Wygląda na to, że czasy, gdy wielkie marki nie traktowały poważnie Ligi Europy, minęły bezpowrotnie. Odkąd nagrodą za wygranie całych rozgrywek jest zagwarantowany udział w przyszłej edycji Ligi Mistrzów, nawet Włosi, którzy do tej pory słynęli z lekceważenia tych mniej prestiżowych europejskich zmagań, zamierzają podejść do dzisiejszych meczów z pełnym zaangażowaniem. I słusznie, bo każdego z trzech włoskich przedstawicieli czeka dziś piekielnie trudne zadanie.
Punktualnie o godzinie 19 polskiego czasu na murawę stadionu Artemio Franchi wybiegną zawodnicy Fiorentiny i Tottenhamu. Wskazanie faworyta w tej parze to zadanie niemal niewykonalne, zwłaszcza gdy spojrzymy na formę, w jakiej są obie ekipy – gospodarze nie zaznali goryczy porażki od pięciu spotkań, natomiast Anglicy wygrali siedem ostatnich meczów ligowych oraz tych w ramach rozgrywek angielskich pucharów. Trener zeszłorocznych półfinalistów Ligi Europy, Paulo Sousa, zamierza desygnować do gry między innymi: Josipa Ilicica, Mauro Zarate czy bohatera ostatniego ligowego meczu z Interem – Khoumę Boubacara.
Wszystko wskazuje na to, że szansę dostanie także były kapitan reprezentacji Polski, Jakub Błaszczykowski, dla którego włoscy dziennikarze przewidują miejsce na prawym skrzydle w systemie 4–2–3–1. Więcej zmian w składzie szykuje szkoleniowiec gości, Mauricio Pochettino, który zamierza dać odpocząć kilku kluczowym zawodnikom, ale tacy piłkarze jak Erik Lamela czy Nacer Chadli gwarantują popisy w ofensywie i miłe dla oka akcje. Co ciekawe, obie drużyny spotkały się dokładnie rok temu w tej samej fazie rozgrywek i lepsza okazała się wówczas ekipa prowadzona przez Vincenzo Montellę. Jedno jest pewne – dwumecz ten zapowiada się naprawdę emocjonująco i z pewnością jest to jeden z hitów 1/16 finału tegorocznej Ligi Europy.
Przewidywane składy:
Fiorentina (4–2–3–1): Sepe; Tomovic, Gonzalo Rodriguez, Astori, Marcos Alonso; Tino Costa, Vecino; Błaszczykowski, Ilicic, Zarate; Babacar.
Tottenham (4–2–3–1): Vorm; Trippier, Alderweireld, Wimmer, Davies; Dier, Carrol; Son, Alli, Lamela; Chadli.
O 19 do boju ruszą także zawodnicy Villarrealu i Napoli, czyli rewelacje odpowiednio Primera Division i Serie A. Ekipa ze stadionu El Madrigal, na którym rozegrane zostanie dzisiejsze spotkanie, zajmuje w tabeli hiszpańskiej ligi bardzo dobre czwarte miejsce, tracąc zaledwie pięć punktów do potężnego Realu Madryt. Z kolei Napoli jeszcze kilka dni temu zajmowało pozycję lidera ligi włoskiej, jednak porażka z wiceliderem z Turynu sprawiła, że to „Bianconeri” prowadzą w tabeli.
Napoli, które podobnie jak Fiorentina jest półfinalistą zeszłorocznych rozgrywek, we wcześniejszych latach nie do końca poważnie traktowało Ligę Europy i skupiało się na lokalnych rozgrywkach. Niemal dokładnie trzy lata temu poniosło jedną z najbardziej wstydliwych porażek w historii klubu, kiedy to właśnie w ramach rozgrywek zwanych jeszcze przed kilkoma laty Pucharem UEFA przegrało aż 0:5 w dwumeczu z czeską Viktorią Pilzno i w kompromitującym stylu pożegnało się z europejskimi pucharami. Trudno jednak oczekiwać wtedy było innego rezultatu, skoro kontrowersyjny właściciel klubu – Aurelio De Laurentiis – publicznie krytykował format rozgrywek. Producent filmowy poprosił za pośrednictwem mediów ówczesnego trenera Napoli, Waltera Mazzarriego, aby wystawił w dwumeczu z Czechami rezerwowy skład, a na koniec dodał, że najlepiej by było, jakby Liga Europy w ogóle została zlikwidowana. Mazzarri, jak na dobrego pracownika przystało, wypełnił służbowe polecenie, na boisko wybiegli ci, którzy do tej pory nie mieli za dużo szans na granie i efekt był zadowalający dla De Laurentiisa. Teraz Włosi prezentują inne podejście, co dobitnie pokazuje między innymi fakt, że w poprzednich rozgrywkach Napoli dotarło aż półfinału i minimalnie przegrało w dwumeczu z rewelacyjnym Dnipro czy wreszcie obecna edycja, w której to póki co wygrali wszystkie spotkania i strzelili aż 22 bramki, tracąc przy tym zaledwie trzy. Warto dodać, że De Laurentiis zamierza obejrzeć dzisiejszy mecz z wysokości trybun, co jest kolejnym dowodem na to, że nie ma już miejsca na lekceważenie jakichkolwiek meczów.
Co ciekawe, podobnie jak w przypadku Fiorentiny i Tottenhamu, również ekipy Villarrealu i Napoli spotykały się całkiem niedawno w ramach europejskich rozgrywek. W 2011 roku w Lidze Europy lepszy był Villarreal, ale kilka miesięcy później Włosi wzięli odwet i dwie wygrane pozwoliły im awansować do następnej rundy Ligi Mistrzów z niezwykle trudnej grupy, w której, obok Villarrealu, były także Bayern Monachium i Manchester City.
Przewidywane składy:
Villarreal (4–4–2): Areola; Gaspar, Musacchio, Ruiz, Costa; Dos Santos, Bruno Soriano, Trigueros, Suarez; Bakambu, Soldado.
Napoli (4–3–3): Reina; Hysaj, Albiol, Chiriches, Strinic; David Lopez, Valdifiori, Hamsik; Callejon, Higuain, Mertens
Trochę ponad dwie godziny później na rozgrzanym do czerwoności stadionie Turk Telekom Arena zameldują się gracze Galatasarayu i Lazio. Można powiedzieć, że z dzisiejszych trzech „włoskich” meczów ten zapowiada się najmniej emocjonująco z racji tego, że zarówno Turcy, jak i rzymianie zawodzą w ligowych rozgrywkach i nie do końca spełniają pokładane w nich nadzieje. Słabe miejsca w tabeli sprawiają jednak, że jeśli jedna i druga drużyna planuje zagrać w przyszłej edycji Ligi Mistrzów, obydwie muszą skupić się na tegorocznej Lidze Europy i postarać się wygrać te zmagania. Z takiego założenia wychodzą więc trenerzy obu drużyn, Mustafa Denizli i Stefano Pioli, którzy zamierzają desygnować do gry największe armaty. Mimo że uczestnicy wyżej wymienionych par są obecnie w lepszej formie i dzięki temu można założyć, że pojedynki te będą wielkimi widowiskami, to tacy zawodnicy jak Podolski, Sneijder, Biglia czy Candreva także gwarantują wysoki poziom sportowy i z pewnością każdy, kto zdecyduje się dziś na oglądanie spotkania pomiędzy Galatasarayem a Lazio, nie pożałuje swojej decyzji i będzie się dobrze bawił, śledząc zmagania tych drużyn.
Przewidywane składy:
Galatasaray (4–2–3–1): Muslera; Denayer, Chedjou, Semih Kaya, Carole; José Rodriguez, Selcuk Inan; Podolski, Sneijder, Adin; Umut Bulut.
Lazio (4–3–3): Marchetti; Konko, Mauricio, Hoedt, Radu; Milinkovic-Savic, Biglia, Parolo; Candreva, Matri, Lulic.
Ilicic, Babacar, Hamsik, Higuain, Mertens, Biglia, Candreva… Jeszcze do niedawna nie do pomyślenia była sytuacja, kiedy trenerzy Fiorentiny czy Napoli ryzykowaliby zdrowie kluczowych zawodników na spotkania w ramach rozgrywek Ligi Europy, które traktowali tak, jakby grali w nich za karę. Dziś jednak, jak widać, szkoleniowcy włoskich ekip zamierzają podejść do sprawy całkowicie poważnie i powalczyć o wygraną w każdym z trzech meczów. Podejście Włochów do tych rozgrywek zmieniło się z pewnością dlatego, że nagrodą jest gra w Lidze Mistrzów, ale jest też inna kwestia, która pomogła im zrozumieć, że warto walczyć w każdym spotkaniu – klubowy ranking UEFA, na podstawie którego przydzielane są miejsca dla konkretnych krajów w europejskich pucharach.
Lekceważenie Ligi Europy i słabsze występy w Lidze Mistrzów sprawiły, że Włosi utracili swoje wysokie miejsce w tymże zestawieniu i przez to nie cztery, a tylko trzy włoskie drużyny mają obecnie prawo występować w najważniejszych rozgrywkach – Lidze Mistrzów. Kluby z Półwyspu Apenińskiego biorą się więc do roboty, co doskonale pokazują zeszłoroczne dokonania – Juventus doszedł do finału Ligi Mistrzów, a Napoli i Fiorentina półfinału Ligi Europy. Kibice calcio mają więc z pewnością nadzieję, że także w tym roku tendencja ta zostanie utrzymana, co pozwoli jeszcze bardziej zbliżyć się w rankingu do Niemiec i Anglii, a kto wie, może i wyprzedzić któryś z tych krajów i wrócić do podziału, który obowiązywał jeszcze do niedawna.