Do LM kuchennymi drzwiami. Piłkarska Europa u progu fazy pucharowej LE


Dla jednych spora szansa na zaistnienie w Europie, dla innych przykra konieczność

15 lutego 2018 Do LM kuchennymi drzwiami. Piłkarska Europa u progu fazy pucharowej LE

Atletico Madryt, Borussia Dortmund, Napoli, Olympique Lyon – to tylko nieliczne zespoły o ugruntowanej europejskiej renomie, które przystąpią do pucharowej rywalizacji w Lidze Europy. Uważana przez wielu jako europejskie rozgrywki drugiego sortu zgromadziła wokół siebie znaczną grupę uznanych marek. Sprawdźmy, dla których z nich ewentualny triumf okaże się szansą na uratowanie kiepskiego sezonu ligowego albo dodatkową furtką do Ligi Mistrzów w razie niepowodzenia w krajowych rozgrywkach.


Udostępnij na Udostępnij na

Jedyny ratunek dla bandy Wengera

Smutny czas nastał dla sympatyków „Kanonierów”. Tendencja spadkowa poziomu sportowego Arsenalu trwa już drugi sezon z rzędu. Ligową kampanię 2017/2018 mogą puścić w niepamięć. Podobnie jak ubiegłoroczną.

Zupełnie innym przypadkiem jest Liga Europy, do której jeszcze kilka miesięcy temu Arsene Wenger podchodził sceptycznie. Czas zweryfikował plany i obecnie katastrofalny sezon można uratować już tylko w jeden sposób. W tej sytuacji nie będzie to dla nich przykra powinność, ale główny priorytet drugiej części sezonu. Piłkarska klasa londyńczyków niejednokrotnie została poddawana wszelkim wątpliwościom, jednakże kandydaturę Arsenalu do ostatecznego triumfu należy brać zupełnie poważnie.

Szwedzki Ostersunds wydaje się idealnym zespołem jako wstępne przetarcie przed dalszymi rundami pucharowymi. Arsenal oczywiście od wielu lat przyzwyczaił wszystkich do ich predylekcji związanych z negatywnym zaskakiwaniem w najmniej spodziewanych momentach. Mimo wszystko wpadka ze Szwedami byłaby już grubą przesadą. W północnym Londynie śmiało mogą chyba wypatrywać już kolejnego rywala w 1/8 finału.

Swoją drogą prawdziwą kwintesencją hipokryzji byłby potencjalny sukces Arsene’a Wengera w tych rozgrywkach. To przecież doświadczony Francuz nie tak dawno sugerował, jakoby zwycięzca nie powinien otrzymywać w nagrodę miejsca w Lidze Mistrzów…

Dwa różne włoskie światy

AC Milan to drugie po Arsenalu największe rozczarowanie sezonu 2017/2018. Letnia ofensywa transferowa przeprowadzona przez nowych chińskich właścicieli miała przywrócić legendarnemu włoskiemu klubowi miejsce w europejskiej elicie. Rzeczywistość brutalnie zweryfikowała obecne możliwości „Rossonerich”.

Zamiast walki o Champions League po raz kolejny mamy do czynienia z ligowym średniactwem w wykonaniu Milanu. Ich aktualna sytuacja w Serie A sprawia, że nawet awans do Ligi Europy nie jest niczym pewnym. W tej sytuacji na ratunek może przyjść obecna edycja tych rozgrywek. Aby całkowicie nie zaprzepaścić kolejnego już sezonu z rzędu, naturalną rzeczą dla Milanu powinna być walka o wejściówkę na Parc Olympique Lyonnais bądź też Stade des Lumieres, na którym zostanie rozegrany wielki finał.

W zgoła odmiennej sytuacji znajduje się inny przedstawiciel ligi włoskiej – rzymskie Lazio. Wciąż toczy wyrównany bój z Romą oraz Interem o miejsce na najniższym stopniu podium. Cała wymieniona trójka idzie ze sobą łeb w łeb i nie należy wykluczać scenariusza, w którym to właśnie „Biancocelesti” okażą się największym przegranym.

Dlaczego zatem nie spojrzeć w stronę bieżącej kampanii w europejskich pucharach? Rumuni z Bukaresztu, z którymi zmierzą się na etapie 1/16 finału, nie powinni stanowić przeszkody nie do przejścia. Pytanie, czy w dalszej perspektywie będą w stanie toczyć równoległą walkę na obu frontach? Niemniej jednak ekipa Lazio powinna mieć na względzie rozgrywki Ligi Europy.

Kryzys Bundesligi? Wcale nie!

Równie zażarta walka o ligowe podium, a także czwarte miejsce, które też gwarantujące start w Lidze Mistrzów, ma miejsce w Bundeslidze. RB Lipsk, Borussia Dortmund, Eintracht Frankfut, Bayer Leverkusen, Schalke Gelsenkirchen – za plecami Bayernu Monachium toczy się kapitalna rywalizacja, w której największymi ofiarami mogą zostać dwie pierwsze wymienione ekipy.

Teoretycznie przewyższają swoim potencjałem drużyny z Gelsenkirchen czy Frankfurtu i klęska na niwie ligowej zostałaby odebrana za spory szok. Przynajmniej patrząc już z dzisiejszej perspektywy, bo mając jeszcze w pamięci dramatyczny październikowo-listopadowy okres Borussii, w ich przypadku odnosiło się zupełnie inne wrażenie. Wygląda jednak na to, że Peter Stroger ugasił pożar, a sama szatnia została oczyszczona z toksyn po transferze Aubameyanga do Arsenalu. Podopieczni Austriackiego szkoleniowca wyglądają na zdolnych, aby z powodzeniem łączyć Bundesligę z Ligą Europy.

W przypadku RB Lipsk należy zwrócić uwagę na skrupulatność budowy ich pozycji w niemieckiej piłce, a także na europejskiej scenie. Brak awansu do fazy pucharowej Ligi Mistrzów raczej nie został uznany za wielką porażkę. Wręcz przeciwnie. Gra w Lidze Europy powinna zostać potraktowana w Lipsku jako szansa dogłębnego obycia się w europejskim, klubowym towarzystwie. Pod warunkiem, że już na starcie fazy pucharowej nie dojdzie do katastrofy. Rywal z najwyżej półki, z jakim zmierzą się Niemcy, czyli Napoli, może jednak okazać się niezwykle cennym skalpem, który pozytywnie nakręci ubiegłorocznego beniaminka Bundesligi.

Podczas piłkarskiej jesieni sporo mówiło się o kryzysie niemieckiej piłki na europejskiej scenie. Kandydatury RB Lipsk oraz Borussii do końcowego sukcesu pokazują jednak, że przedstawiciele kraju naszych zachodnich sąsiadów trzymają się całkiem nieźle.

Półwysep Iberyjski w natarciu

Gdy europejska centrala piłkarska przemianowała Puchar UEFA na obecną strukturę, hiszpańskie i portugalskie kluby czują się w niej jak u siebie. Trzykrotny triumf Sevilli, dwukrotny Atletico Madryt, portugalski finał FC Porto z Bragą, Benfica jako dwukrotny finalista, do tego jeszcze Athletic Bilbao. Półwsyep Iberyjski zawsze wystawiał silną grupę reprezentatywną.

Nie inaczej jest i teraz. Hiszpańska delegacja w postaci Atletico Madryt, Athleticu Bilbao oraz Villarrealu znów może pokazać prawdziwą siłę i klasę Primera Division. Jednak z racji tlących się nadziei podopiecznych Diego Simeone na zwycięstwo w lidze oraz kompletnie bezbarwnego sezonu w wykonaniu Basków w szczególności warto chyba zwrócić uwagę na tych trzecich.

Od czasu powrotu „Żółtej Łodzi Podwodnej” na szczebel Primera Division Villarreal ma już za sobą jedno nieudane podejście do Champions League. Czwarte miejsce na koniec sezonu 2015/2016 pozwoliło im wziąć udział w czwartej rundzie sierpniowych eliminacji. AS Monaco okazało się jednak nie na siły klubu, w którym swego czasu prawdziwą furorę robił słynny Argentyńczyk – Juan Roman Riquelme.

Sympatycy Vilarrealu z całą pewnością chcieliby zerkać w górę, w stronę pierwszej czwórki hiszpańskiej ligi. Rozsądniejszą decyzją byłoby pilnowanie tyłów i obrona obecnej piątej lokaty. I w międzyczasie próba szturmu fazy pucharowej drugich w kolejności europejskich rozrywek. Na bezpośredni awans do Ligi Mistrzów poprzez ligę wydają się za słabi, dlatego też potencjalny sukces w Lidze Europy może być dla nich wybawieniem.

Patrząc zatem na ich sytuację na krajowym podwórku, ekipie Villarrealu wyłącznie na dobre może wyjść postawienie rozgrywek Ligi Europy w roli priorytetu. Sporym utrudnieniem wydaje się jednak dość niefortunne losowanie etapu 1/16 finału, w którym czeka ich kolejna drużyna, dla której europejska batalia nie powinna być smutną koniecznością, ale raczej oczkiem w głowie.

Jeśli chodzi o Portugalczyków, uwaga powinna zostać skierowana przede wszystkim w stronę Sportingu Lizbona. Niewykluczone oczywiście, że walka o prymat w kraju całkowicie pochłonie lizbończyków. Mając jednak w pamięci finałowe występy innych portugalskich drużyn, Sportingowi trzeba będzie przyglądać się z uwagą.

Klątwa gospodarzy

St. Jakob-Park w Bazylei w 2016 roku, turyński Allianz Stadium w 2014 roku, Johan Cruyff ArenA w Amsterdamie w 2013 roku. Co łączy wszystkie trzy obiekty? W poszczególnych edycjach na drużyny występujące na co dzień na wspomnianych stadionach nałożona została spora presja, aby w decydującym starciu zaprezentować się przed najwierniejsza publiką. FC Basel odpadło na etapie 1/8 finału, Juventus w półfinale, zaś Ajax już w 1/16 finału.

Powyższa tendencja nie stawia gospodarzy finału w pozytywnym świetle. Ponadto sam Lyon pochłonięty jest w tej chwili walką o wicemistrzostwo Francji. Kwestia rozegrania ostatecznego meczu na jednej z aren Euro 2016 powinna jednak pozytywnie nakręcać podopiecznych Bruno Genesio w walce na europejskim froncie. Ich dwumecz z Villarrealem uchodzi za jedną z ciekawszych par zbliżającego się etapu fazy pucharowej i ewentualne zwycięstwo powinno stanowić pewien determinant dalszych losów „Les Gones” w rozgrywkach Ligi Europy.

Już w zeszłym sezonie Francuzi otarli się o finał. Niewykluczone więc, że i tym razem przynajmniej postarają się o powtórzenie wyniku z sezonu 2016/2017. Kto wie, może nawet uda się przełamać klątwę ciążącą na gospodarzach finału?

Sukces Rosjan przed mundialem?

Rosjanie jak co roku snują plany o sukcesach i udanych występach w rozgrywkach europejskich. W podejmowanych przez nich próbach brakuje jednak konkretów i kończy się na szumnych zapowiedziach. Czy któryś z moskiewskich klubów – CKSA, Lokomotiw, Spartak – bądź Zenit St. Petersburg ma szansę coś zmienić?

Analizując obecną sytuację w lidze rosyjskiej, najpoważniej należy rozpatrzeć kwestię Zenita. Choć trudno mówić, że Prjemier-Liga jest już przez nich przegrana, rozdrażnienie wynikające z ośmiopunktowej straty do liderującego Lokomotivu przed startem rudny wiosennej może zredefiniować cele ekipy Roberto Manciniego. Zresztą, jak już wspomniano, Rosjanie zawsze stawiali sobie ambitne zadania bez pokrycia, a w szczególności przodował w nich klub wspierany przez krajowy koncern Gazprom. Czy to nie idealny moment, aby na poważnie ruszyć do działania?

Zasadniczą kwestią, powracającą co roku jak bumerang, jest przerwa zimowa, a dokładniej to, w jakiej formie Rosjanie powrócą po niej do poważnego grania. Liga startuje dopiero w pierwszy weekend marca, a przedtem trzeba rozegrać już pierwszy dwumecz fazy pucharowej. W przypadku Zenita będzie to szkocki Celtic.

Ewentualny sukces któregokolwiek rosyjskiego klubu mógłby być również pozytywnym zjawiskiem, mając na uwadze reprezentację Rosji przygotowującej się oczywiście jako gospodarz do mistrzostw świata. Za sprawą kiepskiego startu w zeszłorocznym Pucharze Konfederacji oraz innych zakulisowych gierek w rosyjskim środowisku sportowym ich udany występ mógłby nieco ocieplić wizerunek tamtejszej piłki.

Niespełnione sny Red Bulla

Skoro wywołaliśmy już wcześniej do tablicy niemiecki projekt koncernu Red Bulla, warto poświęcić także kilka słów innemu klubowi znajdującemu się pod ich skrzydłami. Austriaków można oczywiście traktować z przymrużeniem oka. W końcu gdzie przeciętnej lidze austriackiej do poważnych lig europejskich? Ale czy faktycznie Red Bull Salzburg to zespół z grupy całkowitych outsiderów?

Firma Red Bull weszła do Salzburga w 2005 roku i do tej pory wprowadzenie miejscowego klubu do Ligi Mistrzów pozostaje niespełnionym marzeniem. Od sezonu 2006/2007 niemalże regularnie gromadzą mistrzowskie trofea z przerwą w latach 2008, 2011 oraz 2013. Ubiegłego lata Salzburg podjął dziesiątą próbę dostania się do piłkarskiego raju. Z opłakanym skutkiem.

Skoro nie idzie zatem w rundzie play-off eliminacji, warto może spróbować sił poprzez Ligę Europy? Nawet jeśli przebicie się do ćwierćfinałów dalej uchodzi za marzenie ściętej głowy, zbliżający się dwumecz z Realem Socidead jest do ugrania przez Austriaków. A to, co ewentualnie zrobią później, może wyłącznie zaprocentować w przypadku Salzburga.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze