili już byłych triumfatorów Ligi Mistrzów na ich terenie aż 4:1! Doświadczenie uległo młodości!
„Czerwone Diabły” jechały do Paryża z plagą kontuzji i było wiadomo, że awansować będzie im niebywale trudno. Do tego wcześniej na własnym boisku w „Teatrze Marzeń” zagrali zupełnie bez pomysłu i zaangażowania. Wydawało się, jakby przeszli zupełnie obok meczu, co za kadencji wówczas jeszcze „tymczasowego” menedżera – Ole Gunnara Solskjaera, było rzadkością. Jednakże w rewanżu w „Parku Książąt” już od początku grali zdecydowanie lepiej niż w pierwszym spotkaniu. Strzelanie zaczął już w pierwszych minutach meczu Romelu Lukaku i kiedy niedługo później paryżanie wyrównali, reprezentanci Premier League ani myśleli o poddaniu się.
Manchester United since beating PSG:
LLWLLWLLLD pic.twitter.com/Yf7P215BfO
— B/R Football (@brfootball) April 28, 2019
Na kwadrans przed przerwą Lukaku ponownie dał Manchesterowi prowadzenie. I kiedy wydawało się, że już nic się nie wydarzy, sędzia Damir Skomina dosłownie minutę przed końcem spotkania po konsultacji VAR odgwizdał rzut karny dla podopiecznych Solskjaera. Do „jedenastki” podszedł Marcus Rashford i pewnie pokonał będącego tamtego dnia w nie najlepszej dyspozycji Gianluigiego Buffona. Tym samym PSG po raz kolejny nie potrafiło utrzymać prowadzenia z pierwszego meczu…
W podobnej sytuacji do „Czerwonych Diabłów”, a może w jeszcze gorszej, byli zawodnicy Juventusu, którzy w Madrycie na przepięknym stadionie Wanda Metropolitano, na którym ma być rozegrany finał rozgrywek, ulegli Atletico 0:2. Trudno było mówić o jakichkolwiek szansach zawodników z Turynu, bowiem zapora defensywna podopiecznych Diego Simeone znana jest ze swojej niesamowitej siły. Aczkolwiek mistrzowie Włoch mieli coś więcej. Coś, a w zasadzie kogoś, kto był w stanie złamać ową zaporę w pojedynkę. Tym kimś jest oczywiście Cristiano Ronaldo, o którym po rewanżu w Turynie mówiło się „Mr. Champions League”!
Ponownie Ajax i waleczny Tottenham
Ćwierćfinały zapamiętamy głównie za dwa dwumecze. Te zakończone w Turynie oraz w Manchesterze. W pierwszym z nich ponownie błysła młodość mistrzów Holandii, którzy po remisie z Juventusem w Amsterdamie jechali głodni gry na Allianz Arena do Turynu. Ponownie mało kto stawiał wówczas na Ajax, gdyż wiadome było, że Juventus gra u siebie, no i co najważniejsze – ma w zanadrzu asa w postaci Cristiano Ronaldo.
Portugalczyk jako pierwszy w rewanżu umieścił piłkę w siatce, jednakże chwilę później wyrównali amsterdamczycy za sprawą van de Beeka. Od tamtej pory mistrzowie Włoch jakby przestali istnieć. Po przerwie grali w piłkę już tylko podopieczni Erika ten Haga. I to właśnie oni cieszyli się z awansu do półfinału za sprawą gola na 2:1 najmłodszego kapitana w historii Ligi Mistrzów – de Ligta. Ronaldo już nic nie mógł zrobić, podobnie jak jego kolega z drużyny – golkiper Wojciech Szczęsny, o którym media pisały, iż był jednym z najlepszych piłkarzy w szeregach Juventusu (podobnie jak w pierwszym meczu z Atletico).
You can't help but feel for Ajax though ?
They came through 3 qualifying rounds, in a group with Benfica and Bayern and knocked out Real Madrid and Juventus!
Sadly, their fairytale is over…?#AJATOT pic.twitter.com/mvdDJeALfk
— Betting Directory (@BettingDirector) May 8, 2019
Dzień po wyczynie Ajaksu mieliśmy prawdziwą ucztę w Manchesterze. Miejscowi „Obywatele” podejmowali u siebie Tottenham, który przyjechał na Etihad Stadium z jednobramkową zaliczką. To, jaki był to rewanż, niech pokaże fakt, że już po dziesięciu minutach był remis… 2:2! Do przerwy podopieczni Pepa Guardioli objęli prowadzenie, ale 3:2 nie wystarczyło, by awansować. Druga połowa zapowiadała się więc niezwykle emocjonująco.
I tak też było. Piłkarze z niebieskiej części Manchesteru od samego początku drugiej odsłony pragnęli jak najszybciej zdobyć bramkę dającą im awans. Udało im się to dopiero w 59. minucie za sprawą trafienia Aguero. Niestety, aby ten gol wystarczył do awansu, musieli jeszcze się skutecznie bronić. A to nie był dzień bramkarzy, jak i defensorów. Niecały kwadrans później po rzucie rożnym trzecią bramkę dla Tottenhamu strzelił Llorente, który zaliczył prawdziwe wejście smoka.
Jeszcze 3 lata temu, w barwach Newcastle, spadali z Premier League, a już niedługo spotkają się w finale Champions League. Niesamowita historia! pic.twitter.com/1hcKw2nRLh
— Erwin Prokopowicz (@EProoo7) May 9, 2019
Przez bardzo długi czas, być może wieczność podopieczni Mauricio Pochettino robili mur w swojej bramce. Natomiast dla ekipy Pepa Guardioli wskazówki zegara nieubłaganie odmierzały czas do zakończenia spotkania. W jednej z ostatnich akcji meczu bramkę na 4:2, dającą awans ekipie „The Citizens”, zdobył niejaki Raheem Sterling. Niestety ów gol nie mógł zostać uznany, albowiem sędzia przy pomocy VAR-u dopatrzył się spalonego. Ogromna radość mistrzów Anglii okazała się przedwczesna…
Półfinały jak cała edycja
Co wyróżnia tegoroczną edycję Ligi Mistrzów na tle tych z ubiegłych lat? Najprawdopodobniej fakt, że tutaj niczego nie można być pewnym.
Ekipa, której mocno kibicujesz, wygrywa w pierwszym meczu 3:0? Nie możesz być pewny awansu do finału, bowiem tutaj działy się takie cyrki, że niewykluczone, że owe trzybramkowe prowadzenie po prostu nie wystarczy. Przekonali się o tym barcelończycy, którzy po „pewnym”, choć szczęśliwym zwycięstwie na Camp Nou jechali pewni siebie na Anfield do Liverpoolu.
Surely the most #unmissable semi-finals in #UCL history! ?
Here are the moments most shared by fans this week… Which was your favourite? ?♂️#UCL | @Heineken pic.twitter.com/Z59Fr1FxaE
— UEFA Champions League (@ChampionsLeague) May 9, 2019
Tam już nic nie było takie same. Kibice, atmosfera spotkania najprawdopodobniej przygniotły Katalończyków. Od samego początku liverpoolczycy przejęli inicjatywę. Oczywiście nie trzeba przypominać, jak padały bramki. Wszyscy doskonale wiedzą, że dwie z nich zdobył Origi, a również dublet wpakował Wijnaldum. Nie trzeba pisać o tym, że gol na 4:0 dla „The Reds” padł po fenomenalnym pomyśle rozegrania rzutu rożnego rodem z gier podwórkowych przez Alexandra-Arnolda. Tak, Liverpool dokonał niemożliwego… Ale czy w futbolu istnieje coś takiego, co zwie się „niemożliwe”?
Odpowiedź na to pytanie dali również we wczorajszym rewanżu londyńczycy. Oni także musieli odrabiać trzybramkową stratę. Do przerwy w Amsterdamie Tottenham przegrywał bowiem w dwumeczu 0:3. Im również udało się odwrócić bieg historii i po raz pierwszy zagrają w finale Ligi Mistrzów.
***
Odpowiedź brzmi więc jednoznacznie – nie. Nie ma czegoś takiego jak „niemożliwe” w piłce nożnej!