Atletico Madryt jako dwukrotny triumfator Ligi Europy w latach 2010 i 2012, Arsenal, dla którego zbliżający się dwumecz to najważniejsze wydarzenie tego sezonu, Olympique Marsylia powracający do najlepszej czwórki poważnego europejskiego pucharu po 14 latach oraz największa niespodzianka tych rozgrywek, czyli Red Bull Salzburg. Fantastyczna czwórka bieżącej edycji ubogiej siostry Champions League przystępuje do gry o wielki finał na Groupama Arena, lub jak kto woli, Parc Olympique Lyonnais.
Podczas rozmów o futbolu bardzo często pada teza, iż rozgrywki Ligi Europy od momentu ćwierćfinałów i półfinałów stają się ciekawsze od samej Ligi Mistrzów. Co roku nowe drużyny, więcej oryginalności w porównaniu do najważniejszych klubowych rozgrywek europejskich – podstawowe wytłumaczenia padające z ust sympatyków tego mniej prestiżowego pucharu. Częściowo coś w tym jest.
Poza monopolem Sevilli, mającym miejsce w latach 2014–2016, każde kolejne ekipy, które przebrną do półfinału, dostarczają coraz to nowych emocji. Sztandarowym przykładem może być tutaj kapitalne starcie Liverpoolu z Borussią Dortmund sprzed dwóch lat. Czy tym razem można liczyć na podobne emocje?
Wyzwanie sezonu dla Arsenalu
Analogicznych wrażeń, co angielsko-niemiecka rywalizacja z sezonu 2015/2016, może dostarczyć pojedynek Arsenalu z Atletico, nie bez przyczyny określany jako przedwczesny finał. Obie ekipy pomimo pewnych zwycięstw w pierwszych meczach ćwierćfinałowych w rewanżach najadły się sporo strachu. Koniec końców znalazły się jednak w przewidywanym dla nich miejscu.
Na Emirates Stadium z tak istotną rywalizacją dawno nie mieli do czynienia. Każdy wie, przed jak ważnym wyzwaniem stoją zawodnicy Arsenalu. Najgorszy sezon pod wodzą Arsene’a Wengera wciąż może mieć pozytywny finał, zakończony triumfem w Lidze Europy i ostatecznym wprowadzeniem zespołu do przyszłorocznej edycji Ligi Mistrzów.
Czerwona część północnego Londynu żyje już oczywiście odejściem Francuza oraz tym, kto przejmie schedę po jednej z najważniejszych postaci w historii klubu. Pora jednak zejść na ziemię i skupić się na najbliższym wyzwaniu, którego powodzenie bądź niepowodzenie zapewne zdeterminuje plany „Kanonierów” na kolejny sezon. Otrzymanie zespołu grającego w Lidze Mistrzów byłoby dobrym punktem wyjścia do budowy nowej rzeczywistości przez następcę Wengera.
Arsenal beat West Ham 4-1 in their first match since Arsène Wenger revealed he will leave this summer … but they lose Mohamed Elneny to an ankle injury.
How will the Gunners fare against Atlético in the #UEL on Thursday? ? pic.twitter.com/pp7gg5lzQq
— UEFA Europa League (@EuropaLeague) April 22, 2018
Ostatnia dyspozycja najbliższego przeciwnika Arsenalu nie do końca napawa optymizmem, skoro mówimy o podopiecznych Diego Simeone. Wydawało się, że wicemistrzostwo Hiszpanii raczej nie wymknie się z rąk Atletico. Madrycka rywalizacja o miejsce za plecami Barcelony rozpoczyna się na nowo. Czy będzie to miało wpływ na ekipę z Wanda Metropolitano, której marzy się trzeci triumf w Lidze Europy?
W Madrycie oczywiście nie ma tak dużej presji, jeśli chodzi o najbliższy dwumecz. Miejsca, w których znajdują się oba zespoły, to dwa odmienne bieguny. W przeciwieństwie do Arsenalu Atletico już może sposobić się do gry w Lidze Mistrzów. Na krajowym podwórku pozostaje już tylko rozstrzygnąć ambicjonalną kwestię, czyli jak już wspomniano, walkę ze znienawidzonym Realem o tytuł wicemistrza kraju.
Sięgając pamięcią wstecz, trudno sobie przypomnieć podobny dwumecz. Ostatni raz Arsenal spotkał się z Atletico podczas letniego turnieju Emirates Cup w 2009 roku. Górą byli wówczas Anglicy, zwyciężając 2:1. Na przestrzeni najbliższego tygodnia szykuje się nie lada piłkarska gratka w dwóch odsłonach. Simeone popsuje rozłąkę Wengera z Arsenalem, czy jednak wręcz przeciwnie i Francuz otrzyma możliwość zagarnięcia ostatniego, niezwykle cennego trofeum, biorąc pod uwagę bieżącą sytuację klubu?
Walka o przepustkę na teren wroga
Jedna z aren goszcząca reprezentacje Starego Kontynentu podczas Euro 2016 miała przywitać w finale zespół Olympique. Recz jasna miejscowego Lyonu. Drużyna z miasta gospodarzy tegorocznego decydującego starcia Ligi Europy zawiodła już na etapie 1/8 finału. W grze pozostaje za to cały czas imienniczka z Marsylii.
Dość długo amerykańskim właścicielom schodziło z przywracaniem Marsylii na właściwe tory. Metodą prób i błędów, niezliczonych transferów, wprowadzili legendarny francuski klub do grona półfinalistów europejskich pucharów. Ponadto Marsylia wciąż liczy się w grze o wicemistrzostwo Francji.
Kluczowym aspektem w drodze po finał może okazać się własne boisko, na którym Francuzi rozegrają pierwszą odsłonę dwumeczu. Dlaczego jest to tak ważne? Twierdza Stade Velodrome wciąż pozostaje nienaruszona w Lidze Europy. Sześć spotkań rozegranych w Marsylii pięciokrotnie zakończyło się zwycięstwem gospodarzy. Jedyną ekipą, która zdołała wywieźć jeden punkt z niezwykle niegościnnego terenu, był… Red Bull Salzburg.
Marseille are unbeaten in 6 games at home in the #UEL. (W5 D1)
Europa League winners this season? ? pic.twitter.com/qZKGcHbbJF
— UEFA Europa League (@EuropaLeague) April 24, 2018
Bardzo ciekawy przypadek stanowi obecność Red Bulla Salzburg w gronie półfinalistów. Potentat na rynku napojów energetycznych wchodząc do Salzburga, marzył o obecności zespołu w Lidze Mistrzów. Pomimo regularnych sukcesów w lidze austriackiej, drzwi Champions League wciąż pozostają zatrzaśnięte dla mistrzów Austrii.
Przed rozpoczęciem fazy pucharowej Ligi Europy dywagowano, choć bardziej z przymrużeniem oka, czy to właśnie zwycięstwo w tych rozgrywkach nie okaże się najlepszym sposobem na sforsowanie barykady. W tej chwili kandydaturę Austriaków do końcowego sukcesu należy traktować jak najbardziej poważnie. Awans do najlepszej czwórki nie jest dziełem przypadku. A nawet jeśli przygoda dobiegnie końca na etapie półfinału, dokonania Salzburga zostaną w pamięci kibiców. Głównie ze względu na kapitalne odwrócenie losów w starciu z Lazio.
Istotnym faktem w kontekście tego dwumeczu jest to, że obie drużyny rywalizowały już między sobą w tym sezonie. Marsylia i Salzburg spotkały się w fazie grupowej tych rozgrywek. Francuzi zajęli wówczas miejsce za plecami Austriaków, odnotowując bezbramkowy remis na własnym obiekcie, natomiast w delegacji przegrywając 0:1. Czas na rewanż? Marsylia odprawiła już jeden zespół konsorcjum Red Bulla – tę z Lipska. Austriakom nie można niczego ujmować, jednakże za minimalnego faworyta uchodzą jednak marsylczycy, którzy z pewnością chcieliby zmierzyć się w finale na obiekcie rywala.