Derby na remis. Hiszpańscy sędziowie muszą zapoznać się z przepisami


Real Madryt wciąż nie pokonał Atletico na Santiago Bernabeu

8 kwietnia 2018 Derby na remis. Hiszpańscy sędziowie muszą zapoznać się z przepisami

Mecze derbowe zawsze rządzą się swoimi prawami. Nawet jeśli zespoły nie grają o najwyższe cele, to zawsze chcą wygrać takie spotkanie. Emocji nigdy nie brakuje. W 282. El Derbi Madrileno toczyła się walka o wicemistrzostwo, która zakończyła się tylko remisem. Oznacza to, że seria bez zwycięstwa nad Atletico na własnym obiekcie w lidze została przedłużona (trwa od grudnia 2012). Remis może oznaczać dla „Królewskich” nie tylko brak wicemistrzostwa, ale też spadek na czwarte miejsce w tabeli.


Udostępnij na Udostępnij na

Brakowało tylko goli

Spotkanie rozpoczęło się od ataków gospodarzy. Podopieczni Zidane’a musieli wygrać to spotkanie, jeśli chcieli jeszcze marzyć o drugim miejscu na koniec sezonu. W 10. minucie Real miał naprawdę dogodną sytuację. Do rzutu rożnego podszedł Kroos, który idealnie wrzucił piłkę w pole karne. Bale zgrał futbolówkę do Cristiano Ronaldo, ale Portugalczyk nie zakończył akcji golem.

Z czasem mecz robił się coraz bardziej otwarty. „Los Colchoneros” stwarzali sobie groźne okazję głównie za sprawą Diego Costy. Dla Hiszpana było to pierwsze derbowe spotkanie od tego pamiętnego finału LM w 2014 roku. W 30. minucie zmusił do doskonałej interwencji Keylora Navasa. W ostatnim czasie Kostarykanin udowadnia, że jest godzien nosić „Królewski” herb na lewej piersi.

Pod koniec tej pierwszej połowy nastąpiło prawdziwe bombardowanie bramki Jana Oblaka. Słoweński golkiper „Rojiblancos” jednak nie dał się pokonać i wciąż utrzymywał się wynik 0:0. Podsumowując było to naprawdę dobre spotkanie, w którym brakowało tylko bramki.

https://twitter.com/SinnohBall/status/982999634669957120

Brak planu B

Druga połowa ponownie rozpoczęła się od ataków Realu. Widać było, że gospodarze mają plan, na to w jaki sposób zaskoczyć rywali. Konsekwentnie rozgrywali akcję swoją lewą stroną, gdzie Bale posyłał futbolówkę w pole karne. Kilkukrotnie nic z tego nie wychodziło, ale w 53. minucie zrealizowali swój cel. Do bramki „Atleti” trafił niezawodny w tym 2018 roku Cristiano Ronaldo.

Wydawało się, że kolejne gole dla „Los Blancos” to tylko kwestia czasu. Jak się okazało, to goście rzucili się do szaleńczych ataków, które szybko, bo już w 57. minucie przyniosły efekt. Navasa pokonał Antonie Griezmann. Dla Francuza jest trzeci z rzędu gol w meczu derbowym na Santiago Bernabeu. Od tego momentu nastąpiła dominacja podopiecznych Simeone. Obrońcy Realu zaczęli popełniać zbyt proste błędy i goście mogli nawet objąć prowadzenie.

Po objęciu prowadzenia nie widać było żadnego pomysłu na zdobycie drugiej bramki przez Real. „Królewscy” obudzili się dopiero w 72. minucie. Wtedy to do gry Zidane posłał Isco i Modricia. Hiszpan i Chorwat szybko uporządkowali grę gospodarzy i sprawili, że Real przez długie fragmenty zamykał piłkarzy „Rojiblancos” w obrębie ich pola karnego. Goście po raz kolejny pokazali, że potrafią cierpieć. Poza tym kto miał wykańczać te wszystkie wrzutki w pole karne?

Na boisku nie było już Cristiano Ronaldo, który zszedł w 64. minucie. Portugalczyk został ewidentnie oszczędzony na rewanżowe spotkanie w LM. Wydawać się jednak może, że trener Realu podjął taką decyzję zbyt pochopnie. Mógł, a nawet powinien zostawić Cristiano Ronaldo trochę dłużej.

Nic nowego

Wszyscy już się przyzwyczailiśmy, że hiszpańscy sędziowie są beznadziejni. Często wypaczają wyniki spotkań. Szczególnie tych, w których stawka i presja meczu jest ogromna. W tym meczu również nie brakowało kontrowersji.

Już w 11. minucie w polu karnym Atletico padł Toni Kroos. Arbiter nawet się nie zawahał i nie wskazał na „wapno”. Była to bardzo trudna decyzja do podjęcia. Niemiec zdążył trącić piłkę, zanim wpadł w niego rozpędzony Juanfran. Gdyby sędzia Fernandez podjął decyzję o podyktowaniu „jedenastki”, z pewnością by się z tego wybronił.

Drużyna Atletico szybko próbowała przenosić ciężar gry na połowę Realu. Po odbiorze piłki błyskawicznie rozpoczynali kontry i przy wyjściu z jedną z takich akcji sędzia liniowy zdecydował się na sygnalizację pozycji spalonej. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyż przy szybkich akacjach, gdzie zawodnicy się mijają często zawodnicy są na spalonym. W tym przypadku jednak nie było o niczym takim mowy, ponieważ Vitolo ruszał do piłki z własnej połowy. Sędziom w Hiszpanii to chyba nawet VAR nie pomoże, bo oni nawet nie znają przepisów.

Inna kontrowersja pojawiła się przy golu strzelonym przez Griezmanna. Na pierwszy rzut oka wydawało się, że wszystko było w porządku, ale po obejrzeniu powtórek można było nabrać wątpliwości. Stopa francuskiego napastnika Atletico wystawała poza linie obrony gospodarzy, jednak w takiej sytuacji nie można mówić o spalonym. Ludzkie oko nie ma szans, aby wychwycić tak minimalnego spalonego. Aczkolwiek gdyby linowy podniósłby chorągiewkę, to zapewne jakoś by się z tego wybronił.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze