Sebastian Przybyłko: „Podstawy szkolenia w Polsce są bardzo zaniedbane. To realny problem” (WYWIAD)


Od życia piłkarza po realia szkolenia młodzieży – Sebastian Przybyłko, asystent trenera drużyny rezerw "Miedzianki"

13 stycznia 2020 Sebastian Przybyłko: „Podstawy szkolenia w Polsce są bardzo zaniedbane. To realny problem” (WYWIAD)
iGol.pl

Oto trener Sebastian Przybyłko, do którego stwierdzenie "piłka nożna, spać nie można" pasuje jak ulał. To człowiek, który dzięki ciężkiej pracy i mądrym decyzjom spełnia swoje ambicje jako trener w Miedzi Legnica. Najpierw dostrzega, później diagnozuje, a na koniec próbuje rozwiązywać istniejące problemy. Tych, jak sam mówi, w polskiej piłce klubowej jest naprawdę wiele. Od menadżerów, przez zaniedbywanie najniższych szczebli szkolenia, po pracę nad mentalnością piłkarzy. Poniższy wywiad to solidna pigułka wiedzy stworzona przez fachowca.


Udostępnij na Udostępnij na

Jak wyglądają pomysły trenerów akademii Miedzi Legnica na krok w stronę rozwoju szkolenia? Który Wojciech (Łobodziński czy Robaszek) rządzi w szatni rezerw? Dlaczego zdaniem trenera Przybyłki praca wielu menadżerów w Polsce to patologia? Co tak naprawdę znaczy bycie piłkarzem i jaki wpływ mogą mieć sprawy pozaboiskowe na młodego zawodnika? O tym, z małą dawką anegdot i nie tylko – przeczytają Państwo w naszej rozmowie, którą poprzedzają również inne wywiady z legnickimi trenerami.

Tomasz Syska: „Najlepsi trenerzy powinni pracować na najmłodszych szczeblach” (WYWIAD)

W swoim życiu – zanim zostałeś trenerem – z tego, co wiem, próbowałeś kariery piłkarskiej (środkowy obrońca). W 2010 roku jako 19-latek byłeś m.in. w Piaście Żmigród na testach, a kilka lat później posmakowałeś futbolu w niższych ligach w GKS-ie Raciborowice i Zrywie Kłębanowice (1 gol). Mógłbyś szerzej opisać swoją przygodę z piłką? Jak ją wspominasz?

Generalnie zawsze byłem związany z Miedzią Legnica, bo już od 8. roku życia byłem jej zawodnikiem. I tak naprawdę przez następne 11 lat przeszedłem przez wszystkie szczeble klubu aż do zakończenia tej drogi na etapie rezerw. W wieku 16 lat byłem kapitanem zespołu w (starej) 4. lidze i wspominam ten okres bardzo fajnie. Pamiętam, że był wówczas ogrom pracy, bo mieliśmy tak naprawdę zajęcia treningowe przeplatane szkolnymi. Po szkole szybki obiad, regeneracja i kolejna jednostka treningowa.

Były takie tygodnie, że tych jednostek było 9-10, co jak na tamte czasy było sporą liczbą. A później, jeśli miałbym zrobić sobie podsumowanie tej piłkarskiej przygody, stwierdziłem, że kariera może mnie wykończyć. Bo jednak przesyt piłki był wtedy ogromny i nie było czasu na realizację innych planów niezwiązanych z piłką. Ale koniec końców zawsze chciałem być z nią związany. Np. w okresie 12-15 lat byłem zawodnikiem kadr wojewódzkich u trenera Jarosława Nosala i to też były fajne czasy dzielone m.in. z Krzyśkiem Danielewiczem [obecnie Miedź Legnica], Adrianem Błądem czy Mateuszem Szczepaniakiem. To są postacie, które dzisiaj grają w piłkę i mam z nimi kontakt.

W klasie maturalnej już mocno zastanawiałem się nad tym, co będzie dalej. Chciałem dobrze zdać maturę, ale w międzyczasie pojawiła się opcja grania w Piaście Żmigród. Tam pojechałem na testy, a później zostałem jego zawodnikiem na pół sezonu. Pomogłem tej drużynie awansować do wyższej ligi, a dzisiaj wiadomo – projekt tego klubu wygląda naprawdę dobrze. Po klasie maturalnej (maturę na szczęście zdałem bardzo dobrze) złożyłem papiery na AWF we Wrocławiu i w tym samym czasie zadzwonił do mnie kolega z informacją, że jedzie do Danii, bo dostał ofertę z tamtejszej 3. ligi. Spytał, czy nie chcę z nim jechać.

Podjąłem decyzję w dwie godziny i pojechałem na testy do Danii do klubu NB Bornholm. Tam przebywałem przez okres połowy sezonu, później nastała przerwa zimowa (listopad–grudzień) i mogłem tam zostać, ale stwierdziłem, że lepiej będzie pójść na studia. I tak zakończyła się moja poważniejsza przygoda z piłką. Natomiast epizod w Raciborowicach i Kłębanowicach to już ingerencja osób, które znałem, czyli trenera Władysława Morocha [były trener Miedzi Legnica) i Dominika Łysaka [były piłkarz „Miedzianki”].

Namówili Cię.

Tak, zaprosili, a potem namówili mnie. Zgodziłem się i niestety skończyło się to potem poważną kontuzją. I to był już ostatni etap mojej przygody.

Co się stało?

W jednym ze spotkań bramkarz o dosyć sporych gabarytach wpadł na mnie i przysłowiowo zgniótł mi nogę. Wówczas stwierdziłem, że to już jest na pewno koniec.

Czyli jeszcze przed przygodą w Raciborowicach zdecydowałeś, że bardziej idziesz w stronę nauki?

Tak, w wieku 20 lat rozpocząłem studia na AWF-ie, co było dla mnie okresem odetchnięcia. To był moment, kiedy człowiek poszedł w trochę innym kierunku, spróbował innego życia i nie było już tutaj miejsca na sport wyczynowy. Wiadomo, siłownia czy jakieś treningi indywidualne były, ale tylko dla siebie. Natomiast na sport wyczynowy było już za późno.

Zgodziłbyś się z teorią, że próba wejścia na najwyższy poziom sportu jest wyniszczająca?

Powiem tak: jeśli jesteśmy ukierunkowani na to, że chcemy zostać profesjonalnym sportowcem, jest to temat do ugryzienia. Natomiast jeśli po drodze pojawiają się znaki zapytania, wtedy trzeba się zastanowić, czy to aby na pewno jest ścieżka, której chcemy się poświęcić. Bo nie oszukujmy się – dzisiaj piłka nożna na najwyższym poziomie to całkowite poświęcenie. Poświęcenie życia prywatnego i często nawet rodzinnego. Do tego nie ma miejsca na popełnianie błędów. Ten świat jest brutalny.

GOŚĆ SPECJALNY #3: trener Mateusz Gwizd

A jakie wnioski z okresu piłkarskich przygód wyciągnąłeś na przyszłość? Jak dla człowieka, ale też dzisiaj trenera?

Przede wszystkim ten okres wspominam dobrze, bo on mnie ukształtował. Szczególnie jako człowieka. Choćby dzięki temu, że miałem od 7 do 20 zajęcia, mogłem wykreować w sobie regularność, systematyczność, punktualność. To są takie aspekty, które bywają przez niektórych zaniedbywane, a przecież są bardzo ważne. Ten okres pozwolił mi również na otworzenie furtki do zadawania sobie pytań, np. co jest najważniejsze w życiu albo czy moment, w którym się znajduję, jest taki, w jakim chciałem się znaleźć. I tak naprawdę ten okres z lat młodzieńczych przygotował mnie również do życia w społeczeństwie. Bo wiadomo, bycie sportowcem to masa wyrzeczeń, a w naszym prawdziwym życiu ciągle są takie sytuacje, że trzeba szybko reagować i rozwiązywać problemy.

Dlatego cieszę się, że mogłem przejść tę ścieżkę. Ścieżkę, którą nie każdy mógł przebyć, choć oczywiście nie był to sport wyczynowy. Natomiast sport jako idea i kultura fizyczna jest dobrą rzeczą (w połączeniu z nauką) do tego, żeby stworzyć człowieka dobrze odnajdującego się w normalnym życiu.

A o czym myślałeś, kiedy postanowiłeś odejść od piłki nożnej na boisku na rzecz fachu trenerskiego? Jaka myśl Ci przyświecała? Miałeś określony plan?

Idąc na studia, nie wyobrażałem sobie życia bez futbolu. Od 4. roku życia byłem na boisku. AWF we Wrocławiu był jedynym słusznym rozwiązaniem i jeśli miałbym cofnąć się w czasie, to tej decyzji bym nie zmienił. Wtedy nie myślałem jednak o tym, że mogę zostać trenerem. Pewnego dnia przez przypadek zobaczyłem na uczelni ogłoszenie o naborze stażystów do Śląska Wrocław i razem z dwoma innymi byłymi zawodnikami Miedzi stwierdziliśmy, że sprawdzimy tę ofertę. A dzisiaj jestem tutaj (śmiech).

Jak wyglądała praca na takim stażu?

Każdy z nas był przypisany do określonego trenera i był jego drugą ręką. Może nie asystentem, ale coś w tym rodzaju. Na początku byliśmy odpowiedzialni za obserwację treningów, a po dwóch tygodniach mogliśmy już przeprowadzić tzw. część wstępną treningu. To było coś nowego, jeśli chodzi o przeżycia, przyjemne doświadczenie. Z czasem – po rozmowach z naszym mentorem i trenerem prowadzącym – dostawaliśmy części główne, a po około trzech miesiącach ja dostałem swoją pierwszą grupę żaczków na Ołtaszynie. To były fajne maluszki, zaangażowane (śmiech). Inny rodzaj piłki, ale to trzeba przeżyć.

Mówisz więc, że odbyłeś staż w Śląsku Wrocław i miałeś okazję pracować przy najmłodszych grupach szkoleniowych. Masz również ciekawe doświadczenia piłkarskie nawet z zagranicy, stąd pytanie… Jakiego trenera ukształtowała suma tych doświadczeń? I co słyszysz o sobie z zewnątrz?

Na szczęście jestem jeszcze trenerem młodym (śmiech)…

Wiesz, np. trener Tomasz Syska mówi o sobie, że jest totalnym perfekcjonistą [wywiad z nim tutaj].

Myślę, że to jest taka nasza wspólna cecha. A jeśli chodzi o mnie, jestem młody i niecierpliwy. Nawet sam trener Wojciech Robaszek powtarza mi: „Seba, uspokój się, nie wszystko będzie tak od razu”. Staram się w tym aspekcie poprawić i zależy mi również na tym, żeby wszystko mieć dopracowane na tip-top. Dążę do tego, żeby zminimalizować ryzyko popełnienia błędu. Bo nie boję się popełniać błędów, one tak naprawdę nas rozwijają, natomiast nie czuję się komfortowo, kiedy wiem, że mogę coś zawalić i nie jestem na 100% przygotowany, kiedy ktoś może mnie czymś zaskoczyć. Na meczu, treningu czy poza nim.

Mamy styczność z wieloma ludźmi na co dzień, więc musimy być przygotowani cały czas. I ta niecierpliwość… jest to coś, co muszę poprawić, bo ona może mnie zgubić zwłaszcza w seniorskiej piłce, gdzie szatnia i ludzie obserwujący nas z góry są w stanie szybko to wyłapać i zweryfikować.

A jak wygląda Twój standardowy tydzień pracy jako drugiego trenera? Ile jest w nim np. zawartej pracy z młodzieżą? Trener Tomasz Syska wspominał, że niezależnie od głównej funkcji w klubie każdy ma jakąś rolę w rozwoju młodych piłkarzy. 

Tak, to prawda, że każdy trener w akademii poza prowadzeniem swojej grupy robi coś dodatkowego. Ja oprócz asystentury w zespole rezerw staram się wspomagać roczniki U15-U19 w roli osoby, która jest w stanie coś podpowiedzieć. Poza tym – to akurat wyszło ode mnie, bo robiłem coś dla siebie – lubię obserwować, jak postępuje rozwój tych młodszych zawodników w niższych ligach. I tak naprawdę regularnie doglądam piłkarzy trzecio-, czwartoligowych.

Może nie stricte na meczu, ale mamy już dzisiaj takie narzędzia, że jest to do zrealizowania. Tym samym chciałbym powoli tutaj do Miedzi zapraszać piłkarzy z tych lig na testy. Twierdzę, że na tym poziomie drzemie niesamowity potencjał. Potencjał, który nie zostaje odpowiednio wykorzystywany w Polsce.

Akademia bramkarska Miedzi Legnica (WIDEOREPORTAŻ)

Czyli należysz do tej grupy ludzi, która uważa, że w pierwszej kolejności trzeba patrzeć w dół systemu, a dopiero potem ewentualnie szukać piłkarzy za granicą.

Zdecydowanie. Przy czym nie chcę też wychodzić na jakiegoś dziwaka, ale jestem przeciwnikiem sprowadzania różnego rodzaju zawodników spoza naszego kraju. Oczywiście jeśli jest to ktoś, kto może wnieść coś do naszej ligi, dlaczego nie? Musimy też czerpać z zewnątrz, sprowadzajmy takich zawodników. Jednak kiedy w jednym okienku transferowym ktoś ci przywiezie wagon obcokrajowców… to się mija z celem. Gdybyśmy poświęcili kilka groszy na to, żeby obserwować 3. ligę, 4. ligę i nawet „okręgówkę”, myślę, że moglibyśmy z tego stworzyć fajną drużynę funkcjonującą nawet na poziomie ekstraklasy.

A potrafiłbyś wskazać, jeśli to oczywiście nie jest tajemnicą, w jakich rejonach czy klubach widzisz piłkarzy, którzy rzeczywiście mogliby pójść do wyższej ligi?

Tak naprawdę w każdej lidze, np. trzeciej mającej cztery grupy, w każdym zespole moglibyśmy znaleźć kogoś, kto mógłby na pewno przyjechać do nas na testy. Natomiast jeśli chodzi o konkretne regiony… Woj. śląskie i małopolskie. Ostatnio zainteresowałem się też regionem podlaskim, tam też mamy kilka ciekawych nazwisk.

I gdy patrzysz na takiego piłkarza, czy to z niższej ligi, czy takiego, którego masz pod sobą – na czym się skupiasz najbardziej? W takim podejściu indywidualnym?

To jest kwestia sporna. Bo tak naprawdę jakie my mamy prawo do oceniania drugiego człowieka, jeżeli widzimy go tylko przez jeden czy dwa, trzy dni? Dlatego stworzyliśmy w Legnicy model, według którego zapraszamy najpierw na trzy dni i obserwujemy nie tylko, jak piłkarz funkcjonuje na boisku, ale jak np. w szatni, w nowym środowisku. Po tych trzech dniach – co nie jest też do końca sprawiedliwie – decydujemy, czy w najbliższym czasie zapraszamy na cały tydzień. Wtedy, czyli np. po siedmiu jednostkach treningowych i grze kontrolnej, gdzie wciąż uważam, że to mało, dajemy końcową ocenę.

Natomiast jeśli chcemy oceniać najrzetelniej jak się da, potrzebny jest określony sztab ludzi, który nie ma powiązania i styczności z testowanym piłkarzem. Jest to skomplikowany proces, ale myślę, że warto w coś takiego inwestować. Ten aspekt jest zaniedbany w naszym kraju.

Były jakieś najnowsze przypadki piłkarzy, którzy po testach zostali w Miedzi na stałe?

Właściwie to regularnie mamy takie sytuacje. Na przestrzeni jednego sezonu, mówiąc o akademii i rezerwach, testujemy około 300 zawodników. To spora liczba. I część z nich oczywiście może nie tyle, że się nie nadaje, ale akurat nie pasuje do środowiska, które tworzymy. Z kolei inna grupa ludzi, którą regularnie obserwujemy, nadaje się do tego, żeby ją sprowadzić przy odpowiednich środkach finansowych. Tylko tutaj dopowiem, że bolą mnie takie historie, gdy dzwonimy do chłopców np. z 4. ligi i okazuje się, że 95% z nich ma już menadżerów. To też jest nasza patologia, z którą musimy walczyć.

Bo co z tego, że ten młody zawodnik ma jakiegoś menadżera, skoro może on załatwić mu klub co najwyżej w 3. lidze? Dwa lata temu mieliśmy taki przypadek w Miedzi, gdzie pewnego dnia nasz zawodnik wszedł do szatni, mówiąc, że on chce odejść, ma menadżera. Skończyło się to tak, że znalazł mu on klub w 4. lidze. I nie chcę też oczywiście wrzucać wszystkich do jednego worka, bo osobiście znam też menadżerów, którzy są pomocni, natomiast tej złej strony jest zdecydowanie za dużo.

Twoim zdaniem menadżerowie i ich „uprawianie licytacji” może ograniczać osiągi w karierze wielu młodych piłkarzy?

Tak, szczególnie jeśli chodzi o tych młodych, bo jak oni słyszą o potencjalnej współpracy z menadżerem, lampki im się w oczach zapalają, myślą „jestem panem piłkarzem”. Nie na tym to polega. Najpierw dajmy szansę zagrać tym młodym utalentowanym chłopcom choćby rundę na poziomie 4. ligi. Natomiast później niech taki chłopak sprawdzi się na poziomie 3. ligi/2. ligi i rozegra tam cały sezon. Wtedy możemy stwierdzić, czy w kogoś takiego warto inwestować. Wtedy też siłą rzeczy ci menadżerowie się pojawią, bo to jednak biznes. Piłka nożna to biznes.

Akademia Miedzi Legnica… jedną z najszybciej rozwijających się w Polsce

A ile znaczy Twoim zdaniem budowanie mentalności u piłkarza? W odniesieniu m.in. właśnie do świadomości o posiadaniu menadżera i wizji własnego rozwoju. To chyba kluczowe?

Tak, świadomość jest kluczowa. Nawet nie odnosząc się do sportowca, a jako człowieka, trzeba wiedzieć, w jakim miejscu się znajdujemy, jakie środowisko nas otacza i co możemy zrobić, żeby to środowisko zmieniać, jeśli istnieje taka potrzeba. Natomiast mówiąc już o piłkarzach, ostatnio mamy z nimi mnóstwo rozmów. Zwłaszcza z młodymi. I była taka sytuacja, że podczas rozmowy z jednym z zawodników testowanych, który rozegrał pełną rundę w 3. lidze, padło pytanie: jaki jest twój atut?

Po 30 sekundach zastanowienia usłyszeliśmy odpowiedź. Podanie.

To chyba nie była właściwa odpowiedź.

W wieku 19 lat chłopak odpowiada, że jego największym atutem jest podanie. I nawet nie powiedział, czy prostopadłe, czy diagonalne, czy w odpowiednią przestrzeń… Do czego zmierzam: chodzi o to, żeby środowisko, które tutaj w Miedzi z trenerami tworzymy, miało wydźwięk w świadomości zawodników. Bo na dobrą sprawę to nie jest wina tego chłopaka, że on nie wie, jaki jest jego atut, tylko wina ludzi, którzy go przez ostatnie dziesięć lat prowadzili.

Zatem stworzenie odpowiedniego środowiska jest kluczem do tego, żeby taki piłkarz zafunkcjonował na najwyższym poziomie. Idąc dalej, mamy narodową dyskusję na temat tego, że jakiś zawodnik powinien wyjechać na Zachód. Według mnie nie ma to najmniejszego znaczenia, czy ktoś ma 18 czy 22 lata. Stwórzmy mu takie środowisko, żeby on w wieku tych 17-18 lat wyjechał, ale potem z marszu wszedł do meczowej osiemnastki. Chodzi o to, żeby odpowiednio przygotować, a to trwa 8-12 lat. Jest to do zrobienia i po zrealizowaniu czegoś takiego nie będziemy się zastanawiać, czy ktoś jest gotowy czy nie.

Ostatnio widziałem wywiad Romana Kołtonia z Robertem Lewandowskim i w nim Robert mówił o mentalności. Oraz o tym, że tak naprawdę dopiero w Bayernie, nie Borussii, zrozumiał, na czym polega piłka nożna. Dlatego trafienie na odpowiednie osoby na swojej ścieżce jest kluczowe, jeśli myśli się o zrobieniu kariery piłkarskiej.

Czyli nawet jeśli piłkarz ma ogromny potencjał, wszystko może zostać zrujnowane przez brak świadomości o swoich atutach.

Tak, kluczem do sukcesu jest wiedza zawodnika, ale nie tylko zawodnika. Przede wszystkim wiedza trenerów i na tym powinniśmy się skupić. Jeśli my, jako trenerzy, będziemy podnosili swoje umiejętności i będziemy się rozwijać, siłą rzeczy wszystko, co dobre, przeniesie się na piłkarzy. Dzięki temu oni będą wiedzieć, na czym polega piłka nożna. I dlaczego np. w sytuacji A mam poprowadzić piłkę przez osiem metrów w daną strefę, a dlaczego w sytuacji B mam się znaleźć w tym miejscu, nie w tamtym. I dlaczego np. w sytuacji C będę opóźniał atak przeciwnika, a nie go atakował. Zawodnik 12-letni nie ma prawa o takich rzeczach wiedzieć, chyba że jest geniuszem, natomiast naszą rolą jest to, żeby powoli ich tego nauczać. Patrząc na drużyny młodzieżowe z Hiszpanii, Anglii czy Włoch, wiem, że to jest do zrobienia.

Wielu ludzi oglądających piłkę nożną nie zdaje sobie sprawy, że bycie piłkarzem to nie tylko wyjście na trening, zagranie meczu, podanie, uderzenie, bieg. Mam wrażenie, że owa świadomość wśród kibiców mocno kuleje. Wy, jako trenerzy, wiecie doskonale, że to jest coś więcej.

Masz rację, choćby sam trening w dzisiejszych czasach nie trwa 90 minut. Cały proces to 24 godziny. I to, przez jaki pryzmat oceniani są piłkarze, jest naprawdę przykre. Należy to zmieniać, ale też pamiętajmy, że ten sport stworzony jest dla kibiców. Kultura piłki nożnej w Polsce się zmieni, kiedy piłkarze i kibice będą się wzajemnie rozumieć. A wracając do życia codziennego piłkarza, to nie jest 90 minut w ciągu dnia. Musimy pamiętać, że taki sportowiec musi wiedzieć, na czym polega sen, poprawne żywienie, regeneracja. I to wszystko realizować.

U nas w Polsce jeszcze tego nie ma, ale np. w Anglii podczas Boxing Day gra się co 2-3 dni. Wówczas tak naprawdę kluczem jest wyłącznie regeneracja. Nawiązując do tego, musimy pokazywać zawodnikom, jak wykonywać ten aspekt dobrze, jak się regenerować i wreszcie rozwijać poza samym treningiem. Byłoby fajnie, gdyby zawodnik żył piłką i np. przeprowadzał sobie analizy indywidualne czy zespołowe. Gdybyśmy coś takiego wprowadzili, byłby to dobry krok dla samego piłkarza. Dla rozwoju jego kariery.

Jaką młodzieżą Miedź Legnica mogłaby postraszyć w ekstraklasie?

A spotkałeś się z takim przypadkiem, kiedy sprawy pozaboiskowe wyraźnie wpływały na to, co zawodnik robi na boisku? Bo dzisiaj kibice bagatelizują fakt, że piłkarz może się stresować z powodu problemów niezwiązanych z klubem.

Myślę, że to jest coś naturalnego. W końcu piłkarz też jest człowiekiem i ma swoją rodzinę i problemy. Wszystko to, co dzieje się wokół niego na co dzień, może mieć wpływ na jego zachowania na treningu czy podczas meczu. Z drugiej strony uważam, że zawodnicy są w stanie oddzielić życie prywatne od tego boiskowego. Może nie do końca, ale jednak.

Teraz przejdziemy do teraźniejszości, czyli Twojej aktualnej pracy. W roli drugiego szkoleniowca u boku trenera Wojciecha Robaszka prowadzisz zespół rezerw, więc powiedz, jaka jest specyfika tej drużyny? Co jest jej najważniejszym celem? Wiadomo, że różne kluby mają różne podejście akurat do tego segmentu i niektóre ogrywają w rezerwach młodsze roczniki, a inne celują w awans niezależnie od wykorzystywanych środków.

Dosyć trudny temat. I jeśli chodzi ogólnie o zespół rezerw, nie tutaj w Legnicy, myślałem, że to wygląda trochę inaczej. Do ligi mamy zgłoszonych 40 zawodników, więc tak naprawdę stworzenie czegoś trwałego jest niemożliwe. Zespół rezerw jest przede wszystkim po to, żeby ogrywać młodzież, bo pamiętajmy, że przejście z piłki juniorskiej do seniorskiej bywa brutalne. I nie każdy potrafi się w tym odnaleźć. Myślę, że nasza 3. liga, w której uczestniczymy, jest dobrym przetarciem przed graniem na najwyższym poziomie. Zespół rezerw istnieje również po to, żeby dawać minuty zawodnikom niełapiącym się do pierwszego zespołu. Bo też taki jest cel, żeby każdy piłkarz uczestniczył nie tylko w regularnym procesie treningowym, ale też meczowym.

Z jednej strony piłkarze z młodszych roczników, z innej ci, którzy nie łapią się do pierwszej drużyny, a jeszcze z innej tacy piłkarze jak Wojciech Łobodziński czy Marcin Garuch. Jak radzisz sobie jako trener z taką mieszanką ego i charakterów? Zdarzają się problemy ze względu na różnicę wieku czy jednak pełna pomoc i współpraca?

Powiem tak: ten model sam w sobie jest dobrą ścieżką. Szczególnie dla młodego zawodnika, który jeśli wchodzi do szatni z z takim Wojtkiem Łobodzińskim, może zadać sobie pytanie, czy jest w dobrym miejscu. I myślę, że w większości przypadków odpowiedź brzmi „tak”. Zresztą Wojtek czy Marcin Garuch to wspaniali ludzie. Oni pomagają młodym zawodnikom wchodzić do piłki seniorskiej, natomiast pamiętajmy, że to męska szatnia, szatnia piłkarzy, w której każdy ma swoje cele zawodowe. Każdy z nich chce zafunkcjonować w pierwszym zespole czy wyższej lidze.

Dlatego naturalnym jest, że do jakichś starć może dochodzić. Jako trenerzy się w tym odnajdujemy i myślę, że zawodnicy też. Już stworzyliśmy sobie taką grupę zawodników, która wie, o co tutaj chodzi. Stąd myślę, że nadchodząca runda wiosenna będzie dobra dla nas wszystkich.

A jeżeli już pojawiają się wspomniane przez Ciebie starcia między piłkarzami, w jaki sposób staracie się je rozwiązywać?

Kluczem w tym wszystkim jest dobra komunikacja. Bo jeśli jesteśmy wobec siebie szczerzy i prawdziwi oraz w prosty sposób się ze sobą komunikujemy, wiedząc, co w danym momencie trzeba robić, jest prościej. Gorzej, jeśli dochodzi do jakichś dziwnych sytuacji, jak np. w momencie, gdy zawodnik przychodzi na trening nieskoncentrowany na swojej pracy. Wtedy nie wiemy, co się stało. Nie wiemy o tym, bo zawodnik nie zawsze chce do nas przyjść, żeby podzielić się prywatnymi sprawami. Nad tym musimy jeszcze popracować. Natomiast ogółem wygląda to tak, że minęło pół roku zaznajomienia się w rezerwach. I dziś przede wszystkim wiemy, kto ma jakie minusy lub atuty.

A który Wojciech rządzi w szatni? (śmiech)

Jednego i drugiego uwielbiam (śmiech), ale to nasz dyrektor akademii jest szefem szatni.

I rozumiem, że odkąd Wojciech Robaszek wkroczył do zespołu rezerw jako trener, pewne rzeczy mogły ulec zmianie? Według jego wizji?

Powiem tak: Wojciech Robaszek jest trenerem. To go nakręca do życia. On uwielbia spędzać czas na boisku i w zespole rezerw rzeczywiście staramy się wprowadzać jego pomysły. On jest fanem niemieckiej piłki, przebywał też w Brazylii przez dwa lata i wiadomo – nauczył się fachu z innego kontynentu. Jako drużyna ciężko trenujemy, wykonujemy siedem jednostek treningowych w tygodniu plus mecz, gdzie w szczególności wtorki i środy są wymagającymi dniami przez podwójne jednostki.

Więc wizja trenera, takiej ciężkiej pracy, ale opartej o grę piłką, jest wdrażana. I myślę, że jesień zdążyła w niektórych spotkaniach pokazać, na czym owa wizja polega. Teraz przed nami dziesięć gier kontrolnych, po których to wszystko powinno być w 100% widoczne podczas rundy wiosennej.

Miedź Legnica – czego potrzebuje, by wrócić do PKO BP Ekstraklasy?

A powiedz, kiedy wiesz, że dany piłkarz osiągnął sufit w zespole rezerw? Albo że nadaje się już na najwyższy poziom?

Szczerze mówiąc, to też nie jest taka prosta kwestia. I wracając do wcześniej wspomnianego przeze mnie środowiska, musimy zawodnikom stworzyć takie otoczenie, w którym mogą się rozwijać. Idąc dalej, inna kluczowa kwestia: nie możemy skreślać kogoś po tym, jak zobaczymy go w akcji jedynie przez 50 minut na boisku w ciągu rundy. Wiem, że tak się dzieje w każdym kraju.

Uważam, że jeśli jesteśmy w stanie dać młodemu piłkarzowi grę w postaci 1000-1200 minut na rundę, wówczas dopiero możemy stwierdzić, czy ktoś taki jest gotowy na krok do przodu, czy jednak musi jeszcze popracować w kolejnej rundzie. Często jest niestety tak, że mówimy jedno, a robimy drugie. Dążmy więc do takiego modelu, który daje grać w piłkę. Teraz w Polsce wiele mamy tego przykładów na czele z Sobocińskim z ŁKS-u czy Pyrdołem, który jest już w Legii.

To jest ważne. Mimo że ŁKS był w ciągu rundy bardzo nisko w tabeli ekstraklasy, ta dwójka otrzymywała regularne szanse na grę. Z czegoś takiego zawsze będą wymierne korzyści. Idąc dalej, spójrzmy na Pogoń Szczecin czy Legię Warszawa. Ja uważam, że w młodości jest siła, tylko trzeba tym chłopcom po prostu zaufać. I nie skreślać po popełnieniu jednego czy dwóch błędów, bo w nich drzemie ogromny potencjał.

Czyli Twoim zdaniem niezależnie od sytuacji powinno się stawiać w pierwszej kolejności na młodzieżowców, nie doświadczonych 30-letnich obcokrajowców. I co prawda oni też są potrzebni, ale wielu prezesów czy trenerów zasłania się. I w momencie np. zagrożenia spadkiem mało kto szuka nadziei w 18-latku.

Postawmy np. takiego nastolatka w drużynie ekstraklasy, która co sezon gra (załóżmy) 37 spotkań. Po czterech sezonach rachunek jest prosty. W wieku 22 lat ten zawodnik jest nadal nie tylko młody, ale również doświadczony. Dlaczego nie skorzystać by z takiego rozwiązania? I nie mówię też, żeby zaraz mieć jedenastu przedstawicieli młodzieży w klubie ESA, bo to nie ma szansy bytu, ale… Ja jestem np. fanem ligi holenderskiej, a konkretnie AZ Alkmaar. Tam średnia wieku to około 20 lat.

Ten model jest więc do stworzenia. Bo skoro w Holandii mogą, czemu np. w Polsce w Miedzi Legnica miałoby się nie udać? Niestety nadal wszystko warunkuje wynik, czego efekty mamy jak na dłoni. Bo patrząc na przestrzeni ostatnich kilku lat, co tak naprawdę osiągnęliśmy choćby w europejskich pucharach? Pytanie retoryczne.

Niestety niewiele. Wspomniałeś teraz, że w polskiej piłce wciąż przyświeca myśl o wyniku. Zwłaszcza na najniższych szczeblach rozwoju piłkarza, co zakrawa – moim zdaniem – o patologię. Wielu trenerów mówi o tym bardzo szeroko i jestem ciekaw Twojego zdania. Jakie widzisz błędy popełnianie przez kolegów po fachu przy pracy z młodzieżą? Jaka jest Twoja diagnoza?

Ja mam taką wizję, która wynika z obserwacji lig zagranicznych. Tam w akademiach na każdym szczeblu pracują eksperci od danego rocznika. I jeśli np. w Borussii Dortmund jest trener U-15, to zajmuje się on jako fachowiec prowadzeniem U-15 i ewentualnie U-14. Jeśli w Realu Saragossa mamy trenera U-13, to ma on pod swoją opieką tylko U-13 i U-12. Natomiast wiadomo… w wieku 30-40 lat nie jesteś w stanie być hobbystą, bo musisz jakoś utrzymać swoją rodzinę.

Na Zachodzie jest to możliwe, u nas nie. I to też może mieć duży wpływ na to, dlaczego kwestia wyników w Polsce tak bardzo warunkuje to, co dzieje się głównie w niższych ligach. Bo tak naprawdę jaką mam pewność, że prowadząc zespół U-16 w lidze wojewódzkiej i wygrywając z nim ligę, ktoś mnie dostrzeże? Szanse są niemal zerowe. Natomiast idąc za modelem, o którym wspomniałem, może warto pomyśleć o tym, żeby w ekspertów od danych roczników po prostu inwestować pieniądze.

To przyniesie wymierne korzyści, tylko nie za rok, dwa czy trzy lata. Tu się kłania cierpliwość. Ja sam, rozpoczynając przygodę trenerską w Śląsku Wrocław, przebyłem wszystkie szczeble od żaczka do seniorów, ale koniec końców moim celem było dostanie się do piłki seniorskiej. Znam też trenerów, którzy pracują w kategoriach np. U-15 i chcieliby tam zostać całe życie.

Omar Santana – powrót „Pana Marudy” do Miedzi Legnica

Czyli dobrze rozumiem, że Twoim zdaniem na tzw. nizinach szkolenia brakuje pieniędzy? Że jest za mało inwestycji na dole, a za dużo na samej górze? Wielu trenerów zaznacza, że to szkolenie u samych podstaw jest najważniejsze.

Inwestycja to słowo klucz. Bo gdyby ta tzw. piramida miała solidne podstawy, to z grupy np. tysiąca zawodników moglibyśmy wyselekcjonować tych przynajmniej dziesięciu, żeby wprowadzić ich na najwyższy poziom sportowy. Natomiast jeśli podstawy są zaniedbane (a są), trudno nauczyć chłopca w wieku 15-16 lat pewnych rzeczy. Powinniśmy się nad tym pochylić, bo to jest realny problem.

Teraz w Miedzi Legnica będziemy chcieli wprowadzić w najmłodszych grupach tzw. (nie lubię tego słowa) elitarne treningi. Przeznaczone dla grupy 8-osobowej, którą obejmie jeden czy nawet dwóch trenerów. Tak więc tych młodych szkrabów będziemy rzetelnie przygotowywać do tego, by mogli oni w przyszłości dobrze zafunkcjonować od zespołu trampkarzy po juniorski. Zależy nam, żeby zawodnik był odpowiednio ukierunkowany.

Podsumowując, kluczowa jest inwestycja w najniższe szczeble U-4, U-5, U-6… Też należy pamiętać, że tam nie ma typowo treningów piłkarskich, a są bardziej ruchowe, koordynacyjne. Należy również wspierać pracujących tam trenerów. To są pasjonaci, którzy od 8 do 16 pracują w normalnej pracy, a później idą na boisko, żeby się z tymi dzieciakami spotkać i czegoś ich nauczyć. Dlaczego nie zainwestować właśnie w takich ludzi?

Na pewno też fakt, jakie pieniądze występują na samej górze piłki, jest niszczący. Ogółem pieniądz niemal zawsze niszczy człowieka niezależnie od tego, czy zarabia on 20 czy 100 tysięcy. Tego procesu nie jesteśmy w stanie już jednak cofnąć, bo nakręca go przede wszystkim telewizja, internet i społeczeństwo. Jak np. usłyszałem, ile wynosi kwota praw telewizyjnych w Premier League, z osłupienia nie mogłem tej liczby zapisać na kartce, naprawdę (trener złapał się za głowę).

Jakiś czas temu powstał wykres jednocześnie pokazujący rosnące dochody klubów ekstraklasy z praw TV oraz spadającą pozycję w rankingu FIFA.

To nie jest przypadkowe. I niech nawet ta telewizja przeznacza pieniądze na kluby, przy czym fajnie by było, gdyby 20% z całej kwoty szło na edukację trenerów i najniższe szczeble szkolenia akademii w Polsce.

Paweł Zieliński – jeden z najlepszych piłkarzy Fortuny 1 Ligi?

I ostatnie pytanie, które zadam w odniesieniu do Twoich słów z kwietnia 2019 roku. „To jest dobry moment, by zacząć mówić o naszym klubie, bo dzieją się tu naprawdę fajne rzeczy. Ale wie o tym tylko garstka ludzi z naszego województwa. Naszym celem jest promocja na cały kraj. Chcemy rywalizować z najlepszymi.” Czy wspomniana przez ciebie promocja oraz rywalizacja postępują?  I dodam jeszcze jedno: dzięki czemu akademia Miedzi Legnica może stać się topową w Polsce?

Pamiętam, że wypowiedziałem te słowa przy okazji założenia strony Akademii Mistrzostwa Sportowego na Facebooku. I myślę, że akurat ten projekt ma się bardzo dobrze. Nie interesowałem się co prawda tym, jak to wygląda u innych, ale 6 tysięcy obserwujących w osiem miesięcy to naprawdę fajny wynik. Ja już się tym nie zajmuję, ale chwała trenerowi Rafałowi Fościakowi, który ostatnio założył również konto na Twitterze, więc śmiało mogę powiedzieć, że ktoś o nas słyszy.

Natomiast jeśli chodzi o samą akademię, jest wiele rzeczy, które staramy się powoli realizować, ale musimy być cierpliwi i pracowici. Wymierne korzyści na pewno przyjdą, a pierwsza weryfikacja planów przypada na zakończenie obecnego sezonu, czyli w czerwcu. Wtedy będziemy mogli powiedzieć, czy akademia idzie w dobrym kierunku. Ale jakby tak spojrzeć przez pryzmat ostatnich miesięcy, na pewno akademia zrobiła krok naprzód. Nawet pomimo tego, że czasami brakuje czasu do pracy. Każdy z nas tutaj ma jakieś dodatkowe zadania i stara się dodatkowo zaangażować w projekt. Czy to jeśli chodzi o skauting, czy realizację dni szkoleniowych oraz konsultacji dla zawodników z całej Polski.

Tak że dopiero w czerwcu zasiądziemy do stołu i zrobimy rzetelne podsumowanie 2019 roku. Podsumowanie celów i stopnia ich realizacji, który na pewno nie będzie na poziomie 100%, bo jest to duży projekt, więc pułap 50% byłby zadowalający. Osobiście jestem dobrej myśli, a też otacza mnie na co dzień kilka takich osób, od których mogę uczyć się czegoś nowego. Czuję, że się rozwijam i przez okres ostatnich 5-6 miesięcy tak naprawdę na nowo poznaję piłkę nożną. To w końcu proces niekończących się opowieści. Mówiąc jeszcze o sobie, cieszę się, że idę w dobrym kierunku i akademia również.

A czy udaje się rywalizować z innymi? Myślę, że z rezerwami nawiązujemy do tej rywalizacji. Na przykład w grudniu mieliśmy sparing ze Slavią Praga, gdzie z tego, co wiem, trudno z nimi zagrać nawet mecz kontrolny. Będziemy mieli również przyjemność zmierzenia się z pierwszoligowym zespołem Bełchatowa czy drugoligowym Górnikiem Polkowice, a później Slovanem Liberec… Dzisiaj grupa trampkarzy pojechała do Krakowa, żeby zagrać z Cracovią. Tydzień później grupa młodzików jedzie do Poznania na turniej z Lechem, Wisłą, Legią… Dzieje się dużo.

Myślę więc, że powoli robi się o nas głośno, o czym dobrze świadczą konsultacje dla młodych zawodników, którzy licznie na nie przyjeżdżają. Krótko mówiąc, dzięki temu, że próbujemy tworzyć piramidę szkolenia od samych podstaw, wiele rzeczy zmierza w fajnym kierunku.

Słyszałem, że jest tutaj grono prawdziwych pasjonatów robiących wiele więcej, niż wskazują na to obowiązki zapisane w umowach.

Tak, jest tu grupa 5-6 trenerów, z którymi spotykamy się regularnie co tydzień. Tworzymy coś dla siebie, ale też dla innych i dla akademii. To, nad czym obecnie pracujemy, będzie obowiązywało od czerwca, czyli dopiero od przyszłego sezonu. Sami też analizujemy mecze klubów europejskich pod kątem własnego rozwoju czy występujemy na warsztatach szkoleniowych. Ostatnio byliśmy m.in. zaproszeni do Jeleniej Góry na międzynarodową konferencję w roli prelegentów.  

Myślę, że jeśli każdy z nas dołoży swoją cegiełkę do tego projektu, akademii wyjdzie to na dobre, a o nas samych będzie też głośniej. Bo nie oszukujmy się, ale każdy ma swoje cele i marzenia oraz chce występować na najwyższym poziomie trenerskim. Ja sam staram się poświęcać jak najwięcej czasu piłce. Dziewczyna mnie cały czas wyzywa i goni (śmiech), ale pasja to pasja. Teraz z Mateuszem Wietrzakiem zaczęliśmy projekt, o którym mam nadzieję, że będzie głośno. Od trenerów dla zawodników i trenerów. Mamy zamiar ruszyć z tym od 1 marca, więc może jako iGol też nam pomożecie (śmiech), bo myślę, że wam się spodoba. Ale na razie nie chcę zapeszać.

Czyli też wychodzisz z takiego założenia, że warto się dzielić. Nie chować swojej wiedzy przed innymi.

To jest właśnie dziwne w naszym kraju, że cała ta wiedza, która jest tak naprawdę ogólnodostępna, uważana jest przez wielu ludzi za coś dostępnego tylko dla nich. A wiedza jest piękna i dla wszystkich. Więc stwierdziliśmy, że skoro ktoś nam tę wiedzę przekazuje, to czemu my nie możemy zrobić tego samego? Wydaje nam się to naturalne i chcemy podążać w takim kierunku.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze