Górnik Zabrze w końcu strzela gola. I to na wagę zwycięstwa


Ze starcia drużyn z dołu tabeli zwycięsko wyszedł Górnik Zabrze, który w końcu otwiera konto bramkowe po golu Rafała Janickiego

12 sierpnia 2023 Górnik Zabrze w końcu strzela gola. I to na wagę zwycięstwa
Zbigniew Harazim / zbyszkofoto.pl

Zarówno Korona Kielce, jak i Górnik Zabrze marzyli o zdobyciu w tym meczu pełnej puli, ale jakoś na boisku nie było tego widać. Ostatecznie ta sztuka udała się zabrzanom, a dokładniej Rafałowi Janickiemu, który po rzucie rożnym zdobył pierwszego gola dla Górnika w sezonie, a tym samym pierwsze trzy punkty.


Udostępnij na Udostępnij na

Obydwie drużyny nie rozpoczęły tego sezonu najlepiej, przez co zajmowały miejsca w strefie spadkowej. Sobotnie starcie było zatem okazją na zgarnięcie trzech oczek, a tym samym wyjście spod czerwonej kreski. Górnik Zabrze pragnął zdobyć pierwsze w tym sezonie bramki, zaś Korona Kielce pokazać, że z ich wiosennej formy jeszcze coś zostało.

Niezłe tempo, lecz mało okazji

Pierwsza połowa była dość wyrównana i mimo braku goli tempo spotkania było naprawdę solidne. Choć to Korona Kielce była częściej przy piłce, to groźniejsze sytuacje mieli goście. Przez większość spotkania gra skupiała się wokół środka pola.

Bezzębny Górnik Zabrze

Warsztat Jana Urbana zakłada cierpliwą grę z piłką, zwykle nastawioną na zdobywanie bramek. Początek rozgrywek zdaje się zaprzeczać tej tezie. Szósta ofensywa zeszłego sezonu nie zdobyła jeszcze ani jednego gola. Oczywiście sprzedaż Szymona Włodarczyka do austriackiego Sturmu Graz mogła wpłynąć na jakość ataku, ale bez przesady. Przecież w zabrzańskich szeregach mają mistrza świata z 2014 roku. Otwarcie sezonu w wykonaniu Lukasa Podolskiego jest rozczarowujące, ale zresztą nie tylko jego. Cała ofensywa jest zdecydowanie pod formą.

Górnik Zabrze mógł spokojnie prowadzić

Sam trener na konferencji przedmeczowej dostrzegał jednak pewien postęp w grze drużyny: – Chcę, aby każdy występ stanowił progres i na razie nam się to udaje. Spotkanie z Radomiakiem zupełnie nam nie wyszło. Z Wartą Poznań było już lepiej, nie pozwalaliśmy rywalom na oddawanie strzałów, niestety nastąpił rzut karny… Przeciwko Piastowi zachowaliśmy czyste konto po stronie strat, a sami graliśmy ofensywnie, były wreszcie celne uderzenia.

Tylko co z tego, skoro nawet gdy zabrzanie tworzą sobie świetne okazje, to i tak są one na końcu marnowane. Przykładem była sytuacja z 6. minuty. Górnik odważnie wyszedł od początku meczu. Akcja zaczęła się od przejęcia piłki wysoko na połowie gospodarzy, która następnie doszła do Lukasa Podolskiego. Ten wyłożył piłkę na wolne pole Kamilowi Lukoszkowi, a młodzieżowiec Górnika zamiast cieszyć się z premierowego gola w ekstraklasie, trafił w słupek.

Gościom tego zapału starczyło na kwadrans, bo potem do głosu doszła Korona Kielce. „Żabole” ponownie dali o sobie znać po mniej więcej 1/3 spotkania. Najpierw w 32. minucie koszmarnie wybił piłkę Xavier Dziekoński. Pomimo sporej przewagi liczebnej Damian Rasak nie zagrał dokładnie do Lukasa Podolskiego, przez co kolejna okazja poszła na marne. W 34. minucie bardzo dobrym uderzeniem z rzutu wolnego popisał się Paweł Olkowski i jeszcze lepszą interwencję zanotował golkiper „Scyzoryków”. Chwilę potem zabrzanie mieli rzut rożny, ale po strzale głową Kryspina Szcześniaka piłka poszła nad bramką.

Korona Kielce nie zamierza zmieniać DNA

W pierwszej połowie bardziej podobała nam się Korona. Ponieważ Górnik Zabrze usilnie próbował rozgrywać piłkę od tyłu, starała się to ochoczo wykorzystywać, podchodząc wysoko pod bramkę Daniela Bielicy lub naciskając na trójkę stoperów. Ci zaś wpadali w niepotrzebną panikę i wybijali piłkę na aut bądź ratowali się faulem. Korona jednak przede wszystkim naprawdę solidnie rozgrywała piłką i unikała większych błędów, o co zabiegał trener Kuzera.

Na konferencji przedmeczowej powiedział, iż nie zamierza zmieniać stylu drużyny, twierdząc, że wszystko idzie w dobrym kierunku: – Musimy mieć swój sposób na to, żeby omijać pressing przeciwnika, kreować sytuacje i do tego dążymy. Taka jest nasza droga. Powinniśmy wystrzegać się błędów, które wynikają trochę z braku komunikacji, ale mocno nad tym pracujemy. Musimy chcieć grać w piłkę i zdobywać bramki. Kiedy tracimy piłkę, trzeba zrobić wszystko, aby ją odzyskać. Nasze DNA się nie zmieni.

Nie przesadzamy jednak z zachwytami, ponieważ nie było zbyt wielu konkretów. W pierwszej połowie dobrze dośrodkował Ronaldo Deaconu, a pojedynek w powietrzu z Kryspinem Szcześniakiem wygrał Nono, lecz po jego główce piłka spadła na siatkę nad poprzeczką. Poza wspomnianą główką najfajniejszą kombinacyjną akcję koroniarze rozegrali w 38. minucie. Na ich nieszczęście, bardzo przytomnie zachował się Daniel Bielica, który oddalił zagrożenie od własnej bramki. Po pierwszej połowie było bez goli.

Druga połowa bez zmian

Druga połowa przebiegała mniej więcej jak pierwsza. Wciąż mało konkretów. Nie było sytuacji, po których widzowie mogliby zerwać się z krzeseł. Poza sytuacją z 6. minuty nie uświadczyliśmy choćby zbliżonej sytuacji, gdzie od gola dzieliły nas centymetry. Jedni i drudzy szarpali, próbowali atakować, ale bez większych rezultatów czy choćby zagrożeń. Na początku drugiej połowy ponownie dał o sobie znać wysoki pressing koroniarzy. Podobnie jak w pierwszej połowie Górnik próbował rozgrywać piłkę od bramki. Lecz Korona znów atakowała gości wysoko na ich połowie, utrudniając im budowanie akcji. Świetnie obrócił się z futbolówką Jakub Łukowski, który popędził z piłką na bramkę. Jednak jego strzał już tak imponujący nie był.

W 56. minucie kolejny raz przedarł się lewym bokiem Lukoszek (niezły występ młodziana), jednak czujnie zachował się Dominick Zator, który przeciął dośrodkowanie młodzieżowca gości. Kilka minut później ten sam Zator posłał daleką piłkę na lewe skrzydło, stwarzając szansę Jakubowi Łukowskiemu. Pokręcił on Szcześniakiem, wrzucił piłkę, ale tę zgarnął Bielica. Później miało miejsce kolejne długie podanie i jeszcze lepsze przyjęcie Nono. Ten dośrodkował kapitalną piłkę do Szykawki, lecz Białorusin będąc asekurowany przez obrońców, główkował niecelnie.

Ożywiona końcówka

Po dość nudnej godzinie obydwie drużyny otworzyły się. Początkowo to raczej Górnik przejął inicjatywę. Próbował Paweł Olkowski z woleja (mocno niecelnie). Kolejną bardzo dobrą okazję w 75. minucie mieli zabrzanie. Kąśliwym uderzeniem popisał się Olkowski, a dobitkę zmarnował Sekulić.

Następne minuty stały jednak pod znakiem kolejnych okazji dla Korony, która z chęcią wykorzystywała ogromne połacie wolnej przestrzeni. Najpierw w 77. minucie szansę na groźną akcję zmarnował Deaconu, który pogubił się z piłką. Gdy oddał ją wprowadzonemu Jackowi Podgórskiemu, ten nie miał już tak dobrej okazji i posłał piłkę nad poprzeczką. Jeszcze więcej szczęścia mieli zabrzanie minutę później. Zaczęło się od niepewnego wyjścia Daniela Bielicy, kiedy to piłka spadła pod nogi Briceaga. Ten zagrał nieczysto, lecz na tyle szczęśliwie, że futbolówka odbiła się od nogi Podgórskiego. Tylko fakt, że Rafał Janicki stał na linii bramkowej, uratował podopiecznych Jana Urbana od straty gola.

Chwilę potem z ostrego kąta huknął Deaconu, lecz ten strzał sparował bramkarz gości. Niedługo później gospodarze domagali się odgwizdania rzutu karnego po zagraniu ręką Richarda Jensena. Sędzia Paweł Raczkowski pozostał niewzruszony na protesty „Scyzoryków”, pokazując zawodnikom, iż fiński obrońca dotknął piłki ręką, podpierając się.

Rafał Janicki otwiera konto bramkowe dla Górnika

Gdy wydawało się, że to Korona jest bliżej zwycięstwa, Górnik Zabrze wyprowadził decydujący cios w doliczonym czasie gry. Wrzutka z rożnego Roberta Dadoka, do której wyskoczył Rafał Janicki i po drobnym rykoszecie umieścił piłkę w siatce. Chyba nawet w Zabrzu było słychać to głośne westchnienie ulgi. Padł w końcu pierwszy gol w tym sezonie dla „Żaboli” i chyba nie mogło być lepszego strzelca. Rafał Janicki był dziś bohaterem gości, wyjmując piłkę z linii bramkowej. Wynik ostatecznie się już nie zmienił, a Korona ma trochę czego żałować, bo w tym spotkaniu powinna ugrać remis.

Górnik Zabrze zwycięski, ale do dobrej gry daleko

Ogromny kamień z serca musiał spaść sympatykom Górnika Zabrze. Niemniej Jan Urban zapewne sam wie, że czeka go jeszcze dużo pracy. Ofensywie, mimo że gra lepiej niż na początku sezonu, wciąż sporo brakuje do dobrego stanu. Mimo że dzisiejszy mecz daleki był od udanego, to jednak na końcu liczą się trzy punkty, a te dziś wracają na Górny Śląsk.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze