Liverpool na deskach! Real Madryt dokonuje remontady


Liverpool – Real Madryt zapowiadał się jako jeden z hitów 1/8 finału Ligi Mistrzów. Faktycznie tak było. Mało kto spodziewał się jednak tak jednostronnego starcia. Mimo że "Królewscy" przegrywali 0:2, wygrali 5:2

22 lutego 2023 Liverpool na deskach! Real Madryt dokonuje remontady
Dawid Szafraniak

Liverpool mierzył się z Realem Madryt w całej swojej historii, pomijając spotkanie, na którym w tym artykule się skupiamy, dziewięciokrotnie. Efekt? Trzy zwycięstwa, jeden remis i pięć porażek. Zespół "The Reds" musi dziś dopisać do tego jedną dodatkową klęskę. Przegrali, a właściwie zostali zniszczeni przez "Królewskich" 5:2.


Udostępnij na Udostępnij na

Spotkanie Liverpool – Real Madryt było prawdziwą gratką dla wszystkich kibiców… z wyłączeniem fanatyków tej pierwszej drużyny. Liverpool to świetny zespół, ale nie w tym sezonie. Mecz ten był pokazem mocy „Królewskich” i wielkiej słabości Liverpoolu, który był długimi fragmentami bezradny. Choć początek, trzeba przyznać, był niezły. W zasadzie jednak po objęciu dwubramkowego prowadzenia wszystko się zmieniło. Zaczął dominować Real i robił to już do końca meczu. Nie pozostawił żadnego pola rywalom i wykorzystał wszystkie jego niedociągnięcia.

Real Madryt to najlepsza drużyna na świecie

Nieważny jest początek, a koniec. W myśl tej zasady już od lat podąża Real Madryt, który absolutnie nie jest stabilny. Udowadnia jednak, iż to się w piłce nożnej w zasadzie nie liczy. Przynajmniej w rozgrywkach Ligi Mistrzów, której to jest dominatorem. W końcu wygrywał ją aż 14-krotnie i chyba nigdy się nie zatrzyma. Real Madryt, jeżeli chodzi o kwestię mentalną, jest absolutnie najlepszą drużyną na świecie. Są zespoły grające atrakcyjniejszą od nich piłkę. Choćby nawet Liverpool w szczycie swojej formy. Real to jednak drużyna ponad tym. Mogą oni grać brzydko, mieć kilka akcji w meczu, ale wygrają. To właśnie charakteryzuje wielkie drużyny…

Real Madryt wygrał z Liverpoolem, ale w jakich okolicznościach? Oczywiście przegrywali. Nie było łatwo, bo już w 4. minucie piłkę w siatce zmieścił Darwin Nunez. Dziesięć minut później błąd Thibauta Courtoisa wykorzystał Mohamed Salah i zamienił wynik na 2:0, czym przypieczętowałby zwycięstwo przeciwko każdemu. Przecież w podobnych okolicznościach rozprawili się ostatnio z Newcastle United.

Real Madryt to nie jest jednak każdy. Szczególnie w Lidze Mistrzów, gdzie nie wolno skreślać ich szans choćby na sekundę. Chwilę później gola strzelił Vinicius Junior, który zaliczył bramkę również w 36. minucie. Na drugą połowę Real wyszedł na tyle zmotywowany, a Liverpool na tyle ospały, że kwestią czasu były kolejne bramki. Militao, Benzema i znowu Benzema – mamy 5:2 i niemal zakończony dwumecz!

Liverpool jeszcze nie wrócił

Tytuł tego akapitu jest nawiązaniem do artykułu po starciu Liverpoolu z Newcastle. Po tamtym spotkaniu faktycznie można było wyciągnąć wniosek, że Liverpool wraca, ale tylko wraca. By ostatecznie dojść do celu czeka ich jeszcze bardzo długa droga. Trudno powiedzieć, czy zostanie ona ukończona jeszcze w tym sezonie. Real obnażył w rywalizacji z nimi wszelkie słabości „The Reds” przede wszystkim w grze defensywnej. Pomijając Alissona, który oczywiście zagrał słaby mecz, jednak na przestrzeni całego sezonu jest zdecydowanie najlepszym piłkarzem ekipy Juergena Kloppa, defensywa Liverpoolu jest nie do poznania w porównaniu z chociażby poprzednim udanym sezonem.

Robertson? Słabe spotkanie, choć i tak chyba najmniej zawalił. Duet van Dijk – Gomez? Nigdy więcej nie powinni ze sobą zagrać. O ile z Holendra nie można zrezygnować, bo w szczytowej formie jest jednym z najlepszych stoperów na świecie, o tyle w przypadku tego drugiego dobre mecze w koszulce „The Reds” można policzyć na palcach jednej, a jak nie, to dwóch rąk. W każdym razie jest to obrońca poniżej docelowego poziomu Liverpoolu, a ten mecz po raz kolejny dobitnie to potwierdził. Strzelcy, ze szczególnym wskazaniem na Benzemę, dostali od nich zdecydowanie za dużo miejsca. KRYMINAŁ!

Co zaś z Trentem Alexandrem-Arnoldem? Wydawało się, że jego słaby czas, co jak co, definitywnie dobiega końca. Początek sezonu był w jego wykonaniu fatalny, a dziś właściwie to powielił. Wystarczy spojrzeć na niego, a także Viniciusa Juniora i powiedzieć, że ta dwójka mierzyła się dziś ze sobą. Choć „mierzyła” to za duże słowo. Vini go „zjadł”, a przed tym zdołał go dwukrotnie okrążyć i strzelić bramkę.

Pojedynek bez środka pola

Jeden akapit to za mało, aby opisać słabość Liverpoolu w tym meczu. Wygrywali go w końcu 2:0 i przegrywając, są wręcz skazani na wielką krytykę. Tym razem trzeba zrugać pomoc, która zaskakująco była w tym meczu najgorszą częścią „The Reds”. I o ile już od dłuższego czasu problemem Liverpoolu jest środek pola, o tyle ostatnio zaczął on działać wyśmienicie, a to głównie za sprawą znakomitego Stefana Bajceticia. Hiszpan z serbskimi korzeniami nie wytrzymał jednak presji tego meczu. W poprzednich spotkaniach był bezbłędny i zjawiskowy – w tym apatyczny, ale widoczny… z tej negatywnej strony. 18-latek posyłał niecelne podania i był aż do bólu nieproduktywny. Jeden z najgorszych na boisku, a konkurencję w tym aspekcie miał dużą.

Po pozostałej części pomocy Liverpoolu niewiele dobrego można się było w sumie spodziewać z przodu. W końcu Fabinho jest defensywnie usposobiony, a Henderson… Trudno powiedzieć, czy do czegokolwiek jest na dzisiaj usposobiony. Nic nie dawał w ofensywie, a grę obronną nawet szkoda komentować. Dziury, luki i ospałość…

W tytule akapitu nie zaznaczyłem, że nie chodzi tylko o Liverpool, choć głównie. Pojedyncze postacie w Realu Madryt też należy zrugać, bo choć całościowo taki Camavinga, Valverde czy Modrić zagrali dobry mecz, trudno powiedzieć, co by się stało, gdyby zespół Juergena Kloppa grał ciągle na takiej intensywności jak przez pierwsze 20 minut. Przy większym pressingu ci zawodnicy byli na tyle przyciśnięci, że trudno było im zagrać kilka celnych podań. Zostali wtedy zdominowani, ale przynajmniej wyciągnęli wnioski. Dlatego trzeba chwalić Real, natomiast minusem może być początek tych zawodników – delikatnie mówiąc, nie najlepszy.

Real Madryt jedną nogą w ćwierćfinale Ligi Mistrzów

Choć nadzieja umiera ostatnia i warto zachęcać kibiców Liverpoolu, aby do końca wierzyli w swoją drużynę, tak jak zapewne mieli nadzieję na odrobienie niekorzystnych strat kibice Realu Madryt, fakty są takie, że wszystko przemawia za awansem „Królewskich”. Choć Real Madryt wydaje się dziś być gorszą drużyną niż w poprzednim sezonie, kluczowym słowem jest tu „dziś”. Real Madryt zwykle ma to do siebie, że sezon zaczyna słabo, później wpada w jeszcze większy dołek, ale mobilizuje się na końcowy etap rozgrywek i wygrywa niemal wszystko, co możliwe. Taki scenariusz jest możliwy, a nawet bardzo prawdopodobny i tym razem.

Real Madryt zwykł nas przyzwyczajać do zjawisk paranormalnych, a czy to samo możemy powiedzieć o „The Reds”? Może na mniejszą skalę, ale tak, natomiast w poprzednich latach. W tym sezonie do siebie z przeszłości nie mają nawet podjazdu – niestety. Choć pewnie dla emocji dobrze byłoby zobaczyć wyrównany dwumecz pomiędzy dwiema topowymi markami, takiego starcia możemy doszukiwać się gdzie indziej – nie tutaj. Dziś Real to piłkarskie Mount Everest, a Liverpool, z całym szacunkiem do polskich gór, wysokościowo to co najwyżej karkonoska Śnieżka.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze