Las leyendas de LaLiga: Uosobienie „sevillismo” – Juan Arza


„Był typem gracza rodem z przyszłości”

22 grudnia 2018 Las leyendas de LaLiga: Uosobienie „sevillismo” – Juan Arza
VISITA EN EL SEVILLAFC PARA VER LAS REFORMAS DEL RAMON SANCHEZ PIZJUAN

Wracamy z naszym cyklem o hiszpańskich legendach La Liga. Tym razem przedstawimy Wam jednego z najwybitniejszych piłkarzy, którzy kiedykolwiek założyli koszulkę Sevilli. Dla wielu najlepszy zawodnik w historii tego andaluzyjskiego klubu. W kilku słowach – „El niño de oro”, czyli złote dziecko „Sevillistas”.


Udostępnij na Udostępnij na

Takim przydomkiem określano Juana Arza Inigo, który przyszedł na świat 12 czerwca 1923 roku w niewielkiej miejscowości Estella (w prowincji Nawarra). Miał pięcioro rodzeństwa, a jego ojciec był właścicielem firmy transportowej.

Swoją piłkarską przygodę rozpoczął od lokalnego klubu CD Izarra. Następny krok postawił w nieco większym, baskijskim zespole Deportivo Alaves. Chociaż wcześniej bardzo bliskie zakontraktowania uzdolnionego piłkarza był Espanyol Barcelona, ale dla młodego Arzy było za wcześnie na mieszkanie tak daleko od rodzinnego domu.

Juan Arza ciężko pracował na treningach, ale konkurencja w formacji ofensywnej „Babazorros” była na tyle duża, że postanowił poszukać szczęścia poza Krajem Basków. W 1942 roku trafił do Andaluzji, ale nie do Sevilli, ale Malagi. „Malaguistas” grali wtedy na drugim szczeblu rozgrywkowym.

Radzili sobie jednak na tyle słabo, że spadli do jeszcze niższej ligi. A jeśli klub spada, to zmuszony jest do zredukowania kosztów. Jak to zrobić? Najlepiej sprzedając swoich najlepszych zawodników. I tak właśnie Juan Arza trafił na listę transferową. Chętnych nie brakowało.

Juan Arza rozpoczął nowy etap

Po 20-letniego napastnika zgłosiły się takie drużyny jak Real Madryt, Athletic Bilbao czy Sevilla. I jak wiemy, to właśnie temu ostatniemu zespołowi udało się go pozyskać. Juan Arza zawitał do Sevilli w 1943 roku. Kosztował on 90 tysięcy peset, dwa mecze towarzyskie (z Malagą) oraz prawo do pierwokupu trzech młodych piłkarzy.

Transfer ten stał się najdroższym w tamtym okresie. Co po części wyjaśnia, dlaczego otrzymał przydomek „El niño de oro”. Oczywiście jego gra również potwierdzała słuszność nazywania go „Złotym dzieckiem”.

Początkowo Patrick O’Connell – ówczesny trener „Sevillistas” nie widział miejsca dla drobnej postury napastnika. Juan Arza miał zaledwie 169 cm wzrostu i ważył 60 kg. Ale w końcu otrzymał swoją szansę.

Zadebiutował 26 września 1943 roku w meczu przeciwko CE Sabadell. Sevilla wygrała 5:2, a hattricka zdobył nasz dzisiejszy bohater. Wymarzony debiut, prawda? Można powiedzieć, że 20-latek jednym, a właściwie to trzema strzałami wyłamał drzwi do La Liga. Prawdopodobnie to właśnie po tym spotkaniu, irlandzki szkoleniowiec nadał mu znany nam już pseudonim.

Jestem legendą

W swoim pierwszym sezonie rozegrał 25 spotkań i strzelił 17 goli. Trzeba przyznać, że jak na dwudziestolatka to całkiem niezły wynik. Przyczyniło się to do zajęcia przez Sevillę trzeciego miejsca. Był to pierwszy raz w historii tego andaluzyjskiego klubu, kiedy to znalazł się na najniższym stopniu podium. Wcześniej dwukrotnie zostawali wicemistrzami Hiszpanii (w sezonach 1939/1940 i 1942/1943).

Był to wstęp do genialnej historii. Następna kampania nie była już tak udana dla Sevilli. Zajęli odległe 10 miejsce, ale mimo to Juan Arza nadal się wyróżniał. Hiszpan zdobył 13 bramek. Rok później, czyli w rozgrywkach 1945/1946 „El niño de oro” sięgnął po swoje pierwsze i ostatnie – z resztą, tak jak Sevilla – mistrzostwo kraju. Napastnik miał wtedy 23 lata.

„Złote dziecko” miał ogromne możliwości, potrafił robić coś z niczego. Nic więc dziwnego, że każdy kolejny trener zespołu z Andaluzji czynił go gwiazdą drużyny. Juan Arza mógł liczyć na ulgi w grze obronnej, ale przede wszystkim miał swobodę w kreowaniu akcji. Podsumowując był wolnym elektronem, który nie musiał się martwić o jakiekolwiek założenia taktyczne.

Utalentowany napastnik mógł wielokrotnie zmienić otoczenie. Sevilla nie mogła narzekać na brak ofert za swojego najlepszego piłkarza. Raz po raz po „Złote dziecko” zgłaszały się takie kluby, jak Real Madryt, FC Barcelona, czy argentyńskie San Lorenzo de Almagro i River Plate. Prezydent „Blanquirrojos” jednak odpowiadał, że Arza nie jest na sprzedaż.

Odszedł dopiero w 1959 roku, po 16 latach gry. W ciągu tych wszystkich sezonów wystąpił w 349 meczach w Primera Division. Do siatki rywali trafiał 182 razy (średnio 0,52 gola na mecz). Dzięki temu do dziś jest najskuteczniejszym goleadorem Sevilli na najwyższym szczeblu rozgrywkowym.

Gra Juanito przypominała koncert. To była czysta przyjemność oglądać go na boisku. Zachwycał każdym swoim ruchem. Niemal niemożliwe było zabrać mu piłkę, gdy miał ją przy nodze. Strzelał piękne bramki. Pomimo tego, iż był prawo nożnym piłkarzem potrafił uderzać także lewą nogą z wielką mocą i dokładnością. Jednym słowem, był typem gracza rodem z przyszłości. Marcelo Campanal

Tak o swoim koledze z boiska wypowiadał się Marcelo Campanal – legenda Sevilli, która występowała w tym zespole w latach 1950-1966. Grał z „El niño de oro” przez dziewięć lat.

Jako jedyny

Juan Arza swój najskuteczniejszy sezon rozegrał w latach 1954/1955. Miał wtedy 32 lata na karku, a w formie był takiej, że zdobył Trofeo Pichichi. W wyścigu o tytuł najlepszego strzelca Primera Division pokonał m.in. słynnego Alfredo Di Stefano.

„Złote dziecko” strzeliło 29 bramek w 29 spotkaniach. Imponujący wynik. Był pierwszym napastnikiem „Sevillistas”, który zdobył to trofeum. A w zasadzie pierwszym i ostatnim. Nikt później w barwach „Blanquirrojos” nawet nie zbliżył się do tego wyczynu.

Brak szansy

Prawdziwe uosobienie „sevillismo”. Prawdziwa legenda nie tylko klubu z Andaluzji, ale też i całej ligi. I nie ma do tego najmniejszych wątpliwości. Najsmutniejszym i zarazem najdziwniejszym faktem w jego piłkarskiej karierze jest to, że po mimo prezentowania przez lata wysokiej formy, nigdy nie dostał prawdziwej szansy w reprezentacji Hiszpanii.

Dla „La Furia Roja” zagrał tylko w dwóch spotkaniach. Zadebiutował w marcu 1947 roku w starciu przeciwko Irlandii. Na drugi mecz w narodowych barwach natomiast czekał ponad pięć lat. W czerwcu 1952 roku grał przeciwko Turcji.

Wystąpił jeszcze w dwóch spotkaniach reprezentacyjnych, ale nie są one uznawane przez hiszpańską federację, ponieważ Hiszpanie mierzyli się z klubami, a nie innymi zespołami narodowymi. Grał również w tzw. Hiszpanii B, czyli drugiej reprezentacji.

Dziennikarze byli rozgoryczeni brakiem regularnych powołań dla super snajpera Sevilli. Wściekli byli szczególnie wtedy, gdy nie dostał szansy na wyjazd na brazylijski mundial w 1950 roku.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze