FC Augsburg w drodze na podbój Europy


22 lutego 2016 FC Augsburg w drodze na podbój Europy

Augsburg, czwartek rano, Koenigsplatz. Na tablicach informacyjnych przy przystankach przewija się informacja z przypomnieniem o specjalnej wieczornej linii tramwajowej na WWK Arena. Co parę minut drogę przecinają kolejne tramwaje, każdy z nich przystrojony we flagę z logo miejscowego klubu. To dziś jest ten dzień. Zespół, o którym nie tak dawno nie słyszał właściwie nikt, rozgrywa historyczny mecz 1/32 finału Ligi Europy z wielkim Liverpoolem.


Udostępnij na Udostępnij na


Klopp w centrum uwagi
Chociaż w Europa League grają jeszcze w tym sezonie największe niemieckie firmy, jak: Schalke, Borussia czy Leverkusen, to jednak właśnie na Augsburg w czwartek zwrócone były oczy wszystkich piłkarskich kibiców w tym kraju. Miało to związek przede wszystkim z powrotem do ojczyzny Juergena Kloppa, który pojawił się tu po raz pierwszy od momentu rozstania z Borussią Dortmund w roli trenera innego klubu. Charyzmatyczny szkoleniowiec cały czas wzbudza ogromne zainteresowanie, a i sam sprawia wrażenie, jakby urodził się właśnie po to, by brylować w mediach. Nie inaczej było tym razem. Filmik z „siatką” założoną przez Kloppa Roberto Firmino podczas ostatniego treningu przed spotkaniem z FCA bił rekordy popularności we wszystkich kanałach społecznościowych. Klopp zrobił też mały show na pomeczowej konferencji prasowej, gdy z charakterystycznym dla siebie wdziękiem odpowiadał na pytania dziennikarzy po angielsku i niemiecku, wpędzając w niemałe kłopoty tłumacza, któremu w żartach wytykał każdy najmniejszy błąd. A w przerwach między błyskotliwymi odpowiedziami… ostentacyjnie zajadał precla podarowanego przez działaczy Augsburga.

https://www.youtube.com/watch?v=ZBYZDvneiZw

Jak Bayern z Manchesterem
Droga FC Augsburg do Europy nie była prosta. I nie chodzi tu już nawet o same awanse do kolejnych klas rozgrywkowych, które klub osiągnął na przestrzeni ostatnich lat, ale o wydarzenia  z ostatnich miesięcy poprzedzające dwumecz z Liverpoolem. Awans (bezpośredni!) do fazy grupowej Ligi Europy osiągnięto m.in. dzięki wyjazdowemu zwycięstwu nad Bayernem oraz remisowi z Leverkusen uzyskanemu po bramce w ostatniej minucie zdobytej przez… golkipera Marvina Hitza.

Podczas jesiennych zmagań w Europa League rozczarowanie mieszało się z euforią. Kluczowa miała być piąta seria spotkań, kiedy to drużyna z Bawarii podejmowała u siebie Athletic Bilbao. Augsburczycy do 83. minuty prowadzili 2:1, by ostatecznie przegrać 2:3. Na domiar złego holenderskie Alkmaar w ostatniej minucie straciło bramkę z Partizanem, przez co to właśnie Serbowie awansowali na drugie miejsce w tabeli. – To był dla nas ogromny cios, w parę minut szanse na dalszą grę w pucharach stały się niemal iluzoryczne. Czuliśmy się jak Bayern po meczu w finale Ligi Mistrzów z Manchesterem United w 1999 roku, kiedy monachijczycy zwycięstwo stracili po dwóch bramkach w doliczonym czasie gry – wspomina Markus, który mieszka w Augsburgu od urodzenia i podczas naszego pobytu w tym mieście opowiedział o jego specyfice i reakcji mieszkańców na niespodziewane sukcesy dotychczasowego piłkarskiego Kopciuszka.

O wszystkim decydował zatem ostatni mecz w Belgradzie. FC Augsburg musiał wygrać co najmniej dwoma golami, strzelając przy tym przeciwnikowi minimum trzy bramki. Już na początku to Serbowie objęli prowadzenie. Losy pojedynku udało się jednak odwrócić, a gola na wagę dwubramkowego zwycięstwa w 89. minucie strzelił Raul Bobadilla. Skończyło się 3:1, czyli dokładnie tyle, ile było potrzebne do awansu.

Fani dla fanów
Dwumecz z Liverpoolem ma dla bawarskiego klubu duże znaczenie. Nie chodzi tylko o sam wynik sportowy, ale przede wszystkim wzrost rozpoznawalności. Do Augsburga przy okazji spotkania przyjechało ok. 1200 fanów angielskiej drużyny. Przed samym pojedynkiem Anglicy zgromadzili się na głównym placu miasta zlokalizowanym przed ratuszem, wywieszając swoje liczne flagi i wzbudzając wśród lokalnej społeczności spore zainteresowanie. Okazji do integracji było zresztą więcej – dla przyjezdnych fanów miejscowi kibice przygotowali specjalne atrakcje w ramach projektu „Augsburg Calling”, które obejmowały m.in. wspólne zwiedzanie miasta, koncerty i zabawę w jednej z pizzerii. Inicjatywa dość ciekawa, ale na naszym rodzimym gruncie – ze względu na odmienną kulturę kibicowania – raczej trudna do przeprowadzenia.

Kibice Liverpool FC
Fani Liverpoolu wywiesili klubowe flagi na Rathausplatz w Augsburgu (fot. Bartosz Burski /iGol.pl)

Nikt ich nie zna(ł)
Można powiedzieć, że pod względem promocji klubu trafił się Augsburgowi najlepszy rywal. – W końcu to o nas – nie ukrywajmy, że głównie dzięki Kloppowi – mówiło się najwięcej w Niemczech, ludzie usłyszeli, że w Bawarii jest nie tylko jeden klub piłkarski – przyznaje nasz rozmówca. Przed sezonem działacze FCA rozpoczęli kampanię marketingową meczów pucharowych pod hasłem „In Europa kennt uns keine Sau” (pol. w Europie nie zna nas nikt). Teraz, po udanych występach, można już stwierdzić, że cel został osiągnięty i FC Augsburg przestał być drużyną anonimową. Ciągle jest jednak wiele do poprawy. Są wprawdzie nowoczesny stadion i rzesza oddanych kibiców (obiekt w zasadzie na wszystkich meczach zapełnia się do ostatniego miejsca), ale do ligowej czołówki pod względem budżetu i wielkości struktur organizacyjnych jeszcze bardzo daleko. Widać to chociażby na przykładzie klubowego sklepiku, którego asortyment – w porównaniu z ofertą czołowych polskich drużyn – nie rzuca na kolana.

Sen, z którego się obudzą
Niejako tradycją w Niemczech jest, że zespoły, które niespodziewanie awansowały do europejskich pucharów, maja później w kolejnym sezonie spore problemy, by pogodzić grę na arenie międzynarodowej z dobrymi występami w Bundeslidze. Nie inaczej wygląda to w przypadku FCA. Już dziś wiadomo, że obecne rozgrywki będą dużo gorsze od poprzednich, a drużyna prawdopodobnie do końca będzie walczyć o bezpośrednie utrzymanie w lidze. – 10 lat wstecz występowaliśmy w Regionalliga i nikt z nas nawet nie marzył o tym, żeby w ciągu jednego tygodnia zagrać z Bayernem i Liverpoolem – przyznaje Markus. – Chłopaki osiągnęli już naprawdę dużo. Niektórzy, jak Tobias Werner, przychodzili do nas ze spadkowicza do 3. ligi i nigdy nie pomyśleliby, że kiedyś zagrają na tym poziomie. Nawet jeśli noga się powinie i sezon zakończymy spadkiem, wszyscy im to wybaczą. Ostatnie miesiące są dla nas jak sen i wiemy, że kiedyś będzie trzeba się obudzić – puentuje.

Po bezbramkowym remisie w czwartek sen trwa jednak dalej, przynajmniej do rewanżowego spotkania na Anfield Road…

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze