Reprezentacja Polski zawiodła na całej linii w meczach towarzyskich z RPA (0:1) i Irakiem (1:1). – Wszyscy niemiłosiernie męczyli się w Afryce. – mówi w rozmowie z iGolem były reprezentant Polski, Andrzej Juskowiak.
Jakby pan podsumował grę Polaków w towarzyskich meczach z RPA i Irakiem?
Podsumowanie może być tylko jedno – Polacy spisali się fatalnie. Organizacyjnie zgrupowanie też stało na bardzo słabym poziomie, podobnie jak stadiony, gdzie z rywalami mierzyli się nasi piłkarze. A już w ogóle na obiekcie, na którym rozgrywaliśmy mecz z Irakiem, w ogóle nie powinny odbywać się żadne spotkania!
Wyjazd reprezentacji Polski do RPA miał w ogóle jakikolwiek sens?

Pewnie miałby, gdyby Biało-czerwoni udali się do Afryki w najsilniejszym składzie. A tak, wszyscy męczyli się niemiłosiernie, a najbardziej chyba komentator TVP, Maciej Iwański, który komentował oba mecze Polaków i na szczęście wytrzymał całe spotkania. Gdyby na jego miejscu był na przykład jakiś starszy sprawozdawca z Niemiec, pewnie szybko dałby sobie spokój z relacją (śmiech). Mówiąc jednak poważnie, gdybyśmy w RPA zagrali w najmocniejszym zestawieniu, zapewne wygralibyśmy oba mecze 2:0 i dziś nie byłoby o nic hałasu. Na pewno obydwie potyczki mogłyby odbyć się w Polsce, a tak mieliśmy jedną wielką wycieczkę dla działaczy PZPN i ich żon.
Spotkania z RPA i Irakiem to chyba dobitny znak na to, że kadra ewidentnie sypie się Leo Beenhakkerowi, że już nad nią nie panuje.
Już dawno mówiłem, że czas Holendra w Polsce minął, a najlepiej pokazał to mecz z Irlandią Północną w Belfaście, gdzie Leo nie panował nad zespołem. Zagraliśmy słabo w pierwszej połowie, jeszcze gorzej w drugiej. Już w przerwie Beenhakker powinien wstrząsnąć drużyną, tak by na drugą część spotkania wyszła ekipa umotywowana i żądna zwycięstwa, tymczasem Mariusz Lewandowski pierwszy wślizg wykonał dopiero w 70. minucie, zaś Michał Żewłakow, mimo że murawa była strasznie nierówna, podawał piłkę w światło bramki Artura Boruca. Trafnie Beenhakkera ocenił ostatnio Ronald de Boer, który stwierdził, że Holender to szaman, który prowadzony przez siebie zespół na początku pracy potrafi oczarować, ale po dwóch latach jego magia znika.
Występy w Afryce podopiecznych Leo Beenhakkera z pewnością nie wróżą dobrze przed decydującymi meczami w el.MŚ 2010. Mamy pana zdaniem jeszcze szanse na awans do mundialu w RPA?
Szanse na pewno są, a MŚ byłyby idealnym przetarciem dla reprezentacji Polski przed EURO 2012. To mnie jednak martwi, że piłkarze, którzy będą wówczas decydować o sile drużyny narodowej, teraz zawodzą. Trzy lata to wcale nie jest tak mało czasu, jak się niektórym wydaje. Spotkania, które w tej chwili rozgrywa zespół Leo Beenhakkera też są ważne w kontekście budowy drużyny na ME. Wkrótce na pewno dojdzie w kadrze do zmiany pokoleniowej, a godnych następców na horyzoncie nie widać.
Wyróżniłby pan kogoś w meczach z RPA i Irakiem? Ktoś po tych potyczkach może być spokojny o miejsce w składzie w jesiennych meczach El. MŚ 2010?
Poprawnie zagrał Michał Żewłakow, reszta popełniała większe bądź mniejsze błędy, ale popełniała. Z drugiej strony zastanawianie się nad składem reprezentacji Polski przed jesiennymi spotkaniami to takie wróżenie z fusów, bo nie wiadomo, kto we wrześniu i październiku będzie w jakiej formie, kto jak będzie się spisywał w klubach, wszak teraz piłkarze rozjeżdżają się na urlopy, a potem będą mieć okres przygotowawczy. Za dużo więc czynników może mieć wpływ na kształt składu jesienią, więc póki co obsada poszczególnych pozycji to w głównej mierze spekulacje.