Manchester City musi w końcu wygrać Ligę Mistrzów


Pep Guardiola znacząco przebudował Manchester City w ciągu kilku lat swojej kadencji. Wygrał z nimi wszystko... poza LIGĄ MISTRZÓW, która na dzisiaj jest dla "Obywateli" celem nr 1

22 lutego 2023 Manchester City musi w końcu wygrać Ligę Mistrzów
latestly.com

Manchester City to drużyna, która z każdym sezonem wydaje się lepsza i lepsza. Pep Guardiola na początku sezonu 2016/2017 zastał "Obywateli" w stanie dobrym, ale nie idealnym. Hiszpański szkoleniowiec dostał jednak od właścicieli pełne zaufanie i potrzebne środki. Efekt? Cztery mistrzostwa kraju, tyle samo triumfów w ligowym pucharze, zdobycie jednego Pucharu Anglii i dwukrotne zwycięstwo w krajowym superpucharze. Na rodzimym podwórku w erze Guardioli Manchester City wygrał więc wszystko, co się dało. I o ile kadencję byłego trenera FC Barcelona trzeba oceniać jak najbardziej pozytywnie, wciąż jeden, ten najważniejszy cel pozostaje niezrealizowany – Liga Mistrzów. W tej chwili jest bliżej niż kiedykolwiek.


Udostępnij na Udostępnij na

Manchester City większość trofeów w całej swojej historii zdobył po szejkowskim zaciągu finansowym. To dla nikogo nie powinno być specjalnym zaskoczeniem. Mimo licznych, wspomnianych we wstępie tytułów Liga Mistrzów nie była im jeszcze pisana. Przed Guardiolą próbował Mancini, jednak Włoch nie był nawet blisko. W ostatnich latach puchar ten był naprawdę na wyciągnięcie ręki. W końcu w ostatnich dwóch latach przegrywali z późniejszymi zwycięzcami całych rozgrywek. Rok temu w półfinale, a sięgając pamięcią dwa sezony wstecz, z Chelsea w wielkim finale.

Zespół „Obywateli” ma to do siebie, że co roku zmienia się w nim dużo. Dzieje się tak dlatego, że celem Guardioli jest zbudować perfekcyjny zespół, będący w stanie wygrać Ligę Mistrzów. Z tego też powodu każde choć trochę słabsze ogniwo natychmiast spada w hierarchii na swojej pozycji. Trener chce skonstruować drużynę nastawioną na wygrywanie w każdym spotkaniu – szczególnie w tych najważniejszych starciach, w których gracze City w ostatnich latach zawodzili na całej linii. Do tego stopnia, że piłkarze z niebieskiej części Manchesteru są dziś postrzegani jako wzorcowy przykład słabej mentalności w piłce nożnej. Szczególnie biorąc pod lupę potknięcia z dużo słabszymi ekipami w rozgrywkach międzynarodowych, co zdarzało się notorycznie.

Konkurencja słabsza niż w poprzednich latach

Zanim jednak skupimy się na analizie samego Manchesteru City, warto wspomnieć o rywalach, którzy mogą odebrać „Obywatelom” ten tytuł. Lista realnych kandydatów do końcowego triumfu jest wyjątkowo krótka. Dużo węższa niż na początku sezonu, kiedy na poważnie brało się pod uwagę mistrzowski AC Milan czy chociażby naszpikowaną gwiazdami FC Barcelona. Problem w tym, że wielu tego typu kandydatów odpadło z grona ścisłych faworytów ze względu na bardzo słabą, utrzymującą się od dłuższego czasu formę albo też zwyczajnie brak udziału przez niewyjście z grupy. Manchester City jest ponad tym.

Aby dobitnie zobrazować, że Manchester City nie ma zbyt wielkiej konkurencji, od razu wyrzućmy najmniejsze marki. Chodzi tu o Club Brugge, Benficę, Eintracht Frankfurt, FC Porto czy RB Lipsk. Jeżeli kibic któregoś z tych klubów został urażony, z tego miejsca przepraszam. Zwycięstwo kogokolwiek z tego grona będzie po prostu sensacją. Przejdźmy sobie więc do pozostałych.

  • Tottenham?

Jest w tym sezonie bardzo nierówny, co na pewno nie ułatwi im podboju Europy. Atmosfera wokół drużyny jest na tyle słaba, że dziś nie możemy postrzegać ich jako realnego kandydata do końcowego zwycięstwa.

  • AC Milan?

Nie przez przypadek wspomniałem o nich na początku tego akapitu. Stefano Pioli zbudował zespół, który potrafił wygrać scudetto, więc czemu Liga Mistrzów nie miałaby być im pisana? Ten sezon jest bowiem o wiele gorszy. Rzadziej punktują i dopiero teraz powoli wychodzą z dołka. Sezon jeszcze długi, ale na razie nie ma przesłanek świadczących o pełnej poprawie na stałe.

  • PSG?

Tu sprawa jest bardzo trudna i złożona. Podobna do City sprzed roku czy dwóch lat. Drużyna jest naszpikowana gwiazdami, ale w tym wszystkim brakuje załatania kilku dziur. I o ile PSG na papierze jest jednym z poważniejszych kandydatów do triumfu, o tyle ich gra pokazuje coś innego. Poziom jest, wyniki jako takie są, ale nie ma spójności i efektu „wow”, co z kolei widać u omawianych „Obywateli”. Mówi się, że Manchester City nie miał mentalności zwycięzcy. Tutaj problemy te są dużo bardziej nasilone. Przede wszystkim wyraźnie trwają dalej. Pokazało to choćby starcie z Bayernem.

  • Borussia Dortmund?

Wydaje się, że jest to drużyna, która może powalczyć o ćwierćfinał, może nawet półfinał, ale o nic więcej. Od lat byli zespołem sprawiającym niespodzianki, ale nigdy nie tym topowym. Manchester City jest dziś kilka poziomów wyżej.

  • Chelsea?

O nich właściwie trudno ostatnio powiedzieć coś pozytywnego. Zespół Grahama Pottera zawodzi na całej linii. W Premier League mają tyle samo punktów straty do miejsca premiującego awansem do Ligi Mistrzów co przewagi nad strefą spadkową. To dużo mówi o kondycji klubu. Przy dalszej tak słabej grze nie ma co myśleć o dobrym wyniku w Lidze Mistrzów.

  • Liverpool?

To jest zaś drużyna zagadka. Bo o ile zespół potrafi zagrać dobry mecz, wczorajsze starcie z Realem Madryt udowodniło, że jeszcze wiele im brakuje do stanu sprzed sezonu, kiedy bili się o triumf w finale Ligi Mistrzów. Dziś nie możemy brać ich na poważnie w tej walce. Tym bardziej że trzybramkowa strata do Realu jest praktycznie nie do odrobienia.

Kto nie znalazł się na liście bądź wśród tych mniejszych instytucji? Bayern Monachium, Napoli, Real Madryt i Inter Mediolan. To są bowiem drużyny, które faktycznie możemy postrzegać jako realną konkurencję dla Manchesteru City. Wcześniej wymienieni kandydaci albo poziomem są dużo słabsi, albo też już od dłuższego czasu nie grzeszą formą. Powinniśmy więc stawiać ich ze względu na te czynniki pod tą ścisłą topką, która zbyt liczna nie jest.

Paradoksalnie, jeżeli chodzi o dyspozycję na przestrzeni całego sezonu, tych najmocniejszych przeciwników w postaci rywali City zza miedzy, FC Barcelona czy Arsenalu możemy szukać w Lidze Europy. Pod tym względem jest więc łatwiej. Liga Europy dawno nie była tak mocna, co z kolei przekłada się na słabszą kondycję tych najbardziej elitarnych rozgrywek, Ligi Mistrzów.

Na papierze są najlepsi

Po poprzednim akapicie można dojść do wniosku, że Manchester City znajduje się w tym elitarnym gronie topowych drużyn, realnie biorących udział w walce o zwycięstwo w Lidze Mistrzów. Mało tego, Manchester City wydaje się spośród wszystkich tych klubów obecnie najlepszy. Po prostu. W Premier League w żadnym momencie sezonu nie można było mówić o większym kryzysie, a kadrowo są niemal kompletnym, zgranym i nastawionym na zwycięstwo w każdym meczu zespołem. Nie ma tu już mowy o lekceważeniu słabszych czy dużym przekombinowaniu, co było problemem w poprzednich latach. Mentalność stoi dziś na absolutnie najwyższym poziomie, a to idzie w parze z umiejętnościami poszczególnych graczy, ale również ich formą i tworzeniem kolektywu.

Pod względem widowiskowości i równoczesnej efektywności mało kto może równać się z drużyną Pepa Guardioli. Po prostu nie! Dominują w niemal każdym meczu, ale są jednocześnie drużyną, która potrafi dostosować się do wydarzeń boiskowych. To pokazał ostatni bój z Arsenalem, w którym Manchester City był zmuszony do nietypowej dla siebie gry z kontrataku. To im jednak niestraszne. Wówczas wygrali, i to zasłużenie, co dobitnie pokazuje, że są w stanie dostosować się do wydarzeń boiskowych. Nie przez przypadek na niemieckim serwisie Transfermarkt są uznawani za najbardziej wartościową drużynę na świecie.

To przez ich siłę, ale również opcje rotacji. Wystarczy spojrzeć, kto siedzi tam na ławce. W ostatnim spotkaniu choćby Mahrez, Alvarez, Akanji, Ake czy brylujący w ostatnim sezonie w Leeds United Kalvin Phillips (w jego przypadku głównie przez własny brak dyscypliny). W większości drużyn na świecie ci goście wybiegaliby w pierwszym składzie. Alvarez, który przecież był jednym z głównych ojców sukcesu Argentyny na mistrzostwach świata, zagrał tylko 1360 na możliwych do tej pory do rozegrania 3240 minut we wszystkich rozgrywkach. To pokazuje, że Manchester City jest po prostu potężny. I na papierze, i na boisku.

Manchester City stale się rozwija

Manchester City dwa lata temu wystąpił w finale Ligi Mistrzów. Od tamtego czasu drużyna bardzo się pozmieniała. Może nie, jeśli chodzi o nazwiska, bo z tamtego spotkania w pierwszym składzie nie ma dwóch postaci, ale na pewno, jeżeli weźmiemy pod uwagę sam sposób grania. O ile dalej jest to drużyna nastawiona na utrzymanie się przy piłce i dominację, o tyle trudno nie odnieść wrażenia, że jest to zespół przede wszystkim bardziej uniwersalny. Posiada ogólnie dużo większy wachlarz możliwości.

Jak więc zmienił się na przestrzeni lat Manchester City?

Bo o ile piłkarzy jest mniej, o tyle każdy ma tu swoją rolę i swoje cechy, które w danej chwili mogą się przydać. Wówczas wśród graczy linii ataku można było wymienić Sterlinga, Fodena, Torresa, Harrisona, Mahreza, Robertsa, Jesusa, Aguero czy Delapa. Dziś została tylko trójka z nich, z czego jeden jest na wypożyczeniu. To świadczy o wyrzuconych graczach. Większość z nich była albo nieukształtowana piłkarsko, albo też u schyłku swojej kariery. Tak że Haaland, Alvarez czy Grealish muszą robić przy tym wrażenie.

Mało tego – jeżeli chodzi o całą kadrę Manchesteru City, chyba nie ma zawodnika, który znacząco spadł swoim poziomem. Jeżeli tak się stało, nie ma go w klubie albo jest na wylocie i nie gra (choć to też jednostkowe przypadki). Pod skrzydłami Guardioli zawodnicy raczej rosną w siłę.

Tym samym zyskuje na jakości cała drużyna. Rozwinęła się ona nie tylko na przestrzeni tych kilku lat, ale również paru miesięcy. Kto by pomyślał, że Erling Haaland nagle będzie cofał się do rozegrania, a Bernardo Silva zacznie pracować w defensywie. Wszystko to się dzieje. „Obywatele” są na dzisiaj na tyle mocni, że chyba w każdym możliwym meczu byliby stawiani w roli faworyta. Nieważny przeciwnik, to jak gra czy teren. Manchester City dokonał progresu i właściwie codziennie zespół jest lepszą wersją siebie. Strach pomyśleć, co będzie w maju, kiedy odbędzie się finał. Jeżeli wszystko pójdzie w tym kierunku, Manchester City może przedwcześnie zamawiać bilety do Stambułu.

Trzeba nauczyć się na błędach

Manchester City jest najlepszy na papierze, co już zdążyliśmy powiedzieć. Jak zatem wyglądało to w poprzednich latach? Tak samo! Choć Manchester City się rozwinął i wygląda znacznie lepiej, trudno nie oprzeć się wrażeniu, że sentencja „oni są na papierze najlepsi” w kontekście „Obywateli” pojawia się cyklicznie. Machina Guardioli jest po prostu genialna już od dłuższego czasu, jednak zawsze coś nie wychodziło. W tym najważniejszym momencie zawiódł albo celownik poszczególnych zawodników, albo przekombinowanie taktyczne, albo wybitna dyspozycja przeciwnika, albo też ogólnie gorszy dzień. Tu należy przytoczyć wszystkie odpadnięcia z Ligi Mistrzów od sezonu 2016/2017, kiedy to do Manchesteru przyszedł Pep Guardiola. Katalończyk poległ zatem z:

  • AS Monaco w 1/8 finału (2016/2017),
  • Liverpoolem w ćwierćfinale (2017/2018),
  • Tottenhamem w ćwierćfinale (2018/2019),
  • Olympique Lyon w ćwierćfinale (2019/2020),
  • Chelsea w finale (2020/2021),
  • Realem Madryt w półfinale (2021/2022),

Manchester City jest faworytem do wygrania Ligi Mistrzów w tym sezonie, nie ma wymówek.Thierry Henry

W przynajmniej czterech z ww. sześciu pojedynków Manchester City grał w roli faworyta. Ostatecznie jednak z presją nie radzili sobie piłkarze bądź na pewno w przynajmniej jednym przypadku również trener. Manchester City stał się w ostatnich czasach wręcz synonimem braku odpowiedniej mentalności, co jednak musi się w końcu skończyć. Patrząc na rozsądnie wydawane pieniądze, ciągły progres czy mobilizację każdego z otoczenia „Obywateli”, jeżeli nie zostaną zawieszeni, nie ma innej opcji niż zwycięstwo.

W tym sezonie? W kolejnym? Tego nie wie nikt. Klub ten idzie jednak w taką stronę, że ma wręcz obowiązek wygrać te rozgrywki w jak najszybszym tempie. Pep Guardiola, choć do zakończenia jego umowy jeszcze dużo czasu, wiecznie nie będzie pracował na Etihad Stadium. Został sprowadzony ponad sześć lat temu, aby wygrać Ligę Mistrzów. Dlatego większej motywacji do zdobycia tego trofeum w tym momencie nie ma pewnie nikt na całym globie.

Pierwszą przeszkodą RB Lipsk

Od tego akapitu powinniśmy w ogóle zacząć rozważania związane z Manchesterem City i ich udziałem w Lidze Mistrzów. Bowiem aby myśleć o osiąganiu najwyższych celów, trzeba myśleć o tym, co tu i teraz. Pierwszym przeciwnikiem „Obywateli” będzie RB Lipsk. Czy Manchester City ma się czego bać? Jakie są mocne strony „Byków” z Lipska? Jakiej gry można się spodziewać po Niemcach? Na te i inne pytania udzielił nam odpowiedzi Adrian Malanowski, współzałożyciel kanału No Look Pass:

Nie ukrywam, że jako fan niemieckiej piłki cieszę się z nieobecności KDB w starciu na Red Bull Arena, jednak w szeregach „Byków” niestety zabraknie Christophera Nkunku i Daniego Olmo, czyli tak naprawdę trzonu ofensywnego Lipska.

Cecha charakterystyczna podopiecznych Marco Rose to nieustanny pressing, szybkie przedostanie się w pole karne przeciwnika, czyli typowe granie drużyn spod szyldu Red Bulla. Forma Rose i spółki pozostawia jednak wiele do życzenia. Andre Silva i Timo Werner nie grzeszą skutecznością, a druga linia również nie pomaga. Moje przekonanie potwierdza ostatni mecz ligowy. Niby wygrali 3:0 z ostatnio słabym Wolfsburgiem, ale dlatego, bo na ostatnie pół godziny weszli Nkunku i Konrad Laimer, którzy rozbili defensywę „Wilków”.

Uważam więc, że starcie Lipska z Manchesterem City będzie jednostronne, mimo że City też nie jest w jakieś dobrej dyspozycji. Jak angielska drużyna nie przejdzie „Byków”, będzie to kompromitacja.

Gdzie więc RB Lipsk może szukać ewentualnej szansy na sprawienie niespodzianki?

– O ile ofensywa pozostawia wiele do życzenia, o tyle obronę mogę określić jako solidną. Willi Orban to szef z krwi i kości, który stwarza zagrożenie również podczas stałych fragmentów gry. Joško Gvardiol to talent czystej wody. Nie dość, że w destrukcji jest świetny, to równie dobrze wypada pod względem rozgrywania piłki. Problemy mogą się pojawić na bokach defensywy. Mimo dobrej gry w zeszły weekend nie jestem fanem gry Davida Rauma. Mam wrażenie, że nadal ma problemy z aklimatyzacją w zespole, dlatego ja bym postawił na Marcela Halstenberga. Są większe szanse, że on skutecznie zabezpieczy prawą flankę MC. Na prawej stronie widzę żołnierza od zadań specjalnych, czyli Benjamina Henrichsa. Jest najsolidniejszy z bocznych obrońców, gdyż zachowuje odpowiedni balans między defensywą a ofensywą.

Największe wątpliwości jednak mam przy pozycji bramkarza. Wiadomo, Peter Gulacsi zerwał więzadła, więc musi tam grać Janis Blaswich i trzeba przyznać, że to nie jest golkiper na tak duży klub. Moim zdaniem jest bardzo niepewny podczas stałych fragmentów, gra nogami również nie jest najwyższych lotów. Gdy wychodzi poza pole karne, mam ciarki, czy czegoś przypadkiem nie odwali… No jest to wątpliwej jakości piłkarz. Podsumowując, są piłkarze, którzy mogą schować do kieszeni Erlinga Haalanda, ale skrzydła City oraz gracze z dobrym uderzeniem z dystansu mogą ładnie dzisiaj zaszaleć.

Gra za podwójną gardą kojarzy mi się z antyfutbolem a la drużyna Simeone. Otwarta walka natomiast mogłaby być opłakana w skutkach, więc zbyt naiwna. Spodziewam się więc cofnięcia się do obrony, co jest oczywiste przy graniu przeciwko tak jakościowemu zespołowi, ale ta garda będzie gotowa szybko skontrować, a wykonawcami tych ataków będą chociażby wcześniej wspomniany Werner, Dominik Szoboszlai czy Emil Forsberg. Muszą jednak być zabójczo skuteczni, bo tych zrywów może być niewiele, a tego nie mogą zagwarantować przy Wernerze czy Silvie.

Komentarze
benedykt (gość) - 1 rok temu

fenomenalny artykuł 🫡🤓🤝

Odpowiedz
ben (gość) - 1 rok temu

nie jestem kamilem s, przysiegam 😉

Odpowiedz
Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze