Liga angielska rozpoczęła się raptem sześć tygodni temu, a już czołowe kluby Premier League zdążyły nas zaskoczyć postawą na angielskich boiskach. Gubiąc punkty, szczególnie na samym początku sezonu, z pewnością kluby nie przybliżą się do pierwszej czwórki Premier League. A te gwarantują miejsca w przyszłorocznych rozgrywkach Ligi Mistrzów. Co za tym idzie, również pieniądze i prestiż.
Taką sytuację mogą wykorzystać mniejsze kluby, w szczególności te, które weszły w sezon w lepszym stylu niż niektóre zespoły z „żelaznej szóstki”. Na ten moment, patrząc na wyniki, największe apetyty na europejskie puchary mają drużyny Leicester City oraz West Ham United. Czy któraś z tych drużyn będzie w stanie zawalczyć o Ligę Mistrzów bądź przynajmniej Ligę Europejską na przestrzeni całego sezonu?
Liverpool i City niezmiennie na szczycie
Walka o mistrzostwo Anglii w poprzednim sezonie była zacięta i niesamowicie ekscytująca. Ostatecznie górą okazała się być drużyna z Manchesteru, kończąc sezon z raptem jednym punktem przewagi nad Liverpoolem. Obie drużyny były niedoścignione w ubiegłym sezonie. W tej edycji ligi angielskiej już na samym początku obie ekipy starają się „odjechać” reszcie stawki.
Najlepiej robi to ekipa Jurgena Kloppa. Niemiecki szkoleniowiec nie dał załamać się i reszcie drużyny po poprzedniej walce o mistrzostwo Anglii, które było dosłownie o krok. Liverpool rozgrywki zaczął z przytupem, w sześciu pierwszych kolejkach zgarniając komplet punktów. Warto zaznaczyć, że „The Reds” mają już za sobą mecze z drużynami z Londynu (Chelsea i Arsenal), które są potentatami do czołowej czwórki.
Z kolei Manchester City radzi sobie nieco gorzej, jednak nadal plasuje się niemal na szczycie tabeli Premier League. Gra drużyny z Etihad Stadium może imponować stylem gry oraz statystykami. Na ten moment po sześciu kolejkach piłkarze Pepa Guardioli zdołali strzelić przeciwnikom 24 bramki. To daje wynik aż czterech bramek na mecz. Dodatkowo, jeśli przyrównamy to do liczby traconych bramek, która wynosi jedna na spotkanie, to wygląda imponująco i przerażająco w oczach przeciwników.
Błękitna część Manchesteru nie może pochwalić się jednak tak imponującą ilością punktów w tabeli co Liverpool. „The Citizens” dodatkowo nie grali z wymagającymi przeciwnikami. Wliczyć można Tottenham, ale w obecnej sytuacji drużyna z północnego Londynu raczej nie powinna być dużym zagrożeniem. A jednak pierwsze potknięcie City miało właśnie w meczu z „Kogutami”, gdzie padł remis. Drugie potknięcie było jednak bardziej bolesne i niespodziewane, ponieważ podopieczni hiszpańskiego szkoleniowca w starciu ze słabym Norwich ponieśli pierwszą porażkę w sezonie ligowym.
Six wins out of six ✋👆
Trent's rocket, Bobby's header and post-match reaction all now available… 🚀💥https://t.co/IOLbdJhvc7
— LFCTV (@LFCTV) September 22, 2019
„The Gunners” sami stali się ofiarami ostrzałów
Arsenal Londyn jest drużyną, która po sześciu kolejkach jest w top 4. Patrząc na liczbę punktów jakie zdobyli oraz przeciwników z jakimi się mierzyli, raczej kibice „Kanonierów” nie powinni narzekać. Arsenal do tej pory zanotował trzy zwycięstwa, dwa remisy i jedną porażkę. „The Gunners” gubili punkty przede wszystkim z rozpędzonym Liverpoolem, gdzie zanotowali porażkę. Drużyna Emery’ego zgubiła także punkty, remisując kolejno z Tottenhamem oraz Watfordem. Tak więc patrząc na przeciwników, z którymi stracili punkty, nie wygląda to źle (z wyjątkiem wpadki z Watfordem).
Natomiast, gdy popatrzymy na styl gry, a konkretnie na obronę Arsenalu, to kibice mają o co drżeć ze strachu. Obrona „Kanonierów” zawodzi na całej linii. Piłkarze Emery’ego tracą bramki w każdym meczu (z wyjątkiem pierwszego meczu ligowego). Słaba postawa linii obrony Arsenalu nie rokuje zbyt dobrze i może spowodować nawet brak uczestnictwa w europejskich pucharach w przyszłym sezonie. Defensywa Arsenalu miała być jedną z lepszych w lidze po ostatnich transferach. Oczekiwania były zdecydowanie większe (o tym pisaliśmy już wcześniej w poniższym artykule). Tymczasem z obrony jest klapa, gdzie zawodzi sam David Luiz, który miał być liderem defensywy.
Nadzieją na lepsze jutro zdaje się być ofensywa „The Gunners” z liderującym w niej Aubameyangiem. To właśnie dzięki Gabończykowi Arsenal ma na koncie trzy zwycięstwa, strzelając decydujące bramki w tych meczach. W przypadku Kanonierów to „Auba” może okazać się zbawcą tej drużyny.
Tottenham w kratkę
Drużyna Mauricio Pochettino jest drużyną, która ma chyba największe wahania formy. Ich bilans meczów wynosi po dwa zwycięstwa, remisy i porażki. W drużynie „Kogutów” największą bolączką jest po prostu niestabilność. Tottenham gra w kratkę i nie można winić ofensywy ani defensywy czy też indywidualnie zawodnika. Problem leży w całości drużyny, a być może nie chodzi o aspekt fizyczny tylko o psychologiczny.
„Koguty” w dwóch meczach w tym sezonie tracili dwubramkowe prowadzenie. Pierwszy raz grając przeciw Arsenalowi, a drugi raz w Lidze Mistrzów w konfrontacji z Olimpiacosem. Te mecze w dużej mierze pokazują niestabilną formę Tottenhamu. Być może jest to wina braku lidera. Na ten moment nie ma konkretnego jasnego punktu w drużynie z Londynu. Nadzieją może być Harry Kane lub Eric Lamela. Jednak póki nie wyłoni się główny lider ze wsparciem dla drużyny, próżno szukać dobrej stabilnej gry.
Temat problemów Tottenhamu szerzej opisaliśmy zaraz na początku sezonu w artykule poniżej:
Przy słabych wynikach drużyny zaczyna mówić się zawsze o potencjalnym zwolnieniu szkoleniowca. Tak też dzieje się w przypadku Pochettino. Nie jest to jeszcze temat głośny, ale powoli zaczyna mówić się o zmianie trenera w północnym Londynie. Mauricio pracuje w Tottenhamie już dość długo i może stracił już tę świeżość oraz pomysł na drużynę.
Nijakie United
Drużyna „Czerwonych Diabłów” przypomina United z końcówki poprzedniego sezonu – nieporadna, niedojrzała, bez charakteru. „Red Devils” w sześciu meczach zdobyli zaledwie dwa zwycięstwa. Niedojrzała gra spowodowała stratę punktów, bowiem w trzech z sześciu meczach United traciło prowadzenie.
Problemem „Czerwonych Diabłów” jest na pewno wąska kadra. Po odejściu Romelu Lukaku i Alexisa Sancheza, ściągnięto do klubu jedynie Daniela Jamesa na ich miejsce. Na ten moment o sile zespołu decydują Marcus Rashford oraz Anthony Martial. Jednak Ci co chwilę są nieobecni. Absencje spowodowane są kontuzjami. W ostatnim meczu z West Ham United Rashford musiał zejść z boiska właśnie z powodu kontuzji, natomiast Martial z tego samego powodu nie zalazł się w kadrze na ten mecz.
Wiele osób wiesza psy na Norweskim szkoleniowcu Manchesteru United. Ole Gunnar Solskjaer złą passę zaczął w poprzednim sezonie po dwumeczu z PSG w Lidze Mistrzów. Mimo pozytywnych emocji i nadziei jakie towarzyszyły po pierwszej kolejce teraz wszyscy zeszli na ziemię. W artykule poniżej pisaliśmy znacznie szerzej o osobie Norwega i sytuacji Manchesteru United.
Niedoszlifowana Chelsea
„The Blues” jest chyba jedyną drużyną z „żelaznej szóstki”, która może być i czuć się usprawiedliwiona. Drużyna ze Stamford Bridge od początku sezonu była niewiadomą. Po pierwsze piłkarzy przejął Frak Lampard, czyli niedoświadczony szkoleniowiec będący jednocześnie legendą klubu. Po drugie ma on za zadanie zbudować zespół z wychowanków klubu z zachodniego Londynu. To właśnie dzięki projektowi, który jest zaplanowany na lata, Chelsea może czuć się niezagrożona ze strony hejterów.
Póki co największym problemem „The Blues” jest defensywa. Pod tym względem jest trzecią najgorszą drużyną. Z kolei dla równowagi, ofensywa może robić wrażenie, ponieważ Chelsea ma trzecią najlepszą ofensywę w lidze. Problemy z defensywą wiązać się mogą jeszcze z brakiem dobrej komunikacji oraz doświadczenia.
Liderem w drużynie Chelsea może być tak naprawdę każdy. Na ten moment są to młodzi Abraham oraz Mount, którzy grają swój debiutancki sezon w pierwszej drużynie ze Stamford Bridge. Dodatkowo Chelsea wciąż czeka na powrót istotnych zawodników, takich jak Antonio Rudiger czy Ruben Loftus-Cheek. Potencjał jest duży w drużynie i trzeba czekać aż w końcu odpali. Na ten moment Chelsea w sześciu meczach uzbierała osiem oczek, które mogą satysfakcjonować, ale nie muszą.
Tutaj pisaliśmy więcej o sytuacji Chelsea i przewidywaniach drużyny na ten sezon:
Skarb kibica Premier League: Chelsea FC – Lampard w obliczu wyzwania
Wyścig zółwi trwa w najlepsze
Walka o najlepszą czwórkę niesamowicie dobrze przypomina wyścig z poprzedniego sezonu. Liverpool i City zaczynają odjeżdżać, a reszta stawki nie bardzo spieszy się do mety, na której czeka nagroda w postaci biletu wstępu do Ligi Mistrzów. Arsenal, Tottenham, Manchester United oraz Chelsea gubią punkty i nie chcą zostawić rywali z tyłu. Trzeba jednak zauważyć, że tym razem w walce o top 4 istotną rolę może odegrać inny przeciwnik i zaskoczyć drużyny z „żelaznej szóstki” (no może z wyjątkiem City i Liverpoolu).
Kto będzie czarnym koniem?
Patrząc na przeciwników, z którymi już grali, liczbę punktów uzyskanych największą niespodziankę sprawia drużyna Leicester City. Do tej pory rozegrali mecze z Manchesterem United oraz Tottenhamem Hotspur, czyli rywalami w walce o najlepszą czwórkę. Na koncie mają zaledwie jedną porażkę (właśnie z „Red Devils”). Natomiast w meczu z „Kogutami” (jak to w naturze bywa) to „Lisy” okazały się lepsze.
Na myśl o dobrej formie drużyny z King Power Stadium, kibice przypominają sobie zapewne sezon 2015/2016, kiedy „Lisy” namieszały w Premier League i zostały mistrzem angielskiej ligi. Tym razem raczej się to nie powtórzy, jednak walka o czołową czwórkę jest jak najbardziej realna. Jednak warunek jest taki, że formę muszą utrzymać przez cały sezon, jak to w piłce bywa.
Liderem Leicester jest Jamie Vardy, który przy dobrej skuteczności może w dużej mierze przyczynić się do sukcesu i awansu do Premier League.
Nie tylko Leicester
West Ham United wcale nie odstaje w stosunku do Leicester. Drużyny te mają bowiem tyle samo punktów. „Młoty” mają także dwa mecze za sobą z większymi zespołami i doznali tylko jednej porażki, w dodatku z mistrzami Anglii. Apetyty drużyny z północnego Londynu na pewno wzrosły. Drużyna, których barw broni Łukasz Fabiański, na sześć meczów w trzech zachowała czyste konto. Polski bramkarz oczywiście w dużym stopniu przyczynił się do tego wyniku dzięki czemu ma najwięcej czystych kont w lidze, zaraz obok Edersona.
***
Póki co walka trwa. Niestety, wygląda to słabo i nie widać pozytywnych rokowań co do poprawy gry czołowych drużyn. Nie pozostaje nam nic innego jak czekać, aż sezon w pełni się rozkręci i może wtedy będziemy mogli dopatrzeć się walki na poziomie, które wielkie drużyny powinny prezentować.