Ostatnia kolejka rundy wiosny bardzo rozczarowuje kibiców piłkarskich w Rosji. Miała być walka na piłkarskie umiejętności, ogromne emocje i grad bramek, w tymczasem w sobotę z miejscowych boisk wiało nudą. Co można więcej powiedzieć, jeśli w trzech meczach, w których udział biorą drużyny z najwyższej półki, pada tylko jeden gol.
Tego gola zdobyto w Moskwie, gdzie Dynamo zmierzyło się z aktualnym mistrzem kraju, Zenitem Sankt Petersburg. Teoretycznie więcej szans na zwycięstwo dawano zawodnikom prowadzonym przez Andrieja Kobieliewa, którzy w ostatnich meczach prezentowali się bardzo dobrze. Wyjątkiem była przedtygodniowa konfrontacja we Władywostoku, gdzie „Biało-niebiescy” musieli radzić sobie bez swoich liderów. Na starcie z Zenitem Kiriłł Kombarow i Danny już wrócili. Od samego początku mecz przypominał typowe piłkarskie szachy. Oba zespoły zbytnio się nie otwierały, uważając z tyłu. Jako pierwsi starali się przycisnąć gospodarze. Szczególnie aktywny był Portugalczyk, który razem z Cwietanem Gienkowem starał się namieszać pod bramką Wiaczesława Małafiejewa. Jednak blok defensywny z byłej stolicy Rosji dobrze sobie z tym radził. Dick Advocaat postawił ustawić swój zespół ofensywnie, wstawiając do składu drugiego napastnika w postaci Fatiha Tekke (wcześniej Zenit grał z jednym wysuniętytm Andriejem Arszawinem). Niestety Turek nie spłacił kredytu zaufania, jakim obdarzył go Holender. W ciągu ośmiu minut w idiotyczny sposób zarobił dwie żółte kartki i osłabił swój zespół. Przez ostatnie dziesięć minut pierwszej połowy czempioni za wszelką cenę starali się nie stracić bramki. Dynamu udawało się doprowadzać do sytuacji strzeleckich, ale nie trafiali lub piłkę udanie parował Małafiejew.
Na drugą część gospodarze wyszli jeszcze bardziej umotywowani. Zenit wcale nie prezentował się tak rewelacyjnie, a, grając w osłabieniu, nie był za bardzo w stanie zrobić im krzywdy. Od czasu do czasu udawało mu się jedynie groźnie skontratakować, ale piłkę po strzałach Arszawina i Domingueza bez większych problemów łapał Władimir Gabułow. Jego vis a vis miał o wiele więcej okazji do wykazania się i potwierdził nie raz, że jest godny miejsca w Sbornej. Z czasem mistrzowie słabli, A Dynamo coraz łatwiej przedostawało się w ich „szesnastkę”. Przyjezdni robili co mogli, by wywieźć ze stolicy remis. Na ich nieszczęście zabrakło im do tego 120 sekund. Właśnie tyle przed końcowym gwizdkiem jeden z wielkich nieobecnych we Władywostoku, Kiriłł Kombarow otworzył swoje konto bramkowe w sezonie 2008 i dał swojemu klubowi upragnione trzy oczka. Z radości nie posiadał się najbardziej jego trener. Andriej Kobieliew swoją pracą przywraca „Biało-niebieskim” dawny blask i kto wie, czy to właśnie nie jego podopieczni zajmują pierwszą pozycję po trzydziestej kolejce.
Bardzo mogą czuć się zawiedzeni ci, którzy czekali na korespondencyjną walkę o mistrzostwo wiosny. Zarówno Rubin, jak i Amkar nic wielkiego nie pokazały. Drużyna z Permu, najwyraźniej zmęczona ostatnimi szaleńczymy spotkaniami, zwłaszcza tym z CSKA, pomimo że miała optyczną uwagę, nie zdołała wygrać ze średnio spisującym się w tym sezonie Tomem. Gospodarze tej konfrontacji potrafili sobie stwarzyć sytuacje podbramkowe, jednak brakowało albo podania otwierającego drogę do siatki lub celnego strzału. Permianie pudłowali lub nie tyle bronił Mandrykin, co jego przeciwnicy trafiali w niego. Siergiej Narubin za wiele się tego dnia nie napracował i pewnie korzystniej dla niego byłoby, gdyby była możliwa sytuacja, jaka czasem ma miejsce w hokeju na lodzie, kiedy do boksu schodzi golkiper, by jego miejsce mógł zająć dodatkowy napastnik. Amkar zremisował z Tomem 0-0, ale mimo to Miodrag Bożović może być ze swoich zawodników bardzo dumny. Przed początkiem rozgrywekm „Czerwono-czarnych” uważano jego jednego z kandydatów do spadku, ewentualnie do miejsca w środku tabrli. A tymczasem permianie jak równy z równym walczą z potentatami rosyjskiego futbolu i liczą się w walce nie o to, by dalej występować wśród elity, ale o mistrzostwo kraju.
Pojedynek Rubinu z CSKA okazał się typową potyczką drużyn pogrążonych w kryzysie. Zarówno Kurban Bierdyjew, jak i Walery Gazzajew od dłuższego czasu próbuję znaleźć jakiś sposób na to, by ich zespoly odzyskały dobrą dyspozycję i znowu zaczęły wygrywać. Niestety nie udaje im się to, co skutkuje tym, że w ostatnich meczach tracą głupie punkty, przez co maleją ich szanse powrotu na szczyt w przypadku „Wojskowych” oraz pierwszy w hstorii tytuł mistrza Rosji u kazańczyków. Na stadionie Centralnym przez pełne 90 minut nie działo się dosłownie nic. Obie jedenastki bardziej chciały, niż mogły. Zawiedli zwłaszcza liderzy: u gospodarzy Gokdeniz Karadeniz i Siergiej Siemak, a u gości Vagner Love i Milos Krasić. Jeśli obaj trenerzy rzeczywiście chcą, żeby ich teamy się liczyły w walce o mistrzostwo, muszą koniecznie coś zrobić. Bo jak na razie CSKA głównie zawodzi, a Rubin pozycję lidera zawdzięcza temu, że jego najgroźniejsi rywala nie zdobywają więcej punktów, niż on.