ŁKS Łódź poprzedni sezon zakończył na pierwszym miejscu w tabeli Fortuna 1. Ligi. Dzięki temu łodzianie po trzech sezonach powrócili do polskiej elity. Teraz głównym celem klubu będzie utrzymanie się w najwyższej klasie rozgrywkowej w kraju. Jednym z piłkarzy „Rycerzy Wiosny” jest Piotr Janczukowicz. Postanowiliśmy z nim porozmawiać o problemach strzeleckich ŁKS-u, trenerze Kazimierzu Moskalu czy pobycie w Niemczech.
Jakbyś ocenił początek sezonu w wykonaniu ŁKS-u Łódź?
Trudno jest mi to ocenić. Nie mieliśmy łatwego początku, ponieważ graliśmy z Legią. Wiedzieliśmy do kogo jedziemy i jakie warunki postawi nam nasz rywal. Ogólnie uważam, że początek mieliśmy przeciętny, ale z każdym meczem będzie tylko lepiej.
Na cztery pierwsze spotkania PKO BP Ekstraklasy, aż w trzech nie zdołaliście zdobyć bramki. Z czego według Ciebie wynika taki stan rzeczy?
Nie jest mi łatwo powiedzieć, z czego to wynika. Przyszło paru nowych zawodników, z którymi się jeszcze zgrywamy. Występujemy też obecnie na wyższym poziomie, na którym są silniejsze drużyny. Jeśli chodzi o te bramki, to myślę, że one przyjdą z czasem.
Najbliższy mecz gracie z Pogonią Szczecin, która ma obecnie niemałe problemy z defensywą. Czy to sprawia, że czujecie się pewniejsi przed tym starciem?
Nie, podchodzimy do tego wszystkiego na spokojnie. Wiemy, że Pogoń ma swoje problemy, tak jak i my. Mimo wszystko mają oni mocną kadrę. Wierzę, że możemy pokazać, że jesteśmy lepszą drużyną, która jest w stanie zdobyć w tym spotkaniu trzy punkty.
Wspomniałem wcześniej o waszej niemocy strzeleckiej. Czy trener Kazimierz Moskal zaczął kłaść większy nacisk podczas treningów na grę ofensywną?
Trener wymaga od pomocników i napastników, żebyśmy uderzali, jeżeli mamy dogodne sytuacje. Trudno mi powiedzieć, czemu nie udaje nam się zdobywać tych bramek. Uważam, że posiadamy mocny przód i to nie jest tak, że nie mamy sytuacji bramkowych. Mieliśmy je chociażby w meczu z Ruchem Chorzów. Ten mecz zakończył się wynikiem negatywnym dla nas, ale uważam, że w pierwszej połowie mogliśmy strzelić ze dwie bramki. Mamy swoje okazje, ale czasami brakuje nam tej kropki nad „i”. Myślę, że z czasem to przyjdzie.
W zeszłym sezonie zostaliście mistrzem Fortuna 1. Ligi i awansowaliście do polskiej elity. Spodziewałeś się tego przed rozpoczęciem rozgrywek?
Szczerze to nie. Przed rozpoczęciem poprzednich rozgrywek wszyscy do nas mówili, żebyśmy się tylko utrzymali. Zawsze parskałem śmiechem, gdy ktoś mi tak mówił, bo wiedziałem, że mamy mocną drużynę. Uważam, że trener Moskal dobrze nas poustawiał. Do tego zgraliśmy się jako zespół. Wszyscy rozumieliśmy się na boisku, każdy wiedział, co ma robić. Gdy ktoś nie wrócił na swoją pozycję, to dwóch innych graczy tam przechodziło, aby pomóc. Awansowaliśmy dzięki temu, że byliśmy drużyną.
.@LKS_Lodz z awansem do @_Ekstraklasa_ ! pic.twitter.com/AJk7FrSrQT
— Fortuna 1 Liga (@_1liga_) May 26, 2023
Dużą rolę w tym sukcesie odegrał Wasz szkoleniowiec?
Według mnie bardzo dużą. To on nas poukładał. Jest to trener, który ma charyzmę i doświadczenie, ponieważ grał długo w piłkę. Cała drużyna się go słuchała i korzystała z pomocy, jaką szkoleniowiec nam dawał. Trzeba przy tym zaznaczyć, że cały sztab zrobił super robotę, bo choćby pod względem fizycznym też byliśmy znakomicie przygotowani. Trenerzy Paweł Drechsler i Marcin Pogorzała również znakomicie wywiązali się ze swoich zadań.
W marcu tego roku zostałeś nazwany przez Łódzki Sport cichym bohaterem ŁKS-u. Zgadzasz się z takim określeniem?
Nie lubię siebie oceniać. Ja sam tak nie uważam, wolę podchodzić do tego wszystkiego bardziej skromnie. Według mnie na pewno pomogłem drużynie. Jestem z tego zadowolony, ale wiem, że mogę zrobić jeszcze więcej.
Skoro już rozmawiamy o Waszym awansie, zapytam jeszcze o ludzi, którzy wspierają Was z trybun. Jak ważną częścią tego sukcesu byli Wasi kibice?
Uważam, że kibice nas nieśli. Ja do teraz mam w głowie spotkanie z Wisłą Kraków. Według mnie to był najlepszy mecz, jaki rozegrałem, a nasi fani byli na nim świetni. Ogólnie uważam, że nasi kibice, jak i piłkarze, odegrali bardzo ważną rolę w tym sukcesie.
Wracając do obecnych rozgrywek. Jakie cele ma klub na ten sezon?
Naszym celem jest utrzymanie się. Chcemy wygrywać każdy mecz, ale to nie jest tak, że uda nam się odnieść zwycięstwo we wszystkich spotkaniach. Trzeba być przygotowany na każde starcie, chociażby pod względem mentalnym, aby je wygrywać. Jesteśmy obecnie w ekstraklasie, więc na krajowym podwórku nie możemy zajść wyżej. Oczywiście są jeszcze europejskie puchary i mistrzostwo Polski. My jednak musimy myśleć bardziej o ŁKS-ie, abyśmy się utrzymali, bo to jest dla nas najważniejsze. Później z każdym kolejnym rokiem będzie tylko lepiej.
Spytam o waszego bramkarza. Czy bardzo dobra dyspozycja Aleksandra Bobka wpływa na większy spokój w grze całej drużyny?
Oczywiście. Uważam, że daje on nam dużo spokoju z tyłu i jest to ważny element w kontekście gry całego zespołu.
Do ŁKS-u Łódź trafiłeś 1 stycznia 2021 roku z Olimpii Grudziądz. Dlaczego wybrałeś akurat ten klub?
Miałem oferty z innych klubów, lecz nie będę mówił z jakich. Z tego, co pamiętam, dyrektor sportowy Krzysztof Przytuła odegrał ważną rolę w ściągnięciu mnie do ŁKS-u. Jak przyszedłem do klubu, to była walka o awans. Wtedy ta sztuka nam się nie udała. Następny sezon zakończyliśmy na dziesiątym miejscu w tabeli, po czym przyszedł trener Kazimierz Moskal i rok później zdobyliśmy awans. Ja wtedy przyszedłem do klubu, bo bardzo chciałem zdobyć ten awans, ale oprócz tego również aspekty klubowe mi zaimponowały i podobało mi się, jak to wszystko tutaj funkcjonuje. Dla mnie ŁKS jest topowym klubem, ponieważ mamy tutaj drugą ligę, ekstraklasę, akademia jest na naprawdę wysokim poziomie. Uważam, że wszystko tutaj idzie w dobrym kierunku.
Piotr Janczukowicz zawodnikiem @LKS_Lodz! Powodzenia w walce o Ekstraklasę 👌🏻 pic.twitter.com/53u16NmuYh
— Mateusz Ożóg (@Oz_Mat) December 18, 2020
Cofnijmy się na chwilę w czasie. Jak rozpoczęła się Twoja przygoda z grą w piłkę?
Pierwszy miesiąc grałem w Gryfie Słupsk, ale mój tata powiedział, że nie widzi, abym się tam rozwijał. Potem pojechałem do Sycewic, do trenera Ryszarda Hendryka. Generalnie uważam, że jestem wychowankiem Sparty Sycewice. Wszyscy mówią, że jestem wychowankiem Gryfa, ale ja twierdzę inaczej. Zaczynałem w Sparcie, gdy miałem pięć, może sześć lat i grałem tam do 11. roku życia. Następnie jak miałem 12 lat to wyprowadziłem się z rodzicami do Niemiec.
Moje początki były w Gryfie, ale nie chcę za bardzo brać tego do swojej historii. Oczywiście nie obrażając tego klubu, bo kibicuje im bardzo. Szczególnie, że ich obecnym trenerem jest Krzysztof Müller, który był moim wuefistą.
Wspomniałeś o tym, że w wieku 12 lat wyjechałeś z rodzicami do Niemiec. Czy pobyt na zachodzie dał Ci dużo pod względem piłkarskim?
Uważam, że wiele się tam nauczyłem. Gdy miałem 15 lat, to już półtora roku byłem w internacie w Unterhaching, który teraz awansował na trzeci poziom rozgrywkowy w Niemczech. Potem wróciłem do domu i grałem w pewnym miasteczku, a następnie poszedłem do Stuttgarter Kickers, gdzie od U-17 do U-19 grałem w juniorskiej Bundeslidze.
Nie szło Ci tam chyba najlepiej pod względem strzeleckim.
Nie szło, ponieważ ja tam grałem na środku pomocy i na prawej obronie. Nie był to mój moment, zresztą fizycznie byłem też wtedy bardzo słaby. Dopiero gdy wyjechałem do Grudziądza, to zmężniałem.
Odpowiadała Ci gra na środku pomocy bądź prawej obronie?
Wolę grać z przodu.
Jak ogólnie wspominasz swój pobyt w niemieckich klubach?
Ogólnie jestem z tego pobytu zadowolony, ponieważ zebrałem doświadczenie. Umiem także mówić po niemiecku i angielsku, co jest dla mnie jak najbardziej na plus.
Czego można Tobie życzyć w tym sezonie?
Myślę, że przede wszystkim zdrowia.