Obowiązek młodzieżowca #1 – Idzie młodość!


Sprawdzamy, jak w pierwszej kolejce nowego sezonu spisali się młodzieżowcy

22 lipca 2019 Obowiązek młodzieżowca #1 – Idzie młodość!

Przepis o obowiązkowym wystawianiu do gry młodzieżowców wciąż budzi kontrowersje. Niektórzy zwracają uwagę na to, że przez ten przepis młodzi piłkarze nie będą już tak chętnie wypożyczani do klubów z niższych lig. Jednakże po pierwszej kolejce PKO Ekstraklasy krytycy tej zmiany mają mało argumentów. W grze zobaczyliśmy bowiem wielu młodych zawodników, którzy nie zawiedli. Wręcz przeciwnie. Kilku z nich naprawdę nas zachwyciło!


Udostępnij na Udostępnij na

Przypomnijmy, że w tym sezonie młodzieżowcem określamy wszystkich zawodników urodzonych w roku 1998 lub młodszych. W niższych ligach w naszym kraju status młodzieżowca przysługuje jedynie piłkarzom z rocznika 1999 oraz oczywiście również tym młodszym. W przypadku najwyższej ligi decydenci poszli na rękę klubom i uznali, że zawodnicy, którzy w tym roku skończą 21 lat też mogą być uznani za młodzieżowców.

Każdy zespół naszej ligi musi mieć w swoim składzie co najmniej jednego piłkarza, który spełnia wymóg młodzieżowca. Jeśli więc na boisku w danej drużynie jest tylko jeden i przykładowo dostanie kontuzji to wówczas musi wejść za niego inny. Wyjątek stanowi sytuacja, w której młodzieżowcem jest bramkarz. Wówczas golkiper, który go zmienia nie musi być młodzieżowcem i w związku z tym może dojść do tego, że taka ekipa nie będzie spełniała przepisu.

Mocne wejście Bidy, niezły Antonik

Z tymi wszystkimi wytycznymi z pewnością doskonale zapoznali się trenerzy ekstraklasy i wydaje się, że dobrze się do nich dostosowali. Młodzi zawodnicy, którzy dostali swoją szansę w związku z tym przepisem, naprawdę spisali się nieźle. Polski futbol klubowy przeżywa trudne chwile, więc może właśnie ci wszyscy młodzieżowcy będą nadzieją na lepsze jutro dla ekstraklasy i ogólnie naszej piłki.

Sezon 2019/2020 rozpoczął się w Gdyni, gdzie Arka podejmowała Jagiellonię. Goście spisali się fantastycznie, a jedną z ich najjaśniejszych postaci był tego dnia 18-letni Bartosz Bida. Można sobie teraz zadać pytanie – czy gdyby przepis o młodzieżowcu nie obowiązywał, to w pierwszym składzie na mecz przeciwko Arce wyszedłby Bida czy może jednak trener postawiłby na Kostala? Nie ma co się czarować – odpowiedzią na to pytanie jest Kostal.

Tymczasem Bida, który w poprzednim sezonie ograł się w seniorskim futbolu na wypożyczeniu w ekipie Wigier Suwałki, w piątek był bardzo dobrze dysponowany. Już w 5. minucie strzelił gola, który był również pierwszą bramką w ekstraklasie w nowym sezonie. Poza tym kręcił obrońcami Arki, był niezwykle ruchliwy i nie miał jakichkolwiek kompleksów. Po prostu szedł jak po swoje.

W pierwszej lidze strzelał gola średnio w co drugim meczu (dziesięć meczów, pięć goli). Teraz, szczebel wyżej, też od razu popisał się skutecznością, choć przy odrobinie szczęścia mógł mieć na koncie więcej niż jednego gola. Jego postawa była na tyle dobra, że Adam Marciniak trochę się zdenerwował w przerwie podczas wywiadu, kiedy został zapytany właśnie o Bidę.

W tym samym meczu z niezłej strony pokazał się Kamil Antonik. Arka słabo się zaprezentowała, ale akurat ten młody zawodnik rozegrał dobre zawody. Podobnie jak Bida nie miał żadnych kompleksów. 20-latek nie rozegrał wcześniej choćby jednego meczu nawet na poziomie pierwszej ligi, jednak w piątek w ogóle nie było tego po nim widać. Robił sporo wiatru na skrzydle i jeśli można pochwalić kogoś z ekipy Arki, to właśnie Antonika, który zresztą na boisku spędził 90 minut.

Lech młodzieżowcami stoi, polski ŁKS

Jest klub, który nie musi martwić się o to, czy ma w kadrze wystarczająco dużo młodzieżowców. Jest to oczywiście Lech Poznań. Średnia wieku „Kolejorza” to zaledwie 23 lata i jest to najmłodsza drużyna w lidze. W meczu z Piastem Gliwice Dariusz Żuraw dał szansę czterem młodzieżowcom. O ile Puchacz był niedokładny, a w poczynaniach Jóźwiaka znowu królował chaos, o tyle Gumny i Tomczyk spisali się bardzo dobrze.

Gumny, obok van der Harta, był najlepszym piłkarzem Lecha w meczu z mistrzami Polski. Kreował sporo akcji w ofensywie, więcej niż skrzydłowi. W defensywie też był pewny. Z kolei Tomczyk po raz kolejny zrobił swoje – wszedł z ławki i strzelił gola. Wychowanek Lecha rozegrał w ekstraklasie 336 minut i strzelił w tym czasie pięć goli. Cóż jeszcze może on zrobić, żeby dostać w końcu prawdziwą szansę?

Wracający na najwyższy szczebel rozgrywkowy ŁKS może pochwalić się tym, że w jego kadrze na mecz z Lechią Gdańsk było aż 17 Polaków (na 20 miejsc). Jednakże w piątek zagrał jedynie jeden młodzieżowiec – Jan Sobociński. Uczestnik mistrzostw świata do lat 20 spisał się naprawdę dobrze, był pewny w defensywie.

Udowodnił, że nie bez powodu latem mówiło się, że Lech Poznań chce go ściągnąć do siebie. Wychowanek ŁKS-u w swoim pierwszym meczu w ekstraklasie miał trudne zadanie, bo stanął naprzeciwko zdobywcy Pucharu Polski, Superpucharu i jednego z głównych kandydatów do zdobycia tytułu mistrzowskiego. Jednak z pewnością nie zawiódł.

Bramkarze ze zmiennym szczęściem

Oczywiście nie wszyscy spisali się wyłącznie dobrze i bez błędów. Jako młodzieżowcy mogą występować także bramkarze. Z tego założenia wyszli trenerzy Korony Kielce, Wisły Płock i Legii Warszawa. O ile Radosław Majecki rozegrał już kilka meczów w ekstraklasie i należało spodziewać się, że będzie numerem jeden w bramce stołecznego klubu, o tyle dla Pawła Sokoła (Korona) i Bartłomieja Żynela (Wisła Płock) są to początki w najwyższej lidze.

Majecki wpuścił dwa gole, ale nie rozegrał złego meczu. Przy bramkach Buksy i Kozulja nie miał większych szans, choć niektórzy twierdzą, że mógł zrobić więcej, kiedy gola strzelał ten drugi. Jednakże pomocnik Pogoni posłał taką bombę, że młody Polak naprawdę miał trudne zadanie.

Trochę więcej niepożądanych zachowań było w przypadku Sokoła i Żynela. Zwłaszcza bramkarz Korony Kielce był niezwykle elektryczny i dziwnie piąstkował. Parafrazując klasyka: „On grał w siatkówkę”. Jednakże słabo dysponowani piłkarze Rakowa Częstochowa nie byli w stanie skorzystać z niepewnego zachowania Sokoła. Młody golkiper musi szybko pozbyć się tremy debiutanta. W sobotę zachował czyste konto, ale w następnych meczach może nie mieć tyle szczęścia.

Żynel podczas poniedziałkowego meczu „zrobił Placha”. Faulował, w podobny sposób co Słowak, Szymona Matuszka, ale w odróżnieniu od bramkarza mistrzów Polski, naprawił swój błąd. Wyczuł intencję Igora Angulo i świetnie obronił strzał z rzutu karnego. Jednakże w drugiej połowie już nie miał tyle szczęścia. Angulo pokonał go po dobrym podaniu Łukasza Wolsztyńskiego i doprowadził do wyrównania.

Zresztą mecz Wisła–Górnik w ogóle stał pod znakiem młodzieżowców powodujących rzuty karne dla rywali. Przemysław Wiśniewski z Górnika Zabrze faulował Oskara Zawadę. Jemu, w odróżnieniu od Żynela, nie upiekło się. Po jego faulu rzut karny na gola zamienił Dominik Furman.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze