Dzisiejszy mecz Wolfsburga z Manchesterem United będzie (dla tego drugiego zespołu) walką na śmierć i życie – brak wygranej, w zależności od wyniku meczu PSV Einhoven – CSKA Moskwa, może oznaczać odpadnięcie z turnieju i wiosnę w Lidze Europy. Taki scenariusz to dla Wyspiarzy nie jest pierwszyzna, podobne przypadki zdarzały się w najnowszej historii klubu aż dwukrotnie.
Zapoznajmy się krótko z sytuacją w grupie B. W zestawieniu przewodzi z dziewięcioma punktami na koncie Wolfsburg, za jego plecami jest Manchester – osiem punktów, dalej PSV – siedem punktów oraz grupowy outsider z dalekiej Rosji – cztery punkty. Taki układ sił oraz zestawienie meczowe sprawiają, że tylko CSKA może być pewne swojego losu, a więc wiosny bez Ligi Mistrzów. O ile „Armiejcy” do dalszej fazy rozgrywek już się nie zakwalifikują, o tyle każda z pozostałych drużyn ma szansę zarówno na pierwsze, jak i na pozostałe dwa (nieobstawione) miejsca w grupie. Bardziej szczegółowo opisaliśmy to tutaj.

Skupmy się na jednym fakcie: Anglicy mają spore szanse na niezakwalifikowanie się do fazy pucharowej. Poprzedni sezon był jedynym, od powstania Ligi Mistrzów, w którym United nie brał udziału, co było pokłosiem siódmego miejsca osiągniętego przez zespół prowadzony przez Davida Moyesa w kampanii 2013/2014. Po mundialu rozgrywanym na boiskach Brazylii, skąd Louis van Gaal wrócił z brązowym medalem wywalczonym z reprezentacją Holandii, szkoleniowiec „Oranje” dostał angaż w deszczowym Manchesterze. Jego zadaniem w pierwszym roku pracy było przywrócenie elitarnych rozgrywek europejskich na Old Trafford.
Plan został zrealizowany, podopieczni 64-latka znów mogą słyszeć hymn Champions League, stojąc na murawie. Wtorkowy, ostatni mecz fazy grupowej, jeżeli nie zostanie wygrany przez podopiecznych Holendra, może pozbawić jednak fanów dalszej uciechy i nadziei na końcowy sukces. Tego w planach włodarzy klubu na pewno nie było. Spotkanie to, według wielu kibiców, powinno być odpowiedzią na pytanie, czy były trener Ajaksu jest odpowiednią osobą na tym stanowisku. W tym kontekście ciekawią słowa samego zainteresowanego podczas jednego z przedmeczowych wywiadów, udzielonego stacji ESPN:
– Nie chcemy zostać wyeliminowani, ale w tym sporcie wszystko jest możliwe. Nie jesteś w stanie wygrywać każdego roku i w każdym meczu. To nie tak. Nie jestem Bogiem. Nie mogę tego przewidzieć. Czy taka wypowiedź przystoi menedżerowi tak uznanej marki? Rozważcie sami.
Bastian Schweinsteiger: "We know the situation. We beat Wolfsburg in Manchester and we want to do it again." pic.twitter.com/2LihfDz18o
— Squawka News (@SquawkaNews) December 7, 2015
Porażki Fergusona
Uwaga… takie również się zdarzały. W minionych dziesięciu sezonach Manchester dwukrotnie pożegnał się z rozgrywkami Ligi Mistrzów już po fazie grupowej, oczywiście w obydwu przypadkach będąc zdecydowanym faworytem. Przypomnijmy je sobie.
1. Sezon 2005/2006
W 2005 roku podopiecznym sir Aleksa Fergusona przyszło mierzyć się w grupie z Villarrealem, Benficą oraz Lille. Zarówno wtedy, jak i dzisiaj wszystkie zespoły są w zasięgu Anglików. Po pięciu kolejkach Giggs i spółka mieli na koncie sześć punktów, do awansu wystarczył im remis z Benficą na wyjeździe, wygrana mogła dać im pierwszą lokatę. United prowadzone wówczas przez jednego z najlepiej mobilizujących swoich graczy menedżerów w historii, poległo jednak w Portugalii… i zajęło miejsce ostatnie. Ferguson był wściekły, wściekli byli również i kibice. Do meczu drużyna przystępowała przecież po serii czterech ligowych zwycięstw (między innymi z Chelsea, która później zgarnęła mistrzostwo), co stawiało ją w roli zdecydowanego faworyta. Zmęczenie materiału? Być może.
https://twitter.com/FalseNinety/status/673834381627142145
Był to sezon, w którym doszło do paru istotnych podziałów w klubie. W lecie 2005 roku do Celticu odszedł, po wcześniejszym skłóceniu się z połową drużyny i bossem, wieloletni kapitan i legenda klubu, Roy Keane. Pod koniec kampanii Ruud van Nistelrooy, który stracił miejsce w składzie na rzecz dość anonimowego względem Holendra Louisa Sahy, nie potrafił porozumieć się z młodym Portugalczykiem z nazwiskiem Ronaldo na koszulce i przeniósł się do Madrytu. Nerwowa otoczka nie sprzyjała również wynikom. W lidze drugi rok z rzędu trzeba było ustąpić miejsca na najwyższym stopniu podium „The Blues”, wtedy budowanym za pieniądze Romana Abramowicza. 83 punkty uzbierane wówczas przez Manchester to niezły wynik, jednak blednie on przy 91 oczkach zgromadzonych przez ekipę Mourinho. „Czerwone Diabły” strzelały wtedy sporo (72 bramki) i wspólnie z Chelsea osiągnęły najlepszy wynik w lidze oraz grały przyjemną dla oka piłkę, jednak przez wyśmienitą dyspozycję rywali z Londynu zajęły drugie miejsce w Premier League.
2. Sezon 2011/2012

Drugie „potknięcie” zespołu Fergusona w najważniejszych klubowych rozgrywkach było sensacją o wiele większą niż poprzednie. Po pierwsze, dlatego że Manchester parę miesięcy wcześniej uległ dopiero w finale LM Barcelona i z Londynu wracał ze srebrnymi medalami. Po drugie zaś, rywali z 2005 roku można uznać za poważne marki, ale jak w porównaniu do United wypadają FC Basel i Otelul Gałacz? Prócz tych dwóch klubów w grupie grała również, a jakże, Benfica Lizbona. Futbol lubi karcić pewnych siebie, tylko rumuński zespół został pokonany przez Anglików w tamtej edycji rozgrywek (w tym raz po dwóch karnych Wayne’a Roneya). Ostatni mecz z Bazyleą miał być formalnością, do awansu podopiecznym Szkota wystarczył remis. Porażka (przy jednoczesnym, jakże niespodziewanym zwycięstwie Benfiki nad Otelulem) sprawiła, że United zajął trzecie miejsce w grupie, które jeszcze gwarantowało grę w Lidze Europy. Znając podejście wyspiarzy do tego pucharu, można było spodziewać się, jak wiele serca gracze zostawią na boisku… Na wiosnę ledwo wygrali w dwumeczu z Ajaksem, zasłużenie przegrali obie potyczki z Athletikiem Bilbao… i wrócili do domu.
A sytuacja na krajowym podwórku? Strzelili aż 89 goli, uzbierali tyle samo punktów i w glorii chwały skończyli sezon na pierwszym miejscu na własne życzenie przegrali sezon w ostatnich kolejkach, kiedy to po jednym z najbardziej szalonych meczów w lidze zremisowali 4:4 z Evertonem, a także przegrali bezpośredni mecz z późniejszym mistrzem, Manchesterem City 0:1. W nieznany do dziś sposób „Czerwonym Diabłom” udało się roztrwonić ośmiopunktową przewagę nad rywalem zza miedzy. Był to prawdopodobnie najlepszy rok w karierze Wayne’a Rooneya, który był wtedy stawiany w jednym szeregu z Cristiano Ronaldo i Lionelem Messim. Manchester grał przyjemnie dla oka, wygrywał przekonująco, dominował na boisku, aby w końcu ustąpić w tabeli podopiecznym Roberto Manciniego różnicą bramek (po najlepszej minucie w historii Premier League, kiedy to Sergio Aguero, niczym Ole Gunnar Solskjaer, w ostatnich sekundach meczu dał swojej drużynie zwycięstwo nad QPR).
https://www.youtube.com/watch?v=81bv_gF4j5k&ab_channel=NoelTimothy
Czy w trwających rozgrywkach możemy spodziewać się powtórki z poprzednich lat? Odpadnięcie z Ligi Mistrzów mimo statusu faworyta grupy, dobra gra w rodzimej lidze, drugie miejsce w okolicznościach, które w 99 na 100 przypadków dałyby mistrzostwo? Raz była to nieprawdopodobna Chelsea (podobnego wyniku punktowego do dzisiaj nie udało się nikomu w Anglii powtórzyć), a raz najszczęśliwsza bramka w historii Manchesteru City. Aby odpowiedzieć sobie na postawione wyżej pytanie, najpierw poczekajmy na wynik dzisiejszego spotkania. W przypadku wygranej tekst ten będzie dla Was tylko wspomnieniem kilku ciekawych kart z historii klubu, jeśli jednak Mata i spółka odpadną, to czy warto będzie szukać podobieństw?