Pierwsze mecze półfinałowe Copa del Rey przyniosły emocje godne tej fazy rozgrywek. Wprawdzie faworyci nie zawiedli, ale mecze były bardzo wyrównane i mogły zakończyć się zaskakującymi wynikami. Szczególnie w meczu w Sevilli było blisko do niespodzianki.
W pierwszym pojedynku półfinałowym rozegranym w środę o mały włos nie doszło do sensacji. Końcówka była niezwykle ciekawa i kibice Sevilli wychodzili ze stadionu z podniesionym ciśnieniem krwi. W Barcelonie natomiast gospodarze kontrolowali grę przez cały mecz i wygrali – skromne, lecz pewnie.
Sevilla 2:1 Athletic Bilbao
Faworyci tego spotkania, Sevilla, wystąpili w nieco osłabionym składzie. Na próżno było szukać w protokole meczowym takich nazwisk jak Luis Fabiano czy Chevanton. Mimo to gospodarze w ciągu pierwszych kilkunastu minut mieli zdecydowaną przewagę. Mogli nawet zdobyć bramkę, ale brak skuteczności na to nie pozwolił. Z każdą kolejną minutą piłkarze Sevilli opadali z sił, a Athletic zaczynał rządzić na boisku. I, w przeciwieństwie do gospodarzy, potrafił to wykorzystać. W 43. minucie Llorente po stałym fragmencie gry umieścił piłkę w siatce. Do przerwy 1:0.
Druga odsłona wyglądała bardzo podobnie do pierwszej. Sevilla już od początku rzuciła się do ataku. Znowu nie potrafiła udokumentować swojej przewagi, jednak do czasu… W 60. minucie zamieszanie pod bramką gości wykorzystał Duscher. Remis tak naprawdę nie zadowalał żadnej z ekip. Walka z pełnym zaangażowaniem z obu stron nie wyszła na dobre widowisku, bowiem długo kibice nie widzieli kolejnych bramek. W 83. minucie miejscowi kibice popadli w entuzjazm, bowiem… sędzia podyktował rzut karny. Tego jednak nie wykorzystał Kanoute! Niektórzy kibice zaczęli już opuszczać stadion i mają teraz czego żałować: w doliczonym czasie gry Acosta dał swojej drużynie zwycięstwo!
FC Barcelona 2:0 Real Mallorca
Gospodarze od samego początku narzucili przyjezdnym swój styl gry. Piłkarze z Majorki cofnęli się do obrony, a Barcelona rozgrywała między nimi piłkę. „Murowanie” własnej bramki przez dłuższy czas przynosiło gościom sukces, ale w końcu obrona została przełamana. Świetnie radzący sobie w tym meczu Bojan i Henry byli bohaterami akcji z 35. minuty. Młody Hiszpan precyzyjnie zagrał piłkę ze skrzydła w pole karne, a tam instynktem snajpera popisał się Thierry i spokojnie, głową umieścił piłkę w siatce. Bojan jeszcze kilka razy „zakręcił” obroną Realu i wypracował sobie sytuacje strzeleckie, ale brakowało mu zimnej krwi w pojedynkach z bramkarzem. W pierwszych 45 minutach kibice zobaczyli więc tylko jedną bramkę.
Druga połowa nie zmieniła obrazu gry. „Barca” atakowała, strzelała, ale ani razu piłka nie wpadła do siatki. Kibice podnieśli się z miejsca w 55. minucie, by… pożegnać schodzącego z boiska Henry’ego oraz przywitać wchodzącego na plac gry Messiego. Obrońcom Realu drżały natomiast nogi, bo już po kilku minutach Argentyńczyk siał popłoch w ich szykach. Choć „Blaugrana” nie poprawiła znacząco jakości gry po wejściu Messiego, to stwarzała sobie kolejne sytuacje. Piłka trafiała jednak albo w bramkarza, albo obrońcę.
Barcelona próbowała rozbić szyki rywali krótkimi, szybkimi podaniami, tymczasem Marquez znalazł inną drogę. W 73. minucie obrońca gospodarzy uderzył piłkę z rzutu wolnego wprost na bramkę i mógł unieść ręce w geście triumfu. Kolejny raz sztuka strzelania goli nie została już wykonana i kibice udali się do domów zadowoleni, ale nie do końca nasyceni. Barcelona miała bowiem dużo więcej okazji do strzelenia gola i gdyby je wykorzystała, bylibyśmy świadkami kolejnego pogromu w wykonaniu „Dumy Katalonii”.
W rewanżowych spotkaniach Copa del Rey szczególnie ciekawie będzie w Bilbao, gdzie na gorącym, baskijskim terenie Sevilla będzie bronić swojej przewagi z pierwszego meczu. Barcelona uda się na Majorkę spokojna o wynik, bowiem przy takiej grze jak na Camp Nou Real nie ma szans na odrobienie strat.