Angielska herbata: wybawca, który stał się wuefistą


Łaska kibica na pstrym koniu jeździ, czyli jak Ole Gunnar Solskjaer przestał być fajny

24 września 2019 Angielska herbata: wybawca, który stał się wuefistą
therepublikofmancunia.com

W poprzednim sezonie po kolejnych zwycięstwach Manchesteru United pod wodzą Ole Gunnara Solskjaera na Old Trafford zapanowała euforia. Euforia, która szybko przeistoczyła się w ekstazę. Poczucie rzeczywistości zatracili kibice „Red Devils”, a nawet niektórzy eksperci. W norweskim szkoleniowcu na siłę zaczęto upatrywać panaceum na problemy dwudziestokrotnego mistrza Anglii. Obecnie czar już prysł, a Ole Gunnar Solskjaer z wybawiciela zmienił się w wuefistę.


Udostępnij na Udostępnij na

Buch – jak beznadziejnie!

Uch – kolejna porażka!

Puff – znów bez stylu!

Uff – jak tragicznie!

Parafrazując wiersz Juliana Tuwima Lokomotywa, tak własnie wyglądały odczucia kibiców Manchesteru United w trakcie trzeciego sezonu pracy Jose Mourinho na Old Trafford. Mimo zdobycia kilku trofeów dla angielskiego klubu „Czerwone Diabły” szybko zaczęły mieć dość krnąbrnego szkoleniowca. To, że drugim sir Aleksem Fergusonem nie zostanie, było wiadomo od dawna. Jednak beznadziejne wyniki w połączeniu z coraz to nowymi wymówki uruchomiły tykający zegar odliczający czas do zwolnienia Portugalczyka.

Wraz z zegarem odliczali także kibice „Red Devils”, którzy przestali wierzyć, że z tej mąki będzie chleb. Utwierdzeni w przekonaniu, że Jose Mourinho jedyne, co upiekł, to twardą bułę przyprawiającą o niestrawność, szukali promyczka nadziei. Znaleźli w osobie byłego bohatera. Ole Gunnar Solskjaer przejął rozbity po rządach Portugalczyka zespół i zrobił to, co nie udawało się poprzednikowi. Wygrywał.

Ole Gunnar Solskjaer – wybawca

Praktycznie w momencie norweski szkoleniowiec zaczął „robić wynik”. Manchester United wygrywał, strzelając rywalom hurtowe ilości bramek. Było pięknie, było skutecznie, a gwiazda Ole Gunnara Solskjaera znów zabłysnęła na Old Trafford pełnym blaskiem. „Red Devils” pięli się w tabeli, a nadzieje kibiców United na miejsce w czołowej czwórce odżyły. Ba! Można było wręcz napotkać opinie, że gdyby Norweg prowadził zespół od początku kampanii, to walka o tytuł byłaby możliwa.

Miesiąc miodowy szkoleniowca z Manchesterem United trwał w najlepsze. Wygrana z PSG tylko umocniła niektórych w przekonaniu, że Ole Gunnar Solskjaer może być swoistym panaceum na dotychczasowe problemy „Red Devils” . Problemy, które jak ręką odjął odeszły po powierzeniu sterów Norwegowi. Romantyczny wieczór w Paryżu (tam rozgrywano rewanż) zakończył jednak długi miesiąc miodowy szkoleniowca z Manchesterem United. Zaczęły się remisy i porażki. Skończyła świetna atmosfera, a pościg za czołówką wypełniły mniej i bardziej bolesne upadki.

O ostateczny brak miejsca w czołowej czwórce, czyli wyniku znajdującego się w grudniu w sferze marzeń kibiców United, zaczęto po części mieć pretensje do szkoleniowca. Przecież tak dobrze szło, a nagle padło… Powróciły też momentalnie głosy rozsądku analizujące, czy za serią zwycięstw „Red Devils” rzeczywiście stał genialny warsztat szkoleniowy Norwega, czy odejście Jose Mourinho. Obecny sezon potwierdza, że raczej to drugie.

Po wygranej z Chelsea na inaugurację obecnego sezonu kibice Manchesteru United ponownie wrócili od krainy Disneya. Snute były plany detronizacji sąsiadów z Etihad Stadium oraz doceniana siła zespołu prowadzonego przez Ole Gunnara Solskjaera. Balonik oczekiwań pompowano w zastraszającym tempie. Balonik, który jeszcze szybciej pękł. Już w drugiej kolejce było wielkie bum, a kraina Disneya zniknęła na końcu tęczy. W zamian pojawiła się brutalna rzeczywistość, w której Manchester United rozdaje punkty na lewo i prawo. Co prawda do czwartego miejsca tracąc obecnie trzy punkty, lecz do strefy spadkowej zaledwie oczko więcej.

Ole Gunnar Solskjaer – wuefista

Ole Gunnar Solskjaer przestał już być dla kibiców „Red Devils” wybawicielem, a stał się wuefistą. Człowiekiem jakby z przypadku, eksperymentem, który nie przywróci United do absolutnej europejskiej czołówki. Po kolejnych rozczarowujących (lecz czy zaskakujących?) rezultatach pozycję szkoleniowca stale podaje się w wątpliwość. Norweg krytykowany jest praktycznie za wszystko. Także za aspekty, w których błędów w danym spotkaniu nie popełnił.

W tym wszystkim jakby nikt już nie pamiętał, że Ole Gunnar Solskjaer miał być tylko tymczasowym szkoleniowcem Manchesteru United. Trenerem, który otrzepie zespół z kurzu pozostawionego przez Jose Mourinho. Seria dobrych rezultatów po wskoczeniu Norwega na stołek menedżera zaciemniła wielu osobom na Old Trafford rzeczywisty obraz. Ole Gunnar Solskjaer otrzymał szansę życia, na stałe obejmując zespół. Musiał spróbować dlatego, że podobna okazja mogła więcej się nie powtórzyć. Czy był gotowy na dźwignięcie zespołu pogrążonego od lat w marazmie? Nie. Czy desperacja i brak planu władz klubu zmusiły do ślepej wiary, że Norweg podoła? Tak.

Ole Gunnar Solskjaer, obejmując Manchester United, nigdy nie był i nie będzie panaceum na problemy „Czerwonych Diabłów”. Nawet tak doświadczonemu szkoleniowcowi jak Jürgen Klopp zajęło parę lat, by wydostać pogrążony w kryzysie Liverpool. Od niedoświadczonego Norwega jakby wymagano, by zrobił to szybciej. Szanse powodzenia od początku były bliskie zeru. Szczególnie że Manchester United znajduje się obecnie w nie mniejszym marazmie niż Liverpool przed przybyciem na Anfield Road Jürgena Kloppa.

Mniej istotne, ale też ciekawe:

  • W czołówce Premier League zadomowiło się Leicester City. Tym razem ofiarą „The Foxes” był Tottenham Hotspur. Wygrana z finalistą poprzedniej edycji Ligi Mistrzów rozpoczęła dyskusję, czy zespół Brendana Rodgersa stać na sprawienie niespodzianki i zajęcie miejsca w czołowej czwórce. Patrząc na dotychczasową dyspozycję potencjalnych rywali, nie można przekreślać szans klubu z King Power Stadium. Jednak decydującym czynnikiem będzie utrzymanie wysokiej formy przez cały sezon. W tym aspekcie Leicester City stanowi dużą niewiadomą.
  • Przegrana Watfordu 8:0 na Etihad Stadium z Manchesterem City zmusza do słowotwórstwa. Pogrom? Kompromitacja? Deklasacja? To wszystko za mało, by opisać przewagę zespołu Pepa Guardioli, a dokładnie beznadziejność gości. W obecnym sezonie „The Hornets” latają jacyś otumanieni, gubiąc drogę do zdobyczy punktowych. Jeśli nic nie ulegnie zmianie, to zespół z Vicarage Road czeka brutalne spotkanie z butem, czyli degradacja.
Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze