Rafał Wolski dla iGol.pl!


Komentator stacji Canal+ dał się namówić na wywiad o Primera Division. W rozmowie poruszyliśmy kwestie nie tylko Realu i Barcelony, ale też innych drużyn z hiszpańskiej ekstraklasy. Nie zabrakło również wątku polskich piłkarzy grających na Półwyspie Iberyjskim.


Udostępnij na Udostępnij na

Dariusz Dudka w sierpniu ubiegłego roku przeniósł się do Levante, jednak zaliczył raptem parę spotkań. Uważa Pan, że Primera Division to dla tego piłkarza za wysokie progi?

Kontuzja bardzo zaburzyła plany Dariusza Dudki. Na pewno bardziej obiektywnie można byłoby go ocenić, gdyby nie doznał żadnej kontuzji. Oczywiście zdarzyło mu się kilka krótkich występów, ale fajnie by było, gdyby był zdrowy i dostał kolejny sezon. Wówczas będzie go można lepiej ocenić z racji tego, że rywalizuje na treningu z pozostałymi pomocnikami jak równy z równymi. Był on przymierzany do gry jako pomocnik, ale wiadomo również, że występował na innych pozycjach. Moim zdaniem nie wyszło mu to na dobre. Jednakże jak już ktoś chciał wrzucić Dariusza Dudkę do linii pomocy, to okazało się, że ma kontuzję, a poza tym Levante ma kilku świetnych pomocników. Nie chcę powiedzieć, że jestem pewien, że Dariusz Dudka zdrowy i obecny na każdym treningu wywalczyłby sobie miejsce w podstawowym składzie. Myślę, że trzeba do końca zachować obiektywizm i popatrzeć, kto występuje w linii pomocy w Levante, bo tam są naprawdę świetni piłkarze. Uważam, że to trudne zadanie, nawet dla zdrowego Dariusza Dudki.

W lidze hiszpańskiej występuje również Damien Perquis, który do tej pory zagrał w dziewięciu spotkaniach. Pana zdaniem obrońca reprezentacji Polski dobrze wybrał, przenosząc się do Primera Division?

Myślę, że Perquis dobrze wybrał, przenosząc się do Hiszpanii, bo wydaje mi się, że z całym szacunkiem, ale nie można porównywać Ligue 1 i Sochaux z Primera Division. Betis to bardzo ciekawy zespół dla piłkarza. Jednakże problem każdego obrońcy Betisu wynika z tego, że ta drużyna nie zawsze gra futbol  zrównoważony i jest zdolna do wszystkiego. Betis potrafi zanotować niewiarygodne skoki, kiedy prowadzi 2:0, następnie przegrywa już 2:3, a w końcowym rozrachunku udaje się strzelić trzecią bramkę i doprowadzić do wyrównania. Tak było przecież w rozgrywanym niedawno meczu przeciwko Realowi Sociedad San Sebastian. Klub z Andaluzji potrafi również sprawić wiele problemów drużynom z czołówki. Zresztą miejsce tej ekipy nie jest przypadkowe, ono wskazuje, że jest potencjał. Natomiast Betisowi zdarzyły się mecze, których nie powinien przegrać, dlatego o tej drużynie mówi się, że trudno jest ją rozszyfrować. Co do samego Perquisa: trzeba zaznaczyć, że ten chłopak również miał problemy ze zdrowiem. Jego statystyki pokazują, że jest trochę optymizmu, by zobaczyć go w podstawowym składzie. Aczkolwiek wiem, że w tym momencie Perquisa w podstawowym składzie nie widzimy. W Betisie karty poszczególnym zawodnikom rozdał trener, który świetnie zna tę ekipę. Perquis musi ciężko pracować, by wywalczyć miejsce w podstawowym składzie. Jednak nie dziwię się, że przeszedł do Betisu, bo to jest lepsza marka niż jego poprzedni klub Sochaux.

W mediach niejednokrotnie spekulowano, że Robert Lewandowski przeniesie się do Hiszpanii. Uważa Pan, że napastnik reprezentacji Polski mógłby sobie poradzić w Realu Madryt lub FC Barcelona?

W tym momencie rozmawiamy o piłkarzu innego kalibru. Nie mam wątpliwości, że Robert poradziłby sobie w tych dwóch czołowych drużynach Pirmera Division. Jest to najlepszy polski piłkarz i jest wyraźnie lepszy od swoich kolegów, nieważne, czy tych z reprezentacji czy innych naszych zawodników grających za granicą. Wydaje mi się, że jego gra jest na najwyższym poziomie, jeśli popatrzymy tylko przez pryzmat polskich zawodników. Zresztą nie tylko polskich, bo powiedzmy sobie szczerze, że nie wystarczy być najlepszym polskim piłkarzem, by być łączonym z wielkimi klubami, tak jak się to dzieje w przypadku Roberta Lewandowskiego. Jestem pewien, że Lewandowski poradziłby sobie w Hiszpanii czy Premier League.

Atletico Madryt spisuje się bardzo dobrze. Podopieczni Diego Simeone plasują się na trzecim miejscu w ligowej tabeli. Czy ten zespół może z powodzeniem grać w Lidze Mistrzów?

Jestem całkowicie pewien, że mógłby wyjść z grupy i dobrze się zaprezentować w Lidze Mistrzów. Niewątpliwie ma duże doświadczenie na arenie międzynarodowej, bo wygrał Ligę Europy w ubiegłym roku. Ten sezon zawodnicy kapitalnie rozpoczęli w Primera Division, ale później pojawiły się pewne problemy. Ta drużyna powinna sprowadzić dwóch, trzech graczy takiego formatu, którzy będą odgrywać znaczącą rolę, tak samo jak ci, którzy występują obecnie w pierwszym składzie. Wtedy będzie większa rywalizacja i trener będzie miał więcej możliwość rotowania składem. Zresztą Simeone niejednokrotnie dokonywał roszad w ekipie, grając w Lidze Europy czy Primera Division. Można powiedzieć, że zapłacił za to w europejskich pucharach, bo posyłał tam ludzi, którzy później, jak się okazywało, nie grali na krajowym podwórku. Liga w tym sezonie jest dla piłkarzy Atletico bardzo ważna, ale wątpię, żeby byli w stanie zająć drugie miejsce i na końcu rozgrywek rozdzielić Barcelonę i Real Madryt. Chociaż pamiętam, że Real jest skupiony na zdobyciu dziesiątego pucharu Champions League i Mourinho właściwie tylko tym trofeum jest zainteresowany. Portugalczyk jest niezwykłym szkoleniowcem i ma znakomitą drużynę, dlatego w zespole „Królewskich” mimo dużej straty do Barcelony nikt sobie nie wyobraża, że Atletico w końcowym rozrachunku Primera Division uplasuje się wyżej. Uważam, że Real zajmie drugą lokatę, a Atletico będzie trzecie.

Real Sociedad zajmuje czwartą lokatę i ambitnie walczy o awans do Ligi Mistrzów. Pana zdaniem gra tej ekipy w Champions League dobrze zrobi hiszpańskiemu futbolowi?

Imponuje mi to, że w pucharach pojawiają się kluby, na które nikt wcześniej nie stawiał, a sobie to po prostu wywalczyły. Później z ciekawością oglądam w Lidze Mistrzów takie drużyny, jak chociażby w tym sezonie Malagę. Uważnie spoglądałem na jej pojedynek z FC Porto, kiedy nie była faworytem, a mimo wszystko udało jej się zakwalifikować do ćwierćfinału. Pamiętamy, jak wyglądał dwumecz z Borussią. Nie wnikajmy w szczegóły, ale również awans do kolejnej rundy był blisko. Z przyjemnością bym zobaczył Real Sociedad San Sebastian w Champions League, ale jestem ostrożny, mówiąc o tym, czy to dobrze zrobi hiszpańskiej piłce, bo w odróżnieniu od Atletico Real Sociedad może mieć bardzo duży problem z pogodzeniem gry w lidze z występami w pucharach. Wydaje mi się, że ta drużyna uzna jedne rozgrywki za ważniejsze, a drugie sobie po prostu odpuści. Ewentualnie w Realu Sociedad mogą dojść do wniosku, że nie stać ich na grę w najlepszej dyspozycji na wielu frontach. Myślę, że to są zupełnie inne pieniądze i różni piłkarze, jeśli popatrzymy na te oba kluby.

W sezonie 2003/ 2004 Real Sociedad występował w Lidze Mistrzów i potrafił dojść do 1/8 finału.

Z całym szacunkiem dla obecnego Realu Sociedad San Sebastian, ale nie można go porównywać do tej drużyny, która doszła do 1/8 finału Champions League. W tamtym zespole byli lepsi piłkarze i ta faza rozgrywek dla tej drużyny, którą z przyjemnością oglądam w Primera Division, będzie dużym wyzwaniem. Jednakże w ekipie Philippe’a Montaniera są bardzo ciekawi piłkarze, których warto obserwować, zarówno tych doświadczonych, jak i młodszych. Trzeba również przyznać, że ten zespół jest świetnie skomponowany. Tak przy okazji warto powiedzieć, że jest to nauczka dla tych, którzy są odpowiedzialni za organizację drużyny, piastujących fotel prezesa, dyrektora itp. Warto przetrzymać kryzys wokół trenera i obdarzyć go zaufaniem, bo właśnie tak się dzieje z francuskim szkoleniowcem, który trenuje ten zespół od dłuższego czasu.

Sevilla od kilku sezonów zajmuje lokatę w środkowej części tabeli. Jest to jednak zespół, który aspiruje do walki o europejskie puchary. Dlaczego klubowi z Andaluzji nie udaje się tego celu zrealizować?

Wydaje mi się, że w pewnym momencie w klubie nie pojawiali się tacy piłkarze jak wcześniej. Na początku kilka gwiazd wykonywało bardzo dobrą pracę, skutecznie grając, a następnie działacze zdali sobie sprawę, że można na nich zarobić, transferując ich nawet do Barcelony. W tym momencie Sevilla ma duże problemy finansowe. Wiemy, że tam jest duży dług, różne sumy padają, ale najczęściej mówi się o kilkudziesięciu milionach euro. Myślę, że nie można cały czas opierać tej drużyny na Jesusie Navasie, bo tak się po prostu nie da. W piłce rzeczy dzieją się szybko i trzeba być parę kroków do przodu. Obecna sytuacja Sevilli jest konsekwencją kilku czynników. Pomysłem klubu z Andaluzji jest zatrudnienie Unaia Emery’ego. Chciałbym za kilka miesięcy zobaczyć Sevillę w dobrej dyspozycji, ale pod warunkiem, że tę ekipę będzie prowadził Emery. Uważam, że jest to bardzo dobry trener, który zasługuje na czas, bo to, co zrobił wcześniej z Valencią, przemawia za tym, aby mu zaufać i oczekiwać efektów, ale za jakiś czas. W przyszłym sezonie nie ma mowy, aby Sevilla przegrywała mecz za meczem na wyjeździe. Jeżeli w tej drużynie nadal będzie pracował Unai Emry, to nawet jeśli nie pojawią się nowi fajni piłkarze i będzie dysponował obecnym składem, będzie to bardziej skuteczna drużyna.

Zresztą klub z Andaluzji ma bogatą historię. Kilka lat temu potrafił dwa razy z rzędu zdobyć Puchar UEFA.

Zgadza się, ale to też mówimy o zupełnie innej Sevilli. Byli wtedy lepsi piłkarze, którzy systematycznie nabierali większej wartości, i trener, który potrafił wykorzystać ich potencjał. Teraz Sevilla jest w zupełnie innym miejscu i musi twardo stąpać po ziemi, by nie odlecieć za mocno, a także wykonywać pracę krok po kroku.

Mallorca bardzo dobrze rozpoczęła obecne rozgrywki Primera Division, jednak później zaczęła się prezentować poniżej oczekiwań i teraz znajduje się w strefie spadkowej. Sytuacja w ekipie Gregorio Manzano może się zmienić w najbliższym czasie?

Wiadomo, że od dłuższego czasu zawodnicy prezentują się poniżej oczekiwań, dlatego jest to bardzo duże rozczarowanie. Natomiast jeśli ktoś notuje tyle złych wyników podczas jednego sezonu, to wniosek jest prosty – że nie jest to przypadek. Nie mam zielonego pojęcia, jak to wszystko się skończy w przypadku Mallorki, bo Deportivo tym, co wyprawia w ostatnim czasie, wywiera presję na wszystkich drużynach z dołu tabeli. Było na ostatnim miejscu, a patrząc na wyniki, to sam nie wiem, czy na taki rozwój zdarzeń wpływa euforia czy po prostu warsztat i umiejętności piłkarzy. Jednakże ich celem jest utrzymanie się w lidze, bo jeszcze sobie tego nie zapewnili. Trudno jest mi się wypowiedzieć o kolejnej przygodzie Gregorio Manzano, bo ponownie podejmuje wyzwanie. Czasami trener po powrocie do klubu potrafi coś pozytywnego wnieść do drużyny i osiągnąć dobry rezultat. Na pewno nie spodziewałem się, że Mallorca w tej części sezonu będzie się znajdować w strefie spadkowej.

Barcelona na kilka kolejek przed końcem Primera Division jest liderem, mając 13 punktów przewagi nad Realem Madryt. Uważa Pan, że wpłynął na to tytuł mistrzowski przegrany przez klub z Katalonii w poprzednim sezonie?

Na pewno troszeczkę Real podrażnił Barcelonę tym, że udało mu się wygrać w Primera Division w poprzednim sezonie. Wiadomo, jak to wszystko wyglądało. Mourinho przyjechał do Madrytu i na początku zrobił to, co mógł, czyli zdobył, powiedzmy, to mniej prestiżowe trofeum, jakim jest Puchar Hiszpanii, wygrywając z Barceloną w finale. W drugim sezonie zdobył mistrzostwo i to na pewno Barcelonę zabolało. Natomiast to są tak wielkie kluby pod względem profesjonalizmu, że gracze po powrocie z wakacji spokojnie przygotowują się do nowego sezonu. Nikt nie myśli, aby w danym momencie zemścić się na swoim rywalu, bo wszyscy doskonale wiedzą, że jeśli swoją pracę wykonają w 100%, to osiągną sukces. Bo jak wiemy, w Hiszpanii można dać z siebie 90% i nie zdobyć tytułu. Właśnie takie detale w pojedynkach Realu z Barceloną decydują o mistrzostwie. Wystarczy sobie przypomnieć, ile punktów zdobył Real Madryt w zeszłym sezonie, a teraz „Królewscy” tracą dużo do „Blaugrany”. Odpowiedź jest jasna: nikt się nie spodziewał, że Barcelona rozegra taką pierwszą rundę sezonu. Było to nieprawdopodobne, że odniosła same zwycięstwa i zanotowała jeden remis. Jest to coś naprawdę nieosiągalnego, nawet dla Realu. Nie przypominam sobie, żeby ktoś kiedyś w Hiszpanii zanotował taką rundę. Barcelona to osiągnęła, bo dała z siebie 100% i obecnie ma taką przewagę, że nawet małe potknięcie nic nie zmieni. Myślę, że Real i Barcelona to są tak profesjonalne kluby, że jak kończy się sezon, to jedni są smutni, a drudzy się cieszą, ale nie trwa to w nieskończoność i nie ma historii typu „przegraliśmy w tym sezonie, to w następnym im pokażemy”. Wydaje mi się, że oni spokojnie do tego podchodzą i wiedzą, że ten największy rywal jest silny i nie można sobie pozwolić na wpadki.

Leo Messi do tej pory zdobył 43 bramki w lidze. Czy Argentyńczyk w tym sezonie pobije rekord strzelecki Primera Division?

Myślę, że uda się mu tego dokonać, bo liczba jego strzelonych goli przekracza liczbę rozegranych kolejek. On będzie prezentował ten poziom do końca sezonu i siłą rzeczy pobije swój strzelecki rekord. Jako dziennikarz wolę mówić o tym, co się dzieje, albo o tym, co się działo, i w jakiś sposób to komentować. Nie lubię spekulować, ale w tej kwestii zrobię wyjątek. Moim zdaniem Leo Messi zdobędzie więcej niż 50 goli.

Gerard Deulofeu w młodzieżowym zespole Barcelony strzelił 18 bramek. Pana zdaniem ten 19-letni piłkarz w przyszłości może odgrywać znaczącą rolę w „Blaugranie”?

Nie mam zielonego pojęcia. Wiem, że ten chłopak często się pojawia, kiedy Barcelona przygotowuje się do sezonu. Zresztą on sam w jakiejś mierze zna pierwszą drużynę. Mimo to jak na razie nie udaje mu się zagościć w pierwszym zespole na dłużej. Myślę, że pełną wiedzę na ten temat mają jego trenerzy i pracownicy klubu z Camp Nou. Ten zawodnik nie zaistniał jeszcze w drużynie, ale nie jest powiedziane, że nie uda mu się odegrać wiodącej roli w Barcelonie. O tym graczu słyszałem już dużo wcześniej i jak na razie nie zanosi się na błyskawiczną karierę Deulofeu.

Real Madryt słabo rozpoczął ten sezon, jednak później podopieczni Jose Mourinho złapali wiatr w żagle i zaczęli się prezentować o wiele lepiej. Czym Pana zdaniem był spowodowany słaby początek „Królewskich”?

Myślę, że jest trochę prawdy w tym, że praca z Mourinho jest bardzo trudna zarówno dla każdego piłkarza, jak i całej drużyny. Z Mourinho długo nie da się wytrzymać. To nie jest trener, który mógłby pójść w ślady Arsene Wengera i przez dłuższy okres pracować z jedną ekipą. On nie jest w stanie trenować jednego zespołu przez kilka sezonów. Portugalczyk często generuje konflikty i używa tego jako metody osiągnięcia zamierzonego celu. Tam, gdzie się pracuje z Mourinho, nie ma spokojnych dni. Przy takiej intensywności we wzajemnej współpracy nie ma szans, aby ludzie ze sobą bardzo długo wytrzymywali. Natomiast nie oznacza to, że piłkarze nie pójdą w ogień za Mourinho, bo wiemy, że jak Portugalczyk odchodził do innego klubu, to zabrał ze sobą kilku zawodników, z którymi wcześniej pracował. Piłkarze nawet za nim płakali. Być może był to punkt kulminacyjny, który był spowodowany zdobyciem tytułu podczas drugiego sezonu jego pracy. W tym sezonie pojawiły się zgrzyty albo nawet otwarty konflikt. Nie znamy całej prawdy, ale trochę informacji do nas wpłynęło. Zawodnicy nawet postawili ultimatum prezesowi Realu Madryt, Florentino Perezezowi, że albo oni, albo Mourinho. Do tego doszedł konflikt z Casillasem, a także sytuacja z Sergio Ramosem. Zresztą jest wiele niepocieszonych osób w ekipie „Królewskich”. Jednak w Realu nie jest tak, że wszyscy są uśmiechnięci. Uważam, że to mógł być syndrom trzeciego sezonu pracy Mourinho. Real słabo rozpoczął rozgrywki i nie mógł już potem odpowiednio zareagować na to, że Barcelona wygrywa mecz za meczem. Mogło na to wszystko wpłynąć to, że podopieczni Jose Mourinho często byli kontuzjowani. Zawodzili również piłkarze, którzy byli odpowiedzialni za zdobywanie bramek. Oczywiście oprócz Cristiano Ronaldo. Nie jest to mocnym punktem w drużynie, że ciężar zdobywania bramek spoczywa na jednym piłkarzu. Widać, że Karim Benzema i Gonzalo Higuain osiągają gorsze rezultaty niż w poprzednim sezonie. Do tego zawodziła defensywa, ale może też z racji tego, że często dochodziło w niej do rotacji. Kiedyś napotkałem raport „Marki”, w którym była przedstawiona defensywa Realu na przełomie kilku spotkań. Okazało się, że było kilkanaście kombinacji. „Królewscy” stracili dużo bramek po stałych fragmentach gry i do dziś nawet to się zdarza. Tak jak w życiu często bywa, kumulacja kilku złych rzeczy spowodowała, że Real w tym sezonie nie miał szans z Barceloną. Z pewnością nie jest to najszczęśliwszy sezon dla Realu.

Do tego Real przegrał wszystkie spotkania wyjazdowe z drużynami z Andaluzji, co przed sezonem było niewyobrażalne.

Często mówiliśmy o tym, co się zdarzyło na stadionach w Andaluzji jako o ciekawostce. Wiadomo, że w pracy dziennikarza fajnie jest znaleźć jakąś prawidłowość i powiedzieć, że jest ziemia przeklęta dla danej drużyny. Zresztą Hiszpanie nas tego uczą przez ich media. Czasami się zatrzymujemy nad tym wątkiem, ale ja nie przywiązywałbym dużej wagi do tego, że Real przegrał wszystkie wyjazdowe spotkania w Andaluzji. Bardziej interesuje mnie to, co się dzieje na boisku, jak podopieczni Jose Mourinho się prezentowali, a nie to, czy był to stadion w Andaluzji czy jakiś inny.

Brazylijczyk Kaka nie odgrywa znaczącej roli w zespole Realu Madryt. Pomocnik „Królewskich” musi się pogodzić z rolą rezerwowego. Uważa Pan, że sytuacja tego piłkarza może się zmienić?

Kaka spodobał mi się parę razy w tym sezonie, jak wchodził z ławki lub grał w podstawowym składzie. Mówię o różnych okolicznościach, w których Brazylijczyk pojawiał się na boisku. Myślę, że jeśli znajdziemy pozytywy, może to być korzystne dla tego zawodnika i drużyny, bo wiadomo, że z Kaką nie wiąże się przyszłości, a wtedy można w pozytywny sposób wybrnąć. Natomiast pamiętajmy też o liczbach, czyli o jego bardzo wysokich zarobkach i dużych pieniądzach, które Real chciałby za niego dostać. Myślę, że jeśli miałoby to szczęśliwy koniec, to Kaka w końcówce sezonu musiałby zrobić parę fajnych rzeczy. Kilka razy mógł się spodobać i to jest jak najbardziej w porządku, ale nie spełnia oczekiwań Realu wobec zawodnika, który tak dużo zarabia.

Iker Casillas powoli wraca do gry w piłkę, jednak w bramce Realu pod jego nieobecność dobrze spisuje się Diego Lopez. Który z tych golkiperów powinien być numerem jeden w Realu?

Oglądam uważnie Diego Lopeza i ten chłopak nie daje pretekstu, aby go wyrzucić z bramki. To, co ma wybronić, broni. Co prawda początek był słaby, bo zdarzył mu się mecz, w którym nie pomógł drużynie. Jednakże później był bezbłędny i niejednokrotnie pokazywał, że jest fantastycznym bramkarzem. W tym momencie jest to problem Ikera Casillasa. Widzę Diego Lopeza w bramce regularnie i się nie dziwię, że Mourinho nie chce o tym rozmawiać i zamknął temat. Diego Lopez najprawdopodobniej będzie bramkarzem numer jeden w Realu Madryt do końca sezonu.

Jak ocenia Pan szanse Realu i Barcelony w półfinałach Ligi Mistrzów?

Myślę, że losowanie było troszeczkę lepsze dla Realu Madryt. „Królewscy” będą mieli dobrą okazję, aby się zrewanżować Borussii. W tym momencie słabszy odpadnie z półfinału Ligi Mistrzów. Piłkarze z Dortmundu trochę napsuli krwi Realowi, ale to dla nikogo nie oznaczało klęski w fazie grupowej. Kiedy mówię Panu, że losowanie było trochę bardziej korzystne dla Realu, to podświadomie skupiam się na niemieckich drużynach, które są rywalami hiszpańskich zespołów. Wydaje mi się, że Bayern jest lepszy niż Borussia i to będzie niewiarygodnie trudny przeciwnik dla Barcelony. Oczywiście w tych parach wszystko się może zdarzyć, dlatego nie zaryzykuję typowania składu finału, bo nie lubię robić takich rzeczy. Człowiek jest trochę naiwny, kiedy próbuje powiedzieć, co zdarzy się w 180 minutach (albo nawet większej liczbie minut) w meczach, które są przed nami. Wydaje mi się, że Bayern jest najtrudniejszym przeciwnikiem, ale nie tylko dla Barcelony, bo tak samo by było, gdyby Real musiał się zmierzyć z drużyną z Bawarii. Wówczas bym powiedział, że Real miał trudniejsze losowanie. Wszystko może się zdarzyć i nie można być pewnym, co się wydarzy. Jednakże wylosować Bayern z tego sezonu to jest naprawdę przykra sprawa.

Komentarze
~inter (gość) - 11 lat temu

myslalem ze rafal wolski z violi :D

Odpowiedz
Pika (gość) - 11 lat temu

i o lidze hiszpańskiej by nawijał :P

Odpowiedz
Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze