Spotkanie na Allianz Arena miało dość nieoczekiwany przebieg. Bayern zupełnie zdominował rywala, a do kibiców zespołu z Signal Iduna Park wróciły demony zeszłego sezonu. W końcu rok temu piłkarze Borussii również zostali skarceni przez Bawarczyków, a spotkanie na boisku przeciwnika skończyło się dla nich istną klęską – teraz było podobnie. Swój jubileusz w owym meczu zaliczył Robert Lewandowski, który zdobył 200. gola w historii występów na boiskach Bundesligi.
Dzisiejszy Der Klassiker miał być kluczowym spotkaniem w kwestii mistrzostwa Niemiec, o które ciągle walczą oba zespoły. Zwycięstwo Borussii pozwoliłoby im na spokojne zdystansowanie Bayernu, natomiast triumf monachijczyków przywróciłby im upragniony fotel lidera. Wszyscy spodziewali się, że obie drużyny nie odpuszczą i czeka nas przysłowiowa walka na całego.
Ku uciesze kibiców gości do pierwszego składu po kontuzji powrócił Łukasz Piszczek. Reprezentant Polski pauzował od dłuższego czasu, a w trakcie jego absencji w drużynie widoczne były przejawy kryzysu. Mecz z Bayernem opuścić musiał jednak Paco Alcacer, co znacznie osłabiło BVB. W barwach gospodarzy do bramki wrócił Manuel Neuer.
Bawarska dominacja
Od samego początku tego spotkania karty rozdawał Bayern. Podopieczni Niko Kovaca wyszli na boisko zmotywowani i przyglądali się tylko przestraszonej i schowanej Borussii. W pierwszej chwili mogło się wydawać, że to kolejny chytry plan Favre’a, który ma na celu uśpienie rywala.
Szybko jednak okazało się, że tak nie jest. Borussia zagrała jedne z najgorszych trzydziestu minut w tym sezonie i zupełnie podporządkowała się rywalom. Monachijczycy szybko wykorzystali bezradność przeciwnika i w niedługim odstępie czasu zdobyli cztery bramki, które ustawiły dalszy przebieg tego spotkania.
Mimo że Lucien Favre znany jest ze swojego perfekcjonistycznego podejścia, widać było, że nawet on nie jest w stanie pomóc swojemu zespołowi w tym meczu. Drużyna BVB w optymalnej formie działała jak w szwajcarskim zegarku – tego jednak wcale dziś nie było widać.
Mr. Der Klassiker
Nie ma wątpliwości, że Robert Lewandowski upodobał sobie spotkania na samym szczycie Bundesligi. To właśnie w niemieckich klasykach kapitan reprezentacji Polski daje o sobie znać aż nadto często. Tak było jesienią, gdy mimo porażki Bayernu wpisał się dwukrotnie na listę strzelców i był blisko wyrównania w końcówce. Arbiter tego spotkania nie pozwolił Polakowi na hat-tricka i dopatrzył się spalonego.
Dzisiejszy pojedynek miał być kolejnym wielkim meczem dla Lewandowskiego. Wszystko za sprawą wyniku, jaki mógł wyśrubować, strzelając Borussii gola. Przed pierwszym gwizdkiem Robert miał na swoim koncie 199 bramek w Bundeslidze i trzynaście w Der Klassiker. Trafienie w tym spotkaniu pozwoliłoby mu przebić granicę dwustu bramek, która jest upragnioną barierą dla wielu piłkarzy.
Rekordy, rekordy, rekordy Lewego. Gol nr 200 Lewego, gol nr 14 w Klassikerze (dogonił Gerda), w piątym kolejnym meczu strzela gola swojej byłej drużynie, czego nikt wcześniej przed nim w BL nie dokonał. #BundesTAK
— Tomasz Urban (@tom_ur) April 6, 2019
Dobrze grający Bayern oznacza dobrze grającego Lewandowskiego – tak też dziś było. Polak kilka minut po pierwszej bramce wykorzystał niewytłumaczalny błąd Zagadou i wpisał się na listę strzelców. Francuz odbił piłkę od napastnika Bayernu, który pewnie przechytrzył bramkarza gości. Dla 30-latka nie był to jednak koniec tego meczu i niedługi czas przed jego zakończeniem trafił do siatki rywala po raz drugi. Pozwoliło mu to przegonić Gerda Müllera w liczbie zdobytych bramek przeciwko drużynie z Westfalii.
Historia lubi się powtarzać
Po zakończeniu ubiegłego sezonu Bundesligi wiele osób twierdziło, że Borussia nie jest już godnym rywalem dla Bayernu. Ku ich zaskoczeniu okazało się zupełnie inaczej i przez długi czas to właśnie zespół z Zagłębia Ruhry przewodził w ligowej stawce. W skrajnym momencie przewaga BVB nad rywalem z Monachium wynosiła aż dziewięć punktów.
Wydaje się, że przewaga nie do roztrwonienia? Nic bardziej mylnego. Bayern dość szybko zniwelował straty, a w konsekwencji nawet wyprzedził rywala. Do dortmundczyków wróciły demony przeszłości, które pokazały, że historia lubi zataczać koło – często w dość brutalny sposób.
Najwidoczniej każdy sezon w Dortmundzie musi mieć podobny przebieg:
– mocny początek
– wysyp kontuzji
– przejawy kryzysu
– roztrwonienie wysokiej przewagi w jednym ze spotkań
– klęska na Allianz ArenaNiestety, tak to wygląda#BundesTAK
— Dawid Dreszer (@DawidDreszer) April 6, 2019
Żółto-czarni podobnie jak w zeszłym sezonie dobrze otworzyli rozgrywki ligowe. Wszystko działało bez zarzutów, do czasu gdy w klubie pojawiły się pierwsze kontuzje. Wtedy gra Borussii zaczęła się psuć, co znacznie zaniepokoiło jej kibiców. Wszystko skwitowało roztrwonienie trzybramkowej przewagi w starciu z Hoffenheim, co przypomniało dortmundczykom scenariusz pamiętnego meczu z Schalke. Na koniec tej powtórki z rozrywki przyszedł czas na klęskę z Bayernem. Rok temu Borussia poległa na Allianz Arena 0:6 – teraz wynik był tylko o jednego gola mniejszy.