Son Heung-min: nowy kot w talii Mauricio Pochettino


Koreańczyk to wielkie odkrycie tego sezonu

15 października 2016 Son Heung-min: nowy kot w talii Mauricio Pochettino

Kto by pomyślał, że największe przekleństwo ekipy z północnej części Londynu okaże się jednocześnie wielkim błogosławieństwem? Prawdopodobnie nikt. Tymczasem fakty są takie, że uraz największej gwiazdy, czyli Harry'ego Kane'a wymusił niejako na Mauricio Pochettino poszukiwanie godnego zastępcy. Mało kto się jednak spodziewał, że kogoś takiego Argentyńczyk znajdzie na ławce rezerwowych w osobie gościa, będącego nie tak dawno na tzw. wylocie. Son Heung-Min, bo to o nim właśnie mowa, przebojem wdarł się do pierwszego składu i bez kompleksów zdystansował największe gwiazdy Premier League, całkowicie zasłużenie zgarniając statuetkę najlepszego zawodnika tych rozgrywek we wrześniu. Piłka nożna cały czas uwielbia zaskakiwać.


Udostępnij na Udostępnij na

Problem ukoronowany nagrodą

Kevin De Bruyne, Adam Lallana, Theo Walcott i Romelu Lukaku – każdy z nich ma za sobą naprawdę udane tygodnie w lidze, zwłaszcza pierwsza dwójka. Doprawdy trzeba było dokonać czegoś ekstra, by ostatecznie wylądować w plebiscycie przed wspomnianymi nazwiskami. Koreańczykowi ta sztuka się udała. Cztery gole i asysta w jednym meczu wystarczająco przypieczętowały imponujący sukces.

Liczb tych nie udałoby się osiągnąć bez odpowiedniej gry. Jednak i tutaj zawodnik Tottenhamu może z dumą prezentować wysokie oceny wraz z doskonałymi wynikami całego zespołu. Nie są one zresztą przypadkowe. To swoisty system naczyń połączonych, ponieważ sama eksplozja Sona pozytywnie wpłynęła na cały zespół. Wraz z rozpędzony Koreańczykiem Mauricio Pochettino zyskał dodatkową siłę rażenia, a przede wszystkim – nieprzewidywalność. Owszem, Harry Kane to wciąż bezdyskusyjny lider drużyny, nikt nie ma co do tego wątpliwości. Jednak gra w większym ciężarze oparta wyłącznie na Angliku często potrafiła przynosić pewne problemy, jak chociażby sprawne odczytanie zamiarów rywala. Teraz, gdy szkoleniowiec Spurs wie już o doskonałej formie Sona, może swoją wiedzę przekuć na prawdziwy skarb. Tym bardziej że podobnej dyspozycji nie gwarantuje póki co Vincent Jansen, w którym to z nadzieją upatrywano godnego zastępcę Kane’a w linii ataku.

Czy Son może być reżyserem gry?

Na razie mu się to udaje. W dotychczasowych, wrześniowych spotkaniach zawodnik ten był bezsprzecznie najlepszym piłkarzem „Kogutów” na boisku. Swoimi dynamicznymi akcjami, a także skutecznymi i nieprzewidywalnymi strzałami wielokrotnie siał zamęt w szeregach rywala. I jeśli ktoś myślał, że znakomity występ przeciwko fatalnej defensywie Stoke jeszcze o niczym nie świadczy, to już po następnych występach Koreańczyka wiedział, że tym razem ta jaskółka powinna przynieść radosne nastroje. Zwłaszcza w ostatnim przeciwko rozpędzonej machinie Pepa Guardioli Son pokazał, że jest już dojrzałym zawodnikiem, potrafiącym stanąć na czele zespołu w pojedynkach z utytułowanym rywalem. W szlagierze na White Hart Lane oczarował niemal wszystkich ekspertów, prezentując całą gamę swoich wysokich umiejętności. Swojego podziwu dla gry Sona nie mogli ukryć m.in. komentatorzy BBC, w tym Ian Wright, legenda Arsenalu. Trudno się dziwić. Doskonałym ruchem bez piłki, balansem, a także odważnymi i dokładnymi prostopadłymi podaniami siał ogromny zamęt w defensywie rywali.

Z jednej strony ta historia brzmi zaskakująco, biorąc pod uwagę doświadczenie Sona na obecnie zajmowanej pozycji. Nie tak dawno sam zainteresowany miał przyznać, że Niemczech na  „dziewiątce” grywał bardzo sporadycznie. Z drugiej, mając w głowie wiedzę na temat filozofii Pochettino, idealne dopasowanie Koreańczyka do zespołu dziwi już nieporównywalnie mniej. Gdybyśmy przełożyli Sona do Football Managera przy najistotniejszych parametrach dla myśli szkoleniowca Tottehnamu, „Poch” ujrzałby najwyższe wartości. Nie od dziś przecież wiadomo o zamiłowaniu Argentyńczyka do filozofii Bielsy, która propaguje przede wszystkim nieustanne bieganie. A właśnie to reprezentant Korei Południowej może zagwarantować, czego dowodem jest już wspomniany mecz z Manchesterem City.

Swoją znakomitą dyspozycję przekłada również na występy w koszulce reprezentacyjnej. W październikowej przerwie na reprezentację postanowił nie zatrzymywać się ze swoim nowym nawykiem. To po jego bramce Korea Południowa potrafiła zaliczyć udany powrót, przegrywając 1:2, a ostatecznie zwyciężając 3:2.

Krótko mówiąc, w ciągu kilku tygodni Koreańczyk zdobył miano jednego z największych kozaków. Wciągnąć nosem przez kilka tygodni całą Premier League? Rzecz nie tak często spotykana.

Prawie na wylocie

A przecież ta historia wcale nie musiała się tak potoczyć. Faktem jest, że poprzedni, debiutancki sezon Koreańczyka na boiskach Premier League był bardzo daleki od doskonałości. Niektórzy już nawet wieszczyli szybki koniec przygody zawodnika na Wyspach, powoli przypinając mu łatkę wielkiego rozczarowania. I wysyłając z powrotem poleconym do Niemiec. Zdziwienie? Prawdę mówiąc żadne, w końcu w Sonie niektórzy upatrywali kandydata na wielkie odkrycie, biorąc pod uwagę furorę, jaką zrobił u naszych zachodnich sąsiadów.

Już po jego debiucie w Bundeslidze nie brakowało życzliwych uwag ze strony wybitnych osobowości. Niegdyś sam Ruud van Nisterlooy miał powiedzieć, że w Koreańczyku dostrzega prawdziwy materiał na gwiazdę i legendę z HSV, która poprowadzi klub do sukcesów. Wprawdzie tego ostatniego piłkarzowi z Azji ostatecznie nie udało się zrobić, niemniej w Bundeslidze zaczął bardzo szybko odgrywać istotną rolę. Szybko się zorientowano, że na tle pozostałych ówczesnych piłkarzy w Hamburgu talent pomocnika to zupełnie inna półka. Tkwiący od wielu lat w poważnym kryzysie klub z północnej części Niemiec nie mógł na dłuższą metę zaspokoić jego ambicji. I rzeczywiście, w końcu po trzech latach z usług piłkarza postanowił skorzystać czołowy zespół tamtejszych rozgrywek – Bayer Leverkusen. Epizod w stolicy farmaceutyki trwał już krócej, bowiem Koreańczyk niespełna po dwóch latach zamienił życie klasycznie przemysłowego Leverkusen na ogromną londyńską metropolię, o której dziś wypowiada się niemal całkowicie pozytywnie. Z jednym wyjątkiem – kuchnią, gdyż do tej nijak nie może się przekonać.

Z aklimatyzacją na Wyspach bywało różnie. Swoje na klatę musiał przyjąć, gdyż początki nie należały do najprzyjemniejszych. Jego start w barwach Tottenhamu wypadł na tyle blado, że po roku gry rozpoczęto spekulacje na temat ewentualnego odejścia. Oczywiście z samego transferu piłkarza nic nie wyszło, jednak cała sytuacja pokazuje wyjątkowo niestabilną pozycję, którą zawodnik piastował na początku nowej kampanii. Dodatkowo latem musiał również przyjąć kolejną gorzką pigułkę, zaliczając kompletnie nieudany występ na igrzyskach olimpijskich.

Klucz do tytułu?

Na szczęście zakasał rękawy, wymazując z pamięci ostatnie niepowodzenia. I dziś raczej mało kto już pamięta o nie tak dawnym „wylocie” Koreańczyka, skoro ten ma za sobą doskonały ligowy miesiąc, w trakcie którego już wyrównał swój dorobek bramkowy z poprzedniego sezonu. Można spokojnie przyjąć, że jego przebicie to kwestia czasu. Zasadne natomiast pozostaje pytanie o liczbę, jaką jest on w stanie wykręcić. Szał na jego punkcie osiągnął już taki rozmiar, że komentatorzy upatrują w nim klucz do zdobycia końcowego trofeum. Jasne, to oczywiście gruba przesada, niemniej z piłkarzem w takiej formie Pochettino zyskał w tym momencie solidne wzmocnienie, z którego być może nawet sobie nie zdawał sprawy. Dzięki temu jego ekipa to teraz jeszcze bardziej niewygodny przeciwnik, trudniejszy do rozpracowania. Z pewnością na przestrzeni całego sezonu to bardzo ważny atut.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze