Rollercoaster w Mediolanie i pewne zwycięstwo Romy


Mnóstwo goli i ciekawy przebieg spotkań, czyli sobota w Serie A

29 kwietnia 2018 Rollercoaster w Mediolanie i pewne zwycięstwo Romy

Na Giuseppe Meazza, czyli w jaskini lwa, Inter podejmował Juventus. We Włoszech wrzało już kilka dni przed meczem, bo nie dość, że mierzyły się dwa wielkie kluby, to spotkanie mogło wpłynąć na losy mistrzostwa. "Bianconeri" byli o włos od kolejnej straty punktów w lidze, ale ostatecznie zgarnęli komplet "oczek" i w szampańskich nastrojach wrócili do Turynu.


Udostępnij na Udostępnij na

Początkowe minuty spotkania to dość agresywna gra obydwu drużyn. Żadna raczej nie chciała się cofnąć do obrony, a celem było szybkie odzyskanie piłki. Na stworzenie jakiejkolwiek sytuacji kibicom przyszło trochę poczekać, ale na ratunek przybył Juan Cuadrado.

Fatalny początek Interu

Kolumbijczyk dwukrotnie wrzucał z prawej strony i już przy pierwszej próbie pachniało bramką, ale nie zrozumieli się napastnicy Juventusu. Za drugim razem znów jego dośrodkowanie wprowadziło popłoch w szeregach gospodarzy, a na dodatek dotarło do Douglasa Costy. Brazylijczyk nic sobie nie zrobił z próbującego mu przeszkodzić Candrevy i strzałem w długi róg pokonał Handanovicia.

Jakby kibice Interu narzekali, że ten mecz za dobrze się dla nich nie rozpoczął, to już kilka minut później sędzia wyrzucił z boiska Vecino za faul na Mandzukiciu. Urugwajczyk miał wyjątkowego pecha. Dostał w końcu szansę od pierwszych minut, i to w spotkaniu z bardzo mocnym przeciwnikiem, a i tak zagrał tyle czasu co zwykle. Czerwona kartka maksymalnie utrudniła „Nerazzurrim” osiągnięcie korzystnego wyniku w tym pojedynku.

Widoczna była frustracja wśród piłkarzy Interu, bo zaczęli grać ostrzej. Zawodnicy „Starej Damy” nie pozostawali dłużni i w grze pojawiło się więcej złośliwych fauli i agresywnych wejść niż ciekawych akcji. Częściej można było zobaczyć sprzeczki między graczami niż faktyczną grę.

Dla takich przypadków został stworzony VAR. W doliczonym czasie gry padła druga bramka dla Juventusu i jak pokazały powtórki, nie powinna być uznana. Na szczęście mimo początkowego wskazania na środek boiska arbiter zdecydował się na anulowanie gola, i słusznie. Matuidi w momencie zagrania Higuaina znajdował się na spalonym.

Z piekła do nieba

Druga połowa zaczęła się nieco niemrawo, jednak po kilku minutach dosłownie zawrzało w Mediolanie. Dośrodkowanie sprzed pola karnego Cancelo wylądowało idealnie na głowie Mauro Icardiego, a supersnajper Interu wyrównał stan meczu.

Podopieczni Spalettiego wykorzystali najlepszy moment na zdobycie bramki. Po przerwie zawodnicy gości mogli być nieco rozkojarzeni i zostali za to surowo ukarani. Dosłownie chwilę później liczba graczy na boisku także powinna się wyrównać. Na drugą żółtą kartkę za poturbowanie Rafinhi zasłużył Pjanić, ale sędzia nie zdecydował się odesłać Bośniaka do szatni. Kartonik za protesty obejrzał za to D’Ambrosio, co może być zastanawiające, bo Włoch pewnie nawet nie zdążył nic powiedzieć.

Nie przeszkodziło to gospodarzom w dokonaniu rzeczy niemalże niemożliwej. Odwrócili wynik, grając o jednego mniej – Ivan Perisić wygrał pojedynek przy linii z Cuadrado i dograł w pole bramkowe, a tam któryś z obrońców Juventusu wpakował piłkę do bramki Buffona.

Z nieba do piekła

Juventus był bliski wyrównania od razu, ale albo obrońcy wywiązywali się ze swoich obowiązków w ostatniej chwili, albo interwencją jak z filmu popisywał się Handanović. Inter dzielnie się bronił, ale w samej końcówce wszystko się posypało. Wspaniałą akcją dwójkową popisali się Cuadrado i Dybala, a ten pierwszy zaskoczył bramkarza strzałem spod samej linii końcowej.

https://twitter.com/Socccer_LENS/status/990330454363529218

Gdy wydawało się, że mecz zakończy się remisem, obejrzeliśmy kopię bramki na 1:1, tym razem autorami byli gracze Juventusu, a egzekutorem został Gonzalo Higuain. Znów kluczowe podanie zanotował Dybala – wpuszczenie Argentyńczyka w drugiej połowie okazało się być strzałem w dziesiątkę, bo dzięki niemu udało się przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść.

https://twitter.com/ItsGitau_/status/990348865437077504

Sobotni hit włoskiej ligi nie zawiódł i byliśmy świadkami naprawdę dobrego widowiska. Było w nim wszystko – gole, zwroty akcji, kartki, parady, dryblingi, błędy sędziowskie – dosłownie wszystko, czego można się spodziewać po spotkaniu tej rangi. Liga Mistrzów oddaliła się Interowi, ale kibice „Nerazzurrich” z pewnością mają nadzieję, że los się jeszcze do nich uśmiechnie w końcówce sezonu. Z kolei Juventus dalej rozdaje karty w walce o scudetto, co nie nastąpiłoby w przypadku straty punktów.

Roma w dziesiątkę ograła Chievo

Wcześniej na Stadio Olimpico „Giallorossi” nie pozostawili złudzeń rywalom, wygrywając aż 4:1. Na ławce rozpoczęło mecz trzech reprezentantów Polski – Skorupski, Stępiński i Jaroszyński, jednak do gry wszedł tylko ten ostatni. Co ciekawe, już w pierwszej połowie zmienił kontuzjowanego Depaoliego.

Wynik otworzył ten, po którym mało kto się w Rzymie spodziewał, czyli Patrick Schick. Czeski napastnik tydzień temu w meczu ze SPAL trafił dopiero pierwszy raz dla Romy w Serie A. Być może było to swego rodzaju przełamanie, bo w sobotę dorzucił drugie trafienie.

Prowadzenie pod koniec pierwszej połowy podwyższył Edin Dzeko. Tak jak w przypadku poprzedniego gola piłka była dośrodkowana z lewej strony, a napastnik w pierwszym kontakcie skierował ją do bramki.

Po dziesięciu minutach drugiej odsłony okazało się, że gospodarze będą mecz kończyć w dziesiątkę. Juan Jesus bezmyślnie przytrzymywał Inglese w sytuacji, gdzie mógł on łatwo zdobyć bramkę. Czerwona kartka i rzut karny dla Chievo – obraz gry mógł się diametralnie zmienić. Mógł, ale sam poszkodowany chciał wymierzyć sprawiedliwość i nie trafił, a raczej został zatrzymany przez Alissona.

W momencie gdy wydawało się, że goście mogą jeszcze coś uratować z tego spotkania, Roma zadała dwa błyskawiczne ciosy. W dwie minuty gole strzelili El Shaarawy i Dzeko i w ten sposób zakończyli marzenia Chievo o jakichkolwiek punktach.

Piłkarzy z Werony stać było jedynie na honorowe trafienie w końcówce spotkania. Po dośrodkowaniu z rzutu rożnego najlepiej w polu karnym odnalazł się Inglese i wpisał się na listę strzelców. To jednak był tylko gol na otarcie łez, bo mecz zakończył się wkrótce po tym.

Roma zainkasowała trzy punkty i w spokoju może czekać na niedzielną odpowiedź Lazio. Natomiast Chievo nie polepszyło swojej sytuacji w tabeli i już po tej kolejce mogą się znaleźć w strefie spadkowej. W tej części sezonu to najgorsze, co może być, więc z pewnością kibice będą liczyli na wpadki bezpośrednich rywali w walce o ligowy byt.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze