Antonio Dominguez: Pieniądze nie są wszystkim, na pierwszym miejscu zawsze musi być zdrowie (WYWIAD)


Jak Hiszpan z ŁKS-u odnajduje się w polskich realiach? Dlaczego wybrał właśnie Łódzki Klub Sportowy?

29 kwietnia 2020 Antonio Dominguez: Pieniądze nie są wszystkim, na pierwszym miejscu zawsze musi być zdrowie (WYWIAD)
Artur Kraszewski/ŁKS Łódź

Przyszedł do ŁKS-u jako następca Daniego Ramireza, ale w Łodzi chce pisać swoją własną historię. Bujna przeszłość w Hiszpanii dała mu podstawy, żeby myśleć, że jest w stanie, będąc w najlepszym dla piłkarza wieku, podbić polską ekstraklasę. Świadomy swoich możliwości, a przy tym bardzo skromny i rodzinny chłopak. Antonio Dominguez w opowieści o tym, dlaczego nie przebił się do Primera Division, kto w ŁKS-ie może biegać całe 90 minut bez zmęczenia, dlaczego Robert Lewandowski według niego nie jest najlepszym napastnikiem na świecie i które gry sprawiają, że trudno jest mu odejść od konsoli...


Udostępnij na Udostępnij na

Jak ze zdrowiem u Ciebie i Twojej rodziny w tym trudnym czasie?

Dzięki Bogu zarówno ja, jak i moja rodzina czujemy się dobrze. Jesteśmy wszyscy w domu, przestrzegając zasad kwarantanny. Cały czas myślimy o naszych rodzinach, które są w Hiszpanii, gdzie sytuacja jest bardzo poważna, i czekamy na kolejne informacje odnośnie do zachowywania się w czasie pandemii.

Wiemy, że wszyscy macie rozplanowane treningi w domu, ale w jakimś stopniu uwzględniają one kontakt z piłką?

Nie, klub ułatwił nam dostęp do materiałów sportowych, zagwarantował bardzo dobry rower do ćwiczeń i cały czas jest z nami w kontakcie w kwestii treningów, ale nie mamy możliwości ćwiczenia z piłką.

Jak długo w takim razie już nie miałeś możliwości gry w piłkę?

Już około miesiąca. Cały czas jesteśmy odizolowani. Z kolegami z drużyny jestem w kontakcie przez wideokonferencje, wszyscy już tęsknimy za grą, ale jak na razie są rzeczy znacznie ważniejsze.

Kwarantannę spędzasz, w jakimś stopniu myśląc o piłce, np. oglądając stare mecze, czy raczej się od niej na ten czas odciąłeś?

Przez pierwszy tydzień trochę się faktycznie odciąłem od piłki, ale jako że mam futbol we krwi, to zacząłem oglądać mecze z przeszłości. Nawet z jednym znajomym umówiliśmy się na wspólne oglądanie meczów przez Skype’a. Koniec końców dużo się mówi o piłce, a ja bardzo tęsknię za grą, więc chcę w jakiś sposób mieć z nią do czynienia.

Macie już jakiś konkretny plan na następne tygodnie? Wiecie, kiedy macie wrócić do grania? [rozmowa była przeprowadzona przed podjęciem decyzji przez władze o planowanym powrocie PKO Ekstraklasy 29 maja – dop. autora]

W zasadzie cały czas czekamy na informacje ze strony ligi i klubu. Każdego dnia dostajemy też pytania od klubu w kwestii tego, jak się czujemy, ciągle o nas dba. Zarząd czeka na informacje od Ekstraklasy SA co do wznowienia rozgrywek, ale nie zależy od nas, kiedy do tego dojdzie. W takiej sytuacji nam pozostaje tylko być w domu z naszymi rodzinami i czekać na rozwój sytuacji. Kiedy tylko dostaniemy zgodę na grę, to wrócimy na boisko.

Nie odczuwasz strachu przed powrotem do gry?

Sytuacja w Polsce jest skomplikowana, ale w Hiszpanii jest znacznie trudniejsza. Jasne, że czujemy w większym lub mniejszym stopniu strach, bo w wielu krajach, właśnie między innymi w Hiszpanii, liczba zgonów z powodu koronawirusa jest bardzo duża. Wiemy, że to nie jest żart, trzeba przestrzegać zaleceń władz. Mam nadzieję, że kiedy zapadnie decyzja co do dalszego grania, to będzie ona podjęta z uwzględnieniem dobra wszystkich. Pieniądze nie są wszystkim, na pierwszym miejscu zawsze musi być zdrowie. Jeśli będzie można grać, to będziemy, a jeśli nie ze względu na zbyt bliski kontakt nie tylko z piłkarzami, lecz także obsługą meczu, dziennikarzami, ludźmi odpowiedzialnymi za transmisję telewizyjną, bo przecież świat piłki otacza mnóstwo osób, to trzeba będzie podjąć inną decyzję, ale na razie trzeba czekać i patrzeć na zdrowie wszystkich.

Jesteś zapewne w kontakcie z kolegami z drużyny. Co oni sądzą o obecnej sytuacji?

Tak jak mówiłem, ostatecznie i tak wszyscy czekamy na decyzje władz, które najlepiej znają temat i potrafią ocenić obecną sytuację. Mamy nadzieję, że powiedzą nam, jaką drogą podążać w tej rzeczywistości. Jeśli będzie decyzja, że wracamy do względnej normalności i gry, to tak zrobimy. Oczywiście jesteśmy zaniepokojeni tą sytuacją, bo nie wiemy, co się może wydarzyć, nie jest też łatwo cały czas być zamkniętym w czterech ścianach, ale trzeba zachować spokój, cierpliwość i czekać na rozwój sytuacji.

„Granie to moje hobby”

Zostawiamy temat koronawirusa, porozmawiajmy o przyjemniejszych tematach. Grasz w Fifę?

Gram, gram (śmiech). Uwielbiam gry komputerowe, zdecydowanie jestem ich pasjonatem. Zarówno ja, jak i mój starszy syn bardzo lubimy grać.

Gracie razem?

Tak, gram z moim synem. Prawdę mówiąc, najwięcej gram w Call of Duty, bardzo lubię strzelanki, więc to tej grze poświęcam najwięcej czasu.

Pytam też dlatego, że w trakcie przerwy od normalnego funkcjonowania zacząłeś grywać na żywo na platformie Twitch. Nawet widziałem, że po strzelonej bramce, jeszcze w barwach Sabadell, cieszyłeś się z gola, wykonując taniec z gry Fortnite.

Tak, tak, zdecydowanie granie to moje hobby, dzięki któremu mogę także spędzić czas z przyjaciółmi, którzy są daleko. I zgadza się, po strzeleniu gola celebrowaliśmy z kolegami tańcem z Fortnite, który jest dla nas bardzo szczególny i fajny, a w samą grę wspólnie często graliśmy. Bardzo lubię grać oczywiście w Fifę, ale najczęściej gramy ze znajomymi właśnie w Fortnite i Call of Duty. Jeśli chodzi o samo granie na Twitchu, to nie mogę powiedzieć, że jestem streamerem. Raz po prostu kolega zaprosił mnie do gry w Fortnite, a inny znajomy akurat nie był w domu i nie mógł z nami zagrać, więc poprosił, żebym transmitował, jak ja gram na Twitchu. Tak to się zaczęło.

W czasie epidemii to jest Twoje największe hobby?

Tak, w czasie kwarantanny w zasadzie codziennie po przebudzeniu się trenuję, później spędzam czas z moją partnerką i dziećmi, a po jedzeniu odpoczywam, grając najczęściej w Call of Duty.

Cofnijmy się do Twojego dzieciństwa. Urodziłeś się w małym, ale bardzo uroczym miasteczku na południu Hiszpanii – Punta Umbria. Jak wyglądały tam Twoje początki z piłką?

Tak, Punta Umbria to niewielkie miasto niedaleko Huelvy, ale za to przepiękne, z uroczą plażą, prawdziwy raj. Tam zacząłem moją przygodę z piłką. Właściwie trzy lata początkowo grałem sam, zanim rozpocząłem grę w klubie. Piłkarsko zacząłem się rozwijać w Recreativo Huelva – najstarszym klubie w Hiszpanii, któremu kibicuję do dziś. W zasadzie tam przeżyłem najważniejsze momenty, które ukształtowały mnie jako piłkarza i doprowadziły do pierwszego zespołu, w którym byłem nawet jednym z kapitanów. Ludzie, którzy mnie znają, wiedzą, że cały czas mam w sercu Recreativo, wspieram klub i jestem na bieżąco z tym, co się w nim dzieje.

W jakimś stopniu to, że Punta Umbria jest niewielkim miastem, nie utrudniło Twojego rozwoju piłkarskiego.

Hm, oczywiście Punta Umbria to małe miasteczko, ale znane w całej Hiszpanii. Zimą mieszka tam niespełna 20 tysięcy ludzi, ale jako że znajduje się blisko Huelvy czy Sewilli i ma przepiękne plaże, to latem przez trzy czy cztery miesiące przemienia się w duże miasto i przebywa tam nawet 300-400 tysięcy osób. Generalnie myślę, że nie miałem z tego względu żadnych niedogodności, bo do Huelvy jest około 15 minut drogi, a do tego rodzice zawozili mnie na treningi.

Miałeś momenty w swojej karierze, kiedy myślałeś, żeby rzucić piłkę?

Nie, jak dotąd nie. Myślę, że obecnie jestem w najlepszym dla sportowca wieku, kiedy najpewniej czuję się na boisku i mogę pokazać dużo ze swojej strony. Dzięki Bogu wszystko układa się dobrze, nie mam problemów ze zdrowiem, tak że na ten moment nigdy nie myślałem o zaprzestaniu gry w piłkę i mam nadzieję cieszyć się futbolem jeszcze długi czas.

W Hiszpanii grałeś na wysokim poziomie w Segunda Division. Myślisz, że gdyby nie spadek z Recreativo Huelva w 2015 roku, to byłbyś w stanie utrzymać się na tym poziomie rozgrywkowym?

Generalnie była to dla mnie wtedy niełatwa decyzja, bo sam fakt spadku zostawia już plamę na piłkarskim CV, ale miałem świadomość, że Recreativo to klub z mojego miasta, którego jestem wielkim fanem, więc czułem też swego rodzaju odpowiedzialność za jego losy. Chciałem pomóc mojej drużynie jak tylko mogłem wrócić do Segunda Division na następny sezon. Mimo wszystko myślę, że czas na zapleczu Primera Division był dla mnie dobry, gra się tam na naprawdę bardzo wysokim poziomie. Miałem możliwość występowania tam przez jakiś czas i cieszę się z tego, ale teraz, grając w polskiej ekstraklasie, także jestem bardzo szczęśliwy.

Przez rok w Recreativo był Paweł Brożek – polski napastnik obecnie grający w Wiśle Kraków. Graliście razem czy akurat wtedy się minęliście? W Polsce bardziej pamięta się jego prezentację po transferze aniżeli samą grę. 

Kiedy Paweł przychodził do drużyny, to ja jeszcze nie byłem w pierwszym zespole, dołączyłem do niego sezon po tym, jak on odszedł. Ale oczywiście jako że byłem wielkim fanem klubu, oglądałem mecze, w których on grał, i wiem, że w Recreativo dobrze się wspomina jego grę.

Grając w Realu Valladolid, nie otrzymałeś, wydaje mi się, wielu okazji, żeby zaprezentować się w pełni na boisku. Według Ciebie miałeś możliwości, żeby grać nawet na poziomie najwyższej klasy rozgrywkowej w Hiszpanii?

Prawdę mówiąc, sytuacja w Realu Valladolid była dosyć dziwna. Kiedy przyszedłem zimą do klubu, to grał on jeszcze w Segunda Division. Pierwsze pięć miesięcy grałem w rezerwach, a po sezonie dostałem możliwość gry w pierwszym zespole, który w międzyczasie awansował do Primera Division. Miałem dwa lata kontraktu i byłem bardzo szczęśliwy, bo trenowałem w okresie przygotowawczym z drużyną, która miała grać na najwyższym szczeblu w Hiszpanii. Nawet gdy zaczął się sezon, byłem z zespołem przez pierwsze dwa mecze w lidze, ale ostatecznie w klubie byli zawodnicy znacznie bardziej doświadczeni, piłkarze z wielkimi nazwiskami. Był ostatni dzień okienka transferowego i doszliśmy do wniosku, że lepszym wyjściem będzie, żebym został wypożyczony. Trafiłem do Sabadell, gdzie oczywiście także byłem szczęśliwy, ale może gdybym dostał więcej szans w Realu Valladolid, to mógłbym grać na wyższym poziomie.

Spotkałeś na swojej drodze wielu piłkarzy z hiszpańskiego czy nawet europejskiego topu, z tego, co pamiętam, chociażby Borję Fernandeza…

Tak, tak, trenowałem z nim i do dziś od czasu do czasu rozmawiamy ze sobą. Poznałem go, będąc w pierwszej drużynie Realu Valladolid, i jest niesamowitą osobą, która świetnie zachowuje się wobec młodych piłkarzy, troszczy się o nich. Oczywiście to także znakomity piłkarz, zresztą jego kariera mówi sama za siebie, grał między innymi w Realu Madryt. Miałem też to szczęście, że w swojej karierze spotkałem mnóstwo wspaniałych piłkarzy, między innymi Antonio Nuneza, bardzo dobrego przyjaciela Borjy Fernandeza, który wygrał nawet Ligę Mistrzów z Liverpoolem. Rzecz jasna, generalnie w Valladolid poznałem wielu wielkich zawodników, od których bardzo dużo się nauczyłem.

Który z tych piłkarzy zrobił na Tobie największe wrażenie?

Och, strasznie trudno wybrać. Z zawodników, przeciwko którym grałem, na pewno Juan Carlos Valeron, pomocnik, legenda Deportivo La Coruna, z którym się mierzyłem, gdy miał 39-40 lat i grał wówczas w Las Palmas, gdzie kończył karierę. Mimo wieku dla mnie było prawdziwym szaleństwem, co prezentował na boisku. Także Jonathan Vieira, który grał w Valencii, ale również w reprezentacji Hiszpanii, zrobił na mnie wielkie wrażenie. Grałem też między innymi przeciwko Joaquinowi, Rubenowi Castro, tak że było tych z topu piłkarzy wielu. Jeśli chodzi o tych, którzy grali ze mną w drużynie, hm… Sam nie wiem, było ich tak wielu, że trudno mi teraz wybrać. Nie umiem wymienić kogoś konkretnego, bo grałem z wieloma świetnymi piłkarzami. Też z kilkoma dalej utrzymuję kontakt, wiąże nas bliska przyjaźń, byli także na moim ślubie, dlatego nie mogę wybrać jednego zawodnika, bo było wielu znakomitych.

Grałeś też z Jordim Masipem, który miał bogatą przeszłość piłkarską. Dało się odczuć, że wiele lat spędził w FC Barcelona?

Jordi trenował przez długi czas na najwyższym, kompletnie innym poziomie w Primera Division, z najlepszymi piłkarzami na świecie, zatem jasne jest, że to wielki bramkarz. Oprócz tego, jak prezentował się na boisku, mi zawsze bardzo imponowały jego spokój, wiedza, sposób zachowywania się w szatni, a także skromność, a przecież mówimy o bramkarzu, który grał z największymi w światowej piłce. Przyszedł do Realu Valladolid do Segunda Division i zawsze był dla wszystkich świetnym kolegą z drużyny, a przy tym prywatnie bardzo skromną osobą.

Z kim utrzymujesz kontakt z tamtej drużyny Realu Valladolid? 

Hm, Borjy Fernandeza nie znam aż tak bardzo osobiście, ale od czasu do czasu wymienimy wiadomości na Instagramie. Najlepszy kontakt do dziś mam z Waldo Rubio, z którym grałem łącznie przez długi czas, bo przed Realem Valladolid także dzieliliśmy szatnię w Recreativo Huelva.

„Pytali mnie, czemu chcę jechać tak daleko, w Polsce jest przecież tak zimno”

Przejdźmy do tematu ŁKS-u – jak zareagowali Twoi najbliżsi na wieść o przenosinach do Polski? Bo przecież pierwszy raz dopiero miałeś grać poza Hiszpanią. 

W zasadzie od dłuższego czasu byłem daleko od domu, w Valladolid, Barcelonie czy Algeciras, tak że pod tym względem to nie było nic nowego. Ostatecznie zawsze wolę podejmować decyzje samodzielnie, ale oczywiście zawsze wspierają mnie moja żona, rodzina, przyjaciele. Początkowo pytali mnie, czemu chcę jechać tak daleko, w Polsce jest przecież tak zimno (śmiech), ale koniec końców uznali, że to dobra decyzja, i życzyli mi sukcesów w ŁKS-ie. Jako że rodzina jest dla mnie bardzo ważna, to mam nadzieję, że kiedy tylko uspokoi się sytuacja z koronawirusem, to będzie mogła przyjechać odwiedzić mnie w Łodzi.

Artur Kraszewski/ŁKS Łódź

A jak zatem w Polsce czują się Twoja partnerka i dzieci, skoro znaleźli się w zupełnie innym środowisku niż Hiszpania?

Kiedy przyjechaliśmy do Łodzi, wszyscy byliśmy bardzo szczęśliwi, ale oczywiście też zmęczeni przeprowadzką. Skomplikowana jest dla nas rzecz jasna kwestia języka, ale radzimy sobie z tym. Co ważne, w drużynie jest grupa Hiszpanów, z których wszyscy, oprócz Carlosa Gracii, mamy dzieci i razem rozmawiamy, spędzamy wspólnie czas. Moja żona także jest zadowolona, choć przez kwarantannę nie było możliwości, żeby pozwiedzać miasto czy pospacerować po nim. Liczymy, że już niedługo będzie mogło to się zmienić.

Twoje dzieci uczą się obecnie w Łodzi czy mają lekcje przez internet?

W zasadzie kiedy miały zacząć naukę w Polsce, to zamknięto szkoły z powodu wirusa i nie miały jak rozpocząć się uczyć tutaj. Na ten moment uczą się w domu.

Miałeś inne propozycje z drużyn PKO Ekstraklasy przed transferem do ŁKS-u?

Generalnie były różne oferty, ale od początku najważniejsze dla mnie było, żeby móc jak najbardziej się rozwijać w klubie, który o mnie zabiega w 100 procentach i w którym miałem odgrywać ważną rolę. ŁKS dał mi najwięcej zaufania, bardzo chciał mnie u siebie i dlatego zdecydowałem się przenieść do Łodzi.

Wiedziałeś coś o lidze polskiej przed transferem do ŁKS-u czy będąc całkowicie szczerym, to nie?

Prawdę mówiąc, wiedziałem niewiele. Mam znajomych, którzy grają w ekstraklasie, więc kiedy tylko otrzymałem ofertę od ŁKS-u, to skontaktowałem się z nimi, żeby dowiedzieć się szczegółów. Słyszałem wiele dobrych rzeczy o polskiej lidze, więc mimo że byłem w zasadzie przekonany co do transferu, to ich słowa mnie jeszcze bardziej utwierdziły w podjęciu właściwej decyzji.

Jak w Hiszpanii patrzy się na polską piłkę? Na kanale Foot Truck Kamil Grabara powiedział niedawno, że w poważniejszych ligach europejskich nie traktuje się jej poważnie.

Hm, sam nie wiem. Z jednej strony podzielam opinię Kamila Grabary, ale z drugiej nie brałbym jej aż tak na poważnie. W Hiszpanii zarówno w Primera, jak i Segunda Division poziom gry jest naprawdę bardzo wysoki. Szczerze mówiąc, tylko troszkę znam polską ligę, ale inni pewnie też niespecjalnie znają aż tak realia ligi hiszpańskiej. Oczywiście szanuje się ligę polską, jak każdą inną, ale koniec końców ludzie w Hiszpanii oglądają głównie rozgrywki rodzimej piłki i Champions League, więc nie mają pełnego obrazu, bo najczęściej w głównej mierze interesują się tym, co jest blisko.

Jak przebiegała Twoja aklimatyzacja w ŁKS-ie? Miałeś jakieś problemy związane z barierą językową lub generalnie zderzeniem z nieco inną kulturą?

Nie, nie. Oczywiście miałem pewne obawy, kiedy przyjechałem do Łodzi, ale drużyna przyjęła mnie do siebie znakomicie, zresztą jak całe środowisko klubowe. Co więcej, drugi trener mówi trochę po hiszpańsku. Jest także Carlos Gracia, który świetnie mówi po angielsku, więc jeśli mam jakieś wątpliwości, to zawsze mi pomaga, my także krok po kroku uczymy się języka, więc ja nie miałem żadnych problemów z aklimatyzacją.

Czyli pod względem komunikacyjnym nie masz raczej problemów?

Czasami coś jest nie do końca jasne, ale cały czas się uczę. Najważniejsze jest komunikowanie się na boisku, a trzy czy cztery zwroty tam w zupełności wystarczą, bo jak ja to mówię, język gestów też przecież wszyscy rozumieją.

Gdy rozmawiałem z Danim Ramirezem, powiedział mi, że Hiszpanie i Polacy są bardzo podobni pod względem otwartości do ludzi. Podzielasz tę opinię czy masz jak na razie inne odczucia?

Tak, zgadzam się zdecydowanie. To, co mnie zaskoczyło, to chęć do pomocy Polaków. Ja i moja żona pochodzimy z południa Hiszpanii, gdzie ludzie są wyjątkowo otwarci i dowcipni, a tu spotkaliśmy się z podobnym nastawieniem. Przyjeżdżając do Polski, myślałem, że społeczeństwo jest chłodne i zamknięte, a zobaczyłem coś zupełnie odwrotnego. Wiele osób z klubu bardzo nam pomagało przy przeprowadzce, były w każdym momencie gotowe, żeby pomóc nam w odnalezieniu się w nowej rzeczywistości, i bardzo to doceniam.

Przyszedłeś do ŁKS-u w dużym stopniu jako zastępcą Daniego Ramireza. Miałeś od początku świadomość, że będą ciążyć na Tobie duże oczekiwania?

Tak, jasne dla mnie było, że przychodzę, żeby pomóc drużynie, bo Dani odszedł z klubu, a był jego bardzo ważną postacią. Myślę, że nie jesteśmy jednak mimo wszystko takimi samymi typami piłkarzy, oboje mamy nieco inne warunki. Dani jest znakomitym zawodnikiem, pokazał to zresztą wiele razy, ale myślę, że ja ze swojej strony także mogę pokazać bardzo dużo. Wiem, że ciąży na mnie duża odpowiedzialność, którą muszę pokazać na boisku, ale myślę, że z drużyną zaczęliśmy dobrze wyglądać w lidze i chcemy to kontynuować, a ja ze swojej strony chcę z dnia na dzień stawać się coraz lepszym piłkarzem, żeby możliwie jak najbardziej pomagać zespołowi.

Dani Ramírez: „Jestem po prostu zwykłym pracownikiem, jakim mógłbyś być Ty” (WYWIAD)

Przeszkadzały Ci te porównania do Daniego?

Podoba mi się to, że przyszedłem do klubu, żeby zastąpić jednego z najlepszych jego zawodników. ŁKS bardzo o mnie zabiegał i w pełni mi zaufał, co też mi pomogło. Tak jak mówiłem, Dani jest jednym typem zawodnika, ja innym, nie możemy być identyczni. Wiele razy z nim rozmawiałem, dalej jesteśmy w kontakcie, wiem, że jest jednym z najlepszych w Lechu i mam nadzieję, że oboje będziemy cały czas wzrastać jako piłkarze w swoich klubach.

Mówiłeś w wywiadzie dla ŁKS TV, że Pirulo znałeś już przed przyjściem do ŁKS-u. Jak wygląda historia Waszej znajomości i jak wpływ miała jego osoba na decyzję o transferze?

Tak, Pirulo znam już od jakiegoś czasu. Poznaliśmy się, gdy grał w Los Barrios, a ja akurat byłem tydzień w okolicach Kadyksu przed powrotem do Huelvy. Dobrze się razem dogadywaliśmy i oczywiście kiedy dostałem ofertę z ŁKS-u, pierwsze, co zrobiłem, to zadzwoniłem do niego, żeby powiedział mi o mieście i klubie. Opowiedział mi w samych superlatywach o wszystkim i także pomógł podjąć decyzję o transferze.

Zdecydowałbyś się na transfer do ŁKS-u, gdyby w jego kadrze nie było już trzech Hiszpanów?

Myślę, że tak, w końcu podróże bardzo rozwijają człowieka. Tak jak już wspominałem, ŁKS bardzo o mnie walczył, ja też wiedziałem, że to dla mnie dobra okazja i chcę odwdzięczyć się za zaangażowanie klubu.

Musiałeś w ŁKS-ie przejść chrzest jako nowy zawodnik?

Kiedy przyszedłem do klubu, już skończył się okres przygotowawczy w Turcji, zaraz miał być mecz z Legią, więc nie było na to czasu. Nawet jeśli musiałbym coś robić, nie miałbym z tym żadnego problemu, mógłbym tańczyć, śpiewać, cokolwiek. Jak mówiłem, jestem z południa Hiszpanii, więc jakby kazali mi śpiewać, tobym śpiewał, jakby kazali tańczyć, tobym tańczył, nie mam z tym problemu (śmiech).

Jak miały się Twoje przeczucia co do gry w PKO Ekstraklasie w porównaniu z tym, jak to wyglądało w rzeczywistości?

Wszyscy mi mówili, że to liga z pięknymi stadionami i znakomitą na nich atmosferą, ale sam jeszcze nie wiedziałem do końca, jak to będzie wyglądać. Cały czas do tej pory mieszkałem w Hiszpanii, grałem w Segunda Division, chwilę w Realu Valladolid zetknąłem się nawet z Primera Division i nie spodziewałem się, że tak dobrze tu wszystko wygląda. I rzeczywiście polska liga jest fantastyczna, są niesamowici kibice, duże kluby, świetnie opakowane transmisje telewizyjne, wszystko jest bardzo profesjonalne. Mam nadzieję, że jeszcze wiele lat będę mógł tu spędzić.

Po tych paru meczach w ŁKS-ie da się już odnieść wrażenie, że jesteś zawodnikiem zupełnie innym niż Dani Ramirez. Trener Moskal, wprowadzając Cię do zespołu, chciał, żebyś starał się grać podobnie do niego, czy miał wobec Ciebie zupełnie inne zadania? 

Rozmawiałem z trenerem i oczywiście nie mówił mi rzeczy typu: „Chcę, żebyś robił to samo co Dani”. Jako że jesteśmy różnymi zawodnikami, to miał wobec mnie inne założenia, chciał możliwie najlepiej wykorzystać moje zalety. Ja mam za zadanie pomóc jak najbardziej drużynie, a drużyna ma także pomagać mi.

Jak odpowiada Ci styl gry, jaki narzuca trener Moskal?

W pełni mi odpowiada, naprawdę, zresztą jak pewnie całej drużynie. Mamy czterech Hiszpanów, Guima jest Portugalczykiem i dla nas jest to styl, który bardzo przypomina sposób gry w Hiszpanii. Jesteśmy drużyną, która cały czas chce grać piłką i w taki sposób się rozwijać oraz dorastać jako zespół. Przynajmniej w tych meczach, w których grałem, byliśmy bardzo agresywni z piłką. Jedyny mecz, w którym nie grałem, był w Warszawie przeciwko Legii – jednemu z najlepszych, jeśli nie najlepszemu klubowi w Polsce – na jej terenie, a mimo to zaprezentowaliśmy się bardzo dobrze. Od tamtego czasu cały czas gramy piłką, pracujemy w sposób, jakiego wymaga od nas trener, i myślę, że jesteśmy naprawdę niebezpieczną drużyną, która cały czas się rozwija.

Ten rzut wolny przeciwko Koronie był zaplanowany czy tak wyszedł z przypadku?

Hm, który dokładnie?

Bodajże z 42. minuty, chwilę przed przerwą.

Aaa, ten, kiedy się poślizgnąłem (śmiech). Nie, to było z mojej winy. Poślizgnąłem się chyba przed Michałem Trąbką, który nie mógł wygarnąć piłki, ale na całe szczęście udało się nam jakoś kontynuować akcję i nawet niewiele zabrakło, żebyśmy strzelili z tego gola. Ale oczywiście nie było to zaplanowane.

Kto z ŁKS-u według Ciebie może wybić się ponad polska ligę?

Hmm, bardzo skomplikowane pytanie.

Adam Ratajczyk?

„Rataj” jest bardzo ciekawym i grającym nieszablonowo piłkarzem, ma ogromne możliwości. Oczywiście jest jeszcze bardzo młody, ale myślę, że w klubie trzeba na niego stawiać, bo może być bardzo dobrym piłkarzem w polskiej lidze i jak najbardziej jest w stanie grać w w wielkich klubach europejskich.

A kto w Twojej opinii w ŁKS-ie jest najlepszy pod względem technicznym, fizycznym i motorycznym?

Hm, jeśli miałbym wybrać, kto biega najwięcej w trakcie spotkań, to zdecydowanie Ricardo Guima.

Myślałem, że wskażesz Tadeja Vidmajera.

Tadej też oczywiście, ale to jednak są różne pozycje. Kiedy patrzysz na Guimę w trakcie meczu i na to, ile on biega, to niedziwne, że na koniec spotkania ma przebiegnięte 12 czy 13 kilometrów, prawdziwe szaleństwo. W ogóle się nie męczy. Technicznie? Hm, sam nie wiem, jest wielu bardzo dobrych pod tym względem. Pirulo ma na pewno znakomitą technikę, świetnie czuje się z piłką. Generalnie myślę, że jesteśmy naprawdę zgraną i niemal kompletną ekipą.

„Po powrocie z pracy powinienem pokazywać rodzinie najlepszą wersję siebie”

Bardzo jesteś zły po przegranych meczach? 

Przede wszystkim jestem bardzo ambitny i żądny rywalizacji, kiedy przegrywam, automatycznie nie mam dobrego dnia. Lubię wtedy być sam i oglądać zagrania, które zrobiłem źle, żeby na przyszłość się poprawić.

Jesteś obecnie w najlepszym dla piłkarza czasie (27 lat). Jesteś w stanie wrócić do grania na wysokim poziomie w Hiszpanii?

Tak jak wcześniej mówiłem, znajduję się w wieku, w którym czuję się najlepiej pod względem fizycznym, dobrze odnajduję się na boisku. Mając 21 czy 22 lata, fizycznie też wyglądałem dobrze, ale nie czytałem na pewno tak gry jak obecnie. Wtedy też bardziej chciałem robić wrażenie jakimiś niepotrzebnymi zagraniami, teraz już tego nie robię. Teraz potrafię najlepiej zachowywać się na swojej pozycji i mam nadzieję, że dzięki temu będę mógł przez lata cieszyć się piłką nożną w Polsce.

Dani Ramirez mówił mi, że nie gra na wyższym poziomie w dużej mierze przez niepotrzebne kwestie dookoła piłki niemające większego znaczenia, takie jak życie nocne itp. Tobie też to w młodości przeszkadzało?

Nie, myślę, że nie. Zawsze byłem facetem, który lubił zacisze domowe. Moja żona nawet mi mówi, że nie wie, jak mając 27 lat, można tyle czasu spędzać w domu (śmiech).

Cały czas grając na konsoli?

To najbardziej mnie denerwuje, bo mówi, że więcej czasu spędzam, grając na PlayStation, niż z nią, a to nieprawda (śmiech). Ale poważnie mówiąc, uważam, że jestem bardzo rodzinny, przykładam dużą wagę do tego, żeby wystarczająco odpocząć w nocy. Od czasu do czasu oczywiście wychodzę gdzieś ze znajomymi, jeśli tylko mogę i dostaję pozwolenie ze strony klubu. Bardzo szanuję moją pracę i innych, bo nie jest ona łatwa, a żeby grać na wysokim poziomie w Hiszpanii czy teraz w Polsce, muszę się dobrze prowadzić.

Jesteś typem piłkarza, który cały czas żyje futbolem czy raczej po treningach i meczach odcinasz się od piłki? Oczywiście oprócz grania w Fifę.

(śmiech) Przede wszystkim bardzo lubię piłkę nożną. Jak byłem młodszy, oczywiście jeszcze więcej czasu poświęcałem czasu futbolowi po treningach, ale teraz, gdy jestem ojcem, myślę o nim mniej. Zawsze staram się nie przynosić problemów z pracy do domu, żeby moja rodzina nie musiała czuć na sobie złych emocji, które mogłem zebrać z treningu lub meczu, kiedy miałem gorszy dzień czy po prostu słabiej mi szło. Wychodzę z założenia, że po powrocie z pracy powinienem pokazywać rodzinie najlepszą wersję siebie. Oczywiście też piłka jest ważną częścią nas wszystkich, rozmawiam ze swoją żoną po meczach, mówię, co było dobrego, a co złego, co chciałbym poprawić. Ostatecznie jednak kiedy wiem, że nie miałem najlepszego dnia w klubie, staram się nie przekazywać tego moim dzieciom i partnerce. Chcę mówić im każdego dnia, że bardzo ich kocham, i cieszyć się wspólnym czasem z nimi.

Ale nie mają Twoi bliscy nic przeciwko, gdy chcesz obejrzeć mecz?

Nie, nie, nie. Co prawda moja żona nie ogląda meczów, mówi otwarcie, że jedyne, które ją interesują, to te, w których gram ja. A i tak wtedy bardzo cierpi (śmiech). Ale ja oglądam dużo piłki, przede wszystkim ligę hiszpańską i Ligę Mistrzów. Moja żona w tym czasie coś robi sama, rozmawia przez telefon, a dzieci chwilę ze mną obejrzą, później przestają, ale generalnie nikt nie ma problemu z tym, że oglądam.

Artur Kraszewski/ŁKS Łódź

Mówiłeś w wywiadzie, że według Ciebie najlepszym napastnikiem jest Luis Suarez. Jak zatem wyglądałoby Twoje top 5 najlepszych obecnie piłkarzy na świecie? 

Och, trudny wybór…

I czemu Robert Lewandowski nie jest na pierwszym miejscu?

(śmiech) Wiesz, jasne, że Lewandowski jest w tej najlepszej piątce, ale według mnie, patrząc przez pryzmat kilku ostatnich lat, Suarez był najlepszy dzięki temu, co prezentował na boisku i jak wypadał u boku najlepszego piłkarza na świecie, którym jest Leo Messi. Dlatego myślę, że na pierwszym miejscu byłby Suarez. Dalej, hmm… Obecnie pewnie Cristiano Ronaldo, jako że rozpatruje się go jako napastnika. Następny byłby Robert Lewandowski, więc już trzech. Nie wiem, nie wiem… Strasznie skomplikowane, tych wielkich piłkarzy jest tak wielu. Mbappe na pewno jest też jednym z najlepszych i Griezmann także jest niesamowity. Nie uwzględniam Messiego, bo nie jest stricte napastnikiem, gra bardziej za nim i dlatego nie ma go na tej liście.

Jak Ci idzie nauka języka polskiego?

Idzie mi dosyć opornie, bo polski jest językiem bardzo skomplikowanym, przede wszystkim jeśli chodzi o wymowę. Nie ma nic wspólnego z hiszpańskim, praktycznie żadnego słowa, ale krok po kroku staram się go uczyć. I będę dalej się uczyć, jeśli nawet mam nie potrafić mówić za dobrze, to chciałbym chociaż coś rozumieć.

Jakich słów używasz najczęściej?

(śmiech) Na boisku najczęściej używam słowa „czas”, kiedy ktoś jest osamotniony i nie ma nikogo w pobliżu, do kogo może podać piłkę. Poza tym kiedy przyjeżdżam rano na trening, to mówię „dzień dobry” i w sumie to umiem niewiele więcej, nie potrafię jeszcze za dużo.

Czy najchętniej zajmuje się Antonio Dominguez poza boiskiem?

Poza spędzaniem czasu z moją rodziną, kiedy jestem w Hiszpanii, spędzam dużo czasu także z moimi przyjaciółmi. W tej chwili, tak jak mówiłem, moim największym hobby są gry komputerowe. Pozwalają mi się odłączyć od wszystkiego i są ważną częścią mojego życia.

Co w obecnej trudnej sytuacji ŁKS-u będzie najważniejsze, żeby wywalczyć utrzymanie?

Wiemy oczywiście, że znajdujemy się w bardzo trudnej sytuacji, ale będziemy się starali cały czas polepszać naszą grę, wspinać się w tabeli i robić wszystko, żeby ŁKS w przyszłym sezonie grał w ekstraklasie. Na początku mamy nadzieję, że sytuacja trochę się uspokoi, będziemy mogli normalnie wrócić do gry bez podejmowania dużego ryzyka, a następnie weźmiemy się do ciężkiej pracy, aby zrobić wszystko, co w naszej mocy, żeby osiągnąć cel.

Jakie jest według Ciebie najlepsze wyjście w obecnej sytuacji, jeśli chodzi o rozstrzygnięcia w PKO Ekstraklasie? Zakończyć sezon bez spadkowiczów, o czym się dużo mówiło, czy kończyć go bez kibiców?

Jak mówiłem, jako że nie zależy to ode mnie, to nie chciałbym wypowiadać się, co będzie najlepsze, bo też sam tego do końca nie wiem. Nie chcę, żeby ktoś czuł się urażony tym, co myślę, bo ostatecznie jestem profesjonalnym zawodnikiem i nie chcę zajmować stanowiska w kwestii, na którą nie mam bezpośredniego wpływu. Decyzje muszą podjąć osoby za to odpowiedzialne, które wiedzą, jak się ma sytuacja w kraju, i które decydują o tym, co jest najlepszym wyjściem dla ligi, dla klubów, ale przede wszystkim dla ludzi i ich zdrowia.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze