Pogoń wzięła na atak obcokrajowca. Zwykle kończyło się katastrofą


Efthymios Koulouris został nowym napastnikiem Portowców. Jak dotąd Pogoń nie trafiała z zagranicznymi strzelcami.

7 lipca 2023 Pogoń wzięła na atak obcokrajowca. Zwykle kończyło się katastrofą
Accredito.com

1.07.2023 roku Pogoń ogłosiła zakontraktowanie nowego napastnika. Efthymios Koulouris ma być kolejną już próbą rozwiązania problemów na tej pozycji. Tyle że historia pokazuje, że gdy Pogoń brała na dziewiątkę obcokrajowca, kończyło się to zgrzytaniem zębów u kibiców. Znacznie lepiej Pogoń wyglądała, gdy z przodu biegali krajowi napastnicy, tacy jak Adam Buksa. Fani Pogoni muszą wierzyć, że nowo nabyty Grek nie podzieli losu Ciftciego, czy choćby swojego rodaka, Maniasa.


Udostępnij na Udostępnij na

Minęło jedenaście sezonów, odkąd Pogoń wróciła do ekstraklasy, a przez ten czas w klubie przewinęło się co najmniej taka sama liczba napastników. W Pogoni ta pozycja od lat stanowi chroniczny problem, którego po dziś dzień nie rozwiązano. Stąd ciągłe próby znalezienia tego wymarzonego snajpera, który zatrzyma karuzelę nazwisk. Tym razem padło na Efthymiosa Koulourisa. Choć w żadnym zagranicznym klubie (a były takie cztery) nie zrobił furory, to w Grecji wyglądał bardzo porządnie. Zwłaszcza okres w Atromitosie Ateny może wzbudzać nadzieje. W swoim pierwszym występie w Polsce „Kulu” spisał się fantastycznie, zdobywając dwa gole z Wartą Poznań. Co prawda był to tylko sparing, lecz początkowe wrażenie zrobił bardzo dobre, tym samym rozbudzając apetyty szczecińskiej publiczności.

Tylko czy do Szczecina nie przychodzili podobni, a czasem nawet bardziej renomowani goleadorzy? Czy poprzednicy też nie mieli stanowić zbawienia ataku, a życie negatywnie weryfikowało te plany? Dlatego postanowiliśmy przeanalizować napastników, jakich miała Pogoń w ostatnich latach. Bierzemy pod uwagę wyłącznie takich piłkarzy, którzy przyszli na zasadzie transferu bądź wypożyczenia.

Pogoń nie służyła większości zagranicznych snajperów

Dla najlepszego strzelca w historii duńskiej ligi Pogoń okazała się za mocna

Morten „Duncan” Rasmussen

Gdy Pogoń ściągała tego gracza, mówiono, że do Szczecina nareszcie zawitał porządny snajper. W końcu mowa była o najlepszym strzelcu w historii duńskiej Superligi (do dziś zresztą nim jest). Poza tym pograł chwilę w Szkocji oraz niemieckiej Bundeslidze, gdzie zdobył dwie bramki. Na jego pierwszy mecz z Sandecją Stowarzyszenie Kibiców Pogoni Szczecin zorganizowano akcję, w ramach której zaproszono Duńczyków mieszkających w Szczecinie i okolicach na spotkanie Pogoń – Sandecja. Oczekiwania były wobec „Duncana” dość wysokie. Kontrakt podpisano na półtora roku, lecz minęła niecała połowa tego okresu, gdy umowę rozwiązano. Duńczyk okazał się transferowym nieporozumieniem. Głównym powodem rozstania była niechęć Rasmussena do wytężonej pracy na całym boisku, jakiej oczekiwał Kosta Runjaić. Na jego przygodę w ekstraklasie złożyła się zwycięska bramka w meczu z Wisłą Płock oraz asysta w spotkaniu przeciwko Śląskowi Wrocław. Jak na rekordzistę rodzimej ligi pod względem goli, słabo.

Pokazał, że chłopcy w szatni nie są od niego gorsi

Nadir Ciftci

Ówczesny 25-latek został wypożyczony do Pogoni z Celticu Glasgow, co kibice oraz media przyjęli ze sporym zainteresowaniem. Co prawda w Celticu nie spełnił oczekiwań, lecz w innym szkockim klubie, Dundee United, był prawdziwą gwiazdą. W 82 spotkaniach strzelił 33 gole, zaś przy 20 zanotował asystę. Zatem gość potrafił grać w piłkę, skoro Celtic wyłożył na niego dwa miliony euro. Nadir miał stanowić poważną konkurencję dla nieskutecznego Łukasza Zwolińskiego oraz będącego w słabej formie Adama Frączczaka. Wejście w meczu z Cracovią miał obiecujące. Widać było u niego spore umiejętności techniczne.

To był jego najlepszy występ w polskiej lidze. Im dalej w las, tym było coraz gorzej. Łącznie w ekstraklasie rozegrał 277 minut, 87 w Pucharze Polski i to by było na tyle. Okrągłe zero po stronie goli i asyst. Był kompletnie bezużyteczny na boisku i w niczym nie pomógł kolegom z drużyny. Nie można odmówić mu było technicznych umiejętności, ale jemu się zdawało, że pozamiata tą ligą tylko dlatego, bo kupił go Celtic. Dlatego prawie wszyscy kibice Pogoni powiedzieliby, że jego transfer nie przyniósł żadnej korzyści dla drużyny. Prawie, bowiem Maciej Stolarczyk takową znalazł. Otóż ówczesny dyrektor sportowy na konferencji prasowej stwierdził, że wypożyczenie Cifciego pokazało zawodnikom w szatni, że wcale nie są gorsi od zawodnika wartego tyle pieniędzy. Grunt to pozytywne myślenie.

Jedynego gola zdobył… dla Płocka

Michalis Manias

O tym jegomościu można napisać cały elaborat, głównie dotyczący tego, kto z Pogoni dopuścił takiego piłkarza do naszej ligi. Zdaniem wielu największy niewypał ofensywny Pogoni od czasu jej powrotu do ekstraklasy. Jego CV nie wskazywało na to, że będzie aż taką katastrofą. W końcu zdobył ponad 50 bramek w greckiej ekstraklasie, wystąpił nawet w reprezentacji Grecji. Co ciekawe, w pierwszym sparingu, podobnie jak Kouluris, pokazał się z bardzo dobrej strony. Strzelił gola oraz zaliczył asystę, a co było potem, kibice Pogoni wiedzą aż za dobrze.

Manias dostał trzyletni kontrakt, lecz przez pierwsze pół roku pełnił funkcję zmiennika Adama Buksy, który musiał grać, aby Pogoń zgarnęła za jego transfer sporą sumkę. Właśnie po sprzedaży Polaka do MLS, Grek stał się opcją wyjściową. Czy poszło mu lepiej? Nie, facet okazał się kompletną porażką. Była ona tak wielka, że już po roku rozwiązano z nim kontrakt za porozumieniem stron. Trudno się dziwić – pozorował grę, był niezwykle statyczny, by nie powiedzieć leniwy. Zero goli, zero asyst. Przynajmniej nie dla swojej drużyny. Bowiem jedynego gola, jakiego zanotował, to samobój w meczu z Wisłą Płock. Na Pomorzu Zachodnim, na myśl o Maniasie, do dziś co poniektórzy budzą się w nocy z krzykiem.

Nałogi przekreśliły jego karierę

Paweł Cibicki

Traktujemy Pawła jako obcokrajowca z racji dokonanego przez siebie wyboru co do gry w kadrze oraz faktu wychowania się na obczyźnie, mimo rodziców Polaków. Pogoń ściągnęła go z Leeds za sporą, jak na możliwości Pogoni, sumę. Co tu kryć, zapłacili za niego około 450. tysięcy euro, co czyniło Pawła na tamten czas najdroższym nabytkiem Pogoni. Wejście w ligę miał bardzo dobre. W pięciu meczach zdobył trzy bramki. Mogło się zdawać, że Pogoń zyskała świetnego gracza, który wesprze siłę ognia.

Niestety na jaw wyszła ciemna strona Szweda z polskimi korzeniami, która złamała jego dalszą grę w piłkę. Problemy hazardowe napastnika stawały się coraz bardziej powszechne. Doszło nawet do sytuacji, w której podejrzani wierzyciele stawiali się na treningu, informując Pawła o nieuregulowanej pożyczce. Jednak definitywnym przekreśleniem kariery piłkarskiej był wyrok szwedzkiego sądu apelacyjnego z 2021 roku. Pawłowi Cibickiemu udowodniono, że dopuścił się match-fixingu. Przyjął on łapówkę w wysokości 300 tysięcy koron szwedzkich za zobaczenie kartki w meczu ligi szwedzkiej pomiędzy jego Elfsborgiem a drużyną Kalmar FF, w maju 2019 roku. Zawodnik został zawieszony na cztery lata zakazu przez szwedzką federację, lecz FIFA niedługo potem rozszerzyła tą karę na cały świat. Sam Cibicki opowiedział otwarcie o swoich problemach z hazardem. Tylko co z tego, skoro do 2025 roku nie pogra w piłkę. Poza tym nie sądzimy, by mógł wrócić do poważnej piłki nawet po zakończeniu kary.

Gdyby nie ten mecz z Błękitnymi…

Soufian Benyamina

Niemiecki napastnik przyszedł z trzecioligowej Hansy Rostock, w której był najlepszym strzelcem drużyny. Ogólnie w trzeciej lidze niemieckiej załadował sporo bramek, co w połączeniu z jego znakomitymi warunkami fizycznymi miało stanowić ciekawą mieszankę na polskich boiskach. W Szczecinie furory nie zrobił, bowiem w 25 występach uciułał ledwie dwa gole.

Na usprawiedliwienie Niemca wskażemy, że jego przygoda w Polsce wpisuje się do kategorii „co by było, gdyby”. Kto wie, jak potoczyłyby się jego losy, gdyby nie feralna kontuzja ze sparingowego meczu przeciwko Błękitnym Stargard Szczeciński. Poważna kontuzja twarzoczaszki, która spowodowała u niego częściową utratę wzroku w prawym oku, zabrała mu kilka miesięcy gry. Po wielomiesięcznej rehabilitacji powrócił na boisko, lecz nie wnosił wtedy zbyt wiele. Ponadto w międzyczasie przytrafiały mu się mniejsze kontuzje mięśniowe, które utrudniały mu szansę na występy. W okresie pandemii bez żalu rozstano się z Niemcem o algierskich korzeniach. A może gdyby wtedy nie zagrał, dziś byłby gwiazdą Pogoni.

Nie nawiązał do występów z warszawskich klubów

Władimer Dwaliszwili

Biorąc tego napastnika, w klubie liczono na to, że będzie tak samo skuteczny jak w Legii Warszawa bądź Polonii Warszawa. W obu wymienionych klubach prezentował się naprawdę solidnie. Można było zatem przypuszczać, że Portowcy ściągnęli ciekawą opcję na dziewiątkę, której atutem będzie walka fizyczna z obrońcami oraz ten strzelecki instynkt. Wierzono w Gruzina na tyle, że podpisano z nim 3-letni kontrakt. Dostawał naprawdę sporo szans, jednak nie do końca je wykorzystał. W całym sezonie zdobył ledwie trzy bramki. Jego meczem chwały było spotkanie z Podbeskidziem, gdzie ustrzelił dublet na wagę zwycięstwa.

Lecz poza tym, mocno nieskuteczny i dość toporny, choć u trenera Michniewicza to nie była aż taka wada. Na plus damy aż pięć asyst, jakie zanotował w całym sezonie. Niemniej rozwiązanie kontraktu po roku świadczy o tym, że nie spełnił pokładanych w nim oczekiwań. Dołóżmy jeszcze do tego fakt, że Gruzin nie zaliczał się do limitu obcokrajowców posiadających paszport Unii Europejskiej. Gdyby w klubie liczyli na byłego gracza m.in. Legii, nie pozbywano się go tak szybko, nawet uwzględniając limit.

Tylko dwóch doszczętnie nie zawiodło

Niezły gracz, ale Pogoń ciągle kogoś szuka

Luka Zahović

Do Pogoni przyszedł z początkiem października 2020 roku. Syn Zlatko Zahovicia zapowiadany był jako duże wzmocnienie w linii ataku. Jak dotąd w Pogoni rozegrał 87 spotkań, notując w nich 19 goli i 12 asyst. Widać, że Słoweniec szkolony był w Benfice. Ma świetne czucie piłki, z którą często potrafi zrobić coś nieszablonowego, ale… nie takiego bilansu oczekiwano od takiego piłkarza. Zresztą, co tu dużo kryć, gdyby Luka był tak dobry, nie szukano by alternatyw w postaci Almqvista, czy nowego nabytku, Koulourisa.

Ktoś powie, rezerwowy napastnik jest potrzebny w razie kontuzji albo w celu wywierania presji. Tak, to prawda. Lecz jeżeli na ataku próbowano także Jeana Carlosa, Alexa Gorgona, który miał już żegnać się z piłką, albo Michała Kucharczyka (!) to znaczy, że coś jest nie tak. Nie można powiedzieć, że Słoweniec nie cieszy się zaufaniem, ale ruchy włodarzy dyskretnie pokazują, że oczekiwania wobec niego były znacznie większe. Zbyt wiele spotkań Zahović przeszedł obok lub koledzy w ogóle nie dostrzegali swojego partnera z ataku. Dlatego naszym zdaniem nie udźwignął w pełni ciężaru zdobywania goli.

Pogoń nie miała czego szukać przy ofercie od Lecce

Pontus Almqvist

Szwed co prawda miał niewielkie szanse na pozostanie w Pogoni, jednak skoro uwzględniamy wypożyczonych graczy, to i on na tej liście się znajduje. Pogoń wykorzystała przepisy FIFA, pozwalające piłkarzom z ligi rosyjskiej zawiesić kontrakt i zmienić drużynę do połowy 2023 roku. Przez ten czas obdarzony niesamowitą szybkością Szwed dał trochę radości szczecińskim kibicom. Pięć goli oraz sześć asyst wstydu nie przynoszą, dlatego stawiamy go ciut wyżej od Luki Zahovicia.

Niemniej po takim piłkarzu oczekiwano troszkę więcej. Z pewnością kontuzje, jakie łapał Szwed, nie pomagały mu w poprawieniu tego rezultatu. Poza tym Pontus często grał na skrzydle, gdzie mógł wykorzystywać swój wielki atut, jakim jest przyspieszenie, ale ciężej było o strzelenie bramki. Co wydaje nam się absolutnie zrozumiałe, włodarze poważnie myśleli o tym, aby został w klubie na dłużej. Jednak marzenia musieli odłożyć na bok, ponieważ gdy ofertę złożyło włoskie Lecce, wiadomym było, jak to się zakończy. Mimo to w Szczecinie będą miło wspominać Szweda, lecz jego przygoda ma charakter jednosezonowej ciekawostki, która raczej się nie powtórzy.

Tylko Polacy w pełni dźwigali rolę dziewiątki

Jak widzimy, napastnicy z zagranicy w znacznym stopniu okazywali się pieniędzmi wyrzuconymi w błoto. Żeby tak nie demonizować zagranicznych strzelców, to sprawdziliśmy także, jak prezentowali się polscy napastnicy. Cóż, tu też zdarzały się wpadki, lecz w przeciwieństwie do stranierich, dwóch naszych rodaków zapisało się złotymi głoskami na kartach klubu z Pomorza Zachodniego.

Obaj wypożyczeni, obaj nieskuteczni

Michał Żyro

Kariera Michała została brutalnie zastopowana w Anglii po bandyckim wejściu Antonyego Kaya. Od powrotu do gry, to już nie był ten sam Michał Żyro. Stracił swoją pozycję w Wolverhampton, które nie wiązało z nim przyszłości. Na ostatni rok kontraktu Pogoń wypożyczyła Polaka. W Szczecinie liczono na to, że w rodzimym kraju wychowanek Legii odbuduje się i przyniesie „Portowcom” bramki. Nic takiego nie miało miejsca. Nie potrafił sobie na stałe wywalczyć miejsca w składzie, wchodząc praktycznie ciągle z ławki. Problemem okazało się także jego kruche zdrowie. Zdobył co prawda jednego gola z Arką, lecz szczecińscy fani zapamiętają mu inną sytuację. W meczu przeciwko Legii, swojemu byłemu klubowi, nie wykorzystał fantastycznej okazji. To kibice puściliby mu pewnie płazem – każdemu może się zdarzyć. Lecz napastnik podczas wywiadu w przerwie wypowiedział słowa, które wprawiły zapewne niejednego w osłupienie:

Gdy widziałem, że Jędrzejczyk został za moimi plecami, to cała moja „legijna” przeszłość przebiegła mi przed oczami i może dlatego wcelowałem w Cierzniaka.

Powiedzieć, że dobór słów był niefortunny, to nic nie powiedzieć. Po sezonie bez żalu oddano Michała, który od tego czasu tuła się po polskich klubach.

Piotr Parzyszek

Po świetnym czasie w Piaście Gliwice Polak postanowił spróbować swoich sił we włoskim Frosinone. Włoska przygoda okazała się nieudana. Tę sytuację postanowiła wykorzystać Pogoń. Ściągając Parzyszka, w Szczecinie liczyli na to, że wniesie tyle samo, co w mistrzowskim sezonie Piasta oraz przy zdobyciu brązowego medalu rok później. Niestety dla Portowców, nie nawiązał. Dorobek Piotra to 1 gol z Radomiakiem oraz 1 asysta. Mało widoczny w ataku, a gdy miał swoje szansę, to koncertowo je psuł, jak choćby w meczu z Rakowem Częstochowa, gdzie z kilku metrów nie zapakował piłki do bramki. Sam zresztą piłkarz odczuwał spory niedosyt, o czym opowiedział w rozmowie z oficjalną stroną Pogoni i przeprosił kibiców za to, że zawiódł. Za taką samokrytykę mamy dla niego szacunek, ponieważ nie każdy tak otwarcie przyznaje się do swojej porażki.

Pogoń na zawsze będzie ciepło wspominać Buksę i Robaka

Marcin Robak

Pierwszy etatowy snajper Pogoni. Jego wykup z Piasta Gliwice był współfinansowany przez ówczesnego głównego sponsora, Grupę Azoty. Jak się okazało, był on wart tych pieniędzy. Silny napastnik fenomenalnie odnajdywał się w polu karnym co sprawiło, że już w pierwszym sezonie w barwach Pogoni został królem strzelców, strzelając aż 22 bramki (jedną bramkę zdobył jeszcze w barwach Piasta). Jego dobra gra zaowocowała transferem do Chin, który ostatecznie nie wypalił. Mimo tego, po szybkim powrocie do Pogoni dał jej 11 bramek w kolejnym sezonie, co zaowocowało później transferem do Lecha. A skoro mowa o Lechu, to nie sposób nie wspomnieć pamiętnej demolki, jaką urządził Marcin Robak właśnie „Kolejorzowi” 21 lutego 2014 roku. W tamtym meczu strzelił aż pięć goli, czym wprawił w radość cały Szczecin. Za ten mecz u kibiców będzie miał dożywotni szacunek.

Adam Buksa

Pogoń ściągnęła Adama w sezonie, w którym walczyła o uniknięcie spadku. Wielu kibiców kręciło nosem na ten zakup, ponieważ jego dotychczasowe występy w Zagłębiu Lubin i Lechii Gdańsk nie stanowiły gwarancji licznych goli. Jakże srogo pomyliła się wtedy spora grupa ludzi. Ten nieoczywisty transfer okazał się być najlepszym zakupem w linii ataku „Portowców” od wspomnianego Robaka. Był czołową postacią drużyny Runjaicia, który nie dość, że strzelał, to jeszcze swoją grą wydatnie pomagał kolegom w zdobywaniu bramek. W Pogoni odpalił na tyle skutecznie, że jego usługami zainteresowało się New England Revolution. Stamtąd poszedł po pewnym czasie do francuskiego Lens, a także oczy na napastnika zwróciła reprezentacja Polski, w której zdobył pięć bramek. Pogoń stanowiła dla niego trampolinę do dużej piłki.

Oby tym razem Pogoń skutecznie trafiła z atakującym

Patrząc na liczbę napastników, którzy przewinęli się w tym czasie przez klub z Pomorza Zachodniego, w Szczecinie mają spory problem z obsadą tej pozycji. Zwłaszcza obcokrajowcy na ataku zwykle okazywali się transferowymi niewypałami, a czasem wręcz kompletnymi klapami. Lepiej to wyglądało, gdy Pogoń brała polskiego napastnika. Co prawda Żyro i Parzyszek zawiedli oczekiwania kibiców, lecz Robak i Buksa byli strzałami prosto w dziesiątkę. Obydwaj zapewnili kibicom mnóstwo radości swoimi golami (zwłaszcza pięć goli Robaka przeciwko Lechowi robi wrażenie) oraz gotówką po transferze (tu bardziej myślimy o przypadku Adama Buksy, za którego Pogoń zainkasowała cztery miliony).

Powyższa statystyka także pokazuje, że choć zagranicznych atakujących było dwa razy więcej, to łącznie strzelili oni o 23 gole mniej! Dość powiedzieć, że sam jeden Marcin Robak z 32. golami dla Pogoni mógłby równać się ze strzeleckimi wyczynami grupy zagranicznych napastników. W Szczecinie muszą liczyć na to, że transfer Koulourisa przerwie na jakiś czas nieustanne poszukiwania napastnika w Szczecinie, które jak pokazaliśmy, zbyt często kończyły się takim fiaskiem, jak w przypadku Maniasa. Oby „Kulu” nie poszedł tą drogą i stał się pierwszym stranierim, o którym w pełni można powiedzieć, że się sprawdził na ataku u „Portowców”.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze