To nie były górnolotne zapowiedzi. Wisła Kraków faktycznie gra tak, jak chce Peter Hyballa


Wisła Kraków gra bardzo widowiskowo i z polotem. W tej układance Petera Hyballi brakuje jedynie punktów

19 lutego 2021 To nie były górnolotne zapowiedzi. Wisła Kraków faktycznie gra tak, jak chce Peter Hyballa
Krzysztof Porębski / PressFocus

Często bywa tak, że gdy do klubu przychodzi nowy menedżer, to rozpowiada wszystkim, jak to będzie grać jego drużyna. Najczęściej ofensywnie, widowiskowo, a przede wszystkim skutecznie. Przyzwyczailiśmy się, że wielkie zapowiedzi i górnolotne słowa są weryfikowane przez przeciwników. Gdy w PKO Ekstraklasie pojawił się Peter Hyballa, to od razu wiedzieliśmy, co będzie chciał grać, a najlepsze, że jego Wisła Kraków faktycznie gra tak, jak mówił, a to nie jest codziennością.


Udostępnij na Udostępnij na

Jak to zawsze bywa, gdy pojawia się nowy trener w Polsce, to zazwyczaj robi objazdówkę po wszystkich redakcjach. Nie inaczej postąpił Peter Hyballa. We wszystkich wywiadach powtarzał to samo. Chce stosować swój ulubiony gegenpressing i będzie wymagać od zawodników zaangażowania i pracy na najwyższych obrotach nawet w 90. minucie. Wisła Kraków pokazała to już w pierwszym spotkaniu za kadencji Niemca, i to jeszcze jakim, bo przeciwnikiem był rywal zza miedzy.

Wisła Kraków – styl gry

Zacznijmy może od tego, co to w ogóle jest ten popularny, a wręcz już mityczny gegenpressing. To po prostu nieustanny pressing. Po stracie piłki nie ma cofnięcia się i oczekiwania na przeciwnika, tylko natychmiastowy doskok do rywala. Pressing jednego zawodnika nie przynosi żadnego skutku, więc w odbiorze piłki bierze udział cała drużyna. Brzmi to fajnie, ale największym jego minusem jest intensywność. Aby tak grać, trzeba być przygotowanym na nieustanne bieganie. Od 1. do 90. minuty. Ponadto gdy już rywal poradzi sobie z pressingiem Wisły, to ma dużo miejsca, a więc jest to dość ryzykowny styl gry, ale efektowny.

Jakie zniszczenie w szeregach rywali potrafi zrobić, przekonaliśmy się w ostatnich latach na podstawie Liverpoolu. Niestety, ale przypadek „The Reds” pokazuje, że gdy przeciwnicy nauczą się, jak gra zespół, to wtedy robią kłopoty, dlatego Liverpool już nie pozostaje tak skuteczny. Na razie ekstraklasa jest zaskoczona tym, co zaproponowała Wisła Kraków Petera Hyballi. Rywale jeszcze są lekko oszołomieni i nie za bardzo wiedzą, jak się zachować przeciwko drużynie, która tak wysoko do nich wychodzi.

Piast do 30. minuty nie wiedział, gdzie się znajduje i co ma zrobić, Jagiellonia na białej murawie została zneutralizowana przez „Białą Gwiazdę” z łatwością, a wynik nie oddaje tego, co się działo na boisku. Śląsk też może dziękować Wiśle, że ta się pogubiła raz w swoim polu karnym i postawić kratę piwa Putnockiemu za wybronienie karnego. Takie są realia, że w trzech spotkaniach po przerwie zimowej Wisła była zdecydowanie lepsza na boisku i tylko tak naprawdę na własne życzenie nie zdobyła dziewięciu punktów.

Pięć punktów straconych

Przypomnijmy sobie wydarzenia z 1. kolejki wiosną. „Biała Gwiazda” zdobywa trzy bramki w 20 minut i wszyscy przecierają oczy ze zdumienia. Nic dziwnego, bo nie zdarza się często, aby ktokolwiek był w stanie tak rozbić Piasta. Mało tego, Wisła powinna otrzymać karnego i przypieczętować już zwycięstwo. I wtedy przyszły największe grzmoty, i to niespodziewane, bo kto normalny spodziewał się, że Wisła Kraków roztrwoni trzybramkową przewagę. O ten mecz można mieć pretensje do sędziego i wszystkich świętych. Prawda jest jednak taka, że „Białej Gwieździe” wyślizgnęły się trzy punkty prosto z rąk. Ona sama je wypuściła. Wszystkimi setkami Browna Forbesa i Jeana Carlosa.

– […] Wiedziałem o pressingu Wisły, ale mecz nam się nie układał. Nie mogliśmy wymienić kilku podań, Wisła napędzała swoje akcje, grała bardzo dobrze – trudno było jej się przeciwstawić. Przez chwilę nie mieliśmy pomysłu, jak przeszkodzić przeciwnikowi. Dopiero po czasie złapaliśmy odpowiedni rytm – mówił po spotkaniu zawodnik Piasta, Patryk Sokołowski, dla portalu Weszło.

Emocji jednak Wisła umiała dostarczyć. Do drugiego spotkania podeszła już bardziej z chłodną głową. Można powiedzieć troszkę wyrachowana, chociaż w słowniku Petera Hyballi takie słowo chyba nie istnieje. W zimowej scenerii Wisła Kraków pokonała Jagiellonię bardzo pewnie, choć wynik tego nie pokazuje. Brown Forbes w połowie spotkania powinien zejść do szatni z trzema bramkami i powiedzieć do trenera: „daj pograć młodemu”. Powinno tak być, ale „Biała Gwiazda” musiała liczyć na strzał życia Macieja Sadloka i w końcu na mały błąd Xaviera Dziekońskiego. Ostatecznie szalę zwycięstwa przechyliła na swoją stronę, ale po raz kolejny zmarnowane sytuacje mogły się zemścić.

Co się odwlecze, to nie uciecze. To stało się we Wrocławiu. W roli głównej po raz kolejny Felicio Brown Forbes. Tym razem ze zmarnowanym rzutem karnym, który zadecydował o tym, że Wisła nie wywiozła trzech punktów. Ten remis to nie był jeden punkt zdobyty, tylko dwa stracone. „Biała Gwiazda” straciła bramkę po rzucie rożnym, małe zamieszanie, bilard w polu karnym, no cóż. Zdarza się, ale potem Wisła miała absolutną przewagę. Śląsk oddał tylko jeden celny strzał, a była to bramka Mathieu Scaleta. Według portalu Ekstrastats i jego wyliczeń metodą expected goals Wisła powinna zdobyć 1,62 bramki. Zabrakło dołożenia kropki nad „i”, tym bardziej że krakowianie grali od 64. minuty z przewagą jednego piłkarza. Zamiast dziewięciu punktów i genialnego otwarcia rundy Wisła Kraków zdobyła tylko cztery.

Znowu byliśmy lepsi, znowu prowadziliśmy. Mieliśmy lepsze statystyki, jeśli chodzi o podania, zanotowaliśmy więcej strzałów. Do tego dość szybko zdołaliśmy wyrównać na 1:1. Podobnie było po przerwie, po której pokazaliśmy dominację. Jestem rozczarowany, że nie wygraliśmy tego meczu. Co prawda zabraliśmy ze sobą jeden punkt, ale nasza skuteczność nie była najlepsza i po prostu jestem zły – skomentował mecz ze Śląskiem Peter Hyballa.

(Nie)skuteczny napastnik

Co do zmarnowanych sytuacji i chyba głównego winnego tego, że Wisła Kraków zdobyła tylko cztery punkty w pierwszych trzech spotkaniach w tym roku, to jest w nim pewien absurd. Mowa rzecz jasna o Felicio Brownie Forbesie. Kostarykanin kojarzy się nam przede wszystkim jako nieskuteczny napastnik. Łatwo dojść do takiego wniosku, oglądając jego ostatnie trzy mecze, w których niby strzelał bramki, ale też zmarnował tuzin sytuacji.

Wynik pięć bramek w 12 spotkaniach dla napastnika to nie jest rezultat wybitny, a nawet pewnie dobry. Dla Petera Hyballi najważniejsze jest chyba to, że po prostu strzela regularnie bramki, za kadencji Niemca tak jest. W sześciu spotkaniach pod jego wodzą Brown Forbes zdobył już trzy bramki i dołożył jedną asystę. Czy mógł strzelić jeszcze więcej? Oczywiście, że tak, ale niemiecki szkoleniowiec powinien się cieszyć z małych rzeczy. Kolejnym czynnikiem, który działa na korzyść Kostarykanina, jest statystyka expected goals. Według niej Forbes i tak strzelił więcej niż powinien (4,829). Kibice mogą więc narzekać na napastnika, ale warto też docenić jego starania i solidność.

Wszystko jest w porządku, dopóki nie grozi spadek

Przyznajemy, że gra Wisły Kraków pod sterami Petera Hyballi wygląda naprawdę dobrze. Jest na co popatrzeć. Tego nam w PKO Ekstraklasie brakowało. Trudno było spodziewać się, że niemiecki trener faktycznie jest w stanie przekuć słowa na boisko i zaprezentować swój styl. Wdrożył w życie swoje słowa wypowiedziane wielokrotnie i Wisła Kraków faktycznie gra bardzo ofensywnie, widowiskowo, ale niestety trochę na własne życzenie traci punkty.

Mimo to kibice „Białej Gwiazdy” mogą być zadowoleni ze zmiany warty na ławce trenerskiej. Już teraz Peter Hyballa ma lepszą średnią punktową niż Artur Skowronek. W sumie wszystko będzie w porządku, dopóki widmo spadku nie zaświeci w oczy. Wtedy tę ofensywną grę będzie trzeba wyrzucić do kosza, a przecież ostatnia Stal Mielec traci do Wisły tylko cztery punkty. Wszystko jest więc spoko i można nawet wybaczyć głupie straty punktów, ale „Biała Gwiazda” musi też zacząć punktować, bo to przecież w piłce jest najważniejsze.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze