Wygrana z Lechią Gdańsk była trzecią z rzędu GKS-u Bełchatów. Co więc sprawia, że zespół Rafała Ulatowskiego kroczy ostatnimi czasy od zwycięstwa do zwycięstwa, mimo że wiosnę rozpoczął od dwóch porażek i remisu? – Po prostu wychodzimy na plac gry i konsekwentnie robimy swoje- mówi w rozmowie z iGolem obrońca bełchatowian Edward Cecot.
Spodziewał się Pan w trakcie meczu, że GKS będzie w stanie wygrać z Lechią? Wszak to biało-zieloni mieli w sumie więcej z gry.
Przed spotkaniem oczywiście założyliśmy sobie zdobycie trzech punktów, ale też nasza gra miała wyglądać zupełnie inaczej. Pozwoliliśmy Lechii na wiele, rywale wysoko zawiesili nam poprzeczkę. Widać było u gdańszczan olbrzymią ambicję, wolę walki i zwycięstwa. W futbolu jednak wygrywa ten, kto strzela bramki. My strzeliliśmy dwa gole, Lechia tylko jednego.
Lubicie chyba grać z Lechią? To już drugie wasze zwycięstwo w tym sezonie w ekstraklasie z tym zespołem.
Do tego dochodzi jeszcze jedna wygrana w Pucharze Ekstraklasy, więc w sumie zwyciężyliśmy z biało-zielonymi w tym sezonie już trzykrotnie. Cóż, jak widać układają nam się dobrze wyniki z tym zespołem.
Sobotnie zwycięstwo było trzecim z rzędu GKS-u. Co więc sprawiło, że początek rundy mieliście słabszy – dwie porażki i remis?
Trudno w tej chwili coś powiedzieć na ten temat. Na pewno w głównej mierze zaważyły indywidualne błędy. Jako drużyna zagraliśmy słabo tylko z Piastem Gliwice, a w pozostałych meczach spisywaliśmy się nieźle, ale właśnie przegrywaliśmy przez pojedyncze błędy. Z Lechem Poznań np. pierwsi traciliśmy gole, później potrafiliśmy wyrównać, by w końcówce i tak stracić bramkę.
Uważa Pan, że Bełchatów może się jeszcze włączyć do walki o europejskie puchary?
Myślę, że stać nas na to. Do strefy pucharowej mamy niewielką stratę, kalendarz też mamy dobry, więc wydaje mi się, że możemy włączyć się do walki o europejskie puchary. Nie myślimy jednak o tym cały czas. Wychodzimy po prostu na boisko i konsekwentnie robimy swoje, wierząc, że na koniec sezonu zaprocentuje to miejscem w pierwszej trójce.
Od początku rundy z powodu kontuzji nie może grać Łukasz Garguła, teraz poważnego urazu doznał Dariusz Pietrasiak, ale tak jak w sobotę nie było widać braku Pietrasiaka, podobnie też, od startu rundy wiosennej, nie rzuca się w oczy absencja Garguły.
Są to podstawowi zawodnicy i myślę, że akurat w meczu z Lechią brak Pietrasa był nader widoczny. Gdańszczanie stworzyli sobie mnóstwo sytuacji, my z kolei graliśmy za mało agresywnie w środku pola, poza tym popełnialiśmy też sporo błędów. Co do Garguły, to nie muszę mówić o klasie tego zawodnika. I nawet jeśli tego nie widać, to z Łukaszem w składzie, Bełchatów grałby znacznie lepiej.
W sobotę świetne zawody rozgrywał Mateusz Cetnarski. Czy uważa Pan, że Cetnar może być drugim Łukaszem Gargułą?
Na pewno Cetnar ma wielkie umiejętności, ale wydaje mi się, że ma jeszcze czas, aby zastąpić Gargułę, bo to naprawdę nie jest łatwe zadanie. Mateusz jest jednak chłopakiem bardzo poukładanym i myślę, że w ciągu 2-3 lat jest w stanie osiągnąć podobny poziom co Łukasz.
W 24. kolejce Bełchatów gra z Odrą Wodzisław Śląski. Szykuje się więc czwarte z rzędu zwycięstwo Pańskiego zespołu?
Mamy w sumie teraz trójmecz z Odrą, bo gramy jeszcze z nimi w 1/2 finału Pucharu Ekstraklasy. Żadnego z najbliższych spotkań z wodzisławianami nie odpuścimy i wszystkie będziemy chcieli wygrać.
Jak układa wam się współpraca z nowym szkoleniowcem Rafałem Ulatowskim?
Dobrze, treningi są bardzo urozmaicone i ciekawe. Trener ma dużą wiedzę, zawsze do przekazania jakieś nowinki i ciekawe rozwiązania taktyczne, więc wszystko idzie w dobrym kierunku.
A jak porównałby Pan Ulatowskiego z poprzednim szkoleniowcem Bełchatowa – Pawłem Janasem?
Nie chciałbym porównywać obu szkoleniowców, po co takie rzeczy. Poza tym jestem, mimo wieku, jeszcze czynnym zawodnikiem i mogę trafić jeszcze pod skrzydła jednego czy drugiego trenera, więc po co takie rzeczy? (śmiech).