Piłkarski zaścianek na Euro. Co nam dają Węgry, Islandia i spółka?


Czy teoretycznie słabsze drużyny pozbawiają Euro splendoru?

18 czerwca 2016 Piłkarski zaścianek na Euro. Co nam dają Węgry, Islandia i spółka?

Węgry, Islandia, Albania i inne kwiatki. Zwiększenie liczby uczestników Euro umożliwiło start w imprezie drużynom, które śmiało możemy nazwać piłkarskim zaściankiem. Zabieg wprowadzony na francuskim turnieju miał zwiększyć atrakcyjność rozgrywek i przychód z transmisji. Na razie tylko hajs się zgadza. Niestety.


Udostępnij na Udostępnij na

Gdzie ten splendor?

Gdy UEFA poinformowała, że na czempionacie w 2016 roku wystąpią 24 drużyny, opinie były podzielone. Zwolennikami tej idei były mniejsze federacje, ponieważ pojawiła się dla nich szansa na przejście eliminacji, przeciwnikami byli zaś chłodno myślący eksperci. Przewidywali, że odbije się to na atrakcyjności meczów, i… chyba mieli rację.

Na palcach jednej ręki policzyć można ciekawe spotkania na trwającym Euro. Większość meczów jest rozgrywana w jednostajnym tempie i z nastawieniem na obronę. Z boisk generalnie wieje nudą, a przyczyną tego jest najprawdopodobniej obecność na turnieju drużyn o bardzo zróżnicowanym potencjale i umiejętnościach.

Z rozrzewnieniem można wspominać teraz poprzednie finały mistrzostw Europy. Do głównego turnieju awans uzyskiwało, włącznie z gospodarzami, 16 zespołów, czyli sama europejska śmietanka. Można powiedzieć, że wszyscy uczestnicy byli w gronie faworytów, poziom był tak wysoki. Atrakcyjność meczów nie jest mierzona liczbą bramek, ale gole są solą futbolu i to na nie czekają wszyscy fani.

Jak widać, Euro 2016 nie rozpieszcza kibiców w tej statystyce. Powód? Wiele drużyn decyduje się postawić we własnym polu karnym autokar, byle tylko nie stracić gola. Rozsądnie ze strony potencjalnie słabszego zespołu, ale kibice liczą na widowisko, nie mecze dla koneserów. Tych drugich mamy dostatecznie dużo w rodzimych rozgrywkach ligowych. Gdzie te emocje? Gdzie ten splendor?

Dzielić się, ale z głową

Nie można powiedzieć, że rozszerzenie formatu rozgrywek mistrzostw Europy to zły pomysł. Teza taka oznaczałaby dyskryminację słabszych drużyn, a te na to nie zasługują. Gdzie mają szansę podnieść poziom swojej gry, jeśli nie na wielkim turnieju? Należy jednak cały zabieg przemyśleć i zorganizować wszystko z głową. Jak na razie formuła się nie sprawdza, ale do finału droga daleka i coś się może zmienić… taką wszyscy mają nadzieję.

Abstrahując od komentarzy odnośnie do widowisk, jakie serwują nam francuskie boiska, jest coś jeszcze, coś piękniejszego. To radość i duma kibiców z krajów, które jeszcze niedawno mogły tylko pomarzyć o swoich reprezentantach na takiej imprezie jak Euro. Wystarczy spojrzeć, jak funkcjonuje Islandia w trakcie spotkań ich pupili. Ulice świecą pustkami, a wszyscy przed telewizorami wspierają swoich bohaterów. Dzisiejszy dzień jest szczególny nie tylko dlatego, że Islandia gra z Węgrami. To też dzień niepodległości tego kraju. Święto podwójne zatem.

Ich rywale zaś po świetnej inauguracji turnieju będą chcieli podtrzymać dobre humory u swoich fanów. Wszyscy u naszych bratanków żyją jeszcze czasami Puskasa i złotej jedenastki, ale na razie pokolenie znanych z boisk ekstraklasy Kadara czy Nikolicia wstydu Madziarom nie przynosi.

***

Każdy kibic ma prawo do dumy ze swoich rodaków grających na mistrzostwach, lecz nie kosztem poziomu rozgrywek, i o tym pamiętać powinni piłkarscy działacze. Mecze powinny powalać na kolana, nie na twarz.

Drużyny pokroju Islandii, Albanii czy Węgier do europejskiego topu nie należą, bardziej przypominają piłkarski Bangladesz, ale może przełamią ten marazm, w jakim rozgrywane są spotkania we Francji. W ich rękach jest ratunek idei zwiększenia liczby uczestników Euro i miejmy nadzieję, że temu zadaniu podołają.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze