Liga Mistrzów wyrównana jak nigdy. Połowa stawki z szansą na awans!


Przed nami kluczowe rozstrzygnięcia fazy grupowej najważniejszych rozgrywek w Europie

29 listopada 2018 Liga Mistrzów wyrównana jak nigdy. Połowa stawki z szansą na awans!
Wikimedia Commons

Liga Mistrzów na poziomie fazy grupowej zwykle kojarzona jest z grupami, w których znajdują się dwa kluby znacznie przewyższające swoich rywali. Pozostała dwójka może jedynie walczyć o trzecie, premiowane dalszą grą w Lidze Europy, miejsce. W tym sezonie mamy do czynienia z lekką zmianą tego trendu.


Udostępnij na Udostępnij na

Kosmiczny początek

Już pierwsza kolejka najbardziej elitarnych europejskich rozgrywek zapowiadała, że w tym sezonie w końcu do głosu mogą dojść drużyny spoza nurtu najsilniejszych. Wystarczy wspomnieć triumf 2:1 Olympique Lyon z Manchesterem City w meczu inaugurującym rywalizację w grupie F. Niewielu zapewne spodziewało się również, że faworyzowane Napoli wywiezie tylko punkt z gorącego terenu, jakim bez wątpienia jest stadion Crveny Zvezdy Belgrad. Do tego zespołu zresztą jeszcze wrócimy, bo jest wart uwagi.

Liga Mistrzów w tym sezonie to również tak kosmiczne wyniki jak triumf Borussii Dortmund z Atletico Madryt 4:0. W samej przegranej podopiecznych Diego Simeone nie ma nic zaskakującego – ale już cztery stracone przez nich bramki zszokowały ekspertów, wszak ekipa „Cholo” od lat słynie z żelaznej defensywy.

Przed spotkaniem z BVB Atletico ostatni raz straciło cztery bramki w pamiętnym finale Ligi Mistrzów 2014 roku. Warto jednak wspomnieć, że trzy z czterech goli „Królewscy” strzelili im już w dogrywce. Tymczasem zespół Luciaa Favre bez większych kompleksów zmiażdżył ją na własnym boisku. Pełen podziwu dla swoich rywali był z resztą sam Simeone, który z dużą klasą wypowiadał się o rewelacyjnym liderze Bundesligi:

Spodziewaliśmy się, że rywale będą szybko przechodzić do ataku i tak się rzeczywiście stało, a my nie potrafiliśmy na to odpowiedzieć. Borussia gra szybko, „wertykalnie”, jestem pod wrażeniem, bo bardzo dobrze się to ogląda. Dlatego muszę pogratulować postawy naszym rywalom.

Liga Mistrzów swoje, Superliga swoje…

Zapowiadana od dobrych kilku sezonów Superliga staje się coraz bliższą wizją. Ma ona zarówno wielu przeciwników, jak i zwolenników. Ten temat poruszymy jeszcze na naszych łamach, mimo to warto przyjrzeć się jednemu z argumentów tych drugich. Część kibiców będących za utworzeniem elitarnych rozgrywek ligowych wysnuwa tezę, jakoby mecze grupowe Ligi Mistrzów nie zawsze były traktowane przez silniejsze drużyny na 100%.

Tego nigdy nie jesteśmy w stanie uniknąć w całości. Stało się to wręcz naturalną częścią futbolu. Gdy zespół ma zapewniony awans, bądź są przed nim trudne ligowe boje, daje szanse zmiennikom. Jestem w stanie zrozumieć argumenty, że w Superlidze każdy mecz byłby prestiżowy. Trudno jednak nie odnieść wrażenia, że jest to nastawienie ukierunkowane na zysk. Przyciągnięcie jak największej liczby kibiców bez szerszego spojrzenia. Tymczasem Liga Mistrzów często staje się pierwszym przetarciem na arenie międzynarodowej dla zawodników z większych klubów. Ale też i dla tych mniejszych. Gdyby nie reforma Michela Platiniego, to zapewne wciąż czekalibyśmy na ten promyk szczęścia podobny do gry Legii w Lidze Mistrzów.

To właśnie takie kluby jak Young Boys Berno, o którym zresztą pisaliśmy obszerny artykuł, czy wspomniana we wstępie Crvena dodają kolorytu potyczkom na arenie międzynarodowej. Wystarczy tylko spojrzeć na niesamowity doping fanatyków serbskiej drużyny:
https://www.youtube.com/watch?v=PpFYcOAi7vY

… a królewskie gwiazdy już nie błyszczą

Nie zmienia to faktu, że Liga Mistrzów to nadal rozgrywki elitarne. Wciąż jeśli mówimy o dalszych fazach, to widzimy w nich faworytów z Madrytu, Barcelony czy też Turynu. Cieszyć może fakt, że na arenę powracają tak uznane marki jak Manchester United czy też Inter Mediolan.

Najciekawiej zapowiada się rywalizacja w grupie drugiej ze wspomnianych drużyn. 3-krotny triumfator Ligi Mistrzów do końca walczyć będzie o awans z angielskim Tottenhamem. Ten również powrócił do tych rozgrywek po wielu latach nieobecności. W ich grupie prowadzi Barcelona, a klub z Mediolanu po poraźce 1:0 z „Kogutami” stracił 3-punktową przewagę nad Anglikami . Pomimo wielu problemów kolejny reprezentant Premier League, Manchester United uporał się w grupie H z Valencią i ma już pewny awans – wraz z Juventusem – do fazy pucharowej.  Pod względem wyrównania wszystkie grupy przebija jednak grupa C.

Każdy z klubów – wyłajączając Crvenę – zachował w niej szanse na awans. Po pięciu kolejkach zaledwie sześć punktów ma ubiegłoroczny finalista, Liverpool, , któryy o dwa oczka wyprzedza PSG. Niespodziewanym liderem jest Napoli.

Wielu zadaje sobie pytanie, czy hegemonia Realu Madryt zostanie w końcu przełamana? Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują na to, że tak. Real oczywiście bez większego wysiłku zdobył dwanaście punktów w pięciu meczach. Na ten dorobek składa się fatalna porażka z CSKA Moskwa (0:1), męczarnie z Viktorią, ale też i wczorajsze pewne zwycięstwo z Romą (2:0) na wyjeździe. To pokazuje, jak nierównym zespołem jest w tym sezonie Real.

Również ostatnie problemy w lidze (m.in blamaż 0:3 z Eibar!) oraz zawirowania personalne wokół klubu, mogą dawać nadzieję zespołom pokroju: Manchesteru City, Juventusu czy Atletico na przełamanie triumfalnej passy „Królewskich”.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze