Odkąd prowadzi nas Paulo Sousa, szukamy piłkarzy, którzy będą umieli funkcjonować w systemie z trójką obrony. Ta zmiana ustawienia miała zamazać skazę, jaką posiada reprezentacja Polski, czyli brak solidnego lewego obrońcy z przodu oraz z tyłu. Niestety przejście na wahadła nie wykreowało nam nowego bohatera kraju. Czy patrząc na bieżącą sytuację, zaczynamy być coraz bardziej pod ścianą? Mimo wszystko chyba nie!
Na październikowym zgrupowaniu reprezentacja Polski miała mieć sprawnych aż trzech wahadłowych, którzy w normalnych okolicznościach zapewne byliby zawsze podstawowym wyborem u każdego selekcjonera, któremu przyszłoby pracować nad Wisłą. Mowa o Macieju Rybusie, Arkadiuszu Recy oraz Tymoteuszu Puchaczu. Niestety życie bywa okrutne. Do dyspozycji Portugalczyka będzie tylko były zawodnik Lecha Poznań.
Zacznijmy od kontuzjowanych – Maciej Rybus i Arkadiusz Reca
Jednak czy wszyscy trzej wspomniani zawodnicy są w stanie na ten moment coś wnieść do narodowego zespołu? Każdy z nich ma de facto jakieś problemy, z których dwa urastają do wysokiej rangi. Mowa oczywiście o zdrowiu i regularnym graniu.
Paradoksalnie najwięcej na ten moment na lewym wahadle mógłby dać nam ten najbardziej doświadczony, grający na co dzień w Rosji, a więc Maciej Rybus. Próbuje nas o tym przekonywać Patryk Buras, specjalista od piłki nożnej w kraju naszego wschodniego sąsiada, redagujący treści dla profilu Piłkarskie Oblicze Rosyjskiego Niedźwiedzia.
– Gdyby „Ryba” pojawił się w kadrze, to przystępowałby w tym zgrupowaniu z trudnej pozycji zawodnika kontuzjowanego. Nie rozegrał ani minuty od pięciu spotkań i nie byłby w stanie rozegrać całego meczu w reprezentacji Polski.
Jego atutem mogli być konkurenci do miejsca w składzie. Zarówno Puchacz, jak i Reca nie grają w klubie ze względu na swoją formę, a nie problemy zdrowotne. Zwłaszcza problem z minutami ma zawodnik berlińskiego zespołu.
Gdyby cała trójka była w pełni sił, to Maciej Rybus byłby najpoważniejszym kandydatem do pierwszego składu. W tym dwumeczu mogłoby przemawiać za nim właśnie doświadczenie w grze z orzełkiem na piersi.
Maciej Rybus dopiero wczoraj pierwszy dzień biegał. Nie trenował od ostatniego zgrupowania. Kłopoty z mięśniem dwugłowym. Duży znak zapytania na październikowe mecze kadry z San Marino i Albanią: https://t.co/q19vaByivg
— Tomasz Włodarczyk (@wlodar85) September 30, 2021
Niestety problemy zdrowotne ma aktualnie też Arkadiusz Reca, który próbuje wywalczyć sobie miejsce w pierwszym składzie Spezii Calcio. To kolejna już kontuzja byłego zawodnika Atalanty Bergamo. Jedna z nich wykluczyła go nawet z tegorocznych mistrzostw Europy i, jak widać, pech dalej się go trzyma. Na ten moment piłkarz, który debiutował u Jerzego Brzęczka i był pierwszym wyborem Paulo Sousy podczas jego debiutu, będzie jeszcze pauzował i leczył uraz mięśnia czworogłowego.
Jeśli chcielibyśmy się jednak bardziej pochylić nad tym, co tracimy na ich nieobecności, to warto spojrzeć na poniższy wykres, który obrazuje ich osiągnięcia w tegorocznym sezonie. Te dane najlepiej obrazują, że strata jednego i drugiego nie jest dość kosztowna w liczbach – bynajmniej na ten moment.
Choć, jak dopowiada nam Przemysław Langier z portalu Goal.pl, ekspert od Serie A, nieobecność Recy może nas boleć, ponieważ ze wszystkich głównych kandydatów do występów to właśnie on jest najlepiej przystosowany do gry na wahadle.
Predysponują go do tego jego wszystkie atuty. Jednak nasz ekspert od razu zaznacza też, że niekoniecznie wynaleziony przez Jerzego Brzęczka piłkarz miałby pierwszy skład w rozdaniu Portugalczyka z miejsca.
– Moim zdaniem przystępowałby z pozycji drugiej–trzeciej opcji, ale tylko z powodu długiej rekonwalescencji. Niestety, jak wiemy, uraz wykluczył go ze zgrupowania. Cały czas uważam, że zdrowy i grający w klubie Reca to pierwszy wybór Paulo Sousy przede wszystkim z braku alternatyw po lewej stronie.
Jakub Wawrzyniak swego czasu zażartował z siebie, że w kadrze jest zmiennikiem piłkarza, który w Polsce się nie urodził, i taka sytuacja trwa wciąż. Reca nie ma powodów, by czuć jakieś kompleksy względem Macieja Rybusa, którego wybitny mecz w reprezentacji trudno sobie przypomnieć (miał wiele poprawnych), czy niełapiącego choćby minuty w Bundeslidze Tymoteusza Puchacza. Jest stworzony do gry w ustawieniu 3-5-2 z wahadłowymi.
Więc zajmijmy się tym, który zagra – Tymoteusz Puchacz
Tym kimś będzie z pewnością wspominany już wcześniej Tymoteusz Puchacz. Były gracz poznańskiego Lecha wskoczył do kadry tuż przed mistrzostwami Europy, wykorzystując lekką nieufność Sousy do Macieja Rybusa oraz kontuzję Arkadiusza Recy.
Od tego czasu jednak nie wszystko toczy się po jego myśli. Brak debiutu w Bundeslidze to przede wszystkim aktualnie największy problem jednego z najmłodszych stażem kadrowiczów. Spytani przez nas Kamil Kania oraz Marcin Borzęcki, którzy komentują niemiecką ligę w Viaplay, próbują nakreślić nam aktualną sytuację popularnego „Puszki”.
Wypada odnotować. Tymoteusz Puchacz pojawił się na placu gry w 79. minucie przy wyniku 3:0. Zawsze to jakieś minuty.
— Tomek Hatta (@Fyordung) September 30, 2021
– Trudno powiedzieć dużo o formie Puchacza, bo w Unionie praktycznie nie gra. W kwalifikacjach LE zaliczył asystę, ale w Bundeslidze nie zaliczył choćby minuty.
W meczach pucharowych nic spektakularnie nie zawalił, ale też nie oczarował trenera, aby dostać szansę debiutu w Bundeslidze. Sousa preferuje grę do przodu, chce grać ofensywnie. Do Puchacza można mieć wiele zastrzeżeń, mógłby popracować nad jakością dośrodkowań, ale nikt nie odmówi mu inklinacji do gry do przodu – zaczyna Kamil Kania, a Marcin Borzęcki dodaje.
– Z jednej strony występy w europejskich pucharach były w jego wykonaniu przyzwoite, z drugiej – z jakiegoś powodu nie gra w drużynie. Myślę, że jest jeszcze zbyt słaby fizycznie i taktycznie, by pojawiać się na boiskach Bundesligi, a już w pucharach – przeciwko mniej wymagającym rywalom – Urs Fischer pozwalał sobie, by go wystawić.
Trudno więc jednoznacznie powiedzieć, by był w dobrej lub słabej formie. Prawdopodobnie, jak na swoje możliwości, pozostaje w dość optymalnej, ale jest zwyczajnie za słaby w kilku obszarach, by regularnie grać. Sądzę jednak, że powoli będzie się to zmieniać i z czasem wywalczy miejsce w składzie nie tylko na mecze pucharowe, ale też ligowe – czyli te najważniejsze dla Unionu Berlin.
Dlaczego więc zagra były gracz poznańskiego Lecha?
Być może jednak ten brak stażu w kadrze jest największym atutem gracza Unionu Berlin. Paulo Sousa ciągle próbuje odmładzać naszą drużynę narodową, co widać poprzez wprowadzanie do niej Kamila Piątkowskiego czy też Kacpra Kozłowskiego oraz paru innych chłopaków. Nie można jednak też zapominać o braku realnego konkurenta, czyli Arkadiusza Recy, na tym zgrupowaniu Dlatego też reprezentacja Polski jest niejako skazana właśnie na ten wybór.
– Wady są te same co w przypadku jego oceny dotychczasowej gry w Unionie. Już w ekstraklasie widać było, że Puchacz ma braki taktyczne, co przekłada się na problemy w defensywie. W kadrze też było to widać. A Polska nie jest jednak na tyle mocną ekipą, by zawsze tłamsiła przeciwnika. Jeśli mielibyśmy się w meczu bronić, to ryzyko pomyłki w wykonaniu Puchacza drastycznie wzrasta.
Pewnie skorzystał na problemach zdrowotnych Arkadiusza Recy i Macieja Rybusa. To znacznie zawęziło grono kandydatów do gry na lewym wahadle. Ale też w odwodzie jest Przemysław Frankowski w świetnej formie, więc może i on zostanie wzięty pod uwagę przez Sousę – kwituje Marcin Borzęcki.
A gdyby tak wystawić… Przemysława Frankowskiego!
Z pewnością jeszcze kilka miesięcy temu 99% kibiców w Polsce chwyciłoby się za głowy, słysząc o takim pomyśle. Lecz teraz taki zamysł mógłby być nawet bardzo rozsądnym wyborem.
Forma, którą posiada zawodnik występujący obecnie na co dzień we Francji, musi stawiać go jako naturalnego, bardzo poważnego konkurenta do miejsca w pierwszym składzie naszego zespołu narodowego. O tym wszystkim opowiada nam Kamil Tybor, który bardzo dobrze porusza się w tematyce Ligue 1.
– Widać, że zmiana ligi i klubu wyszła Frankowskiemu na dobre. Może pograć w silniejszych rozgrywkach, ma już spore międzynarodowe doświadczenie, ale wciąż uczy się nowych rzeczy i schematów, poznaje bardziej tę europejską piłkę i, jak widać po jego grze w Lens, odnajduje się.
We Francji od razu na niego postawiono, a to wpłynęło korzystnie na jego pewność siebie i procentuje na boisku, co widać zresztą po liczbach, jakie wykręca. To samo powinien zrobić Sousa, stawiając na Przemka i dając mu tę rolę wahadłowego na lewej stronie, bo tam czuje się najlepiej i gra z korzyścią dla zespołu. Widać to, patrząc na jego mecze w klubie.
I właśnie to regularne granie we francuskiej drużynie jest najbardziej znaczącym argumentem przemawiającym za daniem szansy właśnie graczowi, który okrzepł na boiskach amerykańskiej MLS, a teraz podbija ligową piłkę nad Sekwaną.
Porównując statystyki jego z Tymoteuszem Puchaczem, uzyskujemy jednoznaczny wniosek – gdyby o wszystkim miała zdecydować królowa nauk, a więc matematyka, decyzja byłaby już do podjęcia bardzo prosta. Grałby właśnie Przemysław Frankowski.
Po liczbie występów pewnie przeciętny kibic nie widziałby aż tak drastycznej różnicy. W końcu gracz niemieckiego klubu rozegrał cztery spotkania, a jego konkurent z Lens ma ich dziewięć. Jednak 244 minuty uzbierane przez Puchacza w eliminacjach do Ligi Konfederacji Europy UEFA wyglądają dość blado przy 598 w Ligue 1.
Warto też podkreślić tutaj udział Przemysława Frankowskiego przy bramkach w swojej nowej drużynie. Ten wynosi 31%, co już nam powinno sugerować dobrą formę byłego gracza Chicago Fire i ewentualną korzyść, jaką mogłaby otrzymać reprezentacja Polski.
Czy reprezentacja Polski ma jeszcze jakieś inne opcje?
Teoretycznie tak. Można, chociażby idąc tropem Grahama Pottera, a więc szkoleniowca Brighton, spróbować ustawić na lewej obronie Jakuba Modera. Jednak w zespole Paulo Sousy młody piłkarz ma jasno określoną pozycję w przeciwieństwie do tego, jaką sytuację ma w klubie.
W barwach narodowych były zawodnik Lecha Poznań jest zawodnikiem grającym na pozycji numer „osiem”. Dlatego też nie powinno się bardziej rozwodzić w tej kwestii.
Kolejną opcją mogłoby być powołanie Michała Karbownika, który z Anglii powędrował na wypożyczenie do Grecji i wydaje się, że powoli wychodzi z zamrażarki na boisko. W barwach Olympiakosu Pireus zdążył już rozegrać łącznie pięć spotkań i dać swojej nowej drużynie jedną asystę.
Obejrzałem dziś Olympiakos, który co prawda wygrał w Lamii 2:1 ale wciąż nie może wskoczyć na właściwe tory. Michał Karbownik zagrał w wyjściowej XI i dziś był pewniejszy w grze obronnej niż do przodu, szczególnie w I połowie. Na duży plus zablokowanie Romanica we własnym polu
— Ματθαίος (@FotnikPL) September 19, 2021
Paulo Sousa jeszcze nie zdecydował się na powołanie tego uniwersalnego piłkarza, ale jeżeli ten nie spuści z tonu, to być może ujrzymy go już na kolejnym listopadowym zgrupowaniu. Na nim reprezentacja Polski rozegra kluczowe spotkania z Węgrami i Andorą na finiszu eliminacji.
A kto z piłkarzy defensywnych dostępnych na tym zgrupowaniu mógłby zostać ewentualnie sprawdzony?
Być może Robert Gumny? Zawodnik, który na ten moment pewnie w planach naszego selekcjonera jest brany pod uwagę bardziej do grania w trójce stoperów z tyłu niż do biegania wzdłuż linii bocznej. Jednak piłkarz ten w przeszłości grywał po lewej stronie boiska. Zwłaszcza początki w Augsburgu pokazały, że ten obrońca może grać zarówno na jednej, jak i drugiej flance. Jak na ten pomysł zaopatruje się Kamil Kania?
– Robert Gumny jako lewy wahadłowy? Nie, to absurdalny pomysł. W Augsburgu często gra teraz jako półprawy stoper. Gdybym miał szukać alternatywy dla Puchacza, to zdecydowanie w Przemku Frankowskim, który notuje kapitalny początek w Lens – tak kwituje ten pomysł komentator Viaplay.
Z przymrużeniem oka powinniśmy też patrzeć na pomysł wystawienia tam Tomasza Kędziory, który od początku pracy Paulo Sousy w Polsce ma pod górę. Najpierw nie został powołany na premierowe zgrupowanie nowego wówczas szkoleniowca, a potem regularnie lądował na ławce, notując pojedyncze minuty w kadrze. Przy okazji był rzucany od pozycji do pozycji.
Jednak, odkładając wszystkie te animozje na bok, poprosiliśmy Kamila Rogulskiego, który jest mocno zainteresowany tamtejszą piłką, o rozpatrzenie ewentualnego zamiaru grania na tej pozycji przez gracza Dynamo Kijów.
– Jeśli chodzi o formację z trzema obrońcami i wahadłowymi, Kędziora to dla mnie idealny półprawy. Na wahadle musisz umieć dobrze grać ma połowie przeciwnika. To był do Polaka największy zarzut, gdy trafił na Ukrainę. Tam boczni obrońcy muszą umieć grać wysoko. Trzeba przyznać, że pod tym względem Kędziora mocno się poprawił.
Jest aktywniejszy, fajnie gra na obieg, jednak według mnie już pewnych ograniczeń nie pokona. Nie kontroluje długości boiska na odpowiednim poziomie, nie ma odpowiedniej celności wrzutek. Trochę brakuje mu szybkości. Nie przypominam sobie meczu Dynama typowo w takiej formacji, więc w kwestii doświadczenia zero pola poglądowego. Pomysł w skali 1–10 oceniłbym na 4.
Ostatnią opcją, którą po prostu trzeba rozpatrzeć, jest jeszcze Bartosz Bereszyński, ale ten, mówiąc najkrócej, w reprezentacji Polski jest wahadłowym, który gra na prawej stronie boiska, i raczej jego przestawienie nie wchodzi w grę.
***
Patrząc więc na ogląd całej sytuacji, wydaje się, że na tej pozycji w najbliższym czasie paradoksalnie nie powinno być źle. Na ten moment zawodników regularnie grających w kadrze na pozycji lewego wahadłowego mamy trzech i każdy ma swoje problemy. Czy to ze zdrowiem, czy z regularną grą. Dlatego też reprezentacja Polski nie powinna się zawężać do wyboru pomiędzy Rybusem, Puchaczem oraz Recą.
Nie jesteśmy też w sytuacji, że musimy wystawić tam Jakuba Modera, bo mamy zawodników, którzy mogą zagrać na tej pozycji i mogą okazać się wartością dodaną. Wystarczy tylko, że Paulo Sousa da szansę na tym zgrupowaniu Przemysławowi Frankowskiemu i będzie śledził dalsze postępy Michała Karbownika, a krawiec, który zarządza materiałem o nazwie „reprezentacja Polski”, nie będzie później zmuszony do nerwowych ruchów przy takiej sytuacji, jaką obecnie mamy.