Hiszpan lepszy od Polaka? – czyli o trendzie hiszpańskich piłkarzy w ekstraklasie


Czy polskie kluby powinny stawiać na Hiszpanów?

3 lipca 2020 Hiszpan lepszy od Polaka? – czyli o trendzie hiszpańskich piłkarzy w ekstraklasie
Łukasz Sobala / Press Focus

W sezonie 2019/2020 11 z 16 klubów ekstraklasy korzystało z co najmniej jednego piłkarza z Hiszpanii. Rzecz jasna z różną częstotliwością – u jednych dany zawodnik zagrał zaledwie kilkukrotnie, u innych na Hiszpanie opiera się gra całego zespołu. Jakikolwiek jednak by nie był wkład piłkarzy z Półwyspu Iberyjskiego, stanowią oni znaczący odsetek wszystkich stranierich w PKO Ekstraklasa. Czy jednak ilość idzie w parze z jakością?


Udostępnij na Udostępnij na

Na ekstraklasowych boiskach w obecnej kampanii zagrało już 18 Hiszpanów. Wynik imponujący, bo więcej przedstawicieli w polskiej lidze mają tylko Słowacy. Co jednak ważne w przypadku tych pierwszych, ich wpływ, przynajmniej liczbowy, w życie drużyny jest bardzo istotny.

Gwaranci goli

Spójrzmy najpierw na suche fakty. Przeglądając klasyfikacje najlepszych strzelców PKO Ekstraklasa, zanim trafimy na Polaka dalej grającego w naszej lidze, w międzyczasie przed oczami przelecą nam już cztery hiszpańskie nazwiska. Jorge Felix, Igor Angulo, Jesus Imaz i Jesus Jimenez wyszli już poza granicę dziesięciu goli, a Dani Ramirez i Erik Exposito są bardzo blisko niej.

Od „polskiej” strony patrząc, nieco lepiej sytuacja się ma, jeśli chodzi o statystykę asyst. Przewodzi jej Filip Starzyński, ale w czołówce ligi natrafić można także na przedstawiciela nacji hiszpańskiej. Dani Ramirez w barwach ŁKS-u i Lecha Poznań oprócz strzelonych dziewięciu goli uzbierał już także siedem asyst. A nieźle w tej statystyce wypada też choćby Jesus Jimenez, który w sezonie zaliczył już pięć ostatnich podań.

Co istotne w kwestii Hiszpanów, ich rola nie ogranicza się do sporadycznego pojawiania się na boisku. Lekką ręką moglibyśmy wymienić połowę ekstraklasowych klubów, w których co najmniej jeden kluczowy piłkarz pochodzi właśnie z Hiszpanii. Bo gdzie obecnie znajdowałby się w tabeli Piast bez 15-bramkowego udziału Jorge Feliksa? Lech dalej szukałby godnego zastępcy Darko Jevticia, gdyby w klubie nie pojawił się Dani Ramirez? A może Górnik powoli żegnałby się z ekstraklasą, gdyby 25 goli nie zapewnił mu duet Jimenez – Angulo?

Nie każdy może wejść w buty Daniego Ramireza

Nie zawsze jednak piłkarz z Hiszpanii musi być gwarancją jakości. Na iberyjskiej polityce transferowej przejechał się w obecnym sezonie przede wszystkim ŁKS. Dyrektor sportowy, Krzysztof Przytuła, który wyjątkowo chętnie szuka potencjalnych wzmocnień „Rycerzy Wiosny” na Półwyspie Iberyjskim, szybko przekonał się, że nie każdy zawodnik grający kiedyś w tamtym rejonie musi być strzałem w dziesiątkę na miarę Daniego Ramireza.

Obecny już piłkarz Lecha Poznań przez rundę jesienną, grając jeszcze w Łódzkim Klubie Sportowym, starał się możliwie jak najskuteczniej ciągnąć grę łodzian. I ciągnął, choć bez większego efektu. Jeszcze z Ramirezem w składzie ŁKS sięgnął ekstraklasowego dna, mimo że Hiszpan był bezpośrednio zamieszany w co drugą bramkę strzeloną przez ówczesnych podopiecznych Kazimierza Moskala. I mimo że rozegrał w łódzkim klubie tylko jedną rundę w PKO Ekstraklasa, to do dziś jest najlepszym strzelcem i asystentem zespołu w lidze. Bardzo wymowne w kwestii obecnej sytuacji ŁKS-u.

Dani Ramírez: „Jestem po prostu zwykłym pracownikiem, jakim mógłbyś być Ty” (WYWIAD)

W przerwie zimowej sprawa z Ramirezem była skomplikowana. ŁKS miał wówczas dwa wyjścia. Pierwsze to zatrzymać Hiszpana u siebie i liczyć, że znacząco pomoże utrzymać klub na poziomie ekstraklasy, ale jednocześnie ryzykując niemały ubytek finansowy, gdyż w kontrakcie piłkarza zapisano, że w wypadku spadku do 1. ligi Ramirez może opuścić klub za darmo. Wybrano opcję numer dwa, czyli sprzedaż zawodnika już zimą, co z pewnością zmniejszyło nadzieje na utrzymanie, ale za to podreperowało znacząco budżet klubu. I z perspektywy czasu ruch wydaje się trafiony, bo czy Ramirez byłby w stanie sam ciągnąć łódzki wózek? Jak już było widać jesienią, raczej nie.

Chwilę po odejściu Ramireza z ŁKS-u ogłoszono przyjście zawodnika, który miał stać się naturalnym zastępcą lidera łodzian. Do klubu trafił jego rodak – Antonio Dominguez – będący od dłuższego czasu na celowniku łódzkich działaczy. W zespole był już też pół sezonu Pirulo – kolejny z Hiszpanów o podobnej charakterystyce do Daniego. W teorii zastępców nie brakowało, w praktyce okazało się, że tak łatwo wejść w buty lidera drużyny.

Runda wiosenna jasno zweryfikowała – ani Dominguez, ani Pirulo nie będą drugimi Ramirezami. Być może nie ta skala talentu, być może nieco inne ukierunkowanie boiskowe, w każdym razie na pewno nie ten poziom. Kazimierz Moskal częściej stawiał na Domingueza i szybko zdano sobie w Łodzi sprawę, że to piłkarz o nieco innej charakterologii, który nie będzie grał w sposób aż tak zbliżony do obecnego piłkarza Lecha Poznań. Niewątpliwie w Dominguezie drzemie potencjał, ale nie na miarę samodzielnego lidera ŁKS-u.

Antonio Dominguez: Pieniądze nie są wszystkim, na pierwszym miejscu zawsze musi być zdrowie (WYWIAD)

Wojciech Stawowy z dwójki Pirulo – Dominguez bardziej przychylnie patrzy na tego pierwszego. W nim widział kreatora gry, ale podobnie jak w przypadku zimowego wzmocnienia łodzian tu też realia mocno minęły się z oczekiwaniami. Na przestrzeni całego sezonu nie sposób znaleźć choćby jednego meczu, w którym Pirulo wyszedłby ponad przyzwoitość. A najczęstszy epitet używany do określenia gry Hiszpana to „przeciętna”. Niestety, to znacznie za mało, żeby ratować tonący okręt ŁKS-u.

Górnik opozycją ŁKS-u

Łódzki Klub Sportowy dysponuje na tę chwilę czterema Hiszpanami – środkowym obrońcą Carlosem Morosem Gracią, dwoma ofensywnymi pomocnikami Pirulo i Dominguezem oraz napastnikiem Samu Corralem. Łączny dorobek bramkowy tej czwórki w lidze wynosi trzy gole, z czego dwa strzelone zostały przez defensora Morosa Gracię. Dla porównania Górnik Zabrze, także znajdujący się w dolnej ósemce tabeli i jeszcze niedawno walczący o utrzymanie, ma u siebie dwóch Hiszpanów, którzy łącznie w sezonie ligowym zapewnili zespołowi 25 goli – ponad połowę wszystkich trafień. Komentarz wydaje się zbędny.

Od lat zresztą zespół Marcina Brosza ma w swoich szeregach postać niezastąpioną, na którą można liczyć niemal zawsze. Igor Angulo, przychodząc do klubu w 2016 roku, z miejsca stał się jego gwiazdą i motorem napędowym. Rok rocznie potwierdza swoją klasę, zapracowując sobie na miano legendy klubu. Mimo 36 skończonych lat Hiszpan nie wyhamowuje i kolejny sezon należy do ścisłej czołówki ligowych snajperów.

Ogólnie Hiszpanie w Górniku Zabrze od kilku lat odgrywają bardzo ważną rolę. Wpierw Dani Suarez oraz Igor Angulo, którzy byli kluczowymi postaciami w sezonie, w którym zabrzanie walczyli o awans do ekstraklasy. Następnie dołożyli też ogromną cegiełkę do fenomenalnego wyniku, jakim było 4. miejsce w sezonie 2017/2018. Angulo to piłkarz, którego w Zabrzu zapamiętamy na wiele, wiele lat. Wszyscy wiemy, jak ogromny ślad zostawił w zespole Górnika Zabrze, zdobywając w trakcie swojej „kadencji” w Zabrzu mnóstwo bramek – mówi redaktor iGola, Antoni Majewski.

A przecież Angulo stanowi tylko połowę hiszpańskiej siły ofensywnej Górnika Zabrze. Drugi rok w klubie jest także Jesus Jimenez, który swoje najlepsze oblicze pokazuje w obecnym sezonie. 11 goli, które sprawiają, że jest drugim najskuteczniejszym piłkarzem zespołu, musi robić wrażenie. Bez dwóch zdań – Górnik z Hiszpanami trafia w dziesiątkę. Trudno w zasadzie wyobrazić sobie obecnie zabrzan bez duetu Angulo – Jimenez. A pomyśleć, że bez tej dwójki Górnik byłby obecnie najsłabszą ofensywą ligi…

Jesus to znowu piłkarz, który w Zabrzu się rozwijał i powoli osiąga naprawdę dobry poziom. On zawsze potrzebuje chwili, aby się rozpędzić, natomiast kiedy sezon jest już w pełni, Jimenez jest nie do zatrzymania. Świetna forma w tym sezonie sprawiła, że jest to – moim zdaniem – najbardziej kluczowy piłkarz w tej ekipie. Do tego w końcu nauczył się brać na siebie sporą odpowiedzialność za grę zespołu – dodaje Antoni Majewski.

Podpora mistrza

Piast Gliwice mistrzostwa kraju nie obroni. Możemy bawić się jeszcze w matematyczne gierki, ale realnie patrząc, to się nie wydarzy. Czy jednak walkę o ligową czołówkę Piast toczyłby do tej pory, gdyby nie choćby Jorge Felix? I tu także, patrząc trzeźwo na sprawę, trzeba powiedzieć, że nie. Hiszpan w obecnym sezonie trafia średnio w co drugim meczu, a jego 15 strzelonych goli ma nieocenioną wartość dla jeszcze obecnego mistrza Polski.

Felix to ścisła czołówka Hiszpanów grających w polskiej ekstraklasie, bez dwóch zdań. Nie bez powodów inny z czołowych hiszpańskich piłkarzy naszej ligi – Dani Ramirez – wymieniał go w gronie najlepszych zawodników PKO Ekstraklasa. Zresztą trzeba by było być ślepym, żeby nie widzieć wkładu Jorge Feliksa w grę Piasta. Najprościej mówiąc, gliwiczanie bez goli Hiszpana mieliby obecnie 14 punktów mniej w tabeli.

Siódmy sezon w Gliwicach gra już zaś Gerard Badia. Co by nie mówić – z dwójki Hiszpanów grających w Piaście on jest tym mniej eksploatowanym i mniej dającym drużynie liczbowo. Z wiekiem częściej zaczęły trapić go kontuzje, ale i tak w Gliwicach nikt co do poziomu przez niego prezentowanego nie ma wątpliwości. A też patrząc na jego rolę na przestrzeni lat, wszyscy mają świadomość, że Badia stanie się zawodnikiem na lata zapamiętanym w klubie.

Zapomnieć o Jevticiu

Darko Jevtić zimą zamienił Poznań na Kazań, co zmusiło Lecha do szybkich poszukiwań godnego następcy Szwajcara. Padło na Daniego Ramireza, który półtora roku wcześniej przychodził do ŁKS-u z łatką niewypału transferowego z Hiszpanii. W Łodzi Hiszpan urósł do rangi gwiazdy PKO Ekstraklasa i za ponad 500 tysięcy euro trafił z miasta włókniarzy na Bułgarską. W Poznaniu wiedzieli, co robią, ubytku na jakości bez dwóch zdań po Jevticiu nie ma.

Lech, w odróżnieniu od ŁKS-u, nie kupował kota w worku. Łodzianie dostali rozbitego, błąkającego się po Polsce pomocnika, który oprócz dużego potencjału miał niewiele do zaoferowania. Zresztą podkreślał to w rozmowie z nami były trener ŁKS-u – Kazimierz Moskal. – Zdania o Danim nie były zbyt pochlebne, natomiast kiedy przyszedł, widać było, że ma duże umiejętności. Jak to w takim momencie bywa, kiedy przychodzi zawodnik z zespołu z Polski, gdzie mało grał, a do tego z barierą językową, początek miał trudny. Siedział gdzieś tam sam w kącie, nie odzywał się z racji tego, że nie znał języka, i musiało minąć trochę czasu, zanim pokazał to wszystko, na co go naprawdę było stać.

Po nędznym obrazie Ramireza obecnie nie ma śladu. Hiszpan jest komandosem Lecha, cały czas (!) najlepszym strzelcem i asystentem Łódzkiego Klubu Sportowego w tym sezonie, a przede wszystkim topowym ofensywnym pomocnikiem ligi. I choć, jak sam mówił w wywiadzie dla Newonce, nie stawia się w top 3 najlepszych piłkarzy ligi, to jego umiejętności należałoby wycenić niezwykle wysoko.

Solidni ligowcy

Trzeci już sezon w polskiej ekstraklasie rozgrywa Jesus Imaz i trzeci na bardzo wysokim poziomie. Hiszpan półtora roku temu zamienił Wisłę Kraków na Jagiellonię Białystok i z miejsca stał się filarem drużyny z Podlasia. 16 strzelonych goli w zeszłym sezonie, 11 w obecnym – Hiszpan nie schodzi z bardzo wysokiego ekstraklasowego poziomu i kolejny raz pokazuje, że dla „Jagi” jest postacią nieocenioną.

Adam Starszyński / PressFocus

Co by nie mówić – gdyby nie Imaz, Jagiellonia prawdopodobnie teraz nie walczyłaby o puchary z drużynami pokroju Legii czy Lecha, a prędzej o miejsca w dolnej ósemce przeciwko ŁKS-owi czy Koronie Kielce. I nie chodzi tu jedynie o te 11 bezpośrednio dostarczonych bramek. Od Jesusa Imaza w ofensywnie białostoczan zależy niezwykle dużo. Hiszpan to bez dwóch zdań lider obecnie siódmej drużyny ligi.

Swoich przedstawicieli, zresztą też prezentujących bardzo przyzwoity poziom, ma także Śląsk Wrocław. Trzeba sobie jasno powiedzieć, że bez dwójki Exposito – Puerto w ostatnich czterech meczach Śląsk nie zdobyłby tych niezwykle istotnych siedmiu punktów w walce o europejskie puchary.

Przede wszystkim ten pierwszy przeżywa ostatnio dobry czas. Gol i dwie asysty przeciwko ŁKS-owi oraz gol i asysta z Cracovią sprawiły, że na Hiszpana we Wrocławiu zaczęto patrzeć przychylniejszym okiem. Jeszcze niedawno Erik Exposito uchodził za kolejny hiszpański niewypał, który oprócz pojedynczych wystrzałów, nie jest w stanie utrzymać stałości formy. Końcówka sezonu pokazuje jednak, że napastnik Śląska może dać wrocławianom wiele. Snajpera powinno przede wszystkim rozliczać z goli, a jako że Exposito ma ich w sezonie 2019/2020 osiem, to może na razie przynajmniej spać spokojnie.

Przypadek Erika Exposito jest o tyle skomplikowany, że na każdy głos pochwały przypadają dwa krytyki. Napastnik Śląska miał zostać realnym zastępcą Marcina Robaka i trzeba powiedzieć sobie wprost – przez większość sezonu tych oczekiwań nie udźwignął. Mecze, w których strzelał bramki, można było policzyć na palcach jednej ręki, co jednak zmieniło się po przerwie spowodowanej pandemią. Erik wygląda dzisiaj już trochę lepiej, przy czym nadal trzymałbym się tezy, że od napastnika, który na przestrzeni niemal całego sezonu otrzymuje pełne zaufanie od trenera, powinno się wymagać więcej. Żeby jednak nieco usprawiedliwić Erika, trzeba wrzucić kamyczek do ogródka Vitezslava Lavicki, który zdaje się nie wykorzystywać maksymalnego potencjału, jaki Exposito oferuje. 24-latek bywa po prostu osamotniony, przez co notuje najwięcej strat w zespole Śląska – opowiada redaktor iGola, Kamil Warzocha.

Pawel Andrachiewicz / PressFocus

Nie można też oczywiście bagatelizować roli Israela Puerto w drużynie trenera Lavicki, bo jak już nie raz Hiszpan potwierdzał, bez niego defensywa Śląska straciłaby w wielu aspektach. – Israel Puerto właściwie od samego początku sezonu aż po dziś dzień jest filarem, bez którego defensywa Śląska ogromnie traci na jakości. Oczywiście zdarzały mu się pojedyncze spadki formy, ale generalnie śmiało mogę powiedzieć, że od momentu kontuzji Wojciecha Golli to Hiszpan jest najmocniejszym punktem tej formacji. Nie zdziwię się, kiedy w letnim okienku transferowym czy w perspektywie maksymalnie roku kluby z hiszpańskiego zaplecza zagną po niego parol. To jakość sama w sobie, a do tego piłkarz o charakterze lidera – dodaje.

Od początku rundy wiosennej w Płocku zaczęto stawiać na Angela Garcię – lewego obrońcę, który jesienią zagrał w ledwie siedmiu meczach, łącznie będąc na boisku przez 369 minut. Hiszpan w Wiśle na dobre rozwija się dopiero od lutego, odkąd nieustannie stawia na niego trener Sobolewski. Garcia opuścił na wiosnę 106 minut gry, z czego 90 ze względu na pauzę za kartki. Wywalczył sobie miejsce w podstawowej jedenastce Wisły i cały czas dzielnie go broni.

Trudno mówić dobrze o Hiszpanach w ŁKS-ie, ale jeśli już by trzeba było, to należałoby przede wszystkim uwzględnić grę Carlosa Morosa Graci. I oczywiście hiszpański obrońca parę błędów mniej czy bardziej istotnych też popełnił, ale nie można zaprzeczyć, że wprowadził sporo dobrego do defensywy spadkowicza PKO Ekstraklasa. A i przecież w ofensywie z Morosa Graci było sporo korzyści. Dość powiedzieć, że właśnie Hiszpan jest z zabójczym wynikiem dwóch strzelonych goli najlepszym strzelcem ŁKS-u wiosną…

Swoje kolejno w Jagielloni Białystok oraz Wiśle Kraków zagrali także Juan Camara oraz Chuca. Obaj z identycznym efektem – dwa gole strzelone w ciągu 22 rozegranych meczach. I też niewątpliwie dołożyli swoją cegiełkę do stwierdzenia, że Hiszpan w PKO Ekstraklasa wcale nie musi być niepotrzebnym dodatkiem jedynie zabierającym szanse do gry młodym zawodnikom z Polski.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze